Vetus Amicus
*Zed*
-Kayn!-Stanąłem na środku jego pokoju i zmierzyłem postać leżącą pod kocem.-Co ty wyprawiasz!?Dlaczego olewasz moje lekcje?!Poświęcam ci czas,a ty mnie po prostu ignorujesz!
Chłopak spojrzał na mnie,po czym podniósł z poduszki.Był jakby...przybity...
-Wybacz Mistrzu Zedzie ale nie mam dziś ochoty na trening...
Zdenerwowałem się trochę jego ignorancją ale nie mogę wiecznie go ganić.Wczoraj chyba byłem dla niego za ostry ale zrobiłem to co słuszne.
-Mi też się dziś nie chciało z tobą ćwiczyć ale się przemogłem i tu jestem.A ty?Czemu już nie jesteś gotowy,tylko leżysz sobie w łóżku jakby nigdy nic?
-Nie mam po prostu nastroju...-Wzruszył ramionami i opadł na poduszkę.
-To nie chcesz spróbować swoich sił w rzucaniu cieni?Sądzę,że jesteś na to gotowy.-Liczyłem,że ta wiadomość poprawi mu humor.Uśmiechnął się lekko,nadal przybity i westchnął:
-Cieszę się ale może kiedy indziej?I przepraszam,że zmarnowałem Twój czas...
-Nie ma u mnie takiego słownictwa jak "kiedy indziej".-Machnąłem ręką,chcąc go jakoś pocieszyć.Innego takiego delikwenta bym olał na kilka dni,ale on...On jest inny.Nie wiem dlaczego ale po prostu to czuję...zaczynam faworyzować.Doprowadza mnie do nerwicy ale to dobry dzieciak.-No już,szykuj się i idziemy.To polecenie.
-Naprawdę nie mogę zostać?-Kayn zwiesił głowę,a mnie odrobinę opuściła nadzieja.Usiadłem obok niego i zdjąłem mu koc z twarzy i ramion.
-Hej!-Spojrzał na mnie trochę zaskoczony ale patrzył uważnie.
-Czy robię coś źle?-Złapałem go za rękę,ze skupioną miną.-Jeżeli nie chcesz się ze mną więcej uczyć,to po prostu powiedz.Zrozumiem.Nie jestem ideałem uczniów.-Uśmiechnąłem się lekko ale to był sztuczny uśmiech.Gdyby powiedział,że nie chce bym go uczył...musiałbym go gdzieś odesłać...Czemu się tego obawiam?Chyba nawiązaliśmy zbyt głęboka więź...Tak szybko...
Kayn obdarzył mnie zaskoczoną miną,jakbym mu powiedział,że zrobiłem sobie z jego włosów szalik.
-Dlaczego tak sądzisz?Przecież jesteś świetnym nauczycielem!-Teraz chyba on mnie pociesza...zabawne...-Po prostu..
Wczoraj miałem kiepską noc ale nie powinienem tak zupełnie olać treningów.Przepraszam...Nie najlepszy ze mnie uczeń,prawda?
Nie wiedziałem jak powinienem rozwiać jego obawy ale po chwili wszystko naszło mnie,jak dobry sen.
-Może nie najposłuszniejszym ale za to bardzo pojętnym.-Pogłaskałem go lekko po głowie.Poczułem się trochę jak ojciec obok syna.Może właśnie tak go traktuję...sam nie wiem...w końcu uratowałem mu życie...
Kayn uśmiechnął się lekko i chyba odzyskał odrobinę dobrego nastroju.
-A teraz szykuj się na trening!-Rzuciłem w niego ubraniem,rzuconym na krzesło,bo wieszaki są chyba tylko dla ozdoby...ehh...nieważne,może jestem już przewrażliwiony na tym punkcie?
Kayn spojrzał na mnie z uśmiechem i wreszcie wygramolił z łóżka.
-Myślisz,że dam radę z rzuceniem cienia?
-Jeśli się postarasz i włożysz w to serce,to może...Nie zawsze wychodzi za pierwszym podejściem ale w tym wypadku nie powinno się poddawać...
-Jesteś świetnym nauczycielem.-Chłopak uśmiechnął się i ruszył w stronę łazienki.
-Miło mi to słyszeć.To wiele dla mnie znaczy.-Kiwnąłem głowa i ruszyłem do wyjścia.-Czekam w ogrodzie.
Kayn skłonił się lekko i z gracją,po czym zamknął drzwi łazienki.Po chwili dobiegły zza nich dźwięki prysznica,a ja ruszyłem powolnym krokiem do ogrodu.
******************************
-Uaaa!-Chłopak potknął się i delikatna mroczna poswiata,która go otuliła rozmyła się jak dym.Jest coraz bliżej.
-Prawie ci się udało.-Uśmiechnąłem się lekko i podałem mu rękę,by mógł wstać.-Próbuj jeszcze raz.Pilnuj postawy nóg.
-Mhm.-Kayn pokiwał głowa i postawił pewnie stopy na posadzkę.
-Skup się.-Skinąłem na niego ręką,a on zamknął oczy i odetchnął cicho.
Mroczna poświata znów zaczęła się pojawiać,a chłopak mocno się starał.Wiedziałem,że da radę.
-Dobrze.Teraz spróbuj go rzucić przed siebie.Tak jak ci pokazywałem.
Chłopak wykonał ruchy do przodu ale jak narazie mu się nie udało.
-Mistrzu...może ja po prostu nie potrafię?-Westchnął,nadal wykonując ruchy.
-Nie pozwalam ci tak mówić!-Mruknąłem stanowczo.-Skup się i jeszcze raz!
Kayn znów westchnął i wykonał kilka ruchów,aż w końcu przed nim pojawiła się ciemna postać,która stała w bliźniaczej pozycji do zaskoczonego chłopaka.
-Wspaniale!-Krzyknąłem wesoło.-Wiedziałem,że ci się uda!Brawo!Teraz spróbuj nim poruszyć.
Chłopak kiwnął głowa z szerokim uśmiechem i zaczął wykonywać moje polecenie.
-Doskonale!-Pochwaliłem go,a on był uradowany.Opuścił cień i zmierzył mnie wesoło.
-Udało się!-Krzyknął radośnie,a ja uśmiechnąłem się lekko.Dalej zastanawia mnie ta nagła silna więź między nami.Coś co sprawia,że traktuję go inaczej niż innych uczniów,coś...dziwnego.Nie znam słów,by to opisać ale jest naprawdę tajemniczym uczuciem.
-A tak mówiłeś,że nigdy nie rzucisz cienia...-Zmierzyłem chłopaka karcąco,a on zachichotał.
-Bo nie spodziewałem się,że mi wyjdzie...-Lekko się zarumienił.-Dziękuję,że we mnie wierzyłeś...to naprawdę motywuje.
Posłałem mu kolejny uśmiech...kolejny pełen czegoś dobrego ale nie wiem jak ubrać w słowa to co czuję...albo chcę poczuć.Może po prostu robię się miękki na stare lata...
-Koniec na dziś.Zmykaj coś zjeść.Pewnie jesteś głodny.
-Może trochę...-Chłopak złapał się za ramię,a ja kiwnąłem głową.
Wymieniliśmy pokłony i skończyliśmy kolejną lekcję.Była bardzo bardzo udana.
*Kayn*
-Gratuluję.-Ardanien skłonił się przede mną z usmieszkiem.
-Wieści szybko się rozchodzą...-Mruknąłem,chwytając długi,cieńki makaron pałeczkami.
-Widziałem Mistrza Zeda po lekcji z Tobą.Wyglądał na bardziej zadowolonego niż zazwyczaj,więc tylko wyciągam wnioski.
Uśmiechnąłem się do niego szyderczo.
-Pilnuj swojego nosa.
Elf roześmiał się wesoło,a ja razem z nim.
-Muszę przyznać,że podziwiam.
-Podziwiasz?-Zmierzyłem go z zaskoczeniem,odkładając na chwilę pałeczki do miski.
-Tak szybko opanowałeś cień...Jesteś tu kilka dni,no powiedzmy tydzień.Mi to zajęło kilka miesięcy.Większości też.-Ardanien wziął się za swoją porcję makaronu i zaczął wygrzebywać z niej krewetki.
-Cóż...po prostu miałem szczęście...-Zawstydziłem się lekko,ale starałem się tego nie okazywać.
-Pitolisz.Chłopie,stałeś się chyba pupilkiem Zeda.Z Tobą spędza najwięcej czasu i masz najdłuższe lekcje...-Ardanien Uśmiechnął się wymownie.-Chyba cię polubił.
-Pupilek?Skąd!Przecież jestem fatalny w cienie i te klocki.Po prostu się nade mną lituje...-Westchnąłem nabijając końcówkę makaronu i kończąc posiłek.
-Wierz w co chcesz ale pamietaj o moim stwierdzeniu.-Elf westchnął wesoło,a ja poszedłem ogarnąć naczynia.Po chwili zderzyłem się z nieznajomą dziewczyną,znaczy znam ją z widzenia ale nie miałem okazji do zapoznania się czy coś.
-Bardzo przepraszam!-Złapałem jej i moje naczynia i wyciągnąłem do niej rękę,by pomóc jej wstać.-Ale ze mnie niezdara...
-Nic się nie stało.-Chwyciła mnie za rękę i podniosła się.-Każdemu się zdarza.Chyba nie mieliśmy okazji się bliżej poznać,Kayn.Irmina.-Wyciągnęła do mnie przyjaźnie dłoń,a ja uścisnąłem ją starając się być podobnie miłym.
-Miło poznać.-Uśmiechnąłem się słabo.-Widzę,że nie muszę się przedstawiać.
-Cóż...Większość już cię kojarzy.-Odparła wesoło i poszła ze mną do naszego stolika.Ardanien zmierzył ją,grzebiąc w makaronie.Wyglądał co najmniej komicznie z tymi swoimi kluskami,próbując złapać krewetkę.
-Chyba mogę się przysiąść?-Spojrzała najpierw na mnie,potem na tego elfiego debila.
-O ile nie masz nic przeciwko...-Ardanien puścił mi oczko,a ja spojrzałem na ciemnowłosą dziewczynę.Szczerze mówiąc była całkiem ładna.Ciemne włosy,zielone oczy...
-Nie mam nic przeciwko.-Odparłem,robiąc jej miejsce.Uśmiechnęła się i usiadła.
-To jak ci się tu podoba?-Spojrzała na mnie wesoło,a ja kiwnąłem głową.
-W porządku.Może gdyby nie było jednego osobnika pośród nas,byłoby idealnie...
-Lucas prawda?Ta,wredny typ.Nie przepadam za nim.W sumie...dobrze,że mu nakopałeś.Może się trochę uspokoi...
-Albo będzie się chciał na mnie zemścić...-Westchnąłem,biorąc tę opcję pod uwagę.
-Sądzisz,że narażałby się tak Zedowi?On pragnie by go wywalić na zbity pysk ale z jakiegoś powodu nadal go tu trzyma.Daje mu za wiele drugich szans.
-Racja.-Ardanien kiwnął głową.
-Cóż.Skończmy o nim mówić.Pogadajmy o czymś przyjemniejszym.To pasemko jest farbowane?-Wskazała na moje włosy.
-Naturalne.Właściwie nie wiem stąd się wzięło.Po prosu jest i już.-Wzruszyłem ramionami.
-Jest naprawdę śliczne.-Irmina pochwaliła moje włosy,a Ardanien zmierzył mnie miną:stary leci na cb.
-Dzięki...-Odparłem trochę speszony.-Ty też masz ciekawy kolor włosów...
-Po mamie...Widzisz,to zabawna kobieta.
-Zabawna?
-Grozi czasem swoim znajomym,że ich zgwałci ale wiem,że żartuje.-Dziewczyna uśmiechnęła się lekko.Ja zrobiłem to z grzeczności.
-Ciekawie...
-Ja muszę już uciekać.Do zobaczenia!-Wstała,pożegnała się i pomachała mi na do widzenia.
******************************
-Znowu ty?Spierdalaj.-Mój ulubiony blondasek zmierzył mnie,opierając się o ścianę.
-Nie mam zamiaru zawracać ci głowy.-Posłałem mu uspokajające spojrzenie.Kolejna awantura z Lucasem jest mi niepotrzebna.
-Ale psujesz mi widok swoją mordką.-Uśmiechnął się jadowicie,a ja podszedłem i zatkałem mu usta ręką.
-Milcz.Słyszysz to?-Oboje spojrzeliśmy w kierunku ścieżki,z której dobiegał dźwięk.
-Zabieraj te łapy!-Odepchnął moją rękę.-Słyszę.Brzmi jak...odgłosy walki,bitwy...nie mam pojęcia...ewentualnie ktoś ostrzy jakąś broń.
Zmierzyłem go i w tym momencie nie wierzę w to co wydobyło się z moich ust.
-Chodź ze mną.Trzeba to sprawdzić.
-Mam iść z Tobą?-Zmierzył mnie drwiaco.Też bym mu nie zaufał.
-Nie obawiaj się.Chodź,może przydać mi się pomoc.-Spojrzałem na niego chłodno.Lucas o dziwo kiwnął rozumnie głowa i poszedł za mną.
Odgłosy rzeczywiście brzmiały jak walka.Stukot mieczy,męskie głosy,sypki dźwięk żwiru...
-Ciii...-Zwróciłem się do Lucasa, po czym odsłoniłem krzaki.Dziwnie ubrany i uczesany mężczyzna mierzył zabójczo dwójkę Noxiańskich żołnierzy.Trzeci leżał zabity,brocząc krwią.Najwyraźniej żołnierze napadli tego człowieka.Jeden z nich,ten chudszy zaczął ciąć mieczem,kierując się w stronę tego pierwszego mężczyzny.Chwycił szybko swój miecz i zaczął parować ciosy przeciwnika.Mężczyzna poruszał się bardzo szybko i zwinnie,jakby lekko dotykając ziemi.Tej techniki walki jeszcze nigdy nie widziałem.Oboje kontrowali swoje ataki,sprawiając że ich bronie zgrzytały głośno objana stala.Ten pierwszy miał przewagę nad żołnierzem.Spychał go w bok.Potem Noxianin go ranił.Mężczyzna dotknął krwawiącego ramienia, po czym skupił się chwilę i długim doskokiem obciął chudemu żołnierzowi głowę.Jego ciało drgnęło w konwulsjach,po czym opadło na ziemię,zalewając ją krwią.Ten pierwszy mężczyzna rozejrzał się za kolejnym Noxianinem.Zniknął.Przecież przed chwilą tu był.
-Tchórz nie żołnierz.-Mężczyzna wzruszył ramionami i zaczął przeszukiwać zabitych Noxian.Nagle z tylu pojawił się ten żołnierz co niby uciekł i wbił swoją broń w atakowanego człowieka.
-Zdychaj w końcu.-Wycedził do niego przez żeby,a tamten uśmiechnął się i wbił mu swój miecz głęboko w szyję.
-To ty razem ze mną.Razem raźniej.-W jego głosie było słychać lekkie rozbawienie.
Noxianin opadł na ziemię,zastygły w wyrazie szoku.Mężczyzna wyjął z jego gardła swój miecz.Trysnęła krew.Uśmiechnął się słabo, po czym upadł na ziemię,obok krzaka,trzymając się za krwawący bok.
-Gdzie ty idziesz!?-Lucas
zmierzył mnie zabójczo.
-No nie wiem,pomóc mu?Jest ranny.
-Od kiedy z ciebie takie dobre dziecko?-Blondyn wzruszył ramionami,a ja spiorunowałem go wzrokiem.
-Milcz i mi pomóż.Trzeba go zabrać do Zeda.-Kucnąłem nad rannym człowiekiem i sprawdziłem czy nie jest za późno.
Lucas przewrócił oczami ale mi pomógł.
******************************
-Mistrzu Zedzie!-Wleciałem do pokoju Zeda ze zmęczeniem.Kiepsko wyglądałem,byłem trochę umazany krwią rannego.
Zed zmierzył mnie pytająco.
-Co...
-Szybko,chodź za mną.Porozmawiamy później.-Ruszyłem do drzwi,a Zed kiwnal głowa i poszedł za mną.
Gdy zobaczył z oddali tego gościa jego twarz zaczęła się zmieniać.Najpierw szok.Potem szybko przyspieszył.Znowu szok i...przygnębienie?
-Skąd wy go...-Spojrzał na mnie i na Lucasa.
-Walczył z Noxianami.-Odparłem,a Zed spojrzał na niego smutno, po czym wziął go w ramiona.
-Zajmę się nim.-Odparł po czym zniknął w świątyni.Zachowywał się,jakby się znali...a może...
Nie zapytałem nawet o tożsamość tego człowieka,może się znają.Nie wiem też co z nim zrobi ale był wyjątkowo przygnębiony...
Jeszcze wielu rzeczy nie wiem o swoim mistrzu...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro