Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Wygrałaś zakład

Do tej pory nie wiedziałam jak mam interpretować słowa Pana Scotta. Postanowiłam zaryzykować i rozpuściłam włosy. Na usta nałożyłam matową pomadkę z firmy Golden Rose w odcieniu 03. Założyłam na siebie czarną, zwiewną koszulę, której dwa górne guziki zostawiłam rozpięte. Do tego dobrałam białą satynową spódnicę z rozcięciem na lewej nodze. Na stopy założyłam srebrne sandałki na niskim słupku. Usiadłam za swoim biurkiem i czekałam na Pana Scotta. Przywitałam się z nim jak zwykle, ale tylko obleciał mnie wzrokiem i skinął głową. Chyba miał gorszy dzień.

-Kawa.-Usłyszałam przez zestaw głośnomówiący. Zrobiłam o co prosił i postawiłam kubek na jego biurku. Nie zareagował w żaden sposób. Zauważyłam, że zdjęcie Alison zniknęło z blatu. Opuściłam pomieszczenie i zajęłam się segregacją dokumentów. Nie miałam na dziś żadnych zadań specjalnych. Zapowiadałam tylko wszystkich przybyłych na spotkania. Z windy jak gdyby nigdy nic wysiadła Alison. Już chciała mnie ominąć, ale ją zatrzymałam.

-Pan Scott jest w trakcie spotkania. Musisz zaczekać.

-Jak ty się odzywasz do mnie?-Była oburzona.-Okazujesz mi brak szacunku.

-Okazuję Ci więcej szacunku niż na to zasługujesz.-Napisałam w międzyczasie sms do Pana Scotta z informacją, że Alison tu czeka. Uzyskałam tylko odpowiedź, że mam ją wpuścić.

-Ty dziwko.-Krzyknęła na mnie, ale pozostałam niewzruszona.-Myślisz, że ubierzesz się tak i ukradniesz mojego narzeczonego? Jesteś nikim i dopilnuję żeby jeszcze dziś Cię zwolnił.

-Czekam niecierpliwie.-Posłałam jej uśmiech i widziałam, że doprowadziło to ją do szału. Spotkanie dobiegło końca, a ja szybko wsunęłam się do gabinetu zanim ona zdążyła to zrobić.-Jest za drzwiami. Trochę ją zdenerwowałam. No i chyba warto zaznaczyć, że dalej uważa, że jest Pan jej narzeczonym.

-Wpuść ją.-Westchnął. Zrobiłam o co prosił i usiadłam za swoim biurkiem. Standardowo słyszałam całą rozmowę.

-Cześć kochanie, tęskniłam za tobą.-Jej przesłodzony głos przyprawiał mnie o mdłości.

-Przyszłaś oddać mi pierścionek?-Zapytał oschle.

-Oczywiście, że nie głuptasie. Przyszłam Ci powiedzieć, że już nigdy nie prześpię się z nikim poza tobą, więc możemy zacząć planować nasz ślub.

-Nie prześpisz się z nikim innym, bo nikt Cię nie chce w obawie przed chorobami wenerycznymi.-Prychnął.

-Porzucę całkiem dla ciebie karierę.-Brzmiała na zdesperowaną.-Tylko musisz się pozbyć tej asystentki. Nie szanuje mnie, jest niemiła i stroi się tyko po to, żeby mi cię ukraść.

-Jaką karierę porzucisz?-Zaśmiał się.-Bez dawania dupy nie masz żadnej kariery. Olivia wykonuje kawał dobrej roboty i jej nie zwolnię.-Zaskoczyło mnie jego wyznanie.-Nikt mnie nie kradnie, bo nie jestem twój, a to jak wygląda moja asystentka to moja sprawa.-W zasadzie to chyba moja, ale w porządku.-Zostaw sobie ten pierścionek jak chcesz, ja i tak bym go wyjebał. Nie chcę Cię więcej widzieć. Dorothy już spakowała wszystkie twoje rzeczy i wystawi je dziś za bramę. Jak ich nie zabierzesz to zrobi to jutro rano śmieciarka.

-Ale jak ty tak możesz-Zapiszczała.

-Mogę, a co więcej będę spać spokojnie w nocy.-Wybiegła nie posyłając mi nawet spojrzenia. Tak się złożyło, że przytrzymałam jej windę na naszym piętrze, żeby nie musiała więcej czasu spędzać w naszym otoczeniu. Nie miałam pojęcia jak zachować się wobec Pana Scotta, więc siedziałam w ciszy za biurkiem. Po kilku minutach wyszedł ze swojego gabinetu i oparł się o moje biurko.

-Wygrałaś zakład.-Zaczął rozmowę.

-To dla mnie nic nowego.-Posłałam mu uśmiech.

-Cóż miałaś dziwną prośbę, ale spełnię ją. Zwolnię Cię tylko jeśli będę miał ku temu mocne podstawy. Chciałbym jednak dorzucić coś od siebie.-Na mojej twarzy wypisało się zaskoczenie.-Skoro tak dobrze znasz się na ludziach i analizujesz sytuację, chcę żebyś towarzyszyła mi w spotkaniach.

-To dla mnie ogromny zaszczyt Panie Scott. Obiecuję, że dam z siebie wszystko.-Zapewniłam go.-Jeśli coś jest nie tak z moim wyglądem to go zmienię.-Zawstydziłam się.-Nie chcę narobić Panu wstydu przed kimkolwiek.

-Wyglądasz bardzo ładnie Olivio i nie ma w tobie niczego, co by było nie na miejscu. Chcę żebyś wyglądała tak jak sama tego chcesz.-Skinęłam głową. Nie miałam pojęcia jak inaczej zareagować.-Pierwszym spotkaniem, na które chciałbym żebyś ze mną poszła jest jutrzejszy bal charytatywny moich rodziców. W związku z tym daję Ci resztę dzisiejszego dnia wolną. Tutaj masz moją kartę.-Położył złoty kawałek plastiku przede mną.-Idź na zakupy. Kup sobie jakąś ładną sukienkę. Możesz wziąć Mię, znajdę jej na dziś jakieś zastępstwo. Rey was zawiezie.

-Dziękuję Panie Scott to dla mnie wielki zaszczyt. Muszę jednak odmówić skorzystania z pańskiej karty.-Zawstydziłam się.

-To nie podlega dyskusji.-Powiedział stanowczo.-Cena nie gra roli.-To chyba jego ulubione powiedzenie. Oczywiście Mia była zachwycona całym przedsięwzięciem. Przymierzyłam mnóstwo sukienek i w końcu udało mi się coś wybrać. Oczywiście zapłaciłam swoją kartą. Pan Scott wydaje tyle pieniędzy, że nawet nie wie czy mu coś ubywa z konta.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro