Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Czy się mylę?

Odkąd William upewnił się, że nie jestem w ciąży dał mi spokój. Nie interesowało go więcej czy jem lub wymiotuje, a mi to było na rękę. W zasadzie to się mijaliśmy. Większość spotkań prowadził sam, ja zajmowałam się papierami. Mój telefon rozdzwonił się gdy miałam wychodzić.

-Słucham.-Powiedziałam beznamiętnie.

-Jesteś jeszcze w mieszkaniu?-O wilku mowa.

-Tak.

-Rey zaraz po ciebie przyjedzie, jedziemy na spotkanie z Michaelem.-Już miałam odpowiedzieć gdy sam się odezwał.-Nalegał żebyś też się pojawiła.

-W porządku.-Rozłączyłam się i zamknęłam drzwi na klucz. Gdy zeszłam na dół Rey już czekał. Otworzył mi tylne drzwi samochodu.-Jeśli to dla ciebie nie problem, to chętnie usiadłabym na miejscu pasażera.

-Dla mnie to nie problem, nie wiem jak dla Williama.-Uśmiechnął się.

-Zaryzykuję.-Odwzajemniłam jego gest i usiadłam z przodu.

-Problemy w raju?-Zapytał odjeżdżając spod mojego bloku, a ja spłonęłam rumieńcem.

-Na moją obronę nie można powiedzieć, że jakikolwiek raj był.-Próbowałam się tłumaczyć.-Jest mi tak wstyd, że o wszystkim wiesz.

-Dorothy też wie.-Zaśmiał się, a ja spojrzałam na niego zażenowana.-Nie przejmuj się.

-To nie takie proste.-Westchnęłam.

-Nie oceniamy. To pierwsza taka sytuacja.-Spojrzałam na niego zaskoczona. Will już mi to mówił, ale potwierdzenie od osoby trzeciej mnie zdziwiło.-Naprawdę. William nie bawi się w przelotne romanse.-Spojrzał na mnie znacząco, ale nie chciałam mu wierzyć.

-Więc Claire jest na poważnie.-Powiedziałam bardziej sama do siebie.

-William to mój szef, więc nie powinienem Ci tego mówić, ale jak na razie nie ma żadnej Claire. Spotkali się parę razy, ale nigdy on nie znalazł się w jej domu, ani ona w jego.

-Mógł sam pojechać.-Wzruszyłam ramionami.

-Gdy tylko jakiś samochód wyjeżdża z jego garażu, wiem o tym. Tak samo gdy ktoś przyjeżdża do niego. Namieszałaś.-Przyznał. Schowałam twarz w dłonie i jęknęłam przeciągle. Zatrzymał się pod domem Williama i otworzył mu drzwi. Spojrzał na mnie z uniesionymi brwiami.

-Dzień dobry.-Powiedziałam mu i wbiłam wzrok w przednią szybę.

-Co robicie?-Zapytał.

-Integrujemy się.-Uśmiechnęłam się do Reya. William nie skomentował tego. Dojechaliśmy do celu. Również w ciszy dotarliśmy do biura mojego brata.

-Moje ulubione narzeczeństwo.-Mike wszedł do pomieszczenia i radośnie nas przywitał. Zgromiłam go wzrokiem, a Will tylko nieznacznie się skrzywił.-Idziecie w zawrotnym tempie, dopiero narzeczeństwo, a już rozwodnicy.-Zażartował.

-Zamierzasz się opanować?-Zapytałam. Uniósł ręce w geście kapitulacji i usiadł po przeciwnej stronie biurka.

-Chciałbym z wami omówić kwestię fuzji.

-Kiedy to nie moja sprawa.-Wtrąciłam się.

-Umiesz rozpoznać czy kłamię czy nie, a William będzie chciał to wiedzieć.-Rozważyłam jego słowa i miał rację.-Wiem, że Richard robił raczej pod górę, ale teraz gdy nie ma go w zasięgu władzy możemy sprawić żeby to działało.

-I czym w zasadzie zajmuje się teraz Richard?-Zapytał go William.

-Potrzebował dłuższego urlopu żeby zastanowić się nad swoim życiem. Pewnie właśnie wykreśla Olivię z testamentu.-Uśmiechnął się do mnie głupkowato.

-Raczej ciebie.-Odgryzłam się.-Mnie wykreślił dawno temu.

-Akcje mocno poszły w górę.-Zwrócił się z powrotem do Williama.-Oboje stracimy na rozłączeniu.

-Udowodnij, że jesteś inny niż Richard i zobaczymy.

-Taki właśnie mam plan.-Przesunął w naszą stronę dwa pliki kartek.-Moja gałązka oliwna. Zapraszam was na kilkudniową integrację na Hawajach.-Mimowolnie na moją twarz wpłynął grymas.-Przydadzą wam się wakacje. Strasznie zmizerniałaś.-Pokazałam mu środkowy palec, ale tego nie skomentował.-Wiem od Amandy, że możecie sobie wziąć dwa dni wolne i zahaczyć o weekend.-Zaczęłam analizować nasz harmonogram i rzeczywiście było to możliwe bez większych problemów. Will patrzył na mnie wyczekująco. Skinęłam głową potwierdzając opinię Amandy.

-Rozważymy.

-Mam nadzieję, że pozytywnie. Jeśli potrzebujesz kogoś żeby Ci pomógł z papierami to daj znać.-Zwrócił się do mnie.

-Radzę sobie.-Uniósł brwi i zlustrował mnie wzrokiem.-Co?-Zapytałam ostrzej niż planowałam.

-Twoje włosy potrzebują fryzjera, twoje ciało ewidentnie jedzenia i definitywnie badania krwi. 

-Ja nie komentuję twojego wyglądu.-Rzuciłam ostrzegawczo.

-Kiedy ostatnio widziałaś doktora Lópeza?-Cała się napięłam i nawet nie ważyłam się spojrzeć na Willa, żeby upewnić się, że wszystkiego słucha.

-Dosyć.-Wstałam gwałtownie z krzesła i zgarnęłam swoją torebkę. Zwalczyłam mroczki przed oczami spowodowane za szybkim ruchem.-Przesadziłeś.

-Wiesz, że mam rację.-To było ostatnie zdanie, które usłyszałam zanim zatrzasnęłam za sobą drzwi. Wsiadłam do windy, która nie zdążyła się zamknąć, ponieważ ktoś wsunął rękę miedzy drzwi. Tym kimś okazał się William, który bez słowa wszedł do środka. Po paru piętrach odpowiedział na pytanie, które zadawałam sobie w głowie.

-Zapytałem.-Przyznał.-Powiedział, że to nie jego historia do opowiedzenia.

-Nie jego historia i nie twoja sprawa.-Powiedziałam wciąż spięta. Wsiadłam na miejsce pasażera.

-Odbierzemy Claire z 247 28th street i zawieziemy do domu.-Wydał polecenie Reyowi. Byłam na tyle spięta, że nie zrobiło to na mnie już wrażenia. Parę minut później wsiadła do samochodu i pisnęła.

-Zobacz jakie mam śliczne paznokcie.-Wsunęła mu dłonie przed oczy. 

-Świetne.-Powiedział bez większych emocji.-Olivia...

-Spadek o kolejne 2,37%-Odpowiedziałam nim zdążył zapytać. Skinął głową.

-Nie pytał.-Powiedziała do mnie z wyrzutem.

-Nie musiał.-Wzruszyłam ramionami.

-Nie musiałem.-Potwierdził gdy patrzyła na niego wyczekująco.-Olivia wie prawie zawsze co mam na myśli.-To zdanie odebrało chociaż trochę goryczy, która zebrała się w moim sercu.

-Niby skąd.-Prychnęła.

-Znam go.-Odpowiedziałam jak gdyby nigdy nic. 

-Nikt nie zna Cię tak jak ja.-Uśmiechnęła się do niego zalotnie, a ja miałam wystarczająco nieprzyjemny poranek.

-Jego włosy nie są ułożone tak dokładnie jak zwykle. Koszula jest pomięta przy kołnierzyku, a Dorothy nie popełnia takich błędów, więc miał problem z zawiązaniem krawata, którego koniec końców nie założył wcale i który pewnie wciąż leży w rogu garderoby po tym jak nerwowo go tam rzucił. Zapomniał założyć zegarka, bez którego nie rusza się z domu. Krótko mówiąc nie wyspał się. Mogą być ku temu dwa powody. Albo miał miłą noc, ale to się nie wydarzyło bo wtedy byłby w lepszym humorze niż jest teraz, albo całą noc śledził akcje North Group, które zaczęły gwałtownie spadać, a jest to jeden z naszych ważniejszych klientów, więc jeśli ogłoszą upadłość i stracimy ich zamówienie to w skali miesiąca stracimy...-Przeliczyłam w głowie.-274 186 dolarów zakładając, że mają średni miesiąc i robią tylko dwa zamówienia. Czy się mylę?-Odwróciłam się do tyłu i spojrzałam na Williama, który pokręcił przecząco głową, a na jego twarzy pierwszy raz od kilku tygodni zabłądził delikatny uśmiech. Rey oparł pięść na ustach i wpatrywał się w drogę, ale siedząc obok niego widziałam, że też się uśmiecha. Claire fuknęła, a ja poczułam dumę.

-Ciężkie spotkanie?-Zapytał cicho wciąż rozbawiony Rey.

-Nawet nie masz pojęcia.-Odpowiedziałam mu wypuszczając głośno powietrze.

-Widzimy się wieczorem?-Zapytała Williama gdy Rey parkował pod jej domem.

-Zastanowię się.

-Możesz wpaść do mnie.-Nalegała.

-Zastanowię się.-Powtórzył bardziej stanowczo, a ja szybko odegnałam uśmiech, który pchał się na moje usta.-Co sądzisz o propozycji Michaela?

-Mówił szczerze.-Przyznałam.

-Pytam o ten wyjazd.

-Sam zdecyduj. Ja mam teraz inne sprawy na głowie.-Istotnie byłam zła na Michaela, ale jeszcze tego wieczoru zadzwoniłam do doktora Lópeza żeby umówił mnie na wizytę.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro