To moja narzeczona.
Założyłam na siebie biała sukienkę, którą naprawdę miałam już w szafie. Była bardzo obcisła. Sięgała mi do połowy łydki, nie miała ramiączek i idealnie dopasowywała się do każdego centymetra mojego ciała. Założyłam do niej beżowe szpilki. Oczy dziś podkreśliłam brązowym i złotym cieniem. Na usta nałożyłam moją pomadkę z golden rose. Wsiadłam do samochodu i przywitałam się z Reyem.
-Możesz siadać z tyłu.-Spojrzał na mnie i odjechał spod mojego bloku.
-Wiem, że Pan Scott tego chce, ale go tu nie ma.-Wzruszyłam ramionami. Wysadził mnie pod biurem i pojechał po swojego pracodawcę. Upewniłam się, że wszystko jest tak jak powinno zanim goście przyjdą. Oczywiście pierwsi zaproszeni zaczęli się pojawiać jeszcze przed Panem Scottem.
-Uwodzisz kogoś?-Odwróciłam się słysząc dobrze znany mi głos.
-Bynajmniej. Ale ty możesz, tatuś będzie z ciebie dumny, że zrobiłeś coś z czym ja sobie nie poradziłam.-Uśmiechnął się do mnie szeroko i zamknął mnie w szczelnym uścisku.-Wolę kobiety.-Wyszeptał mi do ucha.-Twój książę z bajki tu idzie.-Spojrzałam w stronę drzwi i rzeczywiście Pan Scott zmierzał w naszą stronę. Ktoś go jednak zatrzymał.
-Nie jest księciem z bajki, a na pewno nie moim. Lepiej dobrze wymyśl jak mnie z tego wyciągnąć Mike.-Spojrzałam na niego ostrzegawczo. Michael był jedyną osobą w rodzinie, z którą po śmierci mamy umiałam zachować dobry stosunek. Dla Richarda liczyła się tylko praca i kochanki. Szkolił Mike'a na swojego następcę, a ja byłam tylko zbędnym balastem, który najlepiej by było jak najszybciej wydać za mąż i o nim zapomnieć.
-Powiedz nie?-Spojrzał na mnie jak na głupiego.
-A ojciec zatrzyma fuzję.-Prychnęłam.
-Skoro Ci zależy to powiedz tak i po problemie.-Wzruszył ramionami.
-Jeśli Pan Scott zapłaci za niego podatek to się zgodzi?-Nawet nie wiedziałam czy Pan Scott będzie chciał to zrobić, ale to było jedyne wyjście, które widziałam.
-Cześć.-O wilku mowa. Podał mojemu bratu rękę.
-Dobry wieczór Panie Scott.-Odpowiedziałam jak zwykle i pokazałam ukradkiem bratu środkowy palec widząc, że posyła mi minę, która znaczy, że będzie się ze mnie nabijał.
-Muszę jedną sprawę obgadać z tatą.-Poszedł sobie zostawiając nas samych.
-Świetnie to zorganizowałaś.-Pochwalił mnie.-Dziękuję.
-Od tego jestem Panie Scott.-Byłam potwornie spięta. Obserwowałam wszystkich gości starając się nie patrzeć na niego. Wiedziałam, że miał na sobie smoking, który idealnie na nim leżał, włosy były starannie ułożone, a na twarzy miał ten swój nonszalancki uśmiech. Dla dobra ogółu uważałam, że lepiej będzie gdy moje oczy nie będą tego doświadczać.
-William.-Spojrzałam w stronę już znajomego głosu i zobaczyłam Roberta i Ritę.-Świetnie zorganizowane.
-To zasługa Olivii.-Pochwalił mnie, a moje policzki zalały się ogniem.
-No właśnie twoja niby-asystentka Olivia.-Zaczęła Rita.
-Niby?-Zapytałam.
-Wszyscy widzieliśmy wasz taniec na ostatnim balu. Od razu widać, że nie jesteś jego asystentką.-Serce zaczęło mi bić mocniej i już miałam zacząć się tłumaczyć, ale nie było dane.
-Macie racje.-Odezwał się Pan Scott.-To moja narzeczona.-Na szczęście nie wmurowało mnie, ale miałam ochotę go zabić. Schowałam ręce za plecami i zwinnie przełożyłam pierścionek z palca wskazującego na serdeczny. Uśmiechnęłam się chcąc zamaskować nerwy. Poczułam jak kładzie dłoń na moim biodrze i przyciąga mnie do swojego boku. Zrobił to na tyle mocno, że żeby nie stracić równowagi oparłam lewą dłoń o jego tors, co dało naszym towarzyszom idealny widok na pierścionek mojej babci, który od lat spoczywał na moim palcu wskazującym.
-Nie sądziłam, że masz tak dobry gust Williamie.-Obejrzała dokładnie element biżuterii. Sam Pan Scott był zaskoczony widokiem brylantu na moim palcu. I od tego zaczął się mój koszmar. W zasadzie zaczął się dużo wcześniej. Teraz nabrał zawrotnego tempa. Każdy kto podchodził do naszej dwójki był przekonany, że jesteśmy zaręczeni.
-Słyszę cały czas, że jesteś tu z narzeczoną i jeśli to nie moja córka to będziesz biedny.-Richard zaszedł nas od tyłu. Obróciliśmy się prawie w tym samym czasie, tylko po to żeby zobaczyć aprobatę na jego twarzy.-Świetna decyzja.
-Idę sprawdzić czy kelnerom niczego nie brakuje.-Oznajmiłam z nadzieją, że uda mi się wyrwać z tego wszystkiego.
-Oczywiście.-Pocałował mnie w policzek i poluzował uścisk na mojej tali. Weszłam do pomieszczenia, z którego kelnerzy wszystko wynosili i wypiłam duszkiem trzy kieliszki szampana. Wyszłam z powrotem na salę idealnie w momencie gdy jakaś młoda kelnerka rozlała czerwone wino na białą koszulę Pana Scotta. Podeszłam szybko do całego incydentu żeby zapobiec aferze.
-Odejdź.-Powiedziałam do dziewczyny, która szybko uciekła.-Zajmę się tym.-Pokazałam na jego koszulę i poszłam z nim w stronę windy. Wjechaliśmy na nasze piętro i weszliśmy do biura Pana Scotta. Zajrzałam do szafy, w której zwykle trzymam dla niego zapasowe koszule. Odwróciłam się do niego z wieszakiem i omal nie dostałam zawału. Zdążył już zrzucić z siebie przemoczony materiał i stał teraz przede mną z nagim torsem. Bardzo umięśnionym nagim torsem.
-Liv.-Wyrwał mnie z transu, a ja poczułam jak ponownie tego dnia moje policzki płoną. Podałam mu koszulę i oparłam się tyłkiem o blat jego biurka. Oglądałam widok za oknem, byleby nie patrzeć na niego.-Potrzebuję pomocy.-Wyciągnął w moją stronę rękę, na której musiał zapiąć guzik. Walczyłam z rękawem koszuli udając, że jej całkiem rozpięty materiał mnie nie rusza.-Jesteś przepiękna.-Wolną ręką odgarnął zbłąkany kosmyk włosów z mojej twarzy i wsunął mi go za ucho. Moje ciało w odpowiedzi na jego dotyk przeszedł dreszcz, któremu towarzyszyła gęsia skórka. Wciągnęłam powietrze i przymknęłam oczy starając się opanować swoje ciało. Nienawidziłam swojej reakcji na jego dotyk. Nim zdążyłam całkiem ochłonąć poczułam jego ciepłą dłoń na udzie. Spojrzałam mu prosto w oczy i chociaż ten jeden raz chciałabym nie wiedzieć co ma na myśli. Złapał mnie za kark i wpił się w moje usta. Nie potrafiłam mu się oprzeć. Zaczęłam oddawać jego pocałunki. Wsunęłam ręce za jego rozpiętą koszulę i błądziłam dłońmi po jego nagich plecach. Przeszedł ustami na moją szyję i zassał lekko skórę za uchem, co doprowadziło mnie do mimowolnego jęku. Złapał mnie za uda i posadził na biurku. Moje myślenie już dawno się wyłączyło. Sama nie wiem kiedy podsunął moją sukienkę odkrywając, że nie mam pod nią absolutnie nic. Złapałam za pasek jego spodni i najszybciej jak potrafiłam pozbyłam się jego dolnej garderoby. Spojrzałam na jego erekcję i zaczęłam mieć wątpliwości czy aby na pewno dam radę go w siebie zmieścić. Zaczął nerwowo grzebać w szufladzie.
-Jestem na tabletkach.-Nie zdążyłam powiedzieć nic innego, bo wpił się z powrotem w moje usta. Jęknęłam gdy zaczął się o mnie ocierać. Wiedziałam, że nie wytrzymam tego długo, ale jak na zawołanie poczułam jak się we mnie wsuwa. Jęknęliśmy w tym samym momencie gdy wszedł we mnie do końca. Na początku poruszał się we mnie powoli dając mi przystosować się do jego rozmiaru, z czasem jednak jego ruchy stały się szybsze i bardziej stanowcze.
-Nie ściskaj mnie tak, bo inaczej zaraz dojdę.-Wydyszał w zagłębienie mojej szyi. Nie mogłam nic na to poradzić, ponieważ kilka sekund później zacisnęłam się na nim mocniej, moje plecy wygięły się w łuk, a ciałem zawładnęły spazmy przyjemności. Jęknęłam ponownie czując jak zaczął pulsować wewnątrz mnie. W pomieszczeniu zrobiło się potwornie duszno i miałam nadzieję, że uzna, że to jest powodem rumieńców na moich policzkach. Tak naprawdę było mi ogromnie wstyd. Wzięłam chusteczkę z biurka i wytarłam się ze spermy, która ze mnie wypłynęła. Poprawiłam swoją sukienkę i upewniłam się, że nie pozostał na niej żaden ślad tego co przed chwilą robiliśmy. Wyciągnął w moją stronę wciąż niezapięty rękaw. Zrobiłam to szybko i zajęłam się poprawianiem swojego makijażu i fryzury przy moim biurku. Wyszedł z biura i można by powiedzieć, że jest gotowy oprócz jednego elementu.
-Panie Scott.-Zatrzymałam go.
-Nawet po tym będziesz się tak do mnie zwracać?-Uniósł brwi w niedowierzaniu.
-Ma Pan moją szminkę na twarzy.-Zmieniłam temat i podałam mu zawstydzona lusterko i chusteczkę do demakijażu. Wytarł wszystko i oddał mi lusterko.
-Możemy iść?
-Ja za chwilkę zjadę, poprawię tylko włosy.-Prawda była taka, że byłam tak ogromnie zawstydzona, że bałam się z nim jechać windą i wracać na imprezę, na której będzie się do mnie kleił.
-Twoje włosy wyglądają nienagannie, a ja przecież nie mogę pojawić się tam bez mojej narzeczonej.-Posłał mi uśmiech. Wsiadłam do windy bez słowa i zaczęłam się zastanawiać, co z tym wszystkim zrobię. Całą resztę bankietu spędziłam na posyłaniu ludziom sztucznych uśmiechów i nie odzywaniu się ani słowem. Dopiero gdy weszłam do domu odetchnęłam z ulgą. Zrobiłam sobie ciepłą kąpiel w wannie i zadzwoniłam do Mii poinformować ją o tym co zamierzam. Nie była zadowolona, ale uszanowała moją decyzję.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro