Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

To moja narzeczona.

Założyłam na siebie biała sukienkę, którą naprawdę miałam już w szafie. Była bardzo obcisła. Sięgała mi do połowy łydki, nie miała ramiączek i idealnie dopasowywała się do każdego centymetra mojego ciała. Założyłam do niej beżowe szpilki. Oczy dziś podkreśliłam brązowym i złotym cieniem. Na usta nałożyłam moją pomadkę z golden rose. Wsiadłam do samochodu i przywitałam się z Reyem.

-Możesz siadać z tyłu.-Spojrzał na mnie i odjechał spod mojego bloku.

-Wiem, że Pan Scott tego chce, ale go tu nie ma.-Wzruszyłam ramionami. Wysadził mnie pod biurem i pojechał po swojego pracodawcę. Upewniłam się, że wszystko jest tak jak powinno zanim goście przyjdą. Oczywiście pierwsi zaproszeni zaczęli się pojawiać jeszcze przed Panem Scottem. 

-Uwodzisz kogoś?-Odwróciłam się słysząc dobrze znany mi głos.

-Bynajmniej. Ale ty możesz, tatuś będzie z ciebie dumny, że zrobiłeś coś z czym ja sobie nie poradziłam.-Uśmiechnął się do mnie szeroko i zamknął mnie w szczelnym uścisku.-Wolę kobiety.-Wyszeptał mi do ucha.-Twój książę z bajki tu idzie.-Spojrzałam w stronę drzwi i rzeczywiście Pan Scott zmierzał w naszą stronę. Ktoś go jednak zatrzymał.

-Nie jest księciem z bajki, a na pewno nie moim. Lepiej dobrze wymyśl jak mnie z tego wyciągnąć Mike.-Spojrzałam na niego ostrzegawczo. Michael był jedyną osobą w rodzinie, z którą po śmierci mamy umiałam zachować dobry stosunek. Dla Richarda liczyła się tylko praca i kochanki. Szkolił Mike'a na swojego następcę, a ja byłam tylko zbędnym balastem, który najlepiej by było jak najszybciej wydać za mąż i o nim zapomnieć.

-Powiedz nie?-Spojrzał na mnie jak na głupiego.

-A ojciec zatrzyma fuzję.-Prychnęłam.

-Skoro Ci zależy to powiedz tak i po problemie.-Wzruszył ramionami.

-Jeśli Pan Scott zapłaci za niego podatek to się zgodzi?-Nawet nie wiedziałam czy Pan Scott będzie chciał to zrobić, ale to było jedyne wyjście, które widziałam.

-Cześć.-O wilku mowa. Podał mojemu bratu rękę.

-Dobry wieczór Panie Scott.-Odpowiedziałam jak zwykle i pokazałam ukradkiem bratu środkowy palec widząc, że posyła mi minę, która znaczy, że będzie się ze mnie nabijał.

-Muszę jedną sprawę obgadać z tatą.-Poszedł sobie zostawiając nas samych.

-Świetnie to zorganizowałaś.-Pochwalił mnie.-Dziękuję.

-Od tego jestem Panie Scott.-Byłam potwornie spięta. Obserwowałam wszystkich gości starając się nie patrzeć na niego. Wiedziałam, że miał na sobie smoking, który idealnie na nim leżał, włosy były starannie ułożone, a na twarzy miał ten swój nonszalancki uśmiech. Dla dobra ogółu uważałam, że lepiej będzie gdy moje oczy nie będą tego doświadczać.

-William.-Spojrzałam w stronę już znajomego głosu i zobaczyłam Roberta i Ritę.-Świetnie zorganizowane.

-To zasługa Olivii.-Pochwalił mnie, a moje policzki zalały się ogniem.

-No właśnie twoja niby-asystentka Olivia.-Zaczęła Rita.

-Niby?-Zapytałam.

-Wszyscy widzieliśmy wasz taniec na ostatnim balu. Od razu widać, że nie jesteś jego asystentką.-Serce zaczęło mi bić mocniej i już miałam zacząć się tłumaczyć, ale nie było dane.

-Macie racje.-Odezwał się Pan Scott.-To moja narzeczona.-Na szczęście nie wmurowało mnie, ale miałam ochotę go zabić. Schowałam ręce za plecami i zwinnie przełożyłam pierścionek z palca wskazującego na serdeczny. Uśmiechnęłam się chcąc zamaskować nerwy. Poczułam jak kładzie dłoń na moim biodrze i przyciąga mnie do swojego boku. Zrobił to na tyle mocno, że żeby nie stracić równowagi oparłam lewą dłoń o jego tors, co dało naszym towarzyszom idealny widok na pierścionek mojej babci, który od lat spoczywał na moim palcu wskazującym. 

-Nie sądziłam, że masz tak dobry gust Williamie.-Obejrzała dokładnie element biżuterii. Sam Pan Scott był zaskoczony widokiem brylantu na moim palcu. I od tego zaczął się mój koszmar. W zasadzie zaczął się dużo wcześniej. Teraz nabrał zawrotnego tempa. Każdy kto podchodził do naszej dwójki był przekonany, że jesteśmy zaręczeni.

-Słyszę cały czas, że jesteś tu z narzeczoną i jeśli to nie moja córka to będziesz biedny.-Richard zaszedł nas od tyłu. Obróciliśmy się prawie w tym samym czasie, tylko po to żeby zobaczyć aprobatę na jego twarzy.-Świetna decyzja.

-Idę sprawdzić czy kelnerom niczego nie brakuje.-Oznajmiłam z nadzieją, że uda mi się wyrwać z tego wszystkiego.

-Oczywiście.-Pocałował mnie w policzek i poluzował uścisk na mojej tali. Weszłam do pomieszczenia, z którego kelnerzy wszystko wynosili i wypiłam duszkiem trzy kieliszki szampana. Wyszłam z powrotem na salę idealnie w momencie gdy jakaś młoda kelnerka rozlała czerwone wino na białą koszulę Pana Scotta. Podeszłam szybko do całego incydentu żeby zapobiec aferze.

-Odejdź.-Powiedziałam do dziewczyny, która szybko uciekła.-Zajmę się tym.-Pokazałam na jego koszulę i poszłam z nim w stronę windy. Wjechaliśmy na nasze piętro i weszliśmy do biura Pana Scotta. Zajrzałam do szafy, w której zwykle trzymam dla niego zapasowe koszule. Odwróciłam się do niego z wieszakiem i omal nie dostałam zawału. Zdążył już zrzucić z siebie przemoczony materiał i stał teraz przede mną z nagim torsem. Bardzo umięśnionym nagim torsem.

-Liv.-Wyrwał mnie z transu, a ja poczułam jak ponownie tego dnia moje policzki płoną. Podałam mu koszulę i oparłam się tyłkiem o blat jego biurka. Oglądałam widok za oknem, byleby nie patrzeć na niego.-Potrzebuję pomocy.-Wyciągnął w moją stronę rękę, na której musiał zapiąć guzik. Walczyłam z rękawem koszuli udając, że jej całkiem rozpięty materiał mnie nie rusza.-Jesteś przepiękna.-Wolną ręką odgarnął zbłąkany kosmyk włosów z mojej twarzy i wsunął mi go za ucho. Moje ciało w odpowiedzi na jego dotyk przeszedł dreszcz, któremu towarzyszyła gęsia skórka. Wciągnęłam powietrze i przymknęłam oczy starając się opanować swoje ciało. Nienawidziłam swojej reakcji na jego dotyk. Nim zdążyłam całkiem ochłonąć poczułam jego ciepłą dłoń na udzie. Spojrzałam mu prosto w oczy i chociaż ten jeden raz chciałabym nie wiedzieć co ma na myśli. Złapał mnie za kark i wpił się w moje usta. Nie potrafiłam mu się oprzeć. Zaczęłam oddawać jego pocałunki. Wsunęłam ręce za jego rozpiętą koszulę i błądziłam dłońmi po jego nagich plecach. Przeszedł ustami na moją szyję i zassał lekko skórę za uchem, co doprowadziło mnie do mimowolnego jęku. Złapał mnie za uda i posadził na biurku. Moje myślenie już dawno się wyłączyło. Sama nie wiem kiedy podsunął moją sukienkę odkrywając, że nie mam pod nią absolutnie nic. Złapałam za pasek jego spodni i najszybciej jak potrafiłam pozbyłam się jego dolnej garderoby. Spojrzałam na jego erekcję i zaczęłam mieć wątpliwości czy aby na pewno dam radę go w siebie zmieścić. Zaczął nerwowo grzebać w szufladzie.

-Jestem na tabletkach.-Nie zdążyłam powiedzieć nic innego, bo wpił się z powrotem w moje usta. Jęknęłam gdy zaczął się o mnie ocierać. Wiedziałam, że nie wytrzymam tego długo, ale jak na zawołanie poczułam jak się we mnie wsuwa. Jęknęliśmy w tym samym momencie gdy wszedł we mnie do końca. Na początku poruszał się we mnie powoli dając mi przystosować się do jego rozmiaru, z czasem jednak jego ruchy stały się szybsze i bardziej stanowcze.

-Nie ściskaj mnie tak, bo inaczej zaraz dojdę.-Wydyszał w zagłębienie mojej szyi. Nie mogłam nic na to poradzić, ponieważ kilka sekund później zacisnęłam się na nim mocniej, moje plecy wygięły się w łuk, a ciałem zawładnęły spazmy przyjemności. Jęknęłam ponownie czując jak zaczął pulsować wewnątrz mnie. W pomieszczeniu zrobiło się potwornie duszno i miałam nadzieję, że uzna, że to jest powodem rumieńców na moich policzkach. Tak naprawdę było mi ogromnie wstyd. Wzięłam chusteczkę z biurka i wytarłam się ze spermy, która ze mnie wypłynęła. Poprawiłam swoją sukienkę i upewniłam się, że nie pozostał na niej żaden ślad tego co przed chwilą robiliśmy. Wyciągnął w moją stronę wciąż niezapięty rękaw. Zrobiłam to szybko i zajęłam się poprawianiem swojego makijażu i fryzury przy moim biurku. Wyszedł z biura i można by powiedzieć, że jest gotowy oprócz jednego elementu.

-Panie Scott.-Zatrzymałam go.

-Nawet po tym będziesz się tak do mnie zwracać?-Uniósł brwi w niedowierzaniu.

-Ma Pan moją szminkę na twarzy.-Zmieniłam temat i podałam mu zawstydzona lusterko i chusteczkę do demakijażu. Wytarł wszystko i oddał mi lusterko.

-Możemy iść?

-Ja za chwilkę zjadę, poprawię tylko włosy.-Prawda była taka, że byłam tak ogromnie zawstydzona, że bałam się z nim jechać windą i wracać na imprezę, na której będzie się do mnie kleił.

-Twoje włosy wyglądają nienagannie, a ja przecież nie mogę pojawić się tam bez mojej narzeczonej.-Posłał mi uśmiech. Wsiadłam do windy bez słowa i zaczęłam się zastanawiać, co z tym wszystkim zrobię. Całą resztę bankietu spędziłam na posyłaniu ludziom sztucznych uśmiechów i nie odzywaniu się ani słowem. Dopiero gdy weszłam do domu odetchnęłam z ulgą. Zrobiłam sobie ciepłą kąpiel w wannie i zadzwoniłam do Mii poinformować ją o tym co zamierzam. Nie była zadowolona, ale uszanowała moją decyzję.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro