Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Tenebris

*Zed*

-Mistrzu!-Kayn wleciał do pokoju,kiedy akurat czytałem jedną z ksiąg.Mógłby być odrobinę ciszej...

-Czemu tak krzyczysz?-Spojrzałem zaskoczeniem na chłopaka.

-Masz gości.-Lekko się uśmiechnął.To ciekawie wróży...

Podniosłem się z łóżka.Pod opieką Kayna naprawdę szybko dochodzę do siebie.Niedawno nie miałem sił by wyjść poza to cholerne łóżko,a teraz...Kayn pomógł mi utrzymać równowagę i powoli ruszyłem na spotkanie z gośćmi.

-Kogo ja tu widzę?-Uśmiechnąłem się na widok "Boga Dywanów" wraz ze świtą.

-To samo mogę powiedzieć do ciebie.-Yas wyszczerzył się w moją stronę.

-Kayn zajął się mną lepiej niż ty.Puściłem chłopakowi oczko.Nadal podpierałem się o jego ramię.

-No niestety.Nie zawsze się sprawdzam.-Yasuo wzruszył ramionami.-Zjedzmy kolację.Padam z głodu.

Reszta pokiwała głowami,gdy usłyszeli słowo kolacja.Grzechem byłoby im odmówić.

-To dobry pomysł.Zjedzmy.-Kiwnąłem potakująco głową.-Pewnie jesteście okropnie głodni po podróży.

Udaliśmy się do kuchni. Yas i Kayn szybciutko przygotowali posiłek.Spojrzałem na dwie,doskonale znane mi kobiety.

-A was co tu sprowadza?-Zmierzyłem obie damy,siedzące przy stole.

-Szukamy elementów potrzebnych Lux...jak to się tam nazywało?-Yasuo wtrącił się,z gębą pełną jedzenia.Zapomniałem,że on je jak świnia...

-Elementy żywiołów.-Lux popiła herbatę i zagryzła lekkim kęsem posiłku.

-No to o tym mówię.-Samuraj wziął kolejny wielki gryz do ust.

-Ciekawe...-Kiwnąłem głową.-Zdaje się,że mam chyba jakąś księgę o podobnym temacie...albo to była mapa...nieważne,potem wam ją udostępnię.

-Naprawdę?-Lux spojrzała na mnie wesoło.-Zed,nie wiem jak ci dziękować!

-Ale to potem...Najpierw musicie odpocząć.

Yasuo praktycznie zmiótł wszystko z talerza i siedział ze smutnym spojrzeniem nad pustym naczyniem.

-Zeeeed...Nadal jestem głodny...-Westchnął żałośnie.

-Możesz wziąć trochę tej sałatki z kurczakiem...-Wstał i zabrał całą miskę,po czym zaczął w niej dziubać widelcem.-Ale....nie całą...

-Co mówiłeś?-Oderwał się od posiłku i spojrzał na mnie pytająco.

-Nic...Smacznego.-Zwróciłem wzrok na Lux i Katarinę.-Może opowiecie o waszej podróży?

Kata pokiwała głową.

-Pewnie.A zaczęło się od...

-Ja opowiem!-Yasuo stanął między mną,a Katariną z miską sałatki w ramionach.Po chwili przysiadł się obok.

-Dobrze...-Westchnąłem,czując się jak w przedszkolu.-Ty opowiesz.

-No.-Napuszył się dumnie.-A zaczęło się...

*Retrospekcja(KUBA NIE BIJ XD)*

*Katarina(bo wtrąciła się Yasuo w opowieść)*

-Kobieto,co ty odwalasz!?-Nieznajomy krzyknął pod uściskiem mojego buta.W pokoju pojawiła się Lux.Zaniemówiła.

-Uwolnij mnie do jasnej cholery!-Mężczyzna szaleńczo się szarpał.Ten głos był znajomy...

-Eeeee...-Lux nadal była skołowana całą sytuacją.

-Idź po Borysa,zanim to ścierwo nas zabije!-Krzyknęłam w jej stronę,siłując się z włamywaczem.

-Wypraszam sobie!-Oburzył się.-Nie mam zamiaru nikogo zabijać!

Ja nie dam się oszukać.

(teraz historia aka lux ale nadal opowiada kata)

Poleciałam pod pokój numer 69 i zapukałam mocno do drzwi.

-Borys!!!-Złapałam za klamkę i zaczęłam szarpać.-Borys,ratuj!WŁAMYWACZ!

Murzyn wystawił głowę i zmierzył mnie z zaciekawieniem.

-Czemu się tak wydzierasz?!

-Włamywacz!Gwałciciel!Zbok!Wlazł przez okno!

Borys zrobił wielkie oczy.

-Jak to?Jesteś pewna,że...

-NIE MA CZASU!-Szarpnęłam go za rękę do wyjścia.I to był błąd...

-P-Przepraszam...-Zarumieniłam się lekko,widząc całą sytuację.Chyba zobaczyłam z Borysa to,czego moje oczy nie chciały widzieć...

-Ostatnio wolę spać nago...-Zakrył ręka swoje przyrodzenie,żeby oszczędzić mi widoku.-Poczekaj tu na mnie,ubiorę się i zaraz z tobą pójdę.

-Dziękuję...-Odetchnęłam z ulgą,gdy zamknął drzwi.Po chwili pojawił się w dresie i białym T-shircie.W ręce miał...patelnię?

-Po co ci to?

-Jak mam się bronić?Ty rzucasz lampami,a ja?-Zmierzył mnie i weszliśmy do pokoju mojego i Katy.

-Yasuo!?-Krzyknęłam,gdy tylko otworzyłam drzwi.No tego to się nie spodziewałam...

*
-Ja miałem opowiadać!-Yasuo oburzył się i zabił wzrokiem Katę.-Dlaczego znowu mi przerywasz!?

-Ustąp mu.-Poleciłem,a Kayn zdusił cichy śmiech.Yi także się uśmiechał.Kata spochmurniała.

-No to wracając...-Yasuo rozsiadł się na krześle.-O czym to ja?A no tak...

-Tak,tak.We własnej osobie.Sorki za takie wejście,Promyczku ale innego nie mogłem znaleźć.

-Co ty tu robisz!?-Lux spojrzała na mnie z ciekawością.

-Potrzebuje pomocy.-Westchnąłem siadając na łóżku.

-Jesteś cały w błocie i brudach,więc postanowiłeś usiąść na moim łóżku!?Wypad!-Katarina ryknęła na mnie z oburzeniem.Co za narowista kobieta...Wstałem,robiąc jej wyrzuty.Naprawdę bolą mnie nogi.

-Wracając...-Usiadłem na podłodze i poprawiłem pogniecione ubrania.-Bardzo potrzebuję pomocy...Zgarnęli Yi...

-Jak to?-Lux zdziwiła się.

-Tego twojego upośledzonego chłopaka,który biega w tych swoich śmiesznych bucikach?-Kata zmierzyła mnie z lekkim usmieszkiem.

-Sama jesteś upośledzona!-Zabiłem ją wzrokiem.-Daj mi skończyć!-Spojrzałem na Luxi.-Pomożesz mi?Straciłem po drodze wszystkich ludzi.W pojedynkę nie dam rady...

-Możemy spróbować ci pomóc...-Wzruszyła ramionami.-Ale nic nie obiecuję...Może wiesz gdzie go porwano?

-Zdaje się,że do Bilgewater...ale nie jestem pewnien...

-Świetnie.To akurat nasza trasa.

Trochę się rozpogodziłem.Jest nadzieja...

-Przeszkodziłeś nam w spaniu.-Katarina oburzyła się.

-Przeszkodziłeś wszystkim.-Ten murzyn obok Lux też zaczął się mnie czepiać.

-Przepraszam, no.Inaczej nie mogłem się tu dostać.Wszystko pozamykane.

-Szlajasz się po ośrodku,w którym NIE jesteś zameldowany...-Czarny się najwyraźniej mnie uczepił.-Mam zadzwonić po policję?

-To nie będzie konieczne.-Westchnąłem.-Prześpię się u dziewczyn na podłodze i jutro mnie nie ma.

-O nie,nie,nie.Nie ma mowy.Zaraz ci coś wynajmiemy.Tylko pytanie ile tam masz?-Murzyn zmierzył mnie krzywo.

-Heh.-Podałem mu moje ostatnie pieniądze.-Proszę.

Czarny przeliczył wszystko i oblał mnie chłodnym spojrzeniem.

-Za tyle to nawet dziwki nie kupisz...

-Więcej nie mam.-Wzruszyłem ramionami.-Mogę pozmywać naczynia czy coś.W naturze nie mam zamiaru ci płacić.

-Dobra.Skończ już.Trzymaj.-Rzucił mi klucze do pokoju.-Znaj łaskę pana.I się zachowuj,bo stąd wylecisz.-Murzyn wyszedł stanowczo z pokoju.Co za człowiek...

-Chyba już pójdę spać.-Skłoniłem się w stronę niewiast.-Jutro wszystko obgdamy.Miłej nocy życzę.-Zamknąłem za sobą drzwi i wszedłem do swojego pokoju.Spodziewałem się czegoś...Lepszego.Łóżko i dwie szafy na krzyż...Dobra,trudno.
Padłem od razu na łóżko.Rano wezmę porządny prysznic.Teraz nie mam ochoty  tym myśleć...
Już prawie usnąłem ale po chwili zza sciany doszły mnie jakieś jęki i stęki.Regipsy zrobione na odwal się,zero ocieplenia...To już ja lepiej się znam na budownictwie.
Zacząłem pukać w tę ścianę.Może się ucisza...Jednak nie podziałało.

-CISZEJ,KURWA.-Walnąłem z całej siły w ścianę.Przez chwilę myślałem,że ją po prostu rozwale...ale nie,wytrzymała.-NIE WSZYSCY CHCĄ SLUCHAĆ JAK SIĘ RUCHACIE!

Odgłosy szybko ucichły i w końcu mogłem usnąć...Nareszcie...

*
-Ciekawe masz przygody.-Yi zachichotał,a Yasuo westchnął.

-Bardzo,kurwa.Bardzo.

-Miałeś opowiadać.-Kayn zaciekawił się,odkładając talerz.

-Nie chce mi się...-Wywalił nogi na stół i westchnął.-Chyba się zdrzemnę,bo cukier mi spadł...

-Niektórzy jeszcze jedzą...-Katarina oburzyła się jego zachowaniem.

-To jedz i nie marudz.Bo ci zabiorę.-Rozsiadł się jeszcze bardziej na krześle.

-W takim razie ja opowiem.-Lux wyprostowała się i chrząknęła znacząco.

-Zed, powiedz mu coś...-Kata mierzyła Yasuo z niesmakiem.

-Yasuo,zdejmij te nogi ze stołu,bo bedziesz szorował naczynia.-Zagroziłem z uśmiechem.

-Dobra,Dobra.Kurwa,nie dacie odpocząć...-Usiadł normalnie i spojrzal na wszystkich wymownie.

-A więc...

*

W Bilgewater było ciepłe,morskie powietrze.Lubię takie miejsca,bo nie mam ich na codzień.Lazurowe wybrzeża Demacii nie są tak dzikie i poszarpane jak tutejsze wody...

-Może coś zjemy?-Katarina stanęła pod karczma.To był dobry pomysł.Burczy mi w brzuchu.

-O taak...Kiedy ostatnio jedliśmy?W ogóle coś jedliśmy?-Yasuo zmierzył nas wymownie.

-Zjadłeś wtedy swoją porcję i połowę mojej...-Zabiłam go wzrokiem.

-Aaa,no taaak...-Wzruszył ramionami.-Co ja poradzę,że morskie powietrze tak działa na apetyt?

-Nieważne.Chodźmy już.Kata,mówiłas że wiesz gdzie jest Yi?-Usiadłam przy stoliku,a Katarina zrobiła to samo.Yasuo poszedł zamówić coś do jedzenia.

-Z tym dziwakiem znaleźliśmy plakat.-Dała mi kawałek papieru w rękę.Przeczytałam dwa razy.

-Świetna robota.-Pochwalilam ją.Po chwili Yas wrócił z jedzeniem.

-Ile ty jesz...-Kata spojrzała na jego jedzenie ze zdziwieniem.

-Ja ci nie wypominam ile ty jesz.-Oburzył się.

-Ja nie...

-Cisza!-Zdenerwowałam się.Oboje zamilkli.-Macie jedzenie?To jeść.

Żadne się nie odezwało,aż do skończenia posiłku.

-To teraz po tego kalekę?-Kata zarechotała,a Yasuo szturchnął ją mocno ramieniem.

-Jeszcze raz powiesz o nim "kaleka"...

-Wyluzuj.-Zmierzyła go z zaskoczeniem.-Nerwowy się zrobiłeś.

-Nie mam nastroju do żartowania.-Odparł poważnie i szybko wstał.-Komu w drogę...a resztę już znacie...

-Ruszajmy.-Kiwnęłam głowa i udaliśmy się w dalszą wędrówkę.

Gdy dotarliśmy na wskazane miejsce,było tu podejrzanie cicho.Zbyt cicho.

-To na pewno tutaj?-Zmierzyłam dwójkę idąca za mną.

-Chyba taaa...CO DO KURWY!?-Odwróciłam się i zobaczyłam Yasuo,wokół którego nogi owineło się coś dziwnego...macka...

-Co jest?-Kata skrzywiła się.Deski w porcie lekko zatrzeszczały i z wody wyłoniła się dziwna postać.

-Fuj...to wcale nie smakuje jak ryba...-Znów odwróciłam się w stronę Yasuo.Był oswobodzony i podnosił się właśnie z ziemi.

-Przegryzłeś tę mackę?-Spojrzałam na niego z zaskoczeniem.

-A co miałem robić!?Dac się jej wciągnąć!?-Wziął się z oburzeniem pod boki.-Nieważne.I tak nie smakowała jak ośmiornica,tylko jak zepsuty klops...

-UWAGA!-Kata osłoniła mnie nożem,przed nadciągającą macka.

Przed nami wyrosła...

*
-Potem mi opowiesz...-Złapałem się za głowę.-Nie najlepiej się czuję...

Kayn od razu do mnie podszedł.

-Chyba wrócę do pokoju...Do jutra...-Osunąłem dłoń na delikatne ramię Kayna i powoli się podniosłem.Chłopak pomógł mi się chwycić i poszliśmy w stronę mojej sypialni.Mam nadzieję,że tam się nie wysadzą.

-Mistrzu...

-Tak?-Usiadłem na łóżku i złapałem się za głowę.

-Dziś w lesie znalazłem mnóstwo broni.Jakąś taką dziwną...Z błyszczącej,ciemnej stali...-Nie podobały mi się słowa tego chłopaka,a jeszcze bardziej rozrzucona broń po lesie.Ten rodzaj stali cos mi mówi...

-Zakazuję ci tam chodzić.-Zmierzylem go stanowczo,ocierając twarz dłonią.

-Ale Mistrz...

-Zakazuję,jasne!?-Trochę mnie zdenerwował tym brakiem dyscypliny.-Nie powinieneś grzebać w nieznanej broni.Masz się tam nie zbliżać.A teraz zostaw mnie już samego.-Położyłem się na łóżku,czekając aż chłopak wyjdzie.

-Dobrze...-Westchnął i wyszedł cicho z pokoju.

*Kayn*

Ciekawość tak bardzo drąży we mnie wielkie tunele.Trzymając się pozorów nie można odkryć niczego nowego...

-Przepraszam Mistrzu ale nie mogę cię posłuchać...-Szepnąłem sam do siebie i zszedłem na dół.Najciszej,by nie obudzić Zeda.Bardzo lekko śpi.

-Kayn gdzie ty idziesz?-Głos Yasuo wyrwał mnie z monotonii skradania się.

-Ja?Zed poprosił mnie o trochę drewna na opał.Zaraz wracam.-Odparłem i otworzyłem drzwi.

-W porządku.-Yasuo wrócił do rozmowy z Yi i tymi dwoma,które średnio znam.Nawet nie pamiętam ich imion...

Wyszedłem na dwór.Do lasu wiodła niedługa droga,ale wiało strasznym chłodem.Dziwnym chłodem...W końcu dotarłem.To miejsce w nocy wyglądało jak cmentarz...przerażający.Światło świecy ledwo co oswietlalo trawnik,pełen broni.Mieczy,toporow,mlotow...Może to naprawdę cmentarz.

-Mrocznie tu...-Westchnąłem.Moją uwagę przykuł nagły rozbłysk szkarłatnego światła.Co się dzieje?

Podszedłem bliżej.Światło brało się z długiej,ostro zakrzywionej kosy.Miała wielki czerwony kryształ...nie...to jest oko.

-Nie wstydź się chlopcze.-W powietrzu rozległ się gruby,męski głos.Przerażające.

-K-kto to!?-Przestraszyłem się i wziąłem sztylet z kieszeni.

-Pochyl się.-Głos nakazał.Zrobiłem to.-Co widzisz?

-K-kosę?-Nic innego tutaj nie było...

-No właśnie.To właśnie ja.-Gadam z kosa.Niesamowite...

-Kim jesteś?-Bałem się dotknąć broni.

-Ja?Kimś kto może ci pomóc albo cię zniszczyć.Twój wybór.

-Nawet się nie znamy,koso...Sugerujesz,że mam ci zaufać?

-Ależ skąd Kayn!Ależ skąd...Wystarczy,że pomożesz mi się stąd wydostać,a ja...ja będę twoim wiernym przyjacielem.

Nie wiem co o tym wszystkim myśleć.

-Skąd znasz moje imię?-Wzdrugnąłem się.

-To nie jest twoje prawdziwe imię,chlopcze.Shieda?Tak cię wołali?

-To...niemożliwe...Skąd to wszystko wiesz?

-To mój sekret.-W powietrzu rozległ się lekki śmiech.-To jak chlopcze?Nie wstydź się,nie gryzę.

Powinienem pokazać to Zedowi.
Skierowałem dłoń do kosy.
Zawahałem się...

-Nie bój się.Jestem tylko bronią.Tylko bronią,która należeć będzie do ciebie.

Złapałem kosę.To dziwne uczucie...Nagle poczułem dziwny ból w skroniach...

-No widzisz,Kayn.Miło mi,że podjąłeś właściwa decyzję.-Kosa zachichotała i dopasowała się do mojej dłoni.Pasowała idealnie.Ja poczułem lekkie ugięcie w nogach...osłabienie?

-Kim ty jesteś?-Zmierzylem broń wymownie.

-Racja.Powinienem się przedstawić.-Broń zachichotała wesoło.-Więc mam zdradzić ci swoje imię?

-O to właśnie zapytałem...

-Rhaast chłopcze,Rhaast.Będziesz to imię jeszcze dużo razy wymawiał.Uwierz mi.

-Rhaast...-Mruknąłem, po czym osunąłem się na ziemię,słysząc cichy głos tej cholernej broni.

U Kuby(StarGuardianKubs)macie dalszą częśc histori Katy,Yasa i Luxi (Taki collab)
Robię mu reklamę,zeby się nie czepiał xD

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro