Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

To nie jest twoja sprawa

Pierwsze co zrobiłam po wejściu do mojego gabinetu to zasunęłam rolety. Potrzebowałam się odizolować od Williama. Na moim biurku był stos papierów. Od kilku godzin się nimi zajmowałam i wydawało mi się jakby w ogóle ich nie ubyło. Usłyszałam pukanie do drzwi.

-Proszę.-Krzyknęłam i chwilę później wychyliła się zza nich Amanda.-Adam Smith do Pani.

-Wpuść.-Przepuściła jednego z partnerów.-Adamie.

-Dobrze Cię widzieć. William mówił, że się pochorowałaś.

-Dziękuję.-Uśmiechnęłam się chcąc ukryć, że nie miałam o tym pojęcia.-Ciebie też dobrze widzieć.

-Schudłaś.-Zauważył.-Chyba mocno Cię rozłożyło.

-Nawet nie masz pojęcia. Co zjadłam to mnie zbierało na wymioty.-To akurat było zgodne z prawdą. Spojrzał na mnie znacząco.-Nie jestem w ciąży.

-Sama wiesz najlepiej.-Uniósł obronnie ręce.

-W czym mogę Ci pomóc?-Zmieniłam temat.

-Potrzebuję kopię zamówienia Gerarda i podobno do ciebie trafiła teczka.-Uśmiechnęłam się i wygrzebałam mu odpowiedni plik.-Dziękuję.

-Zawsze do usług.-Przeglądałam papiery, a jego słowa huczały mi w głowie. Podeszłam do lustra na mojej szafie i przyjrzałam się swojej sylwetce. Rzeczywiście sukienka, która dawniej dobrze mnie opinała była teraz za luźna. Pod oczami mimo korektora można było dojrzeć sińce. Poprawiłam okulary na nosie i podskoczyłam słysząc otwieranie szklanych drzwi. Zlustrował mnie dokładnie wzrokiem i zamyślił się marszcząc brwi.-Tak?-Zapytałam nie wiedząc czego tu szuka.

-Sprawdź zamówienie Johnsona. Nie chcę kolejnych pomyłek.-Jego wzrok pozostawał zawieszony na moim ciele. Poczułam się strasznie niezręcznie, więc usiadłam za swoim biurkiem wiedząc, że chociaż częściowo mnie to zakryje.

-Już to zrobiłam. Zgadza się.

-Brown?-Spojrzał z uniesioną brwią. Podałam mu kartki.

-Przedłużenie kontraktu w piątek. Kopia poprzedniego. Brown nie chce zmian, a my ich nie potrzebujemy.-Wyjaśniłam. 

-A...-Nie dałam mu dojść do słowa.

-Ofertę dla Pattisona masz na biurku. Spotkanie za 15 minut. Czegoś jeszcze potrzebujesz?

-Na razie nie.-Zostawił mnie samą, a ja jeszcze przez chwilę wpatrywałam się w miejsce, w którym stał. Nie przeprosił mnie za swoje oskarżenia. Byłam mu potrzebna żeby partnerzy byli zadowoleni. Wróciłam do papierów. Po jakimś czasie znowu usłyszałam pukanie i Amanda zajrzała do środka.

-Na litość, po prostu mnie wpuść.-Mia przecisnęła się obok niej przez drzwi.-Przyniosłam Ci coś do zjedzenia.-Postawiła przede mną papierowe pudełko z chińskiej restauracji.

-Bardzo doceniam, ale wolałabym zjeść w domu.

-Jeśli nie zaczniesz jeść to nie przestaniesz wymiotować. Masz zakurczony żołądek.-Upomniała mnie.

-To chińszczyzna?-Zmarszczyłam brwi.- Nie lubisz chińszczyzny.

-Ale ty lubisz.-Wzruszyła ramionami.

-To nie zmienia faktu, że nią pogardzasz i byś jej nie zamówiła.-Spojrzałam na nią podejrzliwie. Uśmiechnęła się i wyszła.-Dupek.-Powiedziałam sama do siebie. Złapałam za pudełko i przeszłam przez szklane drzwi. Postawiłam je na jego biurku odrywając go od pracy.-To miało trafić do ciebie.-Powiedziałam z przekąsem i odwróciłam się na pięcie. 

-Dlaczego nie jesz?-Zatrzymał mnie.

-Nie wiem o czym mówisz.-Obróciłam się powoli w jego stronę.

-Wiesz doskonale o czym mówię. Nie potrzebuję martwej współpracownicy.

-W ogóle mnie nie potrzebujesz.-Wypaliłam.-Partnerzy na ciebie naciskają.

-Drzwi były uchylone gdy rozmawiałaś z Adamem.-Nie odpowiedział na moją zaczepkę.-Wiem, że nie byłaś chora, bo sam to wymyśliłem, więc może wyjaśnisz mi dlaczego nie jesz i dlaczego wymiotujesz?

-To nie jest twoja sprawa.-Powiedziałam oschle.

-Jeśli jesteś w ciąży to jak najbardziej jest to moja sprawa.-Uniósł lekko głos, ale nie krzyczał.

-Nie jestem w ciąży.-Spojrzałam na niego z niedowierzaniem i widziałam, że mi nie wierzy.-Jeśli tak bardzo się martwisz o swoje plemniki to Ci zrobię głupi test, ale nie mieszaj się do mojego życia.

-Jak na razie to dotyczy również mnie.-Upierał się.

-Nie pomyślałeś geniuszu, że to stres?

-Wolę się upewnić.-Zacisnął mocniej szczękę.-Powiem Amandzie żeby poszła kupić test.

-Chyba zwariowałeś.-Nie skomentował mojej wypowiedzi.-Amanda jest już wystarczającym problemem. Nie potrzebuję żeby rozpowiadała wszystkim, że mogę być w ciąży.

-Czyli dopuszczasz taką możliwość.-Złapał mnie za słówko.

-Oczywiście, że nie! Ale myślisz, że jak ona to odbierze?

-Dobrze więc Rey to zrobi.-Nim zdążyłam zaprotestować wykręcił odpowiedni numer. Pokręciłam głową z niedowierzaniem i wyszłam. Chwilę później przyszedł za mną z jedzeniem.

-Zjesz to.-Postawił pudełko na moim biurku.

-Możesz sobie to wsadzić.-Nie oderwałam wzroku od monitora. Rozpakował pudełko i wbił widelec w ryż. 

-Będę tu siedział dopóki nie zjesz.-Rozsiadł się na krzesełku naprzeciwko mnie.

-Nie mam ochoty Cię oglądać.-Powiedziałam niewzruszona.

-Więc jedz.-Przysunął bliżej mnie pudełko. Zapach jedzenia dotarł do mojego nosa i w momencie poczułam jak mój żołądek się zaciska. Wpadłam do łazienki najszybciej jak mogłam i klęknęłam przed toaletą. Chwilę później zwróciłam wszystkie płyny, które przyjęłam. Przemyłam twarz i wróciłam po swoją torebkę, z której wyciągnęłam szczoteczkę do zębów i pastę. William spojrzał na mnie z uniesionymi brwiami, ale nic nie powiedział. Gdy wróciłam ze świeżym oddechem na szczęście go nie było. Założyłam z powrotem okulary i oparłam się o fotel. Wciąż kręciło mi się w głowie. Drzwi się uchyliły, więc otworzyłam oczy, ale zamknęłam je z powrotem widząc, że to William.

-Zostaw mnie proszę.-Powiedziałam cicho. 

-Zrobiłem Ci herbatę.-Usłyszałam jak odstawia kubek na blat.-Powinnaś chociaż trochę zjeść. Źle reagujesz na zapach, ale będzie lepiej gdy zaczniesz jeść.-Nie miałam ochoty się z nim kłócić, ani spędzać z nim więcej czasu, więc złapałam za pudełko i nabrałam trochę ryżu na widelec. Pod jego czujnym spojrzeniem wsadziłam go sobie do buzi. Mój żołądek znowu się zacisnął, ale zwalczyłam mdłości i wzięłam trochę więcej ryżu. Z czasem rzeczywiście zrobiło się lepiej, ale po jednej trzeciej pudełka nie mogłam już więcej w siebie wcisnąć.

-Dziękuję.-Podałam mu pudełko i na szczęście nie skomentował tego ile ubyło. 

-Jeśli jesteś w stanie to mam test.-Skinęłam głową i zabrałam od niego opakowanie. Zrobiłam co trzeba i podałam mu patyczek. Nie musiałam czekać na wynik. Wiedziałam, że będzie negatywny. Po kilku minutach patrzenia na test po prostu wyszedł. Nie widziałam ulgi na jego twarzy. W zasadzie to nie widziałam żadnej emocji na jego twarzy.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro