Mam problem
-Dzień dobry.-Powiedziałam wchodząc do gabinetu. Starszy mężczyzna uśmiechnął się na mój widok. Jego włosy były brązowe, ale wpadały już w siwawy kolor. Tak samo wyglądała jego broda. Na nosie spoczywały spore okulary. Standardowo ubrany był w eleganckie spodnie, koszulę i krawat.
-Siadaj Olivia.-Zachęcił mnie, więc zajęłam miejsce w wygodnym fotelu.-Dawno Cię u mnie nie było.
-9 miesięcy, dokładnie 238 dni.-Przyznałam.
-Co cię sprowadza?-Usiadł w fotelu naprzeciwko mnie i wyciągnął notatnik.
-Michael zasugerował, że zbyt długo mnie tu nie było.
-A skąd wyciągnął ten wniosek?-Drążył.
-Mam problem.-Przyznałam, a mężczyzna się uśmiechnął.-Nie mogę jeść, mam problemy ze snem, wymiotuję.
-Ile to już trwa?-Zmarszczył brwi.
-Ponad miesiąc.-Uniósł brew.-42 dni.
-Nic Ci to nie przypomina?-Spuściłam głowę i wzięłam do rąk poduszkę, której frędzelkami zaczęłam się bawić.-Dlaczego przychodzisz dopiero teraz? To nie pierwszy raz.
-Myślałam, że samo minie.-Wzruszyłam ramionami.
-Co Cię stresuje Olivio?
-Praca.
-I co takiego w tej pracy jest stresującego?-Zacisnęłam usta w wąską linię i nie wiedziałam co powiedzieć. Uśmiechnął się szeroko.-Opowiedz mi o nim.-I zaczęłam mu opowiadać całą historię. Słuchał mnie i mi nie przerywał, a ja czułam jak robi mi się lżej dzieląc się tym z nim.-Jak się czułaś gdy Alison w taki sposób skomentowała twój wygląd?
-Zrobiło mi się na początku przykro, ale pomogła mi też zauważyć, że trochę się zaniedbałam.-Przyznałam.
-I nie przeszkadzało Ci, że William nie stanął w twojej obronie?
-Alison była jego narzeczoną nie oczekiwałam tego od niego. Oczywiście zastanowiłam się czy się z nią zgadza, ale uznałam, że nie ma w tym nic głębszego. Jako mężczyzna też bym nie powiedziała swojej narzeczonej, że kobieta którą ona uznaje za brzydką mi się podoba.-Dopiero gdy to powiedziałam bardziej to do mnie dotarło i chyba to zauważył.
-Myślisz, że mu się podobasz?
-Myślę, że tak. Parę razy sam to zaznaczył i chyba to wszystko co stało się potem nie wydarzyłoby się gdyby było inaczej.-Spojrzałam w lustro wiszące za jego fotelem i przyjrzałam się sobie. Twarz była blada, a oczy mocno podkrążone. Rzeczywiście moim włosom przydałby się fryzjer. Na paznokciach pojawił się już spory odrost, a ciuchy na mnie wisiały i średnio do siebie pasowały.-Znowu się zaniedbałam.
-Opowiedz mi co działo się dalej.-Tak zrobiłam.-Co czułaś gdy dowiedziałaś się, że Alison zdradza Williama?
-Jak wiesz nie szanuję zdrady.-Wiedział, ponieważ był moim terapeutą od 9 lat. Znał mnie doskonale i historię moich rodziców.-W pierwszej kolejności spanikowałam i chciałam go odciągnąć, żeby nie musiał odczuwać tego bólu. Teraz myślę, że lepiej, że to zobaczył niż jakby wciąż z nią był, a ona by go oszukiwała.-Kontynuowałam opowieść.
-Poszłaś na głosowanie, mimo że nie uczestniczyłaś w prawie żadnym.-Zauważył.
-Firma Richarda zawsze mało mnie interesowała i jak skończyłam 18 lat i dostałam prawo do głosu to praktycznie od razu poszłam na studia i interesowała mnie jeszcze mniej.-Powiedziałam coś co dobrze już wiedział.
-Więc dlaczego poszłaś na to?
-Williamowi na tym zależało.-Wzruszyłam ramionami.
-A tobie?-Na chwilę się zawahałam. Wiedział o co chodziło, ale chciał żebym sama przed sobą to przyznała.
-Zrobiłam to dla niego. Zależało mi na tym żeby go zadowolić.-Spłonęłam rumieńcem i wróciłam do mojej opowieści.-Jedyne co czułam gdy nazwał mnie swoją narzeczoną to że to będzie kłopot.-Dodałam zanim zdążył zapytać.
-Jak się czujesz teraz?-Zapytał zapewne widząc, że nasz czas dobiega końca.
-Lepiej.
-Widzimy się za tydzień?-Przytaknęłam, a on zaczął szukać dla mnie dobrego terminu w komputerze.-Zakładam, że przyniosłaś badania.-Wyciągnęłam teczkę z torby i mu ją podałam. Spojrzał na mnie znad okularów.
-Wiem, że są gorsze niż zwykle. Dostałam żelazo.-Oddał mi teczkę, a chwilę później podał mi receptę na leki uspokajające.
-Wiesz jak ich używać. Pamiętaj, że to tymczasowe rozwiązanie dopóki tego nie przepracujemy.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro