Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Eros

*Zed*

-Mistrzu...-Natychmiast odwróciłem głowę do jednego z moich uczniów.

-Słucham?-Wstałem z krzesła,czekając na wieści.

-Masz gościa.Ciągle o ciebie wypytuje.-Kiwnąłem głowa,a mój uczeń skłonił się lekko i wyszedł pierwszy.Ja niedługo po nim.Przed bramą stał mój stary znajomy,lekko poirytowany.Na cholerę postanowił się tu pojawić!?

-Shen,co cię tu sprowadza?Raczej się za mną nie stęskniłeś...-Zmierzyłem go szybko.Prawie się nie zmienił.Chwilę myślałem czy spojrzeć mu w oczy,nie wiedziałem co w nich zobaczę.Ale nie wyczytałem nic...

-Ty już dobrze wiesz co!-Skrzyżował ramiona i odrzucił mnie wyczekującym spojrzeniem.Nie wiem co do mnie znów ma i co mu dziś bije na ten durny łeb.

-Gdybym wiedział,nie byłbyś taką niespodzianką.Ale skoro już tu jesteś nie będę udawał,że cię nie znam.Może herbaty?-Starałem się być choć odrobinę grzeczny.Zawsze gdy się spotykamy,ktoś dostaje czymś w japę.

-Ja ci kurwo dam herbatkę...-Podniósł trochę ton i obrzucił mnie rozgniewanym spojrzeniem.

-O co ci chodzi!?-Zganiłem go.Myśli,że się będzie mi na posesji panoszył.-Ani "witaj",ani wyjaśnień,tylko z mordy strzelasz!Trochę kultury.Może się nie uwielbiamy ale ja przynajmniej staram się być miły.A ty zawsze jak świnia...

-To ty tu jesteś świnią!-Zacisnął lekko pięści i rzucił ze złością.-Myślisz,że nie widzę jak sobie flirtujesz z moją dziewczyną!?

Miałem ochotę mu się teraz roześmiać w twarz.Rozczulający z niego człowiek.

-To chyba mamy jakieś nieporozumienie.-Na mojej twarzy pojawił się lekki cień uśmiechu.-Za kogo ty mnie masz?Przyszła do mnie bo potrzebowała pomocy,której TY jej nie udzieliłeś...-Wskazałem na niego oskarżycielsko palcem.

-I jakie miałeś motywy by jej pomóc?Błagam cię,nie jestem aż tak naiwny,żeby nie dostrzec jak się do niej przystawiasz!

Obrzuciłem go zabójczym spojrzeniem.Nie podoba mi się ten ton.

-Nie zwróciłaby się do mnie,gdyby miała wsparcie w tobie...Pfu,wzorowy altruista...

Spojrzał na mnie naprawdę rozgniewany.Wręcz...chętny do walki.

-Nie mówimy tu o mnie.-Ochłonął trochę.-Mam nadzieję,że nie będziecie się obściskiwać pod moim nosem...

-Może powinniśmy pomówić o tobie i tym,że jesteś piepszonym zazdrośnikiem i oskarżasz mnie o takie bzdury?-Rzuciłem trochę drwiąco.Postawa Shena była tak żałosna,że wręcz zabawna.

-Ty kurwiu!-Podniósł ton i wziął się pod boki.Teraz wygląda jeszcze żałośniej.-Wstyd się przyznać,co?Chcesz się do niej dobrać,prawda?Nie będziesz napchany,póki nie odbierzesz mi wszystkiego?Zarżniesz wszystkich,na których mi zależy?To ci chodzi po głowie!?Taki jest twój plan!?

-Gdybym miał jakiś plan,polegałby na zarżnięciu ciebie.-Posłałem mu lekki uśmieszek.Gniew Shena rósł coraz bardziej.Rzucił mi swoją broń pod stopy i rozłożył szeroko ramiona,by potem wskazać na swoją pierś.

-A więc zrób to!Wbij tutaj.W serce,żebym nie mógł już nigdy kochać!Zarżnij mnie,żebym poszedł w ślady ojca!

Czy on jest aż tak zdesperowany,czy to tylko gra aktorska?

-Nie będę przelewał zbędnej krwi.Opanuj się!-Spojrzałem na niego chłodno.-Przestań odgarniać przeszłość!To co było,już nie powróci!

-Boisz się mnie zabić?-Uśmiechnął się jadowicie.Może w końcu oszalał?-Ciekawe.Wtedy się nie wachałeś...

-Skończ już to,Shen.Nie mam ochoty do tego wracać.-Obrzuciłem go mroźnym spojrzeniem.-Lepiej wracaj do pilnowania swojej dziewczyny,bo oskarżasz mnie ale niedługo jej cierpliwość do ciebie może się skończyć.Prędzej czy później czara się przeleje...

-Co jej nagadałeś!?Nastawiasz ją przeciw mnie!?-Shen zaczął na mnie krzyczeć,a ja miałem ochotę mu przyłożyć w twarz,żeby się zamknął.

-Robisz się żałosny.Skoro mi nie wierzysz...Myśl sobie co chcesz.Jakoś twoje zdanie mnie nie porusza...Twoje problemy w związku mnie nie interesują.

-To TY jesteś tymi problemami!-Krzyknął w moją stronę.Nawstukał sobie do głowy jakichś swoich fanaberii.-Jesteś problemami,które mam!Gdybym cię nigdy nie poznał...Powinieneś zdychać!Mój ojciec dał ci dom,ocalił twoją głupią dupę...A ty...Nawet honoru nie masz...wdzięczności...Tfu!-Splunął mi na buty i zmierzył zabójczo.

-Mam wrażenie,że jesteś niestabilny emocjonalnie.Wracaj do swojego śmiesznego zakonu i myśl sobie co chcesz.Nie wiem jak mam do ciebie dotrzeć.Ale powtórzę po raz kolejny.Nie mam romansu z Akali.

-Twoje słowa są nic nie warte.-Obrzucił mnie zabójczo-molestującym spojrzeniem,a ja westchnąłem ze zniecierpliwieniem.

-Naprawdę zastanawiam się nad zabiciem ciebie.Nie pogrążaj się bardziej i odejdź z godnością.Pokaż,że ją masz.

-Ty straciłeś honor i godność już dawno temu...Zabawne...Kiedyś się przyjaźniliśmy.Ale to nie było nic wartościowego.Przynajmniej teraz.

Zaczął mnie naprawdę irytować.Nie chcę zrobić czegoś,czego będę znów żałował ale on tak bardzo mnie kusi.Wyjąłem jeden z moich shurikenów i przysunąłem mu pod szyję.

-Koniec twoich wywodów.Wszystko ci wyjaśniłem,a że ty tego nie uznajesz,to mnie chuj obchodzi.Wynoś się.Już.

Spojrzał na mnie z uśmieszkiem.Może nawet lekkim smutkiem.Myślałem,że czeka nas walka,w której ktoś przeleje krew.Ale nie.Nie zrobi tego.Wie,że mam przewagę.Ostatnimi czasy pogrąża się w coraz większym...szaleństwie?Może ma schizofrenię czy coś?

-Teraz wiem,że Zed którego kiedyś znałem,na pewno umarł.-Spojrzał mi smutno w oczy.-A szkoda.To był ciekawy człowiek...Wątpię,że jeszcze go kiedykolwiek zobaczę.Zboczył ze ścieżki,ukrył się w ciemnościach...-Odwrócił się do mnie tyłem.-Do następnego,Zed.Może kiedyś wrócisz na dobrą drogę...-Zaczął powoli odchodzić.Nigdy go nie zrozumiem.

-Żegnaj Shen.-Rzuciłem za nim chłodno,a on podniósł rękę na pożegnanie.Nie obejrzał się.Szedł ciągle przed siebie.Ja starego Shena też już dawno straciłem.To ja dałem mu sztylet ale to on poderżnął sobie nim gardło.

✖✖✖✖✖✖✖✖✖✖✖✖✖✖

-Coś ty taki wkurzony?-Yasuo zmierzył mnie gdy przechodziłem obok i złapał za rękę, zatrzymując.-Kogo zarąbać?

-Powiedziałbym,że Shena ale wyjdzie z tego jeszcze większa drama...-Westchnąłem głośno.Nie miałem ochoty wracać do dzisiejszej konfrontacji z niebieskim ninją.

-Shen tu był?!-Yas złapał się za głowę.-Czemu o tym nie wiem?

-Bo próbowałeś wyrzucić córkę Irelki przez okno,razem z łóżkiem,komoda i szafka...

-Chciała się dowiedzieć jak się rzuca tornadami, to jej pokazałem...-Uśmiechnął się z zażenowaniem.-Ale do rzeczy.Czego chciał Shen?

-Nie ważne.Same bzdury.Oskarżył mnie o jakieś bezsensowne głupoty...Rozdrapał stare rany...Wkurzył mnie tak strasznie...

-To Shen.Zawsze się czepia.Wiesz co się robi,żeby się rozluźnić i poskromić złośnika?Zapija wszystko.

-Może i masz rację.Jak walnę odrobinę czegoś mocnego,to może mi przejdzie.-Westchnąłem z lekkim rozluźnieniem.

-Tylko się nie napierdol.-Poklepał mnie po plecach.-Ja idę rzucać tornadami w wiesz kogo.

-Tylko jej nic nie zrób,bo Irelka się na nas pogniewa.A wiesz jak to z nią jest...

-Mhm.-Yas kiwnął głowa i rozstaliśmy się.Zarzuciłem sobie jednego kielicha i od razu poczułem przyjemne ciepło.Faktycznie trochę się rozluźniłem ale wypiłem kolejnego.Po prostu nie mogłem się powstrzymać.Nadal byłem zły na tego idiote.Poruszył wspomnienia,które kręcą mi się po głowie.Więc muszę je zapić,żeby na chwilę zniknęły...trzy...cztery...pięć...sześć...a,pierdolić liczenie...

*Kayn*

Dzisiaj nie mam lekcji z Mistrzem.W sumie z nim nie rozmawiałem.Chciałem spytać o ten pocałunek...motyw...Ale gdy go zobaczyłem,wyglądał jakby chciał zabijać,więc odrzuciłem to na dalszy plan.W sumie to nawet dobrze.Cały dzień wolnego...Chociaż wolałbym jakiś trening...Nudzę się trochę...

-O czym myślisz?-Ardanien zmierzył mnie pytająco.

-Analizuję różne wydarzenia.-Odparłem cicho.-Nie pytaj.

-Nie pytam.-Elf rozsiadł się na murku i patrzył przed siebie.

-Ja miałam dziś ciekawy dzień.-Irmina uśmiechnęła się pod nosem.

-No na pewno...Prawie wyleciałaś z okna.-Spojrzałem na nią z lekkim rozbawieniem.Po głowie dalej chodził mi pocałunek z Zedem...Odczuwam jakieś dziwne ciepło na tę myśl...

-Jeju!Zupełnie zapomniałam,że miałam iść do Ai!-Irmina skoczyła jak oparzona.-Miałam jej pomóc!

-A w czym miałaś jej pomóc?-Oboje wiemy,że elfik pali buty do Ai.

-Możecie iść oboje.Ja tu zostanę i pomyślę trochę...Albo pójdę na krotki spacer...-Wstałem z murka,a Ardanien i Irmina pokiwali głowami.

-Dzień rozmyślania?

-Coś w tym guście.-Uśmiechnąłem się lekko i nasze drogi na jakiś czas się rozeszły.

Próbowałem przewietrzyć umysł.Wiatr,rzeski i chłodny chciał mi chyba w tym pomóc.

-Nic nie rozumiem.-Mruknąłem do siebie.

-Widać.-Odpowiedział mi "cudowny,złotowłosy chłopiec".Jeszcze tylko jego mi tu brakowało.Stał oparty o ścianę,popijając coś z białego kubka.Łypnąłem na niego okiem i starałem zignorować.

-Nikt cię nie prosił o komentarz.-Odparłem chłodno i trochę zadarłem nosa.Po chwili poczułem jak tracę równowagę i ląduje na ziemi.Podstawił mi haka.Zanim się podniosłem,poczułem na sobie ciepło i słodki zapach herbaty.

-Ojej,przepraszam.-Lucas zrobił zbolałą minę i odłożył pusty kubek na parapet.-Ale ze mnie niezdara.-Na jego mordzie wykwitł szyderczy uśmieszek.Nienawidzę chuja.

-Zrobiłeś to celowo!-Podniosłem się z kafelek i stanąłem na przeciw.Reprezentowałem się żałośnie.Ociekający herbatą...

-Może.Kto mi to udowodni?-Uśmiechnął się jadowicie,a ja zacisnąłem lekko pięści.-No nie złość się.To tylko herbata.Jest bardziej użyteczna niż ty.

-Znowu chcesz,żebym ci nakurwił? (Pozdro dla kumatych)-Uśmiechnąłem się krzywo pod nosem.

-No jasne.O ile dasz radę rzucić cieniem.Może mam iść po Zeda,żeby ci pomógł?Bo bez niego,co najwyżej możesz mi zrobić laskę.

-Jesteś obrzydliwy.-Syknąłem przez zęby.Jeśli będzie trzeba,to mu zajebię.

-Przykro mi.Takie są fakty.-Wyszczerzył się i skończył opierać o ścianę.Mam ochotę mu wybić te wszystkie ząbki ale przypomniała mi się pewna obietnica...miałem nie broić...rety...jak ciężko dotrzymywać słowa.-Idź po Mistrza.Może pomoże ci się chociaż podnieść.

-Nie prowokuj mnie.-Odwróciłem się od niego.Chciałem po prostu odejść.Gdy postawiłem pierwszy krok,znów wylądowałem na ziemi,szarpnięty za włosy.Tym razem warkocz wytrzymał.

-Nie ładnie się tak odwracać podczas rozmowy.Nikt cię nie uczył?-Lucas uśmiechnął się wesoło.Siedziałem tak na kafelkach,próbując się opanować.Zabiję chuja,zabiję.

-Co tak milczysz?-Spojrzał na mnie jadowicie.-Będziesz płakał,dziwko Zeda?

Piepszyć obietnice.Nie wytrzymam.

-Coś ty powiedział!?-Wykonałem cios w kierunku jego twarzy ale uchylił się.Stałem gotowy,by urwać mu głowę.

-To co słyszałeś.-Uśmiechnął się jadowicie.-Szczerość to podstawa.

-Jesteś złośliwym,podstępnym psem!-Krzyknąłem w jego stronę.Nie zdążyłem się zorientować,kiedy dostałem w policzek.

-Mówimy tu o tobie?-Lucas otarł pięść,a ja skrzywilem się po jego ciosie.

-O tobie nawet nie mam ochoty mówić.-Syknąłem i zamachnąłem się.Trafiłem.Na mojej twarzy wykwitł lekki uśmiech.

-To było słabe.-Lucas ostrzepał się z mojego ciosu.Widać,że go zabolało.-Bez swojego Mistrza nic nie potrafisz...

Syknąłem i chciałem przywołać swój cień.Ale nadal jestem beznadziejny...W walce na cienie nie miałbym żadnych szans z tym śmieciem...W zwyklej walce mam wiele szans.Lucas stał tak nade mną ze swoim usmieszkiem,a ja po prostu się na niego rzuciłem. Chciałem  mu po prostu urwać łeb.Chciałem...żeby po prostu już się zamknął.Cały czas uchylał się od moich ciosów,a gdy dostał kilka razy skrzwił się,a ja posłałem mu zabójczy uśmiech.Po chwili szarpnął mnie za włosy i wylądowałem na ziemi.

-Słuchaj!-Wyjął nożyk i przystawił mi go do gardła.-Ta zabawa mnie powoli nudzi...

-Zabijesz mnie?To żałosne.Nie potrafisz sobie poradzić ze mną gołymi rękami.Uśmiechnąłem się jadowicie.-Proszę.Zabijaj.Ale potem licz się z Zedem.Nie będzie zachwycony.

-Nie mógłbym zabić dziwki naszego mistrza.-Lucas uśmiechnął się smutno,a ja przywaliłem mu w twarz.Z nosa pociekła mu krew.Zamachnąłem się by poraz kolejny mu przyłożyć,ale znów szarpnął mnie za włosy.Tym razem nie warkocz nie wytrzymał.Zdążył mnie jeszcze ciąć tym swoim nożykiem w ramię.To takie żałosne,że musi sobie nim pomagać.Podniosłem się z posadzki i rzuciłem na Lucasa z rozbiegu,tak że oboje leżeliśmy na ziemi.Ramię zaczęło mnie mocniej boleć ale to nie było istotne.Zaczęliśmy się naparzać,aż w końcu wyrwało nas z tego mocne szarpnięcie.Zed.

-Nie tego się po was spodziewałem.-Odparł chłodno.-Ty do swojego pokoju,a ty Kayn ogarnąć się i widzimy się u mnie.Muszę z wami porozmawiać osobno,bo razem się pozabijacie.

-Ale...-Lucas zaczął ale Zed przerwał mu rozgniewanym spojrzeniem.

-Przestań prowokować ludzi.Inaczej będę zmuszony wyrzucić cię z grona moich uczniów.To nie pierwszy raz,chłopcze.-Z triumfem patrzyłem jak Lucas kłania się do Zeda i odchodzi.

Mnie zaś Zed zmierzył ze zdenerwowaniem i zostawił.Znowu pewnie będzie na mnie wściekły...

*Zed*

-Mistrzu...-Gdy Kayn się u mnie pojawił,zmierzyłem go stanowczo.

-Pamiętasz co mi obiecałeś?

Kiwnął głową.

-Wiem.Ale czasem ciężko jest ich dotrzymać.-Spojrzał na mnie smutno.-Przepraszam.-Myślałem,że zaraz się rozpłaczę.

-Wiem,że to trudne ale kiedy nie dotrzymuje się obietnic, potem nie ma się nic.-Podszedłem do niego i zmierzyłem go stanowczo.

Kiwnął przepraszająco głową.Jakoś dziwnie się zachowuje.

-Jestem dziś tak zły...-Westchnąłem.-Nie tylko na ciebie.Jestem tak zły,że nawet nie wiem jak cię ukarać.Potem nad tym pomyślę.Chyba będę musiał ci zadać jakieś zadania domowe z opanowywania gniewu...

-Przepraszam.-Stał tak smutno.Zrobiło mi się go nawet szkoda ale nie czas tu na litość.

-Dobrze.Nie przepraszaj już.-Westchnąłem z lekką irytacja.Głowa mnie już po prostu od tego boli.

-Um.Mam takie pytanie...-Dzieciak podszedł trochę bliżej z miną jakby się wstydził.

-Tak?-Ja też wykonałem krok do przodu.

-Wtedy jak napadli na tą wioskę i jak się załamałem...czemu mnie wtedy pocałowałeś?-Spojrzał na mnie...zarumieniony?

-Sam nie wiem.Nie wiedziałem jak cię wtedy uciszyć...-Znowu dotknęło mnie to dziwne ciepłe uczucie.

-Ah.Cóż to było...ciekawe doświadczenie...-Zarumienił się jeszcze bardziej.Miałem ochotę go do siebie przytulić ale...znowu pocałowałem.

Trwaliśmy tak chwilę.Nie protestował.Dziwne.Chyba się jeszcze nigdy nie całował.Zupełnie nie wie jak to robić.

-Ty się chyba upiłeś...-Spojrzał na mnie zaskoczony,ale nadal w moich objęciach.

-Nieprawda.-Odparłem cicho.No może trochę się najebałem.-Zostaniesz ze mną na noc?

-Nie wiem czy to dobry pomysł...-Kayn zawstydził się lekko.To urocze.Matko Najświętsza zaczął mnie podniecać...Chyba naprawdę się upiłem...

Przysunąłem jego ucho do siebie i szepnąłem uwodzicielsko.

-Chcę cię dzieciaku...-Teraz praktycznie piepszyłem jak głupi.Czemu mnie tak do niego ciągnie.

-Mistrzu...-Chłopak zarumienił się ale co dziwne nadal był w moich objęciach.-Ja...

-Ty?-Znów mruknąłem mu do ucha i tym razem lekko je przegryzłem.Patrzył na mnie chwilę z zaskoczeniem i pocałował...sam z siebie...Robił to tak niepewnie i delikatnie...Uśmiechnąłem się i przycisnąłem go mocno do swoich warg.Zacząłem całować go coraz intensywniej.Gubił się w tym wszystkim ale to słodkie.W końcu dałem mu złapać oddech i zniżyłem się do jego szyi,delikatnie odginając kołnierzyk stroju.Musnąłem jego ciepłą skórę.Najpierw delikatnie,potem coraz mocniej.Kurwa,co ja robię...Nie umiem się powstrzymać...

-Mistrzu...co ty...-Chłopak zarumienił się i jęknął z zaskoczeniem,kiedy schodziłem z pocałunkami niżej, odpinając guziki kołnierzyka.Zrobiłem też kilka malinek.Jego szyja tak słodko smakuje.

-Ciii...-Uciszyłem go palcem i odpiąłem kolejny guzik.W końcu odpiąłem wszystkie i obcałowałem resztę szyi Kayna.Czemu on nie protestuje?Powinien się wyrywać czy coś...Stoi tylko i patrzy na mnie zarumieniony...nie rozumiem...-Zostaniesz ze mną?-Przysunąłem jego twarz do swojej.Dzieliły nas milimetry.

Kiwnął nieśmiało głowa.

-Grzeczny chłopiec.-Posadziłem go na swoim biurku i odsłoniłem obojczyk,chowający się za materiałem stroju.Pragnę tego chłopaka...Nie rozumiem dlaczego...Ssunąłem materiał z jego ramion,odsłaniając je.Kayn spojrzał na mnie z zaskoczeniem ale nie protestował.Czemu nie protestował?Czemu ciągnę to dalej?

Chwyciłem go za ręce i wgryzłem się delikatnie w jego obojczyk.Jęknął.Czuję,że coraz bardziej się nim jaram.Z tego nie ma już odwrotu.

-Mistrzu...-Dzieciak znowu spojrzał na mnie z zaskoczeniem,a ja czule go pocałowałem.Zaczął robić to pewniej.Trochę się otworzył.W czasie pocałunku,zacząłem powoli zdejmować z niego górną część stroju.Ten chłopak zaczął mnie podniecać.

-Mistrzu co ty...-Znowu się zarumienił gdy zrozumiał,że jest od pasa w górę nagi.

-Przestaniesz zadawać jakieś durne pytania?-Dotknąłem językiem jego sutka.Dzieciak aż drgnął i cicho jeknął.Uroczo.Jest taki niewinny.

-Mh.-Jęknął po raz kolejny,gdy przeniosłem się na drugi sutek.Słodko smakował.Tak niewinnie...Zacząłem zniżać się z pocałunkami na brzuch chłopaka.Głaskałem go delikatnie...A on...dalej nie protestował.Uśmiechnąłem się lekko i zjechałem jeszcze niżej,nadal trzymając ręce Kayna.Czemu nie umiem się pohamować.

-Uroczy jesteś.-Szepnąłem mu do ucha i zacząłem wodzić po spodniach Kayna.Jęknął cicho z policzkami w głębokiej czerwieni.

-Chyba nie zdejmiesz mi spodni,prawda?-Spojrzał na mnie z tą swoją uroczą rozpaloną twarzyczką.

Oj bardziej Kayn nie mogłeś się pomylić.

-Prosisz mnie o dziwne rzeczy.-Szepnąłem mu do ucha i wsadziłem dłoń w spodnie.

-N-nie...Nie tam...-Chłopak spojrzał na mnie błagającym spojrzeniem ale ja tak bardzo go chciałem.-N-nieee...

-Ciii...-Musnąłem go w policzek i zacząłem powoli głaskać jego męskość.Kayn jęknął i znów zaczął się rumienić.Pierwszy raz ktoś go tak dotyka,to pewne.Przyspieszyłem odrobinę ruchy,gryząc go po uszku.Nie mogę się powstrzymać.Nie umiem teraz przerwać.

-N-Nie...Nie...Proszę...-Chłopak wtulił się w moją szyję i zaczął mnie błagać,jęcząc coraz głośniej.-Mistrzu,proszę...

Nie potrafię przestać.Przepraszam.
Zsunąłem mu połowę dolnej garderoby,nadal gładząc go po męskości.W końcu zostawiłem go całkiem nagiego.Siedział zarumieniony na moim biurku.Zupełnie nie wiedział co robić.Rozchyliłem lekko jego nogi,które zacisnął i mimowolnie się oblizałem.Kurwa,ależ on ponętny...

-Nie...-Chłopak szepnął cicho,kiedy głaskałem jego uda.-Proszę...Mistrzu...

-Pokażesz mi jak ładnie jęczysz?-Szepnąłem mu do ucha i wsadziłem palec do jego dziurki.Krzyknął cicho i objął mnie ramionami.Delikatnie poruszałem palcem, żeby go trochę przyzwyczaić,rozciągnąć.

-Niee tam!Mistrzu...Nie tam!-Kayn jęczał cicho,a ja dołożyłem drugi palec.Teraz poruszałem nimi szybciej,głębiej.Ale nadal starałem się być delikatny.Czuję jaki jest ciasny...

-Ślicznie jęczysz.-Wolną ręką pogłaskałem go po policzku,a chłopak przymknął oczy i jęczał dalej.

-Mistrzu błagam...-Spojrzał na mnie przez pół otwarte oczu.Wiem,że jest mu dobrze.Nigdy tego wcześniej nie doświadczył...

Wyjąłem z niego palce i delikatnie polizałem.Słodko.Jeszcze raz wodziłem dłonią przy jego dziurce,aż w końcu przywołałem cień.Nie chcę,żeby narazie go bolało.

-Mistrzu nie!Błagam!Nie!-Chłopak jęknął gdy kazałem cieniowi w niego wejść.-Nie taaaam...N-niee...-Kayn cicho krzyczał,kiedy cień w nim był.Rozkazałem by robił to powoli, jak najdelikatniej.

-Wiesz jak bardzo mnie teraz podniecasz?-Znowu szepnąłem mu do ucha.Kayn wił się pod cieniem i jęczał.Nie mogę już.
Odesłałem cień i oblizałem się.Chłopak złapał głęboki wdech i dyszał cicho.Uśmiechnąłem się do niego i delikatnie wszedłem w jego dziurkę.Był taki ciaśniutki...To jeszcze bardziej mnie podniecało.

-Mistrzu...Ah...Mistrzu...-Chłopak patrzył na mnie półprzymkniętymi oczami i cicho dyszał.Zacząłem delikatnie ale potem hamulce mi puściły.Chwyciłem chłopaka za biodra i przyciągnąłem do siebie.Wziąłem go głębiej i zacząłem się szybko poruszać.

-Mistrzu!!-Kayn zaczął krzyczeć i wić się delikatnie.Nie potrafiłem teraz przestać.Po prostu go gwałciłem.-Ah!Nie!Nieeeee...-Jęczał głośno i wodził głowa po biurku,na którym teraz już praktycznie leżał.Taki niewinny.Taki słodki.Po chwili poczułem ciecz między nami i to nie byłem ja.Zaczął krwawić.Ale nie potrafię przestać.To mnie nakręciło,poruszałem się jeszcze szybciej,starałem się trafiać w czuły punkt chłopaka.

-Błagam...Błaaagammm...Zeeed...Zeeed...Zeeeed..Zeeed...-Zaczął jęczeć moje imię.Kurwa,jak wspaniale.

-Mrrr...-Mruknąłem mu do ucha i znów przyspieszyłem ruchy.Praktycznie rozpiepszyłem mu dupę.Chłopak krzyczał,wijąc się na biurku.

-Błagam...już dość...nie chcę...nie chcę...-Spojrzałem na niego.Miał łzy w oczach.-B-boli...boli...boli...nie chcę...-Rozpłakał się na dobre,kiedy w nim doszłem.-N-nie...Ah...-Jęczał cicho,a łzy spływały po jego policzkach.Wyszedłem z niego i znowu spojrzałem mu w oczy.Nadal trochę krwawił.Krew wymieszała się z nasieniem i skapywała na biurko.Pogłaskałem chłopaka po policzku.Zrobiło mi się go szkoda.Ale go potraktowałem.
Zwyczajnie go zgwałciłem.Przyciągnąłem Kayna do siebie i mocno przytuliłem.Był cały rozpalony i nadal płakał.Łzy spływały mu po twarzy na moje dłonie,którymi go obejmowałem.Pocałowałem delikatnie ucho chłopaka.Znów dzieliły nas milimetry.

-Czy wybaczysz mi to,jeśli powiem że cię kocham?-Mruknąłem mu do ucha ale on nadal cicho płakał.

-Tak mnie boli...boli...b-boli...-Otarłem łzy z jego twarzy.Czy właśnie rozdziewiczyłem tego chłopaka?

Pocałowałem go w czoło i odgarnąłem mu włosy z czoła.

-Kocham...-Położyłem mu dłoń na policzku i przywołałem cień, któremu kazałem się nim zająć i zanieść do pokoju.Ja sam usiadłem na łóżku we własnej sypialni,nie wierząc w to co się wydarzyło.Złapałem się za głowę
gdy wszystko przeanalizowałem.

-Coś ty najlepszego zrobił Zed?-Szepnąłem, podsumowując wszystko.

Wiem,że tej nocy już nie zasnę.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro