Tenebris
*Zed*
-Mistrzu!-Kayn wleciał do pokoju,kiedy akurat czytałem jedną z ksiąg.Mógłby być odrobinę ciszej...
-Czemu tak krzyczysz?-Spojrzałem zaskoczeniem na chłopaka.
-Masz gości.-Lekko się uśmiechnął.To ciekawie wróży...
Podniosłem się z łóżka.Pod opieką Kayna naprawdę szybko dochodzę do siebie.Niedawno nie miałem sił by wyjść poza to cholerne łóżko,a teraz...Kayn pomógł mi utrzymać równowagę i powoli ruszyłem na spotkanie z gośćmi.
-Kogo ja tu widzę?-Uśmiechnąłem się na widok "Boga Dywanów" wraz ze świtą.
-To samo mogę powiedzieć do ciebie.-Yas wyszczerzył się w moją stronę.
-Kayn zajął się mną lepiej niż ty.Puściłem chłopakowi oczko.Nadal podpierałem się o jego ramię.
-No niestety.Nie zawsze się sprawdzam.-Yasuo wzruszył ramionami.-Zjedzmy kolację.Padam z głodu.
Reszta pokiwała głowami,gdy usłyszeli słowo kolacja.Grzechem byłoby im odmówić.
-To dobry pomysł.Zjedzmy.-Kiwnąłem potakująco głową.-Pewnie jesteście okropnie głodni po podróży.
Udaliśmy się do kuchni. Yas i Kayn szybciutko przygotowali posiłek.Spojrzałem na dwie,doskonale znane mi kobiety.
-A was co tu sprowadza?-Zmierzyłem obie damy,siedzące przy stole.
-Szukamy elementów potrzebnych Lux...jak to się tam nazywało?-Yasuo wtrącił się,z gębą pełną jedzenia.Zapomniałem,że on je jak świnia...
-Elementy żywiołów.-Lux popiła herbatę i zagryzła lekkim kęsem posiłku.
-No to o tym mówię.-Samuraj wziął kolejny wielki gryz do ust.
-Ciekawe...-Kiwnąłem głową.-Zdaje się,że mam chyba jakąś księgę o podobnym temacie...albo to była mapa...nieważne,potem wam ją udostępnię.
-Naprawdę?-Lux spojrzała na mnie wesoło.-Zed,nie wiem jak ci dziękować!
-Ale to potem...Najpierw musicie odpocząć.
Yasuo praktycznie zmiótł wszystko z talerza i siedział ze smutnym spojrzeniem nad pustym naczyniem.
-Zeeeed...Nadal jestem głodny...-Westchnął żałośnie.
-Możesz wziąć trochę tej sałatki z kurczakiem...-Wstał i zabrał całą miskę,po czym zaczął w niej dziubać widelcem.-Ale....nie całą...
-Co mówiłeś?-Oderwał się od posiłku i spojrzał na mnie pytająco.
-Nic...Smacznego.-Zwróciłem wzrok na Lux i Katarinę.-Może opowiecie o waszej podróży?
Kata pokiwała głową.
-Pewnie.A zaczęło się od...
-Ja opowiem!-Yasuo stanął między mną,a Katariną z miską sałatki w ramionach.Po chwili przysiadł się obok.
-Dobrze...-Westchnąłem,czując się jak w przedszkolu.-Ty opowiesz.
-No.-Napuszył się dumnie.-A zaczęło się...
*Retrospekcja(KUBA NIE BIJ XD)*
*Katarina(bo wtrąciła się Yasuo w opowieść)*
-Kobieto,co ty odwalasz!?-Nieznajomy krzyknął pod uściskiem mojego buta.W pokoju pojawiła się Lux.Zaniemówiła.
-Uwolnij mnie do jasnej cholery!-Mężczyzna szaleńczo się szarpał.Ten głos był znajomy...
-Eeeee...-Lux nadal była skołowana całą sytuacją.
-Idź po Borysa,zanim to ścierwo nas zabije!-Krzyknęłam w jej stronę,siłując się z włamywaczem.
-Wypraszam sobie!-Oburzył się.-Nie mam zamiaru nikogo zabijać!
Ja nie dam się oszukać.
(teraz historia aka lux ale nadal opowiada kata)
Poleciałam pod pokój numer 69 i zapukałam mocno do drzwi.
-Borys!!!-Złapałam za klamkę i zaczęłam szarpać.-Borys,ratuj!WŁAMYWACZ!
Murzyn wystawił głowę i zmierzył mnie z zaciekawieniem.
-Czemu się tak wydzierasz?!
-Włamywacz!Gwałciciel!Zbok!Wlazł przez okno!
Borys zrobił wielkie oczy.
-Jak to?Jesteś pewna,że...
-NIE MA CZASU!-Szarpnęłam go za rękę do wyjścia.I to był błąd...
-P-Przepraszam...-Zarumieniłam się lekko,widząc całą sytuację.Chyba zobaczyłam z Borysa to,czego moje oczy nie chciały widzieć...
-Ostatnio wolę spać nago...-Zakrył ręka swoje przyrodzenie,żeby oszczędzić mi widoku.-Poczekaj tu na mnie,ubiorę się i zaraz z tobą pójdę.
-Dziękuję...-Odetchnęłam z ulgą,gdy zamknął drzwi.Po chwili pojawił się w dresie i białym T-shircie.W ręce miał...patelnię?
-Po co ci to?
-Jak mam się bronić?Ty rzucasz lampami,a ja?-Zmierzył mnie i weszliśmy do pokoju mojego i Katy.
-Yasuo!?-Krzyknęłam,gdy tylko otworzyłam drzwi.No tego to się nie spodziewałam...
*
-Ja miałem opowiadać!-Yasuo oburzył się i zabił wzrokiem Katę.-Dlaczego znowu mi przerywasz!?
-Ustąp mu.-Poleciłem,a Kayn zdusił cichy śmiech.Yi także się uśmiechał.Kata spochmurniała.
-No to wracając...-Yasuo rozsiadł się na krześle.-O czym to ja?A no tak...
-Tak,tak.We własnej osobie.Sorki za takie wejście,Promyczku ale innego nie mogłem znaleźć.
-Co ty tu robisz!?-Lux spojrzała na mnie z ciekawością.
-Potrzebuje pomocy.-Westchnąłem siadając na łóżku.
-Jesteś cały w błocie i brudach,więc postanowiłeś usiąść na moim łóżku!?Wypad!-Katarina ryknęła na mnie z oburzeniem.Co za narowista kobieta...Wstałem,robiąc jej wyrzuty.Naprawdę bolą mnie nogi.
-Wracając...-Usiadłem na podłodze i poprawiłem pogniecione ubrania.-Bardzo potrzebuję pomocy...Zgarnęli Yi...
-Jak to?-Lux zdziwiła się.
-Tego twojego upośledzonego chłopaka,który biega w tych swoich śmiesznych bucikach?-Kata zmierzyła mnie z lekkim usmieszkiem.
-Sama jesteś upośledzona!-Zabiłem ją wzrokiem.-Daj mi skończyć!-Spojrzałem na Luxi.-Pomożesz mi?Straciłem po drodze wszystkich ludzi.W pojedynkę nie dam rady...
-Możemy spróbować ci pomóc...-Wzruszyła ramionami.-Ale nic nie obiecuję...Może wiesz gdzie go porwano?
-Zdaje się,że do Bilgewater...ale nie jestem pewnien...
-Świetnie.To akurat nasza trasa.
Trochę się rozpogodziłem.Jest nadzieja...
-Przeszkodziłeś nam w spaniu.-Katarina oburzyła się.
-Przeszkodziłeś wszystkim.-Ten murzyn obok Lux też zaczął się mnie czepiać.
-Przepraszam, no.Inaczej nie mogłem się tu dostać.Wszystko pozamykane.
-Szlajasz się po ośrodku,w którym NIE jesteś zameldowany...-Czarny się najwyraźniej mnie uczepił.-Mam zadzwonić po policję?
-To nie będzie konieczne.-Westchnąłem.-Prześpię się u dziewczyn na podłodze i jutro mnie nie ma.
-O nie,nie,nie.Nie ma mowy.Zaraz ci coś wynajmiemy.Tylko pytanie ile tam masz?-Murzyn zmierzył mnie krzywo.
-Heh.-Podałem mu moje ostatnie pieniądze.-Proszę.
Czarny przeliczył wszystko i oblał mnie chłodnym spojrzeniem.
-Za tyle to nawet dziwki nie kupisz...
-Więcej nie mam.-Wzruszyłem ramionami.-Mogę pozmywać naczynia czy coś.W naturze nie mam zamiaru ci płacić.
-Dobra.Skończ już.Trzymaj.-Rzucił mi klucze do pokoju.-Znaj łaskę pana.I się zachowuj,bo stąd wylecisz.-Murzyn wyszedł stanowczo z pokoju.Co za człowiek...
-Chyba już pójdę spać.-Skłoniłem się w stronę niewiast.-Jutro wszystko obgdamy.Miłej nocy życzę.-Zamknąłem za sobą drzwi i wszedłem do swojego pokoju.Spodziewałem się czegoś...Lepszego.Łóżko i dwie szafy na krzyż...Dobra,trudno.
Padłem od razu na łóżko.Rano wezmę porządny prysznic.Teraz nie mam ochoty tym myśleć...
Już prawie usnąłem ale po chwili zza sciany doszły mnie jakieś jęki i stęki.Regipsy zrobione na odwal się,zero ocieplenia...To już ja lepiej się znam na budownictwie.
Zacząłem pukać w tę ścianę.Może się ucisza...Jednak nie podziałało.
-CISZEJ,KURWA.-Walnąłem z całej siły w ścianę.Przez chwilę myślałem,że ją po prostu rozwale...ale nie,wytrzymała.-NIE WSZYSCY CHCĄ SLUCHAĆ JAK SIĘ RUCHACIE!
Odgłosy szybko ucichły i w końcu mogłem usnąć...Nareszcie...
*
-Ciekawe masz przygody.-Yi zachichotał,a Yasuo westchnął.
-Bardzo,kurwa.Bardzo.
-Miałeś opowiadać.-Kayn zaciekawił się,odkładając talerz.
-Nie chce mi się...-Wywalił nogi na stół i westchnął.-Chyba się zdrzemnę,bo cukier mi spadł...
-Niektórzy jeszcze jedzą...-Katarina oburzyła się jego zachowaniem.
-To jedz i nie marudz.Bo ci zabiorę.-Rozsiadł się jeszcze bardziej na krześle.
-W takim razie ja opowiem.-Lux wyprostowała się i chrząknęła znacząco.
-Zed, powiedz mu coś...-Kata mierzyła Yasuo z niesmakiem.
-Yasuo,zdejmij te nogi ze stołu,bo bedziesz szorował naczynia.-Zagroziłem z uśmiechem.
-Dobra,Dobra.Kurwa,nie dacie odpocząć...-Usiadł normalnie i spojrzal na wszystkich wymownie.
-A więc...
*
W Bilgewater było ciepłe,morskie powietrze.Lubię takie miejsca,bo nie mam ich na codzień.Lazurowe wybrzeża Demacii nie są tak dzikie i poszarpane jak tutejsze wody...
-Może coś zjemy?-Katarina stanęła pod karczma.To był dobry pomysł.Burczy mi w brzuchu.
-O taak...Kiedy ostatnio jedliśmy?W ogóle coś jedliśmy?-Yasuo zmierzył nas wymownie.
-Zjadłeś wtedy swoją porcję i połowę mojej...-Zabiłam go wzrokiem.
-Aaa,no taaak...-Wzruszył ramionami.-Co ja poradzę,że morskie powietrze tak działa na apetyt?
-Nieważne.Chodźmy już.Kata,mówiłas że wiesz gdzie jest Yi?-Usiadłam przy stoliku,a Katarina zrobiła to samo.Yasuo poszedł zamówić coś do jedzenia.
-Z tym dziwakiem znaleźliśmy plakat.-Dała mi kawałek papieru w rękę.Przeczytałam dwa razy.
-Świetna robota.-Pochwalilam ją.Po chwili Yas wrócił z jedzeniem.
-Ile ty jesz...-Kata spojrzała na jego jedzenie ze zdziwieniem.
-Ja ci nie wypominam ile ty jesz.-Oburzył się.
-Ja nie...
-Cisza!-Zdenerwowałam się.Oboje zamilkli.-Macie jedzenie?To jeść.
Żadne się nie odezwało,aż do skończenia posiłku.
-To teraz po tego kalekę?-Kata zarechotała,a Yasuo szturchnął ją mocno ramieniem.
-Jeszcze raz powiesz o nim "kaleka"...
-Wyluzuj.-Zmierzyła go z zaskoczeniem.-Nerwowy się zrobiłeś.
-Nie mam nastroju do żartowania.-Odparł poważnie i szybko wstał.-Komu w drogę...a resztę już znacie...
-Ruszajmy.-Kiwnęłam głowa i udaliśmy się w dalszą wędrówkę.
Gdy dotarliśmy na wskazane miejsce,było tu podejrzanie cicho.Zbyt cicho.
-To na pewno tutaj?-Zmierzyłam dwójkę idąca za mną.
-Chyba taaa...CO DO KURWY!?-Odwróciłam się i zobaczyłam Yasuo,wokół którego nogi owineło się coś dziwnego...macka...
-Co jest?-Kata skrzywiła się.Deski w porcie lekko zatrzeszczały i z wody wyłoniła się dziwna postać.
-Fuj...to wcale nie smakuje jak ryba...-Znów odwróciłam się w stronę Yasuo.Był oswobodzony i podnosił się właśnie z ziemi.
-Przegryzłeś tę mackę?-Spojrzałam na niego z zaskoczeniem.
-A co miałem robić!?Dac się jej wciągnąć!?-Wziął się z oburzeniem pod boki.-Nieważne.I tak nie smakowała jak ośmiornica,tylko jak zepsuty klops...
-UWAGA!-Kata osłoniła mnie nożem,przed nadciągającą macka.
Przed nami wyrosła...
*
-Potem mi opowiesz...-Złapałem się za głowę.-Nie najlepiej się czuję...
Kayn od razu do mnie podszedł.
-Chyba wrócę do pokoju...Do jutra...-Osunąłem dłoń na delikatne ramię Kayna i powoli się podniosłem.Chłopak pomógł mi się chwycić i poszliśmy w stronę mojej sypialni.Mam nadzieję,że tam się nie wysadzą.
-Mistrzu...
-Tak?-Usiadłem na łóżku i złapałem się za głowę.
-Dziś w lesie znalazłem mnóstwo broni.Jakąś taką dziwną...Z błyszczącej,ciemnej stali...-Nie podobały mi się słowa tego chłopaka,a jeszcze bardziej rozrzucona broń po lesie.Ten rodzaj stali cos mi mówi...
-Zakazuję ci tam chodzić.-Zmierzylem go stanowczo,ocierając twarz dłonią.
-Ale Mistrz...
-Zakazuję,jasne!?-Trochę mnie zdenerwował tym brakiem dyscypliny.-Nie powinieneś grzebać w nieznanej broni.Masz się tam nie zbliżać.A teraz zostaw mnie już samego.-Położyłem się na łóżku,czekając aż chłopak wyjdzie.
-Dobrze...-Westchnął i wyszedł cicho z pokoju.
*Kayn*
Ciekawość tak bardzo drąży we mnie wielkie tunele.Trzymając się pozorów nie można odkryć niczego nowego...
-Przepraszam Mistrzu ale nie mogę cię posłuchać...-Szepnąłem sam do siebie i zszedłem na dół.Najciszej,by nie obudzić Zeda.Bardzo lekko śpi.
-Kayn gdzie ty idziesz?-Głos Yasuo wyrwał mnie z monotonii skradania się.
-Ja?Zed poprosił mnie o trochę drewna na opał.Zaraz wracam.-Odparłem i otworzyłem drzwi.
-W porządku.-Yasuo wrócił do rozmowy z Yi i tymi dwoma,które średnio znam.Nawet nie pamiętam ich imion...
Wyszedłem na dwór.Do lasu wiodła niedługa droga,ale wiało strasznym chłodem.Dziwnym chłodem...W końcu dotarłem.To miejsce w nocy wyglądało jak cmentarz...przerażający.Światło świecy ledwo co oswietlalo trawnik,pełen broni.Mieczy,toporow,mlotow...Może to naprawdę cmentarz.
-Mrocznie tu...-Westchnąłem.Moją uwagę przykuł nagły rozbłysk szkarłatnego światła.Co się dzieje?
Podszedłem bliżej.Światło brało się z długiej,ostro zakrzywionej kosy.Miała wielki czerwony kryształ...nie...to jest oko.
-Nie wstydź się chlopcze.-W powietrzu rozległ się gruby,męski głos.Przerażające.
-K-kto to!?-Przestraszyłem się i wziąłem sztylet z kieszeni.
-Pochyl się.-Głos nakazał.Zrobiłem to.-Co widzisz?
-K-kosę?-Nic innego tutaj nie było...
-No właśnie.To właśnie ja.-Gadam z kosa.Niesamowite...
-Kim jesteś?-Bałem się dotknąć broni.
-Ja?Kimś kto może ci pomóc albo cię zniszczyć.Twój wybór.
-Nawet się nie znamy,koso...Sugerujesz,że mam ci zaufać?
-Ależ skąd Kayn!Ależ skąd...Wystarczy,że pomożesz mi się stąd wydostać,a ja...ja będę twoim wiernym przyjacielem.
Nie wiem co o tym wszystkim myśleć.
-Skąd znasz moje imię?-Wzdrugnąłem się.
-To nie jest twoje prawdziwe imię,chlopcze.Shieda?Tak cię wołali?
-To...niemożliwe...Skąd to wszystko wiesz?
-To mój sekret.-W powietrzu rozległ się lekki śmiech.-To jak chlopcze?Nie wstydź się,nie gryzę.
Powinienem pokazać to Zedowi.
Skierowałem dłoń do kosy.
Zawahałem się...
-Nie bój się.Jestem tylko bronią.Tylko bronią,która należeć będzie do ciebie.
Złapałem kosę.To dziwne uczucie...Nagle poczułem dziwny ból w skroniach...
-No widzisz,Kayn.Miło mi,że podjąłeś właściwa decyzję.-Kosa zachichotała i dopasowała się do mojej dłoni.Pasowała idealnie.Ja poczułem lekkie ugięcie w nogach...osłabienie?
-Kim ty jesteś?-Zmierzylem broń wymownie.
-Racja.Powinienem się przedstawić.-Broń zachichotała wesoło.-Więc mam zdradzić ci swoje imię?
-O to właśnie zapytałem...
-Rhaast chłopcze,Rhaast.Będziesz to imię jeszcze dużo razy wymawiał.Uwierz mi.
-Rhaast...-Mruknąłem, po czym osunąłem się na ziemię,słysząc cichy głos tej cholernej broni.
U Kuby(StarGuardianKubs)macie dalszą częśc histori Katy,Yasa i Luxi (Taki collab)
Robię mu reklamę,zeby się nie czepiał xD
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro