Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

To nie Pana wina

Wstałam rano i zastanowiłam się nad słowami Mii. Zignorowałam je jednak i ubrałam się i uczesałam jak zwykle. Jedyną różnicą były soczewki zastępujące moje okulary, abym mogła skorzystać z okularów przeciwsłonecznych. Zeszłam do holu i czekałam na Pana Scotta. Nie trwało to długo, bo zaraz do mnie dołączył. Tutaj też miał zapewnionego szofera. Dojechaliśmy do biura Pana Ricciego i tam zaczęła się moja męka. Spotkanie trwało cały dzień. Ku mojemu zaskoczeniu Pan Scott zabrał mnie ze sobą na spotkanie, a nie kazał czekać pod drzwiami. Notowałam wszystkie ważne rzeczy i obiecałam sobie, że zrobię z moich notatek później najlepsze sprawozdanie jakie mój szef kiedykolwiek widział. Było widać, że mężczyźni bardzo dobrze się znali, ponieważ rozmowy biznesowe były przerywane prywatnymi. Widziałam wtedy, że Pana Scotta krępowała moja obecność. Spotkanie dobiegło końca, a ja padałam z nóg.

-Podjedziemy do Alison. Jej sesja jeszcze trwa, ale my skończyliśmy wcześniej.-Nie dyskutowałam. Dojechaliśmy na miejsce. Szłam przed Panem Scottem na odpowiednią salę. Mężczyzna zostawał w tyle grzebiąc w telefonie. Stanęłam jak wryta gdy dotarłam na miejsce. Narzeczona mojego szefa właśnie była w trakcie uprawiania seksu na stole z jakimś mężczyzną. Spanikowałam i starałam się zatrzymać Pana Scotta.

-Asystent Pana Riciego właśnie pisał z prośbą o pilną rozmowę telefoniczną.-Potarłam się nerwowo po ramieniu.

-Później do niego zadzwonię.-Przeniósł na mnie swój zmęczony wzrok i spróbował mnie wyminąć, ale znowu stanęłam mu na drodze.-Co robisz?

-Naprawdę powinniśmy iść.-Mój głos był przepełniony desperacją. Ominął mnie i wszedł na salę. Zatrzymał się gwałtownie, a ja widziałam jak jego mięśnie się napinają. 

-Myślałem, że masz sesję zdjęciową, a nie sesję puszczania się.-Powiedział oschle.

-Oj przecież to nie tak.-Usłyszałam jej głos i byłam zaskoczona, że nie słychać w jej głosie żadnego poczucia winy, albo zdenerwowania przez to, że została przyłapana.-Jakoś muszę sobie zapewniać miejsce na okładkach.

-To nie pierwszy raz?

-Oczywiście, że nie.-Brzmiała jakby zapytał o najgłupszą rzecz świata. Odwrócił się na pięcie i wyszedł. Pobiegłam za nim do auta. W ciszy dotarliśmy do hotelu. Trzasnął drzwiami od swojego pokoju. Nie mogłam nic zrobić. Wzięłam prysznic i owinęłam się szlafrokiem. Oglądałam widok za oknem delektując się spokojem. Przerwało mi pukanie do drzwi. Otworzyłam zawstydzonej pracownicy hotelu. 

-Pan Scott siedzi w hotelowym barze i potrzebuje Pani pomocy w powrocie do pokoju.

-Jasne.-Westchnęłam cicho i ubrałam się. Byłam nieumalowana i miałam mokre włosy, ale uznałam, że to teraz mój najmniejszy problem. Zeszłam tam gdzie wskazała mi pracownica i znalazłam go opartego czołem o blat baru.-Panie Scott chyba czas wrócić do pokoju.-Skinął głową i chwiejnie wstał z krzesełka. Automatycznie położyłam mu rękę na plecach w obawie, że się przewróci. Wyprostował się i szedł slalomem, ale o własnych siłach. Szłam za nim niepewnie, aż do windy, w której usiadł sobie na ziemi. Wybrałam odpowiednie piętro i czekałam aż dotrzemy na górę.-Musi Pan wstać.-Z trudem, ale zrobił o co poprosiłam.  Zarzucił rękę na moje ramie i przeniósł większość ciężaru ciała na mnie. Miałam wrażenie, że zaraz pękną mi kolana.-Potrzebuję karty.-Grzebał po kieszeniach, ale marnie mu to szło. Oceniłam poziom jego przytomności na taki, że i tak nie będzie rano pamiętał i wsunęłam mu rękę do wewnętrznej kieszeni marynarki. Wyciągnęłam przedmiot, którego potrzebowałam i odblokowałam drzwi. Zrzuciłam go na łóżko i odetchnęłam z ulgą.-Mogę jeszcze jakoś Panu pomóc?

-Zarządź mną kryzysowo.-Wybełkotał.

-Słucham?

-Rozwiąż mój problem.-Wyjaśnił.

-To ciężki problem. Naprawdę mi przykro, że musi Pan przez to przechodzić. Wiem, że to co się stało jest bolesne i może się Pan czuć zagubiony i zraniony. Z czasem ból zmaleje, mimo że teraz wydaje się to niemożliwe. Najlepiej jeśli skupi się Pan teraz na sobie.

-Ja jej chyba nawet nie kochałem.-Zaskoczyło mnie jego stwierdzenie.-Po prostu czuję się oszukany.

-Tego nic nie zmieni.-Westchnęłam.-Trzeba ruszyć dalej i puścić to w zapomnienie. To nie Pana wina.

-Dziękuję.-Skinęłam głową i wyszłam. To był pierwszy raz gdy usłyszałam od niego dziękuję. Z samego rana wsiedliśmy z powrotem w samolot. Tym razem we dwójkę.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro