Romeo i Julia
Byłam na jeszcze dwóch sesjach u doktora Lópeza. Powoli zaczynałam jeść coraz więcej, a leki działały cuda w kwestii mojego snu. Doktor jeszcze nie zrobił mi żadnego podsumowania. Musiał najpierw dowiedzieć się co się u mnie działo przez te miesiące. Jak się z tym wszystkim czułam. Przyznanie przed samą sobą co czuję bardzo mi pomagało. Upewniłam się, że mam wszystko i zeszłam na dół gdzie już czekał Rey. Wsadził moją walizkę do bagażnika. Podziękowałam mu i wsiadłam na miejsce pasażera.
-Jest miejsce z tyłu.-Podskoczyłam lekko na siedzeniu nie widząc go wcześniej.
-Dobrze mi z przodu. Claire do nas nie dołączy?-Starałam się żeby to pytanie zabrzmiało normalnie.
-Michael zaprosił naszą dwójkę czyż nie?
-Gdybyś mu powiedział to nie miałby problemu.-Wzruszyłam ramionami.
-Ale nie powiedziałem.-Ton jego głosu był ostry dlatego postanowiłam nie drążyć dalej tematu. Dojechaliśmy na lotnisko gdzie spotkaliśmy mojego brata z nieznaną mi dotąd kobietą. Pocałował mnie w policzek i podał rękę Williamowi.
-Moja siostra Olivia.-Pokazał na mnie kobiecie.-I William Scott. Rose.-Zwrócił się do nas.-Moja kobieta.-Uśmiechnęłam się szeroko i podałam jej dłoń.
-Współczuję.-Zachichotała na moje słowa i ruszyliśmy w stronę bramki.
-Wyglądasz lepiej.-Przyznał mi Mike. Zadbałam o mój wygląd na tyle na ile mogłam, a resztę nadrabiałam lekami.
-Czuję się lepiej.-Spojrzał na mnie z uniesioną brwią. William szedł z przodu i nie przykuwał większej uwagi do tego co działo się za nim, więc wyciągnęłam dwa pudełka leków, które musiałam zażyć i pokazałam bratu, po czym połknęłam odpowiednie dawki.
-Nie obeszło się bez?
-Dopóki tego nie przepracuję stawiam na takie rozwiązanie. Nie potrwa to długo.-Zapewniłam go.
-Byleby udało się Cię dobudzić po wylądowaniu.-Westchnął.
-To może być wyzwanie.-Zaśmiałam się. Rose uszanowała naszą prywatność i zerkała w drugą stronę. Praktycznie od razu po wylocie zasnęłam i obudziło mnie dopiero trzęsienie moim ciałem. Otworzyłam oczy i uśmiechnęłam się do Mike'a, który puścił moje ramiona.-Ile Ci zajęło?-Spojrzał na Rose, która trzymała telefon ze stoperem.
-2 minuty 36 sekund.-Przeczytała. Spojrzałam na brata z podziwem.
-Nowy rekord.-Przybiłam mu piątkę. Ścisnął moją dłoń i podciągnął mnie z fotela.
-Ile było ostatnim razem?-Zapytał gdy wysiadaliśmy.
-3 minuty 14 sekund.
-Nie łapie Cię już tak mocno.-Zauważył. Wsiedliśmy do taksówki, która zawiozła nas do ogromnego hotelu. Temperatura na dworze była gorąca w porównaniu do naszej zimowej atmosfery. Miasto było bardzo ładne i żywe, ale nie w taki sposób jak nasze. Nasze było szybkie, to miasto było pełne ludzi cieszących się z tego co robią i korzystających z każdej chwili. Stanęłam kawałek od Mike'a odbierającego nasze karty do pokoi.-1179.-Podał mi i Williamowi po karcie.
-A drugi numer?-Zapytałam z uniesionymi brwiami.
-Jeden numer.-Nim zdążyłam na niego nakrzyczeć sprecyzował.-Apartament, w środku są dwie sypialnie.-Skinęłam głową. Wjechaliśmy wszyscy na odpowiednie piętro. Odblokowałam nasze drzwi i weszłam do środka. Przestrzeń była jasna i pełna zieleni dzięki licznym roślinom w środku. W centrum pokoju stała spora kanapa przed ogromnym telewizorem zawieszonym na ścianie. Na przeciwko nas była przeszklona ściana, przed którą w podłogę wbudowany był basen. Ruszyłam korytarzem gdzie po dwóch stronach znajdowały się drzwi. Weszłam przez pierwsze lepsze i trafiłam do sypialni. Na środku stało ogromne łóżko z baldachimem. Przeszłam przez kolejne drzwi w pomieszczeniu i trafiłam do łazienki. Nowocześnie urządzona, z dużym prysznicem. Mój brat wybrał dobrze. W moim pokoju również jedna ściana była przeszklona i prowadziła na taras. Wyszłam na niego i spojrzałam na zapierający dech w piersiach widok oceanu. Drzwi obok się rozsunęły i dopiero zauważyłam, że taras łączył nasze pokoje. Ktoś zadzwonił dzwonkiem, więc od razu poszłam otworzyć nie chcąc spędzać zbyt wiele czasu z Williamem.
-Moja propozycja jest taka.-Powiedział Michael gdy mu otworzyłam.-Ogarnijcie się i za godzinę widzimy się na dole i idziemy na basen.
-W porządku.-Wróciłam do swojego pokoju i wzięłam szybki prysznic. Zmyłam makijaż i zastąpiłam go wodoodpornym. Spięłam włosy klamrą i nasmarowałam się kremem z filtrem. Założyłam zwykły czerwony kostium kąpielowy i na to krótką zwiewną sukienkę w zielone kwiatki. Wsunęłam stopy w sandały i spakowałam sobie torbę. Założyłam okulary przeciwsłoneczne na głowę i wyszłam z pokoju. William siedział na kanapie. Miał na sobie czarne spodenki i białą lnianą koszulę.
-Jesteś gotowa?-Wstał z kanapy i zebrał swoje rzeczy ze stolika.
-Tak, dziękuję że zaczekałeś.-Skinął tylko głową i przepuścił mnie w drzwiach. Znaleźliśmy Michaela z Rose przy basenie gdzie zajęli cztery leżaki. Rose właśnie smarowała mojego brata kremem z filtrem. Zdjęłam buty i sukienkę i odłożyłam torbę na leżak szukając w niej kremu. Rzuciłam Williamowi moją butelkę, którą złapał i uniósł brwi.-Nie chcę później słuchać jak jęczysz, bo się spaliłeś.
-Myślę, że Will chciałby słuchać twoich jęków.-Wypalił Mike zanim zdążył się zastanowić. Trzepnęłam go w ramie. Po chwili mi oddał dużo mocniej przez co straciłam równowagę i wpadłam do basenu. Roześmiał się głośno. Złapałam go za łydkę i pociągnęłam w moją stronę. Chwilę później wynurzał się z wody obok mnie.
-Wyłów moje okulary kasztanie.-Powiedziałam do niego.
-Już zapomniałem jak przyjemne są wakacje z tobą.-Uśmiechnął się głupkowato i zanurkował po moją własność. Podciągnęłam się na rękach i usiadłam na brzegu basenu.
-Nie bałeś się, że się utopi?-Zapytała go Rose gdy też wyszedł z wody.
-Pływam od dziecka.-Odpowiedziałam za niego.-Miałam do wyboru balet albo pływanie.
-Upierała się przy łucznictwie.-Wtrącił się Mike, a William parsknął śmiechem.
-Jakiś problem?-Odwróciłam się w jego stronę z uśmiechem i poczułam jak temperatura mojego ciała gwałtownie wzrasta na widok jego nagiej klatki piersiowej.
-Z twoim wzrokiem to każdy byłby zagrożony tylko nie cel.
-W takim razie upewniłabym się żeby nie celować w ciebie.-Odgryzłam się. Dawno nie prowadziliśmy tak normalnej i tak przyjaznej rozmowy. Może istotnie ten wyjazd zrobi nam wszystkim dobrze.
-Jesteś jedynakiem?-Michael zwrócił się do Willa i ten mu przytaknął.-Więc co robiłeś jako dziecko?
-Uczyłem się, wychodziłem ze znajomymi, jeździłem konno.-Uśmiechnęłam się i zgryzłam wargę żeby tego nie skomentować.-Czy ślepa łuczniczka ma coś do powiedzenia?-Spojrzał na mnie wyzywająco.
-Mam nadzieję, że uratowałeś śpiącą królewnę.-Nie wytrzymałam.
-Dzisiaj Michael musiał budzić śpiącą królewnę.-Odgryzł mi się.
-Pójdziemy po drinki.-Wtrącił się Michael.-Przynieść wam coś.
-Piwo.-Poprosił Will.
-Sok pomarańczowy?-Zwrócił się do mnie.
-Tak, dziękuję.
-Przestałaś pić alkohol.-Zauważył gdy zostaliśmy sami.
-Nie mam ochoty.-Wzruszyłam ramionami. Prawda była taka, że biorąc leki uspokajające nie mogłam pić alkoholu i Mike o tym wiedział dlatego zapytał o sok.
-W klubie też nie piłaś.-Drążył.
-Bo nie jadłam tego dnia.-Odpowiedziałam lekko zirytowana.-Dlaczego Cię to interesuje?
-Ty mnie wciąż interesujesz.-Patrzył mi w oczy, a ja momentalnie poczułam potrzebę odwrócenia go.
-Może nie powinnam.-Momentalnie pożałowałam, że to powiedziałam.
-Dlaczego?-Zmarszczył brwi, a ja zdziwiłam się, że pociągnął temat. Zwykle w takich sytuacjach, albo mnie całował albo przestawał się do mnie odzywać. Spodziewałam się tego drugiego.-Czy coś się dzieje?
-Nie.-Szybko zaprzeczyłam. Za szybko.-Claire by wolała żebyś nie interesował się żadną kobietą poza nią.-Wymyśliłam na poczekaniu.
-I jakie to ma znaczenie?-Zapytał ze spokojem. Jego odpowiedź mnie zaskoczyła. Nie miałam pojęcia jak zareagować. Całe szczęście Mike i Rose wrócili z napojami.
-Mike mi mówił, że masz fotograficzną pamięć.-Zainteresowała się Rose.
-To prawda. Gdy coś zobaczę nigdy tego nie zapominam.-Wyjaśniłam.-Błogosławieństwo i przekleństwo w jednym.-Uśmiechnęłam się do niej.
-Czy to w porządku jeśli poproszę żebyś mi pokazała?-Zawstydziła się.
-Pewnie. Spytaj o co chcesz.-Zachęciłam ją. Wyciągnęła telefon i zaczęła czegoś szukać.
-„Ale na tym szarym tle"-Zaczęła czytać, a mi tyle wystarczyło, więc jej przerwałam.
-"widniało coś, co jak ognista kometa przecinało mroki jej życia. Na piersi Hester Prynne, wyraźnie widoczna na tle ciemnego ubioru, lśniła bogato haftowana szkarłatna litera, obwiedziona połyskującą nicią złota. Wykonana była z niezwykłym kunsztem; wydawało się, że kobieta, której życie zostało oznaczone hańbą tej litery, uczyniła wszystko, co w jej mocy, aby litera nie tylko symbolizowała jej grzech, ale była też świadectwem jej wewnętrznej siły i odwagi. Ludzie zatrzymywali się, aby na nią patrzeć, a twarze ich wyrażały zdziwienie, gniew, a niekiedy i podziw, jakby litera ta mówiła więcej niż wszystkie ich słowa."-Wyrecytowałam. Spojrzała na mnie zaskoczona i kontynuowała.
-„Mały Książę przemierzał kolejne"
-"planety, spotykając na każdej z nich dziwne postacie. Każdy z mieszkańców był zajęty własnym, często absurdalnym zajęciem, które pochłaniało całe ich życie. Był tam król, który chciał rządzić wszystkimi, choć nie miał poddanych. Był próżny człowiek, pragnący jedynie pochwał, chociaż nikogo w pobliżu nie było, by go podziwiać. Był też pijak, który pił, by zapomnieć, że się wstydzi, i wstydził się, że pije. Wszyscy oni wydawali się Małemu Księciu dziwni i niezrozumiali. Z każdym spotkaniem coraz bardziej uświadamiał sobie, że dorośli są skomplikowani i często zajmują się rzeczami, które nie mają sensu."-Uśmiechnęłam się na wspomnienie tej książki.
-Romeo i Julia.-Wtrącił się Will. Przeniosłam na niego swój wzrok.
-Dedykacja, czy treść?-Uniosłam brew.
-Treść.-Uśmiechnął się delikatnie.
-Rozmowa między Benvolio, a Romeo." Zakochany?; Nie.; Niezakochany?; Nie, zakochany, ale niekochany.; To źle, że miłość, obraz łagodności, Szorstka i władcza jest w rzeczywistości.; To źle, że miłość, choć ślepa i głucha, Idzie, gdzie zechce, i czego chce słucha.; Gdzie jeść będziemy? O! Walczono tutaj? Nie opowiadaj mi, już wiem o wszystkim. Tu jest nienawiść, lecz więcej miłości."
-To niesamowite.-Przyznała mi Rose.
-Dziękuję.-Zarumieniłam się lekko.-Lubię czytać, więc to akurat nie było wyzwanie.
-Czemu akurat ten fragment?-William zmarszczył brwi, a ja wzruszyłam ramionami.
-Poruszył moje myśli.-Nawiązałam do jego dedykacji. Dzień minął mi przyjemnie. Cały czas rozmawialiśmy i musiałam przyznać, że nie pamiętałam kiedy ostatnio spędziłam tak dużo czasu z Michaelem i tak miło czas z Willem. Zjadłam mały obiad, ale to było wszystko na co na razie było mnie stać. Większość ludzi już opuściła basen. Powietrze zaczęło powoli się ochładzać.
-Zejdziesz na kolację?-Zapytał mnie Mike.
-Nie.-Uśmiechnęłam się do niego słabo.
-W porządku.-Potarł moje ramie.-To zawsze coś.-Wróciliśmy do swoich pokoi. Zmyłam makijaż i spojrzałam na powoli zachodzące słońce. Zgarnęłam butelkę z blatu i wyciągnęłam leki z walizki. Zamarłam gdy drzwi od mojego pokoju się uchyliły.
-Chciałem zapytać czy na pewno nie idziesz zjeść.-Przyglądał się opakowaniom w moich dłoniach. Puściłam je pozwalając im wrócić do walizki.
-Nie, dziękuję.-Skinął głową i wyszedł. Wzięłam leki, które zdążyły zadziałać zanim zdążyłam się zestresować na dobre.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro