Poradzę sobie bez tego
-Gotowa na kolejne spotkanie?-Zapytał mnie Pan Scott podchodząc do mojego biurka.
-Zawsze jestem gotowa Panie Scott, ale nie mamy teraz żadnego spotkania.-Sprawdziłam dokładnie nasz harmonogram.
-To dlatego, że sam je właśnie umówiłem. Chodź.-Pospieszył mnie. Zgarnęłam torebkę i wsiadłam z nim do windy. Pan Scott coraz częściej kazał mi siadać z nim z tyłu. Zanim się obejrzałam dojechaliśmy na miejsce. Żołądek podszedł mi do gardła, gdy zobaczyłam nazwę budynku. Telefon Pana Scotta się rozdzwonił.-Idź już do środka, jakby Cię nie chcieli wpuścić powołuj się na mnie.-Poinstruował mnie.
-Myślę, że poradzę sobie bez tego.-Weszłam do środka i bez problemu dotarłam do windy. Jedyne co słyszałam to "Dzień Dobry, Pani Moore." Jakaś asystentka zaprowadziła mnie do odpowiedniej sali konferencyjnej. Pozostało mi czekać na najgorsze. Po kilku minutach dołączył do mnie Pan Scott.
-Bez problemu?-Zapytał.
-Najmniejszego.-Szklane drzwi się otworzyły, a do środka wszedł wysoki siwy mężczyzna. Jego wzrok spoczął na mnie i widziałam, że ciężko mu wyjść z osłupienia.
-Richard.-Pan Scott się uśmiechnął i wyciągnął w jego stronę rękę, którą drugi mężczyzna po chwili przyjął.-To moja asystentka, Olivia.-Przedstawił mnie na co tylko kiwnęłam mu głową. Miałam wrażenie, że zaraz zwymiotuję, a nie czułam się tak już od tylu miesięcy.
-Asystentka?-Uśmiechnął się szyderczo.
-Wiem, że to nietypowe, ale ona jest nietypowa. Potrafi wszystko dla mnie załatwić, zapamiętuje dosłownie wszystko i często wie lepiej ode mnie czego mi potrzeba.-Było mi miło, że mnie chwalił, ale nie umiałam się teraz na tym skupić.
-To całkiem jakby miała fotograficzną pamięć.-Ten głupi uśmiech nie schodził mu z twarzy. To prawda. Fotograficzną pamięć zdiagnozowano u mnie już lata temu. Wszystko co zobaczyłam, czy usłyszałam zostawało w mojej pamięci na stałe z dokładnością do szczegółów, na które zwykły człowiek nie zwracał uwagi.-Porozmawiajmy o interesach.-Zaczął przedstawiać mu swoje pomysły, a ja miałam wrażenie, że zapadnę się pod ziemię.-Z chęcią bym przystał na fuzję z tobą, ale jest jeden problem.-Starałam się nie pokazywać żadnej emocji. Fuzję? To oznaczało stałą współpracę, a ostatnie na co miałam ochotę to oglądać Richarda i skutecznie udawało mi się go unikać przez ostatnie pięć lat.
-Gwarantuję, że go rozwiążę.-Widziałam, że mu na tym zależało. Chciał połączyć swoją firmę, która stale utrzymywała się na drugim miejscu z tą najlepszą.
-Muszę to jutro przegłosować na spotkaniu zarządu. Żeby mieć pewność, że się uda musisz się postarać żeby moja córka pojawiła się na głosowaniu.-Skanowałam tępo jego twarz.
-Jak mam to niby zrobić. Nie znam twojej córki.-Prawie wyprowadził go z równowagi.
-Myślę, że twoja asystentka sobie poradzi z tym zadaniem.-Posłał mi szyderczy uśmiech.-Jeszcze jedna sprawa. Bardzo chciałbym uniknąć podatku.-Wmurowało mnie.
-Obawiam się, że to nie możliwe. Nie jesteśmy rodziną.-Biedny Pan Scott, nie był jeszcze świadomy, że zamierza wchodzić w biznes z diabłem.
-Jeśli ożenisz się z moją córką to będziemy.-Świat dla mnie na moment stanął.-Williamie czy wiesz skąd bierze się nazwa mojej firmy?
-Oczywiście, że wie.-Wtrąciłam się. Kopnęłam lekko Pana Scotta pod stołem, a Richardowi posłałam ostrzegawcze spojrzenie.
-Wiem doskonale i nie mogę się doczekać, żeby zostać jej członkiem za wszelką cenę.-Byłam pewna, że tak naprawdę nie wiedział.
-To mi się podoba.-Pokiwał głową z zadowoleniem.-Załatw mi jutrzejsze głosowanie, a będziemy na dobrej drodze. Podali sobie ręce i Richard przytrzymał nam drzwi. Szłam kilka metrów przed Panem Scottem chcąc jak najszybciej opuścić ten budynek.
-Olivia.-Usłyszałam moje imię, a chwilę później Pan Scott złapał mnie za łokieć.-Gdzie tak pędzisz? Wszystko w porządku?-Pokiwałam tylko twierdząco głową.-Muszę wiedzieć czy jesteś w stanie to załatwić.-Skanował moją twarz, a ja od początku wiedziałam, że się ugnę.
-Załatwię to. Potrzebuję tylko jutrzejszego dnia wolnego.-Westchnęłam.
-Czegokolwiek Ci trzeba.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro