[stucky] Cisza na Brooklynie
Chwile w których mogli odpocząć zdarzały się rzadko. Steve po prostu cieszył się umięśnionym ciałem w jego ramionach.
Bucky od kilku minut spokojnie drzemał opierając głowę o klatkę piersiową kapitana. Jego rysy twarzy wygładziły się, a długie rzęsy rzucały lekki cień na policzki. A on po prostu cieszył się chwilą w której spokojnie mógł objąć ciało ukochanego. Chwilą za którą w wirze walki byłby w stanie oddać wszystko.
Kochał patrzeć nocą na rozświetlony tysiącami świateł Brooklyn.
To tutaj wszystko się zaczęło. Tutaj trwa. I tutaj się skończy.
Ale jeszcze nie teraz.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro