Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

A jeśli...

-Co robisz?-Usłyszałam głos mojego brata w telefonie.

-Pracuję.-W zasadzie to wpatrywałam się tępo w grafik świecący się na ekranie monitora. Nie zamieniłam z Williamem nawet słowa od ostatniego incydentu.

-To zrób sobie przerwę.-Powiedział jakby to było oczywiste.-Mam sprawę.

-A ja mam spotkanie.-Stałam twardo przy swoim.

-William ma spotkanie.-Poprawił mnie.

-Na które idę z nim. Przeżyjesz do 13:00?-Westchnęłam.

-Do zobaczenia o 13:00.-Byłam pewna, że miał właśnie swój głupkowaty uśmieszek. Spotkania leciały mi bardzo szybko i zanim się obejrzałam wchodziłam do kawiarni.

-Co jest tak pilne?-Usiadłam przy stoliku.

-Co u ciebie?

-Mike, do rzeczy.-Upomniałam go.

-Wiesz na pewno o fuzji.-Zaczął, a ja od razu się napięłam.-Na pewno też nie chcesz o tym słyszeć, a na pewno nie ode mnie.-Był zakłopotany.-Musisz odejść.

-To nie pierwszy raz jak Richard zrobił sobie z Ciebie wysłannika.-Starałam się nie pokazać żadnej emocji.

-Nie rozumiesz.-Pokręcił głową.-Ja zawszę chcę dla ciebie jak najlepiej. Chcesz być dalej w zarządzie? Nie widzę przeszkód, ale myślisz, że jak na ciebie spojrzą ze świadomością, że jesteś asystentką.

-Wiem, że chcesz w przyszłości zająć jego miejsce i dlatego jesteś mu lojalny, ale nie mieszajcie mnie w to. Reakcja zarządu to moja sprawa. Nic wam do mojej pracy i moich udziałów.-Miałam ochotę jak najszybciej wrócić do biura.

-Nie wierzę, że nawet przez moment nie przeszło Ci przez myśl żeby odejść.-Drażnił mnie, ale nie dawałam tego po sobie poznać.-Jesteś wykształcona, tata da Ci dobre stanowisko. Masz znajomości to z nich korzystaj.

-To czy odejdę czy nie to moja sprawa, nie wasza.-Mój głos zrobił się oschły.

-Nie możesz mieć obu rzeczy.-Wzruszył ramionami. Jego bezczelność doprowadzała mnie do szału.-Musisz wybrać, a zegar tyka.

-Pierdol się Mike.-Wycedziłam przez zęby i wyszłam. Pierwsze co zrobiłam to wypaliłam papierosa na dachu. Moje myśli nieustannie krążyły wokół naszej rozmowy. Wiedziałam, że po części miał rację, ale nie chciałam dać im satysfakcji.

-Hej.-Z amoku wyrwał mnie głos mojego jeszcze pracodawcy.-Odpłynęłaś. Pytałem czy idziesz do domu, bo ja już wychodzę.

-Jeszcze zostanę, mam parę spraw.-Uśmiechnęłam się do niego słabo. Musiałam podjąć jakąś decyzję. Kręciłam się po naszym piętrze i dopiero zauważyłam jak bardzo puste jest. W całym budynku nie było śladu żywej duszy. Zjechałam na parter i weszłam do sali bankietowej. Gdy byłam pewna, że jestem sama weszłam do schowka i odszukałam butelkę wina. Wróciłam do swojego biurka, odkorkowałam trunek i wlałam go trochę w szklankę. Stwierdziłam, że dobrze będzie zrobić listę plusów i minusów. Zaczęłam od plusów. Richard da mi spokój. Nie będzie problemu z zarządem. Przestanę widywać Williama. Wino zaczynało się kończyć gdy ja dopiero zaczynałam myśleć o minusach. Szukanie nowej pracy. Satysfakcja Richarda. Przestanę widywać Williama. Ta myśl tak szybko przyszła mi do głowy, że sama nie wiem skąd się wzięła. Winda zapikała i wtedy go zobaczyłam. Górne guziki jego białej koszuli były teraz rozpięte. Marynarkę niósł w jednej ręce, a w drugiej trzymał telefon. Zatrzymał się koło mnie wyraźnie zaskoczony.

-Liv jest 21:00. Idź do domu. Wszystko w porządku?-Zapytał gdy nic nie odpowiedziałam. Pokiwałam twierdząco głową i patrzyłam jak wchodzi do swojego gabinetu. Czułam jakby ktoś inny zawładnął moim ciałem. Nie myślałam o tym co robię. Jedyne co miałam w głowie, to że nie chcę być z dala od niego. Był nieziemsko przystojny i pociągający, ale to nie wszystko. Miał w sobie coś co sprawiało, że nie potrafiłam o nim zapomnieć. Weszłam do gabinetu i podeszłam do jego biurka. Gdy odsunął się od laptopa i spojrzał na mnie usiadłam bokiem na jego kolanach.

-Co robisz?-Był bardzo zaskoczony, ale nie powstrzymało go to przed położeniem swojej dłoni w dole moich pleców.

-Uwodzę Cię.-Wymruczałam w jego szyję i zaczęłam ją lekko całować. Czułam formującą się erekcję pod sobą. Sunęłam ustami dalej. Gdy zahaczyłam o kącik jego ust, zatrzymał mnie.

-Liv.-Jego głos brzmiał jak upomnienie. Odsunął się ode mnie, a ja poczułam nieprzyjemne ukłucie w klatce piersiowej.

-Nie podobam Ci się.-Bardziej stwierdziłam niż zapytałam.

-Jesteś najpiękniejszą i najbardziej seksowną kobietą, którą w życiu widziałem.-Wsunął zagubione pasmo moich włosów za ucho.-Jesteś też pijana, a ja Cię szanuję. Gdybyś była trzeźwa leżałabyś już pode mną.-Przyjemne uczucie rozlało się w dole mojego brzucha.

-Przepraszam.-Schowałam twarz w zagłębienie jego szyi delektując się jego zapachem i ciepłem.

-Nie masz za co.-Poprawił mnie na swoich kolanach i wrócił do robienia czegoś na swoim laptopie.

Zerwałam się z łóżka. Nie byłam pewna, czy to wszystko nie było po prostu snem. Nie mogłam sobie przypomnieć kiedy kładłam się do łóżka. Spojrzałam na swoje odbicie i jedno było pewne. To nie był sen. Wciąż miałam na sobie ubrania z wczoraj. Momentalnie poczułam wstyd. Pierwsze co to poszłam wziąć prysznic i umyć zęby. Poczułam komfort ze względu na świadomość, że byłam czysta. Osuszyłam włosy ręcznikiem, owinęłam się szlafrokiem i weszłam do kuchni. Nalałam sobie soku i omal nie dostałam zawału widząc przyglądającego mi się Willa.

-Co tu robisz?

-Bałem się zostawić Cię samą.-Podrapał się nerwowo po karku.

-Dziękuję.-Ewidentnie zaskoczyła go moja odpowiedź.

-Porozmawiamy o tym?-Poczułam jak pieką mnie policzki.

-O czym?-Zgrywałam głupią.

-Dlaczego wczoraj piłaś?-Nie wyglądał na złego. Bardziej na zmartwionego.

-Widziałam się z bratem.-Przyznałam cicho. Wiedziałam, że nie było sensu wmawiać mu, że bez celu sięgnęłam po wino.

-Chcą żebyś odeszła.-Skinęłam tylko głową.-Zrobiłbym wszystko żebyś przy mnie została, ale jeśli postanowisz odejść nie będę Ci miał tego za złe.-Zaskoczyło mnie jego wyznanie.

-Myślę, że mają po części rację.-Westchnęłam.-Zaszkodzę nie tylko swojej pozycji w zarządzie, ale też twojej.

-O mnie się nie martw.-Był teraz taki czuły i wspierający.

-Przykro mi.-Nie kłamałam. Jedno stało się dla mnie właśnie pewne. Nie chciałam odchodzić.

-A jeśli nie będziesz asystentką?-Wyglądał jakby właśnie wpadł na najlepszy pomysł w swoim życiu.-Mogłabyś zostać moim współpracownikiem. Twój zakres obowiązków bardzo by się nie różnił. Dostałabyś swoje biuro i wciąż potrzebowałbym nowej asystentki, ale wyszłoby dobrze.

-Dziękuję, bardzo to doceniam, ale nie chcę awansować w ten sposób.-Zmieszałam się, a na moje policzki wpłynął rumieniec.

-Myślisz, że chodzi o seks?-Był wyraźnie zaskoczony.-Masz świetne kwalifikacje na to stanowisko, sam się już przekonałem, że twoje rady są cenne i wiem, że jesteś lojalna.-Ciepło rozlało się po moim sercu. Ostatnio miałam wrażenie, że jest innego zdania.-Każdy by zabił za takiego współpracownika.

-To bardzo miłe.-Zakłopotałam się.

-Więc zgódź się.-Patrzył na mnie z nadzieją.

-Obawiam się, że nie umiem być blisko ciebie.-Wypaliłam zanim zdążyłam się rozmyślić.

-Możemy od tego uciekać, ale myślisz, że to zrobi jakąkolwiek różnicę? Oboje będziemy tego chcieli. Nic tego nie zmieni.-Wiedziałam, że miał rację, ale liczyłam, że jednak znajdzie jakieś rozwiązanie.-Jeśli do czegoś dojdzie, to dojdzie i tyle. To sprawa między mną, a tobą. Nikt nie musi wiedzieć i nie będzie to miało wpływu na naszą pracę.

-W porządku.-Nigdy nie przypuszczałam, że znajdę się w takiej sytuacji.

-Czy mógłbym się tu umyć?-Zakłopotał się.-Muszę iść do pracy.

-Jasne. Weź którykolwiek ręcznik z szafki.-Sama weszłam do swojego pokoju. Umalowałam się, wysuszyłam włosy i założyłam na siebie beżowy golf, a do tego skórzaną, czarną spódnicę i kozaki za kolano z tego samego materiału.

-Pamiętasz gdy mówiłem, że może do czegoś dojść?-Stanął w progu. Miałam idealny widok na jego nagi umięśniony tors. Jedyne co na sobie miał to ręcznik przewieszony w pasie.-Może teraz?

-Chyba śpieszyłeś się do pracy?-Uśmiechnęłam się do niego i popsikałam się perfumami.

-Mojej współpracownicy jeszcze tam nie ma.-Zbliżył się do mnie niebezpiecznie.

-Twoja współpracownica właśnie wychodzi.-Poklepałam go po nagim ramieniu i chciałam wyminąć, ale dwie duże dłonie spoczęły na moich biodrach.

-Nie zaczekasz na mnie?

-Wolałabym żeby nikt nie widział, że z tobą przyszłam. Już i tak będę później niż zwykle.-Nie blefowałam. Ostatnie czego mi było potrzeba to plotek.

-Wstydzisz się mnie?-Udawał urażonego. Posłałam mu politowanie spojrzenie, a na jego twarz wpłynął uśmiech.-Jesteś przepiękna.

-Dziękuję.-Mocno się zawstydziłam i na szczęście tym razem udało mi się go ominąć.

-No zaczekaj na mnie.-Poprosił.-Żadnego nawet buziaka na dzień dobry, czy do widzenia? -Dalej sobie żartował.

-Jeśli zaraz się nie ubierzesz wsadzę Ci mój obcas na dzień dobry i do widzenia.-Wszedł do łazienki, co uznałam za dobry znak.

-Nie mam takich fetyszy kochanie.-Wmurowało mnie gdy usłyszałam jak mnie nazwał. Zdałam sobie sprawę, że to wszystko pójdzie daleko w bardzo szybkim czasie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro