Zepsuty zawias
-Nie odpowiedziałaś ostatnio na moje pytanie.-Doktor López podał mi kubek z herbatą i usiadł w drugim fotelu.-Czy odpowiesz mi teraz?-Skinęłam głową.-Więc dlaczego nie zareagowałaś gdy William wyraźnie zasugerował, że bierze Cię na poważnie gdy dał Ci znać, że wie co znaczy pocałunek o północy.
-Ludzie kłamią.-Wzruszyłam ramionami.
-Masz niesamowity dar określania ludzkich emocji Olivio. Podejrzewam, że w tym przypadku nie było inaczej.-Widząc moją zmieszaną minę kontynuował.-Powiedz mi więc czy twoim zdaniem William wtedy Cię oszukiwał?
-Nie.-Przyznałam.
-Co było dalej?-Opowiedziałam mu o Amandzie i gdy tylko skończyłam od razu zadał pytanie.-Dlaczego tak zareagowałaś na zachowanie Amandy?-Spojrzałam na niego błagając o litość, ale znał mnie za dobrze.-Powiedz to.
-Byłam zazdrosna, mimo że William nie okazywał jej zainteresowania.-Powiedziałam zrezygnowana.
-Kontynuuj.-Zachęcił mnie.-To był zapalnik, czyż nie?-Zapytał gdy opowiedziałam mu o głosowaniu i mojej kłótni z Willem.-Skupmy się na tym.
-Załamałam się, ponieważ czułam, że znowu zostanę sama. Czułam, że go zawiodłam, mimo że dałam z siebie wszystko.
-Chciałbym, żebyś jako osoba, która od lat korzysta z terapii, oceniła dlaczego William mógł tak gwałtownie zareagować zamiast omówić to z tobą na spokojnie.-Dał mi czas do namysłu i po kilku minutach zorientowałam się, że cały czas nie zwracałam uwagi na bardzo ważny szczegół.
-Nie jestem jedyną osobą z traumą.-Przyznałam, a on tylko delikatnie się uśmiechnął na potwierdzenie moich słów.-Alison go oszukała, więc gdy przez myśl mu przeszło, że ja próbowałam go oszukać, zamiast to sprawdzić zadziałał mu system obronny.
-Jak teraz się z tym czujesz?
-Chcę go przeprosić za to, że nie próbowałam go zrozumieć. Oboje przesadnie zareagowaliśmy.
-Dlaczego chciałaś udowodnić Claire, że znasz Williama lepiej?- Zastanowiłam się chwilę po tym jak opowiedziałam mu o mojej wspólnej przejażdżce z Williamem i Claire.
-Byłam zazdrosna.
-A czy William okazywał jej zainteresowanie, czy wręcz przeciwnie tak jak w przypadku Amandy?-Spojrzał na mnie znacząco.
-Nie.-Zaprzeczyłam i kontynuowałam.
-Istotnie jest to interesujące, że wybrałaś właśnie ten fragment.
-Dlaczego?-Zapytałam.
-Ty mi powiedz.-Zachęcił mnie.
-Tak właśnie czułam się myśląc, że jest z Claire.-Przyznałam, mimo że od dłuższego czasu nie chciałam tego robić.
-A nie jest?-Zapytał zaciekawiony moim doborem słów. Dokończyłam więc moją historię kończąc na dniu dzisiejszym.-Jesteś w stanie nazwać emocje, którymi darzysz Williama?-Dał mi czas na zastanowienie i naprawdę go potrzebowałam, mimo że podświadomie znałam od dawna odpowiedź.
-Myślisz, że go kocham?-Spojrzałam na niego niepewnie.
-Jestem od tego, żeby pomóc Ci zrozumieć twoje emocje i sobie z nimi poradzić, ale nie powiem Ci jak się czujesz. Czy ty myślisz, że go kochasz?
-Myślę, że tak.-Powiedziałam cicho.
-Jestem z ciebie dumny.-Przyznał.-Wypiszę Ci kolejną receptę, ale wiesz, że jeśli objawy zaczną znikać, będziesz musiała zmniejszać dawkę.
-Tak zrobię.-Zapewniłam go.-Myślę, że będzie już lepiej. Dziękuję za wszystko. Na pewno wrócę, ale możliwe, że wystarczą rzadsze sesje.
-Tego Ci życzę.-Uśmiechnął się do mnie i podał mi receptę. Wjechałam na nasze piętro i po raz pierwszy od dawna przyszłam tu z uśmiechem. Starałam się go nie stracić nawet gdy zobaczyłam Amandę dochodzącą się z Claire.
-Pan Scott teraz pracuje i nie uprzedzał mnie o Pani wizycie.-Nie chciała jej wpuścić.
-Dlatego, że chcę zrobić mu niespodziankę ty tępaczko.-Wysyczała na nią Claire.
-Co tu się dzieje?-Zapytałam ze spokojem.
-Ta Pani chce wejść do Pana Scotta, ale nie była umówiona.-Wyjaśniła.
-Dziękuję Amando, możesz wrócić do pracy.-Skinęła głową i wróciła do swojego biurka.-Jesteś niesamowicie niewychowana Claire.
-Nie odzywaj się tak do mnie.-Oburzyła się.
-Więc ty nie odzywaj się tak do moich pracowników wykonujących swoją pracę.-Spojrzałam na nią z wyższością.
-To pracownicy Williama, a nie twoi.-Fuknęła.
-Odnoszę wrażenie, że William nie podziela twojego zdania.-Minęłam ją i przeszłam przez jego drzwi.
-Cześć.-Oderwał się od komputera i uśmiechnął do mnie.
-Claire czeka za drzwiami i jest niesamowicie nieprzyjazna otoczeniu.-Na jego twarzy zagościł grymas.
-Nie zapraszałem jej.-Zaczął tłumaczyć.
-Wspominała, że to niespodzianka.
-Niech wejdzie.-Westchnął. Otworzyłam drzwi zmierzyłam ją wzrokiem i wpuściłam do środka. Udałam się w stronę swojego biura i gdy złapałam za klamkę otwartych drzwi zatrzymał mnie Will.
-Zawias się zepsuł. Mamy ich nie ruszać żeby nie wypadły.-Spojrzałam na niego z uniesioną brwią i zostawiłam je otwarte.-Co tu robisz?-Zapytał Claire.
-Chciałam Cię odwiedzić, bo tak dawno się nie widzieliśmy.-Zatrzepała rzęsami, a ja starałam się nie zareagować w żaden sposób żeby nie dać po sobie poznać, że podsłuchuję.-Nie tęskniłeś za mną?
-Jeśli mam być szczery to nie.-Splótł ze sobą dłonie i położył je na biurku.-Zaznaczałem Ci wielokrotnie, że nie jestem tobą zainteresowany w ten sposób.
-Zgrywasz niedostępnego.-Machnęła na niego ręką.
-Nie zgrywam niedostępnego, tylko jestem dla ciebie niedostępny. Zrozum wreszcie, że nie chcę z tobą być.-Zirytował się.
-Jeszcze do mnie przybiegniesz.-Fuknęła i zerwała się z krzesła.
-Nie licz na to.-Powiedział jej na odchodne. Odwrócił się w moją stronę, a ja szybko wbiłam wzrok w komputer. Wszedł do mojego gabinetu i zamknął za sobą drzwi.
-Zepsuty zawias?-Spojrzałam na niego wyzywająco.
-Musiały się naprawić gdy twoja wspaniała dłoń na nich spoczęła.-Złapał się teatralnie za pierś.-Naprawdę nie wiedziałem, że tu przyjdzie. Nie chcę żebyś myślała, że to co Ci mówiłem było kłamstwem.
-W porządku, Will.-Przerwałam mu zanim zdążył się nakręcić. Spojrzał na mnie zaskoczony.-Wiem kiedy kłamiesz.
-Jak było u doktora Lópeza?-Usiadł naprzeciwko mnie z uśmiechem.
-Jestem Ci winna przeprosiny.-Spojrzał na mnie podejrzliwie, więc kontynuowałam.-Nigdy nie zastanowiłam się dlaczego tak zareagowałeś po głosowaniu. Wiem, że Alison Cię oszukała i skrzywdziła i chcę żebyś wiedział, że ja nigdy tego nie zrobię.
-Wiem o tym.-Złapał mnie niepewnie za dłoń.-Po prostu nie przemyślałem tego w tamtym momencie.
-Nie winię Cię za to. Rozumiem Cię. Jeśli ty będziesz chciał, to wiedz, że ja jestem gotowa puścić to w niepamięć.
-O niczym innym nie marzę.-Pocałował wierzch mojej dłoni.-Paczka do ciebie przyszła.-Kiwnął głową w stronę dużego prostokątnego pudełka stojącego w rogu. Wstałam i zaczęłam je rozpakowywać. Gdy przebiłam się przez liczne warstwy foli bąbelkowej ujrzałam płótno z zapierającym dech w piersiach obrazem. Przedstawiał ulicę i budynki pełne różnych bilbordów. Ulicą szły tłumy ludzi jednak jedna osoba stała pośrodku w bezruchu.
-Zawieszę go na ścianie.-Powiedziałam z zachwytem.
-Nie rób tego sama.-Upomniał mnie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro