Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Co chcesz ode mnie usłyszeć Liv?

Weszłam do biura później niż zwykle. Od czasu gdy zostałam w domu Williama na noc minęły dwa tygodnie. Nie rozmawialiśmy o tym. Chyba oboje uznaliśmy, że nie mamy o czym. Spojrzałam na nowo powstały napis na ścianie. "Scott & Moore".

-Dzień dobry, Pani Moore.-Mia rzuciła żartobliwie i skłoniła się do samej podłogi. Pozostając w tej pozycji kontynuowała.-O wielka współpracownico legendarnego Pana Scotta.-Wyprostowała się i momentalnie zbladła.

-Witaj, Mio.-Usłyszałam za sobą ten chrapliwy głos, a na moim ciele pojawiła się gęsia skórka.

-Dzień dobry, Panie Scott.-Widziałam, że już miała zamiar zacząć się tłumaczyć, ale on tylko się uśmiechnął i ruszył w stronę windy.

-Jesteś niemożliwa.-Zaśmiałam się cicho.

-Każesz mi na siebie czekać?-Usłyszałam głos dochodzący z windy.

-Jeszcze rozważam.-Odpyskowałam mu i dołączyłam do niego. Mieliśmy istne urwanie głowy. Mnóstwo papierów związanych z fuzją. Mnóstwo klientów chcących się upewnić, że nic w związku z nimi się nie zmienia. Robiłam sobie herbatę w kuchni ciesząc się chwilą wytchnienia.

-Dlaczego nie ma Cię przy twoim biurku gdy tego potrzebuję!-Krzyknął na mnie, a ja omal nie oblałam się wrzątkiem z czajnika.

-Robię sobie herbatę.-Powiedziałam najspokojniej jak potrafiłam.

-Nie ma czasu na takie rzeczy.-Warknął.-Masz mi nie znikać z oczu.

-Nie jestem twoim niewolnikiem Will!-Uniosłam się.-Nie przelewaj na mnie swojego zdenerwowania fuzją, którą sam wymyśliłeś! Jeśli to jednak ja Cię tak drażnię to może właśnie powinnam zniknąć Ci z oczu.-Nie powinnam była tego mówić, ale zdenerwowałam się, że na mnie naskoczył. Jego rysy złagodniały. Zmniejszył odległość między nami, złapał mnie za oba policzki i złączył nasze usta. Nie mogłam mu się oprzeć. Oddałam pocałunek. Oderwał się ode mnie i oparł swoje czoło o moje.

-Przepraszam. Nie mogłem znaleźć kontraktu z Johnsonem.

-W porządku.-Powiedziałam cicho.-Wiem, gdzie jest.-Weszłam do jego biura i wygrzebałam odpowiednią teczkę. 

-Dziękuję.-Złożył jeszcze jeden delikatny pocałunek na moich ustach.

-Już wracam do swojego biurka.-Moje biurko wciąż było przy stanowisku sekretarki. Na razie żadnej nie mieliśmy, a moje nowe biuro potrzebowało jeszcze posprzątania.

-Przepraszam, Liv.-Widziałam skruchę na jego twarzy.-Zrób sobie herbatę.-Skinęłam głową i opuściłam pomieszczenie. Wypuściłam głośno powietrze. Mieliśmy ciężkie dni za sobą i wciąż przed sobą. Pod koniec dnia udało nam się przeprowadzić kilka rozmów z potencjalnymi kandydatkami.-Co sądzisz?-Zapytał gdy z kilkoma zdążyliśmy już porozmawiać.

-Nie wiem.-Westchnęłam.-Koniec końców to będzie twoja asystentka. Ja byłam po drugiej stronie i wiem, że to co słyszymy tutaj to nie to samo, co słyszy się tam za drzwiami.

-Podziel się doświadczeniami.-Zachęcił mnie.-Będę wiedział na co zwracać uwagę.

-Gdy ja czekałam za tymi drzwiami miałam przyjemność wysłuchać od jednej z kobiet jak to przyjmiesz ją do pracy, później będziesz miał z nią romans, bo to logiczne, że każdy szef ma romans ze swoją asystentką.-Podkreśliłam.-Owinie Cię sobie wokół palca i nazwisko na ścianie będzie jej.-Zamyślił się, ale widziałam rozbawiony uśmiech na jego twarzy.

-Istotnie miałem romans z moją asystentką, a teraz jej nazwisko jest na ścianie.-Ścisnął mnie za udo, a ja trzepnęłam go w ramie starając się odwrócić jego uwagę od rumieńca wpływającego na moją twarz.-Zapanuj nad sobą kochanie, chciałbym zaprosić kolejną kandydatkę.

-Nie żartuj sobie ze mnie.-Ostrzegłam go i rzeczywiście postarałam się okiełznać swoje ciało.-Amanda O'Connor.-Zawołałam, a z jednego z ustawionych krzeseł wstała ładna dziewczyna o ślicznych rudych włosach. Will zadawał jej pytania, a ja notowałam. Gdy udało nam się przebrnąć przez wszystkich oparłam się wygodniej na krześle i odetchnęłam z ulgą.

-Udało nam się skończyć pracę o zaskakującej godzinie.-Rzeczywiście zegar na jego monitorze pokazywał parę minut po 18:00. Rzadko kiedy udawało nam się wyjść tak wcześnie.

-Nikogo nie zapytałeś o to czy ma dzieci, albo partnera.-Ściągnęłam brwi w zamyśleniu.-Ani w tej rekrutacji, ani w poprzedniej.-Uśmiechnął się niewinnie.

-Co chcesz ode mnie usłyszeć Liv?-Nie przestawał się uśmiechać.

-Zmażę Ci ten głupkowaty uśmieszek z twarzy draniu.-Zagroziłam na co tylko się roześmiał.

-Czekam niecierpliwie.-Wciąż się ze mnie nabijał.

-Życzę Ci koszmarnej nocy Williamie.-Wyszłam z jego gabinetu i zaczęłam zbierać swoje rzeczy z biurka.

-Każda noc bez ciebie taka jest.-Opierał się o framugę drzwi i dalej mnie prowokował.

-Byłeś wtedy z Alison.-Słusznie zauważyłam.

-Wiesz, że jej nie kochałem, ani ona mnie. Nie zdradziłbym jej, ale to nie znaczyło, że nie zastanawiałem się nad rozstaniem.-Wiedział, że jego głupi uśmiech doprowadzał mnie do szału.-Jeśli jesteś zdenerwowana to z chęcią pomogę Ci rozładować to napięcie Liv.-W odpowiedzi jedynie pokazałam mu środkowy palec, gdy drzwi windy zaczęły się zasuwać. Wciąż mogłam usłyszeć jego śmiech gdy się zamknęły. Przygryzłam wargę nie wiedząc co mam o tym wszystkim myśleć. Nie byliśmy w stanie wrócić do relacji czysto biznesowej, a ja sama nie byłam pewna czy tego chciałam. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro