To nie była oferta
Stresowałam się dzisiejszym balem. Nie do końca wiedziałam jaka ma być moja rola w tym wszystkim. Mia kończyła mnie malować i nie mogła przestać przeżywać jaki to zaszczyt nas spotkał. Oczywiście zaszczytem dla niej był fakt, że Pan Scott w ogóle o niej wczoraj pomyślał. Na moich oczach pojawiły się kreski dopełnione wiśniowym cieniem. Na usta nałożyła mi matową pomadkę w kolorze brudnego różu. Cała moja twarz była subtelnie podkreślona rozświetlaczem. Pomogła moim naturalnym falą układać się w elegancki sposób. Sukienka była w kolorze pudrowego fioletu. Góra była idealnie dopasowana, natomiast dół delikatnie rozkloszowany i sięgał mi do kostek. Całość była wykonana z tiulu. Założyłam do tego srebrne sandałki na słupku i dobrałam kopertową torebkę w tym samym kolorze. Popsikałam się perfumami i obserwowałam czy Rey już nie podjechał. Widząc jak parkuje pod blokiem wyszłam z Mią z mojego mieszkania.
-Powodzenia.-Pisnęła podekscytowana. Nie mogłam uwierzyć własnym oczom gdy Rey otworzył mi drzwi od samochodu. Zwykle robiłam to sama i zwykle siedziałam z przodu.
-Pan Scott sobie zażyczył żebyś siedziała z tyłu.-Wyjaśnił.
-Dziękuję Rey.-Usiadłam i natychmiast poprawiłam materiał sukienki. Podjechaliśmy pod rezydencję i Rey od razu wysiadł żeby otworzyć swojemu pracodawcy drzwi.
-Cześć.-Powiedział wsiadając do auta.
-Dobry wieczór Panie Scott.-Zmierzył mnie wzrokiem i momentalnie się napiął. Zaczęłam mieć wątpliwości czy na pewno dobrze wyglądam. Dojechaliśmy na miejsce. Rey otworzył drzwi od strony Pana Scotta. Wysiadłam od razu po nim. Zaczął oślepiać mnie blask aparatów fotograficznych. Szłam za Panem Scottem z nadzieją, że jego plecy chociaż częściowo mnie zakryją. Weszliśmy do środka gdzie było dużo spokojniej. Skrzypaczka grała swój repertuar, goście rozmawiali między sobą, ale mimo wszystko w środku nie było głośno.
-Trzymaj się blisko.-Skinęłam głową na znak, że rozumiem i szłam za nim jak cień.
-Wiliamie.-Zatrzymał nas męski głos.
-Robert.-Podał mu dłoń.-Rita.-Pocałował kobietę w policzek.-Pięknie wyglądasz.
-Przypominam Ci, że to moja żona.-Dał nacisk na „moja", ale było słychać, że żartuje.-A to kto?-Przeniósł swój wzrok na mnie.
-To Olivia. Moja asystentka.-Odsunął się przez co nie chowałam się już za jego plecami.
-Asystentka?-Zapytał zaskoczony, a ja zalałam się rumieńcem.
-Mój szczęśliwy strzał. Dzisiaj w końcu wygram.-Uniósł dumnie podbródek.
-Ty nigdy nie wygrywasz.-Zaśmiał się.-Ale skoro Olivia ci to zapewni to nie mogę się doczekać, aż to zobaczę.-Odeszliśmy dalej i spotkaliśmy jeszcze kilka osób tak samo zaskoczonych moją obecnością. Pan Scott prowadził mnie przez pomieszczenie, aż doszliśmy do starszej pary.
-Mamo.-Usłyszałam i zobaczyłam jak czule całuje ją w policzek.-Tato.-Podał mu rękę.-To Olivia, moja asystentka.-Widziałam zaskoczenie malujące się na ich twarzy.
-Dobry wieczór.-Skinęłam do nich delikatnie głową.-To dla mnie zaszczyt tu dzisiaj być. To naprawdę przepiękne miejsce.-Obserwowałam jak rysy twarzy Pani Scott łagodnieją i przeradzają się w delikatny uśmiech. Wiele można mi było zarzucić, ale nie to, że nie wiedziałam jak zachowywać się w takich miejscach.
-Bardzo mi miło. Pozwól, że porozmawiamy z Williamem na osobności.-Zwróciła się do mnie.
-Oczywiście.-Patrzyłam jak odchodzą, ale nie na tyle daleko żebym nie mogła słyszeć choć części ich rozmowy.
-Co z Alison?-Spytała go mama i widziałam jak się napina.
-Nie ma Alison i więcej nie będzie.-Odpowiedział wymijająco.
-I przychodzisz ze swoją asystentką? Nie zrozum mnie źle ona przynajmniej umie się zachować i ubrać odpowiednio do okazji.-Przybiłam sobie mentalną piątkę i czekałam na powrót mojego szefa.
-Chodź. Usiądziemy na naszych miejscach i zaczekamy na ogłoszenie dzisiejszej konkurencji.-Zrobiłam co rozkazał. Jego rodzice na każdy bal charytatywny wymyślają jakąś aktywność. Oczywiście za udział trzeba zapłacić wpisowe, które pójdzie na cele charytatywne.
-Chciałabym serdecznie wszystkich powitać.-Usłyszeliśmy przez mikrofon.-Dzisiejsza gra będzie bardzo emocjonująca. Na zamku doszło do tragedii. Król i Królowa zginęli w tajemniczych okolicznościach. Każda para dostanie kartę postaci. Przez następne dwie godziny możecie rozmawiać między sobą w celu poznania innych postaci i rozwiązania zagadki.-Dostaliśmy naszą kartę. Oczywiście nasza postać to książę, następca tronu.
-My to zrobiliśmy.-Szepnął do mnie.-Żeby przejąć tron.
-To nieprawda.-Zaprzeczyłam.-Zacznijmy od lekarza.-Podeszliśmy do mężczyzny i zaczęłam moje przesłuchanie.-Czy mógłby nam Pan podać przyczynę śmierci?
-Rana kłuta w brzuch.-Odpowiedział.
-Jedna?-Zdziwiłam się. Pokiwał twierdząco głową.-Czy Król lub królowa na coś chorowali?
-Król miał nowotwór kości.-Skinęłam głowa.
-Dziękujemy.-Odeszliśmy dalej.
-Co nam to daje?-Zapytał mnie Pan Scott.
-Na razie niewiele, ale każda informacja jest bezcenna.-Wyjaśniłam.
-Myślę, że powinniśmy pogadać z bękartem.-Skinęłam głową, że się zgadzam.
-Czy żywiłeś urazę do Króla za to, że nie uczynił Cię księciem?-Zadałam pierwsze pytanie.
-Nie.-Odpowiedział mi bardzo wymijająco.
-Czy Król próbował jakoś Ci to wynagrodzić?-Kontynuowałam.
-Zasypywał mnie górą pieniędzy. Miał mi kupić rezydencję, o której marzyłem i pomóc mi otworzyć własny biznes, którego pragnąłem od dziecka.
-Dziękuję.-Odeszliśmy.-Nie zrobił tego. Nie doszedłby do władzy bez zabicia nas, zresztą wcale jej nie chciał. Stracił też przez to szansę na realizację własnych marzeń.
-Ochroniarz?-Zapytał.-Powinien wiedzieć, że ktoś wszedł do komnaty.-Podeszliśmy do odpowiedniej pary. Tym razem to on zadawał pytania.-Czy w noc zabójstwa ktoś wchodził do komnaty Króla i Królowej?
-Dopóki jej pilnowałem to nikt.
-Dlaczego nie pilnowałeś jej cały czas?-Zmarszczył brwi, a przez moją głowę od razu przeszło, że wygląda bardzo przystojnie. Wyrzuciłam tę myśl z głowy i skupiłam się na śledztwie.
-Królowa osobiście odesłała mnie do domu.-Słysząc to od razu ilość możliwości zawęziła się dla mnie dość mocno.
-Idziemy do pokojówki.-Stwierdziłam.
-Czemu do niej?-Zdziwił się.
-Królowe są cały czas w otoczeniu pokojówek. Jeśli chcą o czymś komuś powiedzieć mówią to właśnie im.-Wyjaśniłam.
-Zdaję się na ciebie.-Posłał mi uśmiech.
-Czy królowa żywiła urazę do króla?-Zapytałam.
-Nie. Dawno mu już wybaczyła.-Odpowiedziała mi.
-Kochała go?-Zapytał Pan Scott i było to trafne pytanie.
-Całym sercem.-Przyznała.
-Miejsce zbrodni.-Poinstruowałam i podeszliśmy do stolika, na którym były zdjęcia z miejsca zbrodni i nie jedno, a dwa narzędzia. Obejrzeliśmy wszystko dokładnie i sprawa stała się dla mnie jasna.-Już wiem.
-Chodź przedyskutujemy to żeby nikt nas nie podsłuchał.-Odeszliśmy na bok. Nikogo nie było w pobliżu.
-Po pierwsze nam się nie opłacało tego robić. Król i tak by niedługo umarł.-Pokiwał twierdząco głową.-Tylko jedna rana. Morderca zadałby kilka żeby mieć pewność, że będzie to szybka śmierć. Od jednej rany długo umierali. Dali by radę jeszcze wezwać pomoc, ale tego nie zrobili. Sami pozbyli się służby. Można by założyć, że królowa zabiła Króla w ramach zemsty, a później siebie z wyrzutów sumienia, ale kochała go i tak jak mówiłam król niedługo umarłby sam.
-Czyli?-Nie do końca jeszcze rozumiał.
-Wspólne samobójstwo. Król cierpiał. Nie chciał się dłużej męczyć. Królowa nie chciała żyć bez niego. Leżeli obok siebie. Wbili sobie sami noże w brzuch. W taki sposób.-Pokazałam mu ruch polegający na trzymaniu noża w złączonych rękach i uderzeniu się w brzuch.-Gdy puściło im napięcie mięśniowe ręce opadły, stąd ich położenie na dole brzucha. To nie wszystko. Noże, których użyli to Tantō. Były tradycyjnie wykorzystywane przez Samurai w popełnianiu samobójstw, co sprawiło, że stały się popularnym narzędziem.
-Jesteś genialna.-Uśmiechnął się szeroko.-Chodź zgłosimy naszą odpowiedź.-Musieliśmy jeszcze zaczekać na odpowiedzi pozostałych par.
-Tylko jednej parze udało się poprawnie rozwiązać zagadkę. Pierwszy raz w historii naszych bali wygrał William biorący udział z Olivią. Poprawna odpowiedź to samobójstwo kierowane chorobą i miłością Królowej do Króla.-Uśmiechnęłam się do Pana Scotta. Widziałam jaki był dumny.
-Dziękuję.-Zwrócił się do mnie. Tak rzadko słyszałam od niego te słowa.
-Od tego jestem.
-Zatańczysz ze mną?-Spojrzałam na jego wyciągniętą w moją stronę rękę i nie mogłam uwierzyć w to co usłyszałam. Pokiwałam twierdząco głową i podałam mu dłoń. Dołączyliśmy do już obecnych na parkiecie par. Położyłam dłoń na jego ramieniu, a chwilę później mogłam poczuć jak on swoją umiejscowił w moim pasie. Zaczęliśmy się poruszać w rytm piosenki Luminary, granej przez skrzypaczkę i jej zespół.
-Wiem, że nie użyłaś mojej karty-Powiedział mi do ucha. Spojrzałam mu w oczy chcąc coś z nich wyczytać, ale nic to nie dało. Obrócił mnie, ale po kilku sekundach znowu wpadłam w jego ramiona.
-Mogę sama płacić za swoje ubrania, ale dziękuję za tą ofertę.-Odchylił mnie do tyłu, a mi na moment stanęło serce. Przyciągnął mnie stanowczo z powrotem do siebie powodując, że nasze nosy dzieliły milimetry. Jedno musiałam mu przyznać. Świetnie prowadził w tańcu.
-To nie była oferta. Gdy mówię, że masz coś zrobić to to robisz bez zająknięcia.-Brzmiał groźnie, ale widziałam, że nie jest na mnie zły.
-Oczywiście, Panie Scott.-Powiedziałam cicho. Piosenka się skończyła, a my byliśmy niebezpiecznie blisko siebie.
-Czas na nas.-Wyszeptał, a jego oddech łaskotał mój policzek. Wiedziałam, że ten dzień bardzo namiesza mi w głowie. Droga do domu minęła nam w ciszy.
-Śpij dobrze Liv.-Po raz kolejny dziś wprowadził mnie w osłupienie.
-Dobranoc Panie Scott.-Wysiadłam z samochodu i w obecnej sytuacji zimne powietrze zdało mi się być niesamowicie kojące.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro