Wygrałaś zakład
Do tej pory nie wiedziałam jak mam interpretować słowa Pana Scotta. Postanowiłam zaryzykować i rozpuściłam włosy. Na usta nałożyłam matową pomadkę z firmy Golden Rose w odcieniu 03. Założyłam na siebie czarną, zwiewną koszulę, której dwa górne guziki zostawiłam rozpięte. Do tego dobrałam białą satynową spódnicę z rozcięciem na lewej nodze. Na stopy założyłam srebrne sandałki na niskim słupku. Usiadłam za swoim biurkiem i czekałam na Pana Scotta. Przywitałam się z nim jak zwykle, ale tylko obleciał mnie wzrokiem i skinął głową. Chyba miał gorszy dzień.
-Kawa.-Usłyszałam przez zestaw głośnomówiący. Zrobiłam o co prosił i postawiłam kubek na jego biurku. Nie zareagował w żaden sposób. Zauważyłam, że zdjęcie Alison zniknęło z blatu. Opuściłam pomieszczenie i zajęłam się segregacją dokumentów. Nie miałam na dziś żadnych zadań specjalnych. Zapowiadałam tylko wszystkich przybyłych na spotkania. Z windy jak gdyby nigdy nic wysiadła Alison. Już chciała mnie ominąć, ale ją zatrzymałam.
-Pan Scott jest w trakcie spotkania. Musisz zaczekać.
-Jak ty się odzywasz do mnie?-Była oburzona.-Okazujesz mi brak szacunku.
-Okazuję Ci więcej szacunku niż na to zasługujesz.-Napisałam w międzyczasie sms do Pana Scotta z informacją, że Alison tu czeka. Uzyskałam tylko odpowiedź, że mam ją wpuścić.
-Ty dziwko.-Krzyknęła na mnie, ale pozostałam niewzruszona.-Myślisz, że ubierzesz się tak i ukradniesz mojego narzeczonego? Jesteś nikim i dopilnuję żeby jeszcze dziś Cię zwolnił.
-Czekam niecierpliwie.-Posłałam jej uśmiech i widziałam, że doprowadziło to ją do szału. Spotkanie dobiegło końca, a ja szybko wsunęłam się do gabinetu zanim ona zdążyła to zrobić.-Jest za drzwiami. Trochę ją zdenerwowałam. No i chyba warto zaznaczyć, że dalej uważa, że jest Pan jej narzeczonym.
-Wpuść ją.-Westchnął. Zrobiłam o co prosił i usiadłam za swoim biurkiem. Standardowo słyszałam całą rozmowę.
-Cześć kochanie, tęskniłam za tobą.-Jej przesłodzony głos przyprawiał mnie o mdłości.
-Przyszłaś oddać mi pierścionek?-Zapytał oschle.
-Oczywiście, że nie głuptasie. Przyszłam Ci powiedzieć, że już nigdy nie prześpię się z nikim poza tobą, więc możemy zacząć planować nasz ślub.
-Nie prześpisz się z nikim innym, bo nikt Cię nie chce w obawie przed chorobami wenerycznymi.-Prychnął.
-Porzucę całkiem dla ciebie karierę.-Brzmiała na zdesperowaną.-Tylko musisz się pozbyć tej asystentki. Nie szanuje mnie, jest niemiła i stroi się tyko po to, żeby mi cię ukraść.
-Jaką karierę porzucisz?-Zaśmiał się.-Bez dawania dupy nie masz żadnej kariery. Olivia wykonuje kawał dobrej roboty i jej nie zwolnię.-Zaskoczyło mnie jego wyznanie.-Nikt mnie nie kradnie, bo nie jestem twój, a to jak wygląda moja asystentka to moja sprawa.-W zasadzie to chyba moja, ale w porządku.-Zostaw sobie ten pierścionek jak chcesz, ja i tak bym go wyjebał. Nie chcę Cię więcej widzieć. Dorothy już spakowała wszystkie twoje rzeczy i wystawi je dziś za bramę. Jak ich nie zabierzesz to zrobi to jutro rano śmieciarka.
-Ale jak ty tak możesz-Zapiszczała.
-Mogę, a co więcej będę spać spokojnie w nocy.-Wybiegła nie posyłając mi nawet spojrzenia. Tak się złożyło, że przytrzymałam jej windę na naszym piętrze, żeby nie musiała więcej czasu spędzać w naszym otoczeniu. Nie miałam pojęcia jak zachować się wobec Pana Scotta, więc siedziałam w ciszy za biurkiem. Po kilku minutach wyszedł ze swojego gabinetu i oparł się o moje biurko.
-Wygrałaś zakład.-Zaczął rozmowę.
-To dla mnie nic nowego.-Posłałam mu uśmiech.
-Cóż miałaś dziwną prośbę, ale spełnię ją. Zwolnię Cię tylko jeśli będę miał ku temu mocne podstawy. Chciałbym jednak dorzucić coś od siebie.-Na mojej twarzy wypisało się zaskoczenie.-Skoro tak dobrze znasz się na ludziach i analizujesz sytuację, chcę żebyś towarzyszyła mi w spotkaniach.
-To dla mnie ogromny zaszczyt Panie Scott. Obiecuję, że dam z siebie wszystko.-Zapewniłam go.-Jeśli coś jest nie tak z moim wyglądem to go zmienię.-Zawstydziłam się.-Nie chcę narobić Panu wstydu przed kimkolwiek.
-Wyglądasz bardzo ładnie Olivio i nie ma w tobie niczego, co by było nie na miejscu. Chcę żebyś wyglądała tak jak sama tego chcesz.-Skinęłam głową. Nie miałam pojęcia jak inaczej zareagować.-Pierwszym spotkaniem, na które chciałbym żebyś ze mną poszła jest jutrzejszy bal charytatywny moich rodziców. W związku z tym daję Ci resztę dzisiejszego dnia wolną. Tutaj masz moją kartę.-Położył złoty kawałek plastiku przede mną.-Idź na zakupy. Kup sobie jakąś ładną sukienkę. Możesz wziąć Mię, znajdę jej na dziś jakieś zastępstwo. Rey was zawiezie.
-Dziękuję Panie Scott to dla mnie wielki zaszczyt. Muszę jednak odmówić skorzystania z pańskiej karty.-Zawstydziłam się.
-To nie podlega dyskusji.-Powiedział stanowczo.-Cena nie gra roli.-To chyba jego ulubione powiedzenie. Oczywiście Mia była zachwycona całym przedsięwzięciem. Przymierzyłam mnóstwo sukienek i w końcu udało mi się coś wybrać. Oczywiście zapłaciłam swoją kartą. Pan Scott wydaje tyle pieniędzy, że nawet nie wie czy mu coś ubywa z konta.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro