Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Ślub tutaj będzie wspaniały

Dwa lata później

-Rzeczywiście latem jest tu jeszcze piękniej.-Zachwycałam się widokiem za szybą samochodu, gdy jechaliśmy do domu Williama we Francji.

-Cieszę się, że Ci się podoba.-Potarł dłonią moje udo drugą wciąż trzymając na kierownicy.

-A wy jak tam?-Odwróciłam się w stronę Michaela i Rose.-Zestresowani?

-Absolutnie nie.-Mike odpowiedział i pocałował Rose w wierzch jej dłoni. Postanowili się pobrać, a Will był niesamowicie zaszczycony gdy zapytali czy mogą to zrobić tu. Znali to miejsce z naszych zdjęć jednak jak do tej pory nie udało nam się tu wybrać poza jesienią i zimą. Dojechaliśmy do domu i od razu pobiegłam na taras przyjrzeć się polom winogron, które graniczyły z polami lawendy. Silne ramiona owinęły mnie w pasie, a chwilę później czuły pocałunek spoczął na moim ramieniu.

-Niesamowite.-Wyszeptałam.-Mam nadzieję, że Elijah to namaluje. Ślub tutaj będzie wspaniały.

-Ty będziesz mieć taki ślub jaki sobie wymarzysz.-Przygryzł płatek mojego ucha. Odwróciłam się do niego przodem i lustrowałam jego twarz.

-Czemu o tym mówisz?-Spojrzałam na niego podejrzliwie i przygryzłam wargę żeby się nie uśmiechnąć.

-Czasem gdy na ciebie patrzę widzę moją żonę.-Wzruszył ramionami i uśmiechnął się leniwie. Złączyłam nasze usta w krótkim pocałunku i skierowałam się na górę.

-Biorę prysznic i później idziemy do sklepu.-Poinstruowałam go w naszej sypialni.

-To propozycja?-Spojrzał na mnie łobuzersko.

-Tak, proponuję Ci spacer do sklepu.-Zniknęłam mu z oczu w naszej prywatnej łazience. Zmyłam makijaż, rozebrałam się i odkręciłam wodę. Wychyliłam się zza framugi, której wciąż się przyglądał.-Chodź.-Uśmiechnął się i bez chwili zawahania dołączył do mnie w łazience. Stanął za mną pod prysznicem, a jego ręce od razu zaczęły błądzić po moim ciele.-Naprawdę miałam na myśli prysznic.-Odwróciłam się do niego przodem.

-To nic.-Złączył nasze usta, uniósł mnie za pośladki i przyparł do ściany. Owinęłam nogi wokół jego tali, a moje dłonie spoczęły na jego policzkach.-Kocham Cię.-Wyszeptał i wszedł we mnie zwinnym ruchem. W odpowiedzi usłyszał tylko mój cichy jęk. Starałam się być jak najciszej, ale doprowadzał mnie do szaleństwa. Wyprężyłam się, a chwilę później moja głowa opadła w zagłębienie jego szyi. Kilka pchnięć później poczułam jak sam dochodzi we mnie. Wysunął się ze mnie i odstawił mnie na ziemię.

-Kocham Cię.-Odpowiedziałam mu. Pocałował mnie w czoło i dopiero teraz udało nam się zmyć ślady podróży. Nałożyłam delikatny makijaż, białe krótkie spodenki i beżową bluzkę na ramiączkach. Moim włosom pozwoliłam wyschnąć samoistnie dzięki temperaturze na dworze. Wsunęłam stopy w czarne sandałki i zabrałam okulary przeciwsłoneczne.-Możemy iść.-Spacerowaliśmy do sklepu, a ja nie mogłam napatrzeć się jak piękne i żywe to miasteczko było latem. Dzieci gromadziły się przed lodziarnią, sklepy wystawiały swoje towary na chodnik. Przede wszystkim nikt się nigdzie nie śpieszył. Gdy wróciliśmy usiadłam na stołku przy wyspie i obserwowałam jak Will robi lasagne. Podkradłam mu butelkę wina, której używał do sosu i wyciągnęłam sobie kieliszek z szafki. Wlałam sobie trochę i szybko się zorientował, że czegoś mu brakuje.

-Oddawaj.-Zabrał mi butelkę.

-Masz tu tyle wina, że możesz sobie wziąć drugą.-Upomniałam go.

-Wolałbym Cię mieć dzisiaj trzeźwą.-Odwrócił się do mnie tyłem i dalej kombinował przy sosie.

-A to z jakiego powodu?-Drążyłam.

-Wiesz gdyby coś poszło nie tak w związku z weselem, albo Rose zaczęła panikować.-Wzruszył ramionami.

-Tak, Will ma racje.-Wtrąciła się szybko kobieta wchodząca właśnie do kuchni.-Bardzo docenię.-Zabrała mi kieliszek i odstawiła na blat.-W zamian oferuję Ci sok na tarasie.

-Zgoda.-Zgarnęłam szklanki, a Rose karton z sokiem z lodówki.-Uważaj na siebie.

-Zawsze.-Pocałował mnie w policzek i wrócił do gotowania.

-Układa wam się.-Stwierdziła siadając w fotelu.-Jesteś szczęśliwa?

-Jak nigdy wcześniej.-Uśmiechnęłam się.

-Myślisz, że to już na zawsze?

-Mam nadzieję.-Przyznałam.-Czemu pytasz? Czy ty masz jakieś wątpliwości?

-Nie.-Zaśmiała się.-Po prostu cały ten nastrój wesela sprawia, że człowiek się zastanawia, więc byłam ciekawa jakie przemyślenia masz ty. 

-William sprawia, że jestem szczęśliwa i sam w sobie jest dla mnie jak terapia. Nie mam ku niemu żadnych wątpliwości.-Powiedziałam zgodnie z prawdą. 

-Cieszę się.-Uśmiechnęła się i wbiła wzrok w pola.-Kiedy przyjedzie Elijah?

-Z samego rana.-Wszyscy goście zatrzymywali się w pobliskim hotelu. W tym domu byliśmy tylko my i miał do nas dołączyć jeszcze mój młodszy brat. Obiad smakował wspaniale, jak z resztą zawsze gdy gotował Will. W środku i na zewnątrz kręciło się już mnóstwo ludzi szykujących jutrzejszą uroczystość. Cieszyłam się, że mimo wszystko Mike i Rose zdecydowali się to zorganizować w bliskim gronie. Rodzina i kilkoro znajomych. Spęd jaki widujemy na balach był nikomu niepotrzebny.

-Potrzebuję się czymś zająć.-Zaczepiła mnie Rose.-Wolę zaczekać na efekty niż patrzeć jak to wszystko robią.-Wyjaśniła.-Mogę Cię umalować i uczesać? Wiesz tak jak za dzieciaka bawiłaś się w pokaz mody. 

-Wychowałam się z bratem.-Zaśmiałam się.-Ale w porządku. Jeśli tylko Ci to pomoże.-Zaciągnęła mnie do ich sypialni i zaczęła nakładać mnóstwo przeróżnych produktów na moją twarz.

-Ale zniewalająco wyglądasz, uśmiechnij się do kamery.-Mike, który leżał na łóżku nabijał się ze mnie. Pokazałam mu środkowy palec, a on głośno wciągnął powietrze.-Trochę kultury, zamierzam to później pokazać twoim dzieciom. 

-Nie mam dzieci.-Przypomniałam mu.

-Kiedyś będziesz miała i gdy będą bawić się z moimi i będą niegrzeczne to będę to pokazywał jako dowód po kim to mają.

-Ciekawe w takim razie czy twoje dzieci będą grzeczne.-Odgryzłam się. 

-Zaczekaj tu.-Klasnęła w dłonie i wybiegła z pokoju.

-Naprawdę wyglądasz świetnie.-Uśmiechnął się do mnie.

-Wszyscy jesteście dzisiaj dziwni.-Skrzywiłam się i spojrzałam w lustro. Rzeczywiście Rose się postarała. Na oczy nałożyła mi złoty cień, który delikatnie podkreśliła jasnym brązem. Policzki świetnie mi wykonturowała, a na usta nałożyła lekko brązowawo-różową szminkę. Włosy upięła mi z tyłu w koczka wypuszczając dwa pasma włosów z przodu. Wpadła z powrotem do sypialni z różową sukienką i moimi czarnymi sandałkami.-Skąd ją masz.-Zapytałam widząc tą sukienkę pierwszy raz na oczy.

-Była w szafie.-Wzruszyła ramionami.-Zakładaj.-Sukienka miała trójkątny dekolt sięgający mi do mostka. Rękawy wykonane były z cienkiej warstwy różowego tiulu i tym też była pokryta cała reszta sukienki. W pasie przewiązany był jedwabny pasek. Sukienka sięgała mi mniej więcej do połowy łydki.-Jeszcze buty.

-Mogłaś mnie tak jutro naszykować.-Zaśmiałam się.

-Na jutro mam inny pomysł.-Machnęła na mnie ręką. Złapała za mój palec wskazujący i zsunęła z niego pierścionek mojej babci. Nim zdążyłam zapytać zdjęła z moich rąk resztę biżuterii, zostawiając tylko bransoletkę, którą kiedyś dostałam od Williama na święta. Dosłownie wypchnęła mnie za drzwi nim zdążyłam się odezwać. Will stał oparty o framugę drzwi do naszej sypialni. Ubrany był w czarne spodnie od garnituru i tego samego koloru koszulę, której kilka górnych guzików pozostawił rozpiętych.

-Czy pójdziesz ze mną na spacer?-Ruszył w moją stronę i wyciągnął do mnie rękę.

-Oczywiście.-Splotłam nasze palce i wyszłam z nim na zewnątrz. Spacerowaliśmy chodnikiem wyłożonym między polami lawendy, a winogrona. Słońce powoli zaczynało zachodzić dodając jeszcze większego uroku scenerii. 

-Liv.-Przyciągnął moją uwagę do siebie.

-Tak?

-Chciałbym żebyś wiedziała, że każdego dnia jestem wdzięczny, że Cię poznałem.-Zatrzymałam się i przyjrzałam dokładnie jego twarzy.

-Wszystko w porządku? Jesteś blady.

-Tak kochanie, wszystko jest w jak najlepszym porządku.-Złapał mnie za obie dłonie.-Chciałbym żebyś wiedziała, że to dla mnie ogromny zaszczyt być z tobą. Jesteś niesamowitą kobietą i jestem dumny, że Cię mam. Kocham Cię całym sercem i już zawsze będę.-Uklęknął przede mną, a ja pozwoliłam pierwszej łzie wypłynąć z moich oczu.-Wybacz, że robię to tak blisko ślubu Michaela, ale nie chcę czekać kolejnego roku. Zawsze chciałaś tu przyjechać w lato, a ja chciałem to zrobić w takich okolicznościach.

-Jeśli zaraz nie zapytasz to mogę nie być w stanie Ci odpowiedzieć.-Zaczęłam nerwowo ruszać nogami odganiając łzy.

-Wyjdziesz za mnie Liv?

-Oczywiście, że tak.-Kucnęłam obok niego i mocno go przytuliłam. Łzy płynęły ciurkiem po moich policzkach, a ja byłam najszczęśliwsza na świecie. Odsunęłam się od niego i złączyłam nasze usta. Wytarł moje policzki i wsunął prześliczny pierścionek na mój palec serdeczny.

-Pierścionek twojej babci będzie musiał zaczekać na następne pokolenie.-Uśmiechnął się do mnie szeroko.

-Mike i Rose wiedzieli.-Bardziej stwierdziłam niż zapytałam.

-Spójrz.-Pokazał mi palcem jeden rząd winogron. Zanim stała ukryta Rose z aparatem, a zza niej przyglądał się Mike. Parsknęłam śmiechem na ten widok.

-Kto jeszcze wiedział?

-Mia, Moi rodzice, doktor López...-Roześmiałam się i przerwałam mu.

-Poszedłeś do mojego terapeuty żeby się upewnić?

-Nic mi nie chciał i tak powiedzieć.-Uśmiechnął się i wzruszył ramionami.-Ale po jego minie wywnioskowałem, że to dobry moment. Elijah też wiedział. Uznałem, że kogo innego lepiej zapytać o twoją rękę niż twoich braci.

-Dobry wybór.-Przyznałam. Doszliśmy do pozostałej dwójki i dopiero zauważyłam, że jest ich trójka.-Miałeś być dopiero rano.-Przytuliłam Elijah.

-W życiu bym tego nie przegapił.-Uśmiechnął się szeroko.

-Olivia chciałaby taki obraz w naszym domu.-Will podał mu rękę i pokazał na pole za nami. 

-To będzie dla mnie przyjemność.-Cały ranek był zabiegany. Nawet nie wiem kiedy zleciał i teraz stałam przed domem wyglądając podobnie jak wczoraj z tym, że moja sukienka była teraz prosta, na cienkich ramiączkach, sięgała mi lekko za kolano i miała kolor butelkowej zieleni. Na nogach miałam srebrne sandałki na szpilce. Witałam wszystkich gości i kierowałam ich do ogrodu.

-Olivia.-Stanęli przede mną moi dziadkowie.

-Uroczystość w ogrodzie, trzeba przejść tędy.-Pokazałam im ścieżkę.

-Też powinnaś wyjść za mąż. Patrick wciąż szuka żony.-Upomniała mnie.-Młodsza nie będziesz.

-Więc to dobrze, że niedługo zacznie planować swój ślub.-Will owinął swoje ramie wokół mojej tali.

-Wszystko jest już od dwóch lat zaplanowane.-Uśmiechnęłam się do niego.

-Nie wątpię.-Odwzajemnił mój gest i krótko mnie pocałował.-Rose Cię potrzebuje na górze. Zastąpię Cię tutaj.

-Dobrze wyglądam?-Zapytała mnie gdy weszłam do jej sypialni.

-Jesteś najpiękniejszą panną młodą na świecie.-Zapewniłam ją.-Mike padnie jak Cię zobaczy. 

-Dziękuję.

-Jeśli jesteś gotowa to możemy schodzić.-Uśmiechnęłam się do niej widząc przez okno, że wszyscy już są. Pomogłam jej z sukienką na schodach i przed wejściem do ogrodu oddałam ją w ręce jej ojca. Złapałam dłoń Williama i poszłam z nim na nasze miejsca. Uroczystość była piękna, a wesele jeszcze lepsze.

-Zaszczycisz mnie tańcem?-Wyszeptał mi do ucha.

-Zawsze.-Uśmiechnęłam się i przyjęłam jego dłoń.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro