To wiele tłumaczy
Tygodnie mijały, a moja praca polegała tylko i wyłącznie na robieniu kawy i zapowiadaniu spotkań. Spojrzałam na kartę kredytową, która właśnie wylądowała na moim biurku.
-Alison ma dzisiaj urodziny. Kup jej prezent. Cena nie gra roli.-Odszedł nim zdążyłam się odezwać. Wyszłam z biura i zastanowiłam się co mam zrobić. Po chwili namysłu wykręciłam numer kwiaciarni i zamówiłam bukiet różowych orchidei. Z mojego małego śledztwa wynikało, że właśnie takie kwiaty lubi narzeczona mojego szefa. Zastanawiałam się z czego może się ucieszyć modelka, która ma wszystko czego tylko zapragnie. Weszłam do Tiffany & Co. i rozglądałam się po sklepie.
-Mogę w czymś pomóc?-Ekspedientka starała się brzmieć miło, ale widziałam, że ocenia mój wygląd.
-Byłabym wdzięczna. Szukam prezentu dla modelki, która praktycznie ma wszystko. Cena nie gra roli.-Po kilku obejrzanych opcjach wybrałam złoty naszyjnik z okrągłym diamentem. Był elegancki i niesamowicie drogi, więc obstawiałam, że jej się spodoba. Zapłaciłam kartą pana Scotta i poszłam dalej wykonywać swoje zadanie.
-Dzień dobry, w czym mogę pomóc?-Zapytał mnie kelner w ulubionej restauracji Alison.
-Potrzebuję rezerwacji na najlepszy stolik jaki państwo mają. Dodatkowy plus jeśli będzie w odosobnieniu. Dzisiaj na 20:00.
-Jedyne, co mogę zaoferować to prywatna sala. Będzie to dużo kosztować.
-Cena nie gra roli.-Zaczęłam się obawiać, że jednak wydam za dużo i Pan Scott będzie na mnie zły.
-Na jakie nazwisko?
-William Scott.-Zlustrował mnie wzrokiem i wrócił do wklepywania czegoś w komputer.
-Nowa asystentka.-Skinęłam głową.-Powodzenia.-W drodze powrotnej odebrałam jeszcze bukiet. Weszłam do biura i zapukałam niepewnie do drzwi Pana Scotta. Słysząc pozwolenie weszłam do środka. Postawiłam na jego biurku torebkę z biżuterią i wazon, do którego wsadziłam kwiaty.
-Rezerwacja w Gourmet Royale na 20:00.-Oznajmiłam.
-Prywatna sala?
-Tak.-Odpowiedziałam niepewnie i czekałam na reprymendę. Dostałam jego typowe skinienie głową, które odbierałam jako pochwałę.-Pańska karta.-Położyłam kawałek plastiku na biurku.
-Kup sobie coś ładnego. Zasłużyłaś.-Przesunął kartę w moją stronę nawet na mnie nie patrząc.
-Dziękuję, ale nie skorzystam.-Spaliłam się rumieńcem.-Jeśli to wszystko to wrócę do swojego biurka.-Standardowo tylko ruch głową. Czas mijał mi szybko, ale ku mojemu zaskoczeniu Pan Scott nie zbierał się do wyjścia. Wszystko stało się jasne gdy z windy wysiadła Alison i jakiś mężczyzna. Weszła do biura swojego narzeczonego zostawiając mnie ze swoim towarzyszem.
-Jesteś nową asystentką?-Spytał.
-Olivia.-Wyciągnęłam w jego stronę rękę.
-Nick.-Złapał delikatnie mają dłoń.-To wiele tłumaczy.
-Nie rozumiem.-Zmieszałam się.
-Zatrudnił Cię, bo go nie pociągasz. Nie obraź się masz ładną twarz i figurę, ale ubierasz się i czeszesz jak moja babcia.-Ocenił mnie bez skrępowania.
-W jaki sposób miało mnie to nie urazić?-Automatycznie zniechęciłam się do niego.
-Alison jest troszkę zaborcza, a poprzednie asystentki mogły to odczuć na własnej skórze, więc wybrał taką, którą ona uzna za niegroźną.-Dalej mówił jakby prawił mi komplement.
-Co tu w ogóle robisz?-Zapytałam wyraźnie spięta.
-Jestem ochroniarzem Alison.-Wyjaśnił.
-To wspaniały prezent.-Usłyszeliśmy przez niedomknięte drzwi.-Wreszcie się nauczyłeś co lubię. W dodatku zatrudniłeś brzydką asystentkę. To chyba najlepsze urodziny w moim życiu.-Normalnie byłabym z siebie dumna, ale jej komentarz na mój temat rozbił mi serce na milion kawałków. Nick spojrzał na mnie jakby chciał mi przypomnieć, że ma rację. Para wyszła z gabinetu. Pan Scott skinął w moją stronę, ale odpowiedziałam mu tylko spuszczeniem głowy w dół.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro