Witam piękną Panią
-Witam piękną Panią.-Uniosłam wzrok znad komputera i zobaczyłam nieznanego mi dotąd mężczyznę.
-W czym mogę pomóc?-Posłałam mu firmowy uśmiech.
-Jestem Andrew, a ty to na pewno Olivia.-Wszystko co robił zdawało się być zalotne.-Jestem tu żeby spełnić twoje najskrytsze marzenia.
-Powinnam wiedzieć co Pan tu robi?-Zakłopotałam się.
-Jestem architektem.
-Oczywiście, przepraszam.-Wyszłam zza biurka i zapukałam do drzwi Williama.
-Wejdź.-Wychyliłam się za drzwi i zobaczyłam jego szeroki uśmiech.
-Przyszedł architekt.
-A no tak. Wejdźcie.-Zachęcił mnie ręką.-Andrew.-Podali sobie ręce.
-Co mogę dziś dla ciebie zrobić?
-Ja będę zadowolony, gdy Olivia będzie.-Poczułam rumieniec wpływający na moją twarz. Wskazał nam ręką przeszkloną ścianę, za którą była pokaźnych rozmiarów siłownia.
-Zamurujemy tę ścianę.-Andrew zaczął się nakręcać.
-Wolałbym ją zostawić.-Przerwał mu Will, a ja się z nim zgodziłam.
-Więc założymy rolety z obu stron.-Telefon rozdzwonił się, więc szybko złapałam za słuchawkę.
-Biuro Williama Scotta, w czym mogę pomóc?-Usłyszałam głos jego mamy po drugiej stronie. Wyciągnęłam go w jego stronę.-To twoja mama.-Przeszliśmy przez szklane drzwi żeby mu nie przeszkadzać.
-Tutaj wybijemy Ci drugie drzwi. Te okna bym zostawił. Masz stąd wspaniały widok.-Widok już znałam z biura Willa, ale wciąż był zapierający dech w piersiach.-Wyobraź to sobie.-Położył mi rękę w dole pleców i znacznie się do mnie zbliżył. Pokazywał mi ręką swoją wizję.-Tu stanie wielkie biurko, za którym siądziesz i każdy kto będzie po drugiej stronie będzie widział piękną kobietę na pięknym tle.
-Andrew.-Usłyszałam głos Willa i nie musiałam na niego patrzeć żeby wiedzieć, że jest niezadowolony.
-W czym mogę ci służyć przyjacielu?-Nie odsunął się nawet o milimetr.
-Puść ją.-Był przerażająco stanowczy.
-Ale czemu?-Uśmiechał się głupkowato.
-Bo Cię znam, to moja współpracownica i nie chcę twoich rąk na niej.
-Dokładnie. Współpracownica, nie żona.-Widziałam jak szczeka Willa mocno się zaciska. Wykorzystując moment wysunęłam się z uścisku i stanęłam bliżej niego.
-Na całej tamtej ścianie chciałabym niezabudowaną szafkę na książki i tym podobne. Przed szafką mogłaby stanąć kanapa ze szklanym stolikiem.-Zmieniłam temat.
-W porządku.-Jego entuzjazm przygasł.
-Pokażę Ci co zrobisz z moją siłownią.-Wyprowadził go z pomieszczenia. Wyszłam zaraz za nimi i weszłam do naszej kuchni. Zrobiłam sobie herbatę i delektowałam się spokojem. Drzwi cicho skrzypnęły, a do środka wszedł Will. Bez skrępowania położył dłonie na blacie po moich bokach. Udawałam, że mnie to nie rusza, ale wiedziałam, że blat, o który się opierałam, całkowicie eliminuje moje drogi ucieczki.-Powiesz mi co to było?
-Nie wiem o czym mówisz.-Pogrywałam sobie z nim.
-Dajesz się dotykać nieznanemu mężczyźnie.-Był spięty, a mój spokój drażnił go jeszcze bardziej.
-Wybacz, nie wiedziałam, że żyję w celibacie.-Upiłam łyk herbaty jak gdyby nigdy nic. Zabrał mi kubek i odstawił dalej na blat.-Jesteś zazdrosny.-Posłałam mu wyzywający uśmiech. Złapał mnie stanowczo za kark i znacznie się do mnie zbliżył. Zatrzymałam go kładąc mu rękę na klatce piersiowej.
-Jestem w pracy Panie Scott.-Zaskoczyłam go w wyniku czego poluzował swój uścisk, a ja zwinnie się wywinęłam. Nim zdążyłam odejść złapał mnie znowu za nadgarstek i przyciągnął do siebie.
-Nie drażnij się ze mną.-Powiedział praktycznie w moje usta. Poczułam rozlewające się po moim ciele podniecenie. Nie wiem jak wszystko by się potoczyło gdyby nie pukanie do drzwi.
-Cholera.-Wysyczał i wsunął się za wyspę chcąc ukryć swoją erekcję.
-Tak?-Zapytałam głośniej łapiąc za swój kubek i wracając na swoje poprzednie miejsce. Andrew wszedł do środka i zeskanował pomieszczenie wzrokiem.
-Skończyłem szkicować. Do końca tygodnia skończę projekt i będzie mogła wejść ekipa budowlana.
-Dzięki.-Will skinął mu głową.-Znowu sami.-Spojrzał na mnie z uśmiechem.
-Mamy spotkanie.-Przypomniałam mu.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro