A jeśli...
-Co robisz?-Usłyszałam głos mojego brata w telefonie.
-Pracuję.-W zasadzie to wpatrywałam się tępo w grafik świecący się na ekranie monitora. Nie zamieniłam z Williamem nawet słowa od ostatniego incydentu.
-To zrób sobie przerwę.-Powiedział jakby to było oczywiste.-Mam sprawę.
-A ja mam spotkanie.-Stałam twardo przy swoim.
-William ma spotkanie.-Poprawił mnie.
-Na które idę z nim. Przeżyjesz do 13:00?-Westchnęłam.
-Do zobaczenia o 13:00.-Byłam pewna, że miał właśnie swój głupkowaty uśmieszek. Spotkania leciały mi bardzo szybko i zanim się obejrzałam wchodziłam do kawiarni.
-Co jest tak pilne?-Usiadłam przy stoliku.
-Co u ciebie?
-Mike, do rzeczy.-Upomniałam go.
-Wiesz na pewno o fuzji.-Zaczął, a ja od razu się napięłam.-Na pewno też nie chcesz o tym słyszeć, a na pewno nie ode mnie.-Był zakłopotany.-Musisz odejść.
-To nie pierwszy raz jak Richard zrobił sobie z Ciebie wysłannika.-Starałam się nie pokazać żadnej emocji.
-Nie rozumiesz.-Pokręcił głową.-Ja zawszę chcę dla ciebie jak najlepiej. Chcesz być dalej w zarządzie? Nie widzę przeszkód, ale myślisz, że jak na ciebie spojrzą ze świadomością, że jesteś asystentką.
-Wiem, że chcesz w przyszłości zająć jego miejsce i dlatego jesteś mu lojalny, ale nie mieszajcie mnie w to. Reakcja zarządu to moja sprawa. Nic wam do mojej pracy i moich udziałów.-Miałam ochotę jak najszybciej wrócić do biura.
-Nie wierzę, że nawet przez moment nie przeszło Ci przez myśl żeby odejść.-Drażnił mnie, ale nie dawałam tego po sobie poznać.-Jesteś wykształcona, tata da Ci dobre stanowisko. Masz znajomości to z nich korzystaj.
-To czy odejdę czy nie to moja sprawa, nie wasza.-Mój głos zrobił się oschły.
-Nie możesz mieć obu rzeczy.-Wzruszył ramionami. Jego bezczelność doprowadzała mnie do szału.-Musisz wybrać, a zegar tyka.
-Pierdol się Mike.-Wycedziłam przez zęby i wyszłam. Pierwsze co zrobiłam to wypaliłam papierosa na dachu. Moje myśli nieustannie krążyły wokół naszej rozmowy. Wiedziałam, że po części miał rację, ale nie chciałam dać im satysfakcji.
-Hej.-Z amoku wyrwał mnie głos mojego jeszcze pracodawcy.-Odpłynęłaś. Pytałem czy idziesz do domu, bo ja już wychodzę.
-Jeszcze zostanę, mam parę spraw.-Uśmiechnęłam się do niego słabo. Musiałam podjąć jakąś decyzję. Kręciłam się po naszym piętrze i dopiero zauważyłam jak bardzo puste jest. W całym budynku nie było śladu żywej duszy. Zjechałam na parter i weszłam do sali bankietowej. Gdy byłam pewna, że jestem sama weszłam do schowka i odszukałam butelkę wina. Wróciłam do swojego biurka, odkorkowałam trunek i wlałam go trochę w szklankę. Stwierdziłam, że dobrze będzie zrobić listę plusów i minusów. Zaczęłam od plusów. Richard da mi spokój. Nie będzie problemu z zarządem. Przestanę widywać Williama. Wino zaczynało się kończyć gdy ja dopiero zaczynałam myśleć o minusach. Szukanie nowej pracy. Satysfakcja Richarda. Przestanę widywać Williama. Ta myśl tak szybko przyszła mi do głowy, że sama nie wiem skąd się wzięła. Winda zapikała i wtedy go zobaczyłam. Górne guziki jego białej koszuli były teraz rozpięte. Marynarkę niósł w jednej ręce, a w drugiej trzymał telefon. Zatrzymał się koło mnie wyraźnie zaskoczony.
-Liv jest 21:00. Idź do domu. Wszystko w porządku?-Zapytał gdy nic nie odpowiedziałam. Pokiwałam twierdząco głową i patrzyłam jak wchodzi do swojego gabinetu. Czułam jakby ktoś inny zawładnął moim ciałem. Nie myślałam o tym co robię. Jedyne co miałam w głowie, to że nie chcę być z dala od niego. Był nieziemsko przystojny i pociągający, ale to nie wszystko. Miał w sobie coś co sprawiało, że nie potrafiłam o nim zapomnieć. Weszłam do gabinetu i podeszłam do jego biurka. Gdy odsunął się od laptopa i spojrzał na mnie usiadłam bokiem na jego kolanach.
-Co robisz?-Był bardzo zaskoczony, ale nie powstrzymało go to przed położeniem swojej dłoni w dole moich pleców.
-Uwodzę Cię.-Wymruczałam w jego szyję i zaczęłam ją lekko całować. Czułam formującą się erekcję pod sobą. Sunęłam ustami dalej. Gdy zahaczyłam o kącik jego ust, zatrzymał mnie.
-Liv.-Jego głos brzmiał jak upomnienie. Odsunął się ode mnie, a ja poczułam nieprzyjemne ukłucie w klatce piersiowej.
-Nie podobam Ci się.-Bardziej stwierdziłam niż zapytałam.
-Jesteś najpiękniejszą i najbardziej seksowną kobietą, którą w życiu widziałem.-Wsunął zagubione pasmo moich włosów za ucho.-Jesteś też pijana, a ja Cię szanuję. Gdybyś była trzeźwa leżałabyś już pode mną.-Przyjemne uczucie rozlało się w dole mojego brzucha.
-Przepraszam.-Schowałam twarz w zagłębienie jego szyi delektując się jego zapachem i ciepłem.
-Nie masz za co.-Poprawił mnie na swoich kolanach i wrócił do robienia czegoś na swoim laptopie.
Zerwałam się z łóżka. Nie byłam pewna, czy to wszystko nie było po prostu snem. Nie mogłam sobie przypomnieć kiedy kładłam się do łóżka. Spojrzałam na swoje odbicie i jedno było pewne. To nie był sen. Wciąż miałam na sobie ubrania z wczoraj. Momentalnie poczułam wstyd. Pierwsze co to poszłam wziąć prysznic i umyć zęby. Poczułam komfort ze względu na świadomość, że byłam czysta. Osuszyłam włosy ręcznikiem, owinęłam się szlafrokiem i weszłam do kuchni. Nalałam sobie soku i omal nie dostałam zawału widząc przyglądającego mi się Willa.
-Co tu robisz?
-Bałem się zostawić Cię samą.-Podrapał się nerwowo po karku.
-Dziękuję.-Ewidentnie zaskoczyła go moja odpowiedź.
-Porozmawiamy o tym?-Poczułam jak pieką mnie policzki.
-O czym?-Zgrywałam głupią.
-Dlaczego wczoraj piłaś?-Nie wyglądał na złego. Bardziej na zmartwionego.
-Widziałam się z bratem.-Przyznałam cicho. Wiedziałam, że nie było sensu wmawiać mu, że bez celu sięgnęłam po wino.
-Chcą żebyś odeszła.-Skinęłam tylko głową.-Zrobiłbym wszystko żebyś przy mnie została, ale jeśli postanowisz odejść nie będę Ci miał tego za złe.-Zaskoczyło mnie jego wyznanie.
-Myślę, że mają po części rację.-Westchnęłam.-Zaszkodzę nie tylko swojej pozycji w zarządzie, ale też twojej.
-O mnie się nie martw.-Był teraz taki czuły i wspierający.
-Przykro mi.-Nie kłamałam. Jedno stało się dla mnie właśnie pewne. Nie chciałam odchodzić.
-A jeśli nie będziesz asystentką?-Wyglądał jakby właśnie wpadł na najlepszy pomysł w swoim życiu.-Mogłabyś zostać moim współpracownikiem. Twój zakres obowiązków bardzo by się nie różnił. Dostałabyś swoje biuro i wciąż potrzebowałbym nowej asystentki, ale wyszłoby dobrze.
-Dziękuję, bardzo to doceniam, ale nie chcę awansować w ten sposób.-Zmieszałam się, a na moje policzki wpłynął rumieniec.
-Myślisz, że chodzi o seks?-Był wyraźnie zaskoczony.-Masz świetne kwalifikacje na to stanowisko, sam się już przekonałem, że twoje rady są cenne i wiem, że jesteś lojalna.-Ciepło rozlało się po moim sercu. Ostatnio miałam wrażenie, że jest innego zdania.-Każdy by zabił za takiego współpracownika.
-To bardzo miłe.-Zakłopotałam się.
-Więc zgódź się.-Patrzył na mnie z nadzieją.
-Obawiam się, że nie umiem być blisko ciebie.-Wypaliłam zanim zdążyłam się rozmyślić.
-Możemy od tego uciekać, ale myślisz, że to zrobi jakąkolwiek różnicę? Oboje będziemy tego chcieli. Nic tego nie zmieni.-Wiedziałam, że miał rację, ale liczyłam, że jednak znajdzie jakieś rozwiązanie.-Jeśli do czegoś dojdzie, to dojdzie i tyle. To sprawa między mną, a tobą. Nikt nie musi wiedzieć i nie będzie to miało wpływu na naszą pracę.
-W porządku.-Nigdy nie przypuszczałam, że znajdę się w takiej sytuacji.
-Czy mógłbym się tu umyć?-Zakłopotał się.-Muszę iść do pracy.
-Jasne. Weź którykolwiek ręcznik z szafki.-Sama weszłam do swojego pokoju. Umalowałam się, wysuszyłam włosy i założyłam na siebie beżowy golf, a do tego skórzaną, czarną spódnicę i kozaki za kolano z tego samego materiału.
-Pamiętasz gdy mówiłem, że może do czegoś dojść?-Stanął w progu. Miałam idealny widok na jego nagi umięśniony tors. Jedyne co na sobie miał to ręcznik przewieszony w pasie.-Może teraz?
-Chyba śpieszyłeś się do pracy?-Uśmiechnęłam się do niego i popsikałam się perfumami.
-Mojej współpracownicy jeszcze tam nie ma.-Zbliżył się do mnie niebezpiecznie.
-Twoja współpracownica właśnie wychodzi.-Poklepałam go po nagim ramieniu i chciałam wyminąć, ale dwie duże dłonie spoczęły na moich biodrach.
-Nie zaczekasz na mnie?
-Wolałabym żeby nikt nie widział, że z tobą przyszłam. Już i tak będę później niż zwykle.-Nie blefowałam. Ostatnie czego mi było potrzeba to plotek.
-Wstydzisz się mnie?-Udawał urażonego. Posłałam mu politowanie spojrzenie, a na jego twarz wpłynął uśmiech.-Jesteś przepiękna.
-Dziękuję.-Mocno się zawstydziłam i na szczęście tym razem udało mi się go ominąć.
-No zaczekaj na mnie.-Poprosił.-Żadnego nawet buziaka na dzień dobry, czy do widzenia? -Dalej sobie żartował.
-Jeśli zaraz się nie ubierzesz wsadzę Ci mój obcas na dzień dobry i do widzenia.-Wszedł do łazienki, co uznałam za dobry znak.
-Nie mam takich fetyszy kochanie.-Wmurowało mnie gdy usłyszałam jak mnie nazwał. Zdałam sobie sprawę, że to wszystko pójdzie daleko w bardzo szybkim czasie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro