Do skutku
-Mamy problem.-Zaczepiła mnie Amanda, gdy tylko wyszłam z windy. Przylecieliśmy z samego rana. Will pojechał do swojego domu, a ja po odświeżeniu postanowiłam, że zajrzę do biura i przygotuję się najlepiej jak potrafię na jutrzejsze głosowanie.
-Jaki problem?-Westchnęłam. Nawet nie zdążyłam wejść do mojego gabinetu.
-Johnson tu jest. Grozi, że jeśli zaraz ktoś się z nim nie spotka to rozwiąże umowę.
-Dzwoń po Williama.-Wydałam jej polecenie.
-Pan Scott nie odbiera.
-Dzwoń z mojego biura. Do skutku. Gdzie jest Johnson?
-W konferencyjnej na 48.-Odpowiedziała pośpiesznie. Wsiadłam z powrotem do windy i zjechałam na odpowiednie piętro. Weszłam do pomieszczenia i przybrałam najlepszy uśmiech.
-Co za miła niespodzianka.
-Długo każecie na siebie czekać.-Widocznie mój uśmiech nie zrobił na nim wielkiego wrażenia.
-Przykro mi, że musiał Pan czekać, ale nie mieliśmy umówionego spotkania.-Starałam się być jak najmilsza.-W czym mogę pomóc?
-William nie przyjdzie?-Zmarszczył brwi.
-Gdybyśmy mieli umówione spotkanie na pewno już dawno by tu był, ale na ten moment jest poza biurem.-Wyjaśniłam spokojnie.-Jeśli da radę to do nas dołączy. Zrobić może kawy lub herbaty?
-Herbaty.-Skinął głową.
-Może przeniesiemy się do mojego gabinetu i zastanowimy się nad problemem, który jak się domyślam zaistniał.-Skinął tylko głową.
-Już jedzie.-Poinformowała mnie cicho Amanda.
-Zrób mu herbatę.-Wskazałam głową mężczyznę wchodzącego do mojego biura.-Więc w czym leży problem?-Usiadłam w swoim fotelu na przeciwko niego.
-Spapraliście zamówienie. Przyszło o 10 razy mniejsze niż zwykle. Zdajesz sobie sprawę z tego ile pieniędzy przez was stracę?-Był wściekły, ale nie dawałam się sprowokować. Włączyłam komputer i odszukałam odpowiednią fakturę w bazie danych. Rzeczywiście na fakturze było 35 sztuk zamiast 350, które zamawia co miesiąc. Sprawdziłam jeszcze raport magazynu, który potwierdził, że owe 35 sztuk zostało wysłane. Weszłam w zamówienia i przyjrzałam się dokładnie temu co otrzymaliśmy.
-Rzeczywiście otrzymał Pan 35 sztuk, ale czy jest Pan pewien, że z naszej winy?-Obróciłam monitor w jego stronę i pokazałam mu, że na złożonym zamówieniu było 35.-Było to zamówienie internetowe, co widać w tym miejscu.-Zaznaczyłam mu myszką.-Gdyby to było zamówienie telefoniczne to owszem, któryś z naszych pracowników mógłby się pomylić i nie dopisać zera, ale niestety wyszło ono, od któregoś z pańskich pracowników.-Cały pobladł. Odwróciłam znowu do siebie monitor i nie liczyłam na jego odpowiedź. Miałam nadzieję, że spali się ze wstydu za robienie afery gdy to on popełnił błąd.-Mogę złożyć teraz priorytetowe zamówienie na pozostałe 315 sztuk i wyjadą z magazynu za godzinę. Oczywiście tym razem nie naliczę dodatkowej opłaty za priorytet, ponieważ cenimy sobie naszych klientów i chętnie im pomagamy.-Spojrzałam na niego krótko i wróciłam do ekranu.-Doceniłabym jednak gdyby następnym razem upewnił się Pan, że wina leży po naszej stronie i że znajdzie Pan mnie lub Williama w biurze zanim pojawi się Pan niezapowiedziany.
-Bardzo doceniłbym priorytet.-Powiedział cicho, a na jego twarzy wymalowane było poczucie winy.
-Oczywiście.-Uśmiechnęłam się do niego i zatwierdziłam zamówienie.
-Przepraszam, że musiałeś czekać.-Will wszedł do środka.-W czym mogę Ci pomóc?
-Twoja współpracownica już mi pomogła i spisała się świetnie.-Uśmiechnęłam się na jego słowa.-Dziękuję i przepraszam. Osobiście upewnię się, że następne zamówienie będzie złożone prawidłowo.-Zwrócił się do mnie.
-Będę wdzięczna.-Skinęłam mu głową na pożegnanie.-Kryzys zażegnany.-Powiedziałam do Williama gdy zostaliśmy sami.
-Dziękuję, ale obawiam się, że mamy jeszcze jeden.-Uniosłam pytająco brwi, więc usiadł i zaczął tłumaczyć.
-Amanda dzwoniła do mnie z twojego telefonu.
-Wiem, zrobiła to z mojego polecenia.-Wyjaśniłam.
-Tylko, że mój telefon wyświetlił, że dzwoni twój, a nie Amanda z twojego telefonu.-Spojrzał na mnie znacząco.
-Co zrobiłeś.-Westchnęłam.
-Gdy odebrałem powiedziałem, że jak nie przestaniesz wydzwaniać gdy biorę prysznic to zadbam żeby twoje ręce i usta miały zajęcie.-Czułam jak krew odpływa mi z twarzy.
-Na litość mieliśmy być profesjonalni, a oboje wiemy, że Amanda nie jest. Może to wykorzystać, a jutro mamy głosowanie.-Upomniałam go.
-Więc chodźmy do kadr.-Wzruszył ramionami.-Niech sobie spiszą notatkę, podkoloryzują ją tak, żeby nie dało się do niej przyczepić i tyle. Nie ma prawnie niczego co by nie pozwalało na nasz związek jeśli będzie na to notatka w kadrach i nazwie to właśnie dosyć zobowiązującym związkiem.
-Chodźmy.-Westchnęłam i zjechałam z nim do odpowiedniego działu.-Mamy nietypowe pytanie.-Powiedziałam siadając przy biurku Laury.-Czy Amanda była tu zgłosić jakieś zajście między nami.-Pokazałam palcem na mnie i Willa.
-Już jakiś czas temu.-Pokiwała twierdząco głową.-Oczywiście nie zdradzając jej za wiele, powiedziałam, że mamy ten związek odnotowany.
-Czyli wszystko w porządku?-Spytał jej William.
-W jak najlepszym. Nie wiedziałam czy pracownicy wiedzą, że jesteście zaręczeni stąd moja wymijająca odpowiedź.-Wyjaśniła, a ja walczyłam o to żeby wyraz mojej twarzy pozostał neutralny.
-Nie wiedzą i niech tak zostanie.-Odpowiedział jej.-Dziękujemy.-Wróciliśmy na górę i dopiero głośno odetchnęłam.
-Nie sądzisz, że powinniśmy im powiedzieć, że nie jesteśmy zaręczeni?-Opadłam na kanapę.
-Myślę, że to działa na naszą korzyść.-Usiadł koło mnie.
-Kiedyś zauważą, że tkwimy zaręczeni i nie bierzemy ślubu, albo znajdziesz kobietę, z którą rzeczywiście będziesz chciał się ożenić i co wtedy?-Zaczęłam szybko myśleć.
-Będziemy o tym myśleć gdy będzie to problemem. Na ten moment nie jest.
-Gratuluję nabycia lepszych drzwi.-Zmieniłam temat.
-Założyli je jak nas nie było.-Uśmiechnął się łobuzersko.-Chcesz sprawdzić jak dobrze wygłuszają.
-Idę do domu.-Trzepnęłam go w ramie i wstałam.
-To zaproszenie?-Spytał żartobliwie.
-Wręcz przeciwnie Williamie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro