Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Palisz?

Nie byłam pewna czy podejmuję dobrą decyzję. Weszłam do biura i zatrzymałam się obok Mii.

-Jesteś pewna?

-To tylko kilka dni.-Mantra, którą powtarzałam co pięć minut.

-Kochana to nie będzie kilka dni, jeśli teraz zostaniesz nie będziesz w stanie odejść.-Wyglądała na zmartwioną.

-Poradzę sobie.-Zapewniłam ją i wsiadłam do windy. Na moim biurku wszystko pozostało w nienaruszonymi stanie. Od razu zajęłam się odsłuchiwaniem wiadomości nagranych na automatyczną sekretarkę i odczytywaniem maili. Pan Scott wysiadł z windy i gdy tylko mnie zauważył stanął zaskoczony.

-Wróciłaś.-Powiedział cicho.

-Tylko na kilka dni-Zaczęłam nerwowo bawić się palcami i starałam się patrzeć wszędzie tylko nie na niego.-Nie chciałam zostawiać Pana bez asystentki.

-Liv...-Zaczął, ale od razu mu przerwałam.

-Umówiłam już rozmowy.-Nie chciałam ryzykować, że będzie odkładał to w czasie.

-Nie spieszmy się z tym. Nie mam teraz czasu.-Wiedziałam co robił.

-Znam Pana harmonogram. Ma Pan wystarczająco dużo czasu.-Powiedziałam stanowczo.

-Co jeśli zmienisz zdanie?

-Nie zmienię.-Powiedziałam twardo i po raz pierwszy odważyłam się spojrzeć mu w oczy. Skinął głową i wszedł do swojego gabinetu. Dawno mnie tak nie traktował, ale to chyba lepiej, że teraz zaczął. Zapukałam do drzwi i słysząc pozwolenie weszłam do środka.-Pan Brown przyszedł na umówione spotkanie.-Skinął głową. Już miałam wyjść gdy zatrzymał mnie jego głos.

-Gdzie idziesz?-Był oschły.

-Do mojego biurka.-Zakłopotałam się.

-Jeszcze jesteś moją asystentką, więc masz obowiązki. Siadaj.-Jego głos był ostry, a ja czułam jak stopniowo ulatuje ze mnie odwaga.

-Nie sądzę, że Pana przyszła asystentka będzie to robić.-Nie wiem czemu w ogóle poruszyłam ten temat.

-To co będę robić z moją następną asystentką to nie twoja sprawa.-Skinęłam głową i wpuściłam Pana Browna do środka. Usiadłam koło niego, na przeciwko Pana Scotta i zajęłam się bazgraniem na kartce.

-Potrzebujesz protokołu z naszego spotkania?-Zażartował Pan Brown.

-Olivia będzie w stanie powtórzyć każde twoje słowo. Udaje, że notuje żebyś nie czuł się głupio.- Pokazałam mu kartkę, na której nie było nic oprócz gwiazdek, które rysowałam od 15 minut. Pan Scott się uśmiechnął, a jedyne o czym mogłam myśleć, to że jego uśmiech jest piękny. Rozmowa toczyła się dalej, a ja nie mogłam znieść, że Pan Scott nie odrywa ode mnie wzroku. Spotkanie dobiegło końca, a ja odetchnęłam z ulgą.

-Co sądzisz?-Spytał mnie jak zwykle.

-Myślę, że jest uczciwy, ale sprawdzę go. Za 15 minut zaczyna Pan rozmowy kwalifikacyjne.-Zmieniłam temat.

-Poprowadzisz je ze mną.-Zaskoczył mnie, ale w ten sposób mogłam się upewnić, że nie odeśle żadnej bez powodu. Wstał i przestawił jedno z krzeseł obok swojego. Przesunęłam drugie, żeby stało na środku. Zaprosiłam pierwszą kandydatkę.

-Czy ma Pani jakieś doświadczenie?-Zadał jej pierwsze pytanie. Siedziała do nas lekko pochylona dosyć mocno wypinając odkryty dekolt. W moim gardle zaczynała formować się gula i nawet nie wiedziałam dlaczego tak reaguję.

-Nie, ale z chęcią dowiem się o wszystkich Pańskich potrzebach i je zaspokoję.-Wmurowało mnie. Napięłam się jeszcze bardziej czując jak dłoń Pana Scotta otarła się lekko o moją.

-Wykształcenie?-Kontynuował niewzruszony.

-Liceum.-Brzmiała na dumną z siebie.-Nie planuję się dalej uczyć, więc mogę Panu poświęcić dzień i noc.-Nie mogłam znieść jej zalotnego uśmiechu.

-Będziemy w kontakcie.-Przerwałam ten cyrk i grzecznie ją wyprosiłam. Następne kilka kandydatek było podobne, a Pan Scott nie mógł przestać okazjonalnie dotykać mojej dłoni lub trącać swoim udem mojego. Zaprosiłam do środka moim zdaniem najlepszą kandydatkę.

-Ma Pani bardzo duże doświadczenie.-Zaczęłam.

-Osiem lat jako asystentka.-Pokiwała głową. Była ubrana odpowiednio i tak też się zachowywała.

-Co Panią skłoniło do odejścia po tylu latach? Lojalność jest dla mnie priorytetem.-Nie byłam pewna czy to przypadkiem nie był zarzut w moją stronę.

-Mój były pracodawca próbował przekroczyć granicę pracodawca-pracownik.-Starałam się nie pokazać jak bardzo spięła mnie jej odpowiedź.-Chciałabym wiedzieć czemu Pani odchodzi.-Pozostało mi kłamać. Spojrzałam na pierścionek, który pozostał na moim serdecznym palcu.

-Jestem w ciąży i chciałabym być bliżej mojego narzeczonego, który niestety pracuje poza miastem.-Miałam nadzieję, że to kupi.-Pan Scott jest bardzo profesjonalny. Nie spóźnia się na spotkania, dobrze traktuje swoich pracowników.

-Istotniejsze są dla mnie Pani zalety niż moje.-Przerwał mi ostro.

-Jestem punktualna, pracowita, mam elastyczny harmonogram, ale szanuję swój czas, więc bez potrzeby i wcześniejszego uzgodnienia nie będę zostawać po godzinach.-Zaczęłam się obawiać, że zawyżyłam oczekiwania Pana Scotta.

-Ja muszę być pewny, że zawsze mogę liczyć na moją asystentkę.-Cóż to akurat uznałam za komplement.-Na pewno się odezwiemy.-Kandydaci nam się kończyli, a Pan Scott chyba nie był przekonany do nikogo. Skończyliśmy ostatnią rozmowę, a ja czułam ogromną potrzebę żeby odetchnąć. Weszłam schodami na dach budynku i oparłam się o barierkę. Ludzie na ulicy wyglądali na bardzo malutkich. Październikowe powietrze powodowało gęsią skórkę na moim ciele. Odpaliłam papierosa z nadzieją, że da mi chwilowe ukojenie. Drzwi trzasnęły, a ja lekko podskoczyłam.

-Nie mogłem Cię znaleźć.-Usłyszałam głos Pana Scotta za plecami.

-Chciałam sobie zrobić chwilę przerwy.-Oparł się o barierkę obok mnie.

-Palisz?-Zmarszczył brwi.

-Czasem.-Wzruszyłam ramionami. Wyciągnął mi papierosa z ręki, rzucił go na ziemię i przydeptał butem. Przyglądał mi się bez słowa. Nie wiem ile czasu tak staliśmy. Zdjął marynarkę i zarzucił mi ją na ramiona. Nie chciałam tego. Nie chciałam żadnych niejasnych gestów, Nie chciałam zaciągać się jego zapachem.

-Co sądzisz?

-8 lat doświadczenia, jest profesjonalna, na pewno wszystkiego dopilnuje.-Wyraziłam swoje zdanie.-Powinien Pan ją wybrać.

-Pierwsza kandydatka?-Zdziwiło mnie, że w ogóle to rozważał, ale byłam zbyt zmęczona dzisiejszym dniem żeby liczyć się ze słowami.

-Jeśli chce Pan kogoś przeleć to ma Pan jej numer.-Powiedziałam trochę ostrzej niż planowałam.

-Co Cię to interesuje czy chcę ją przelecieć czy nie.-Zirytował się.

-Nie mogę Cię już znieść!-Wybuchłam.-Cały czas posyłasz mi jakieś spojrzenia, co chwilę mnie dotykasz, lecisz rycersko ze swoją marynarką, mogłam wziąć swój płaszcz wiesz?

-I gdzie się podziało twoje "Panie Scott".-Prychnął.

-W dupie mam twoje, Panie Scott"!  Niedługo mnie tu już nie będzie, wiec jeśli lafirynda to lepszy wybór na asystentkę niż doświadczona kobieta to proszę bardzo. To nie moja sprawa. Tak samo jak nie moją sprawą jest kogo przelecisz i czy to znowu będzie twoja asystentka.-Odwróciłam się z powrotem w stronę drogi. Ciśnienie boleśnie zaczęło mi pulsować w głowie, a żołądek skręcał się na mdłości. Potrzebowałam spokoju.

-Nie było wcześniej i więcej nie będzie asystentki, z którą będę uprawiać seks.-Zszedł z tonu.

-Co za wyróżnienie.-Prychnęłam.

-Liv...-Nie lubiłam gdy mówił do mnie takim tonem. Jakbym go zawiodła.-Eh, muszę lecieć na spotkanie z Richardem. Spokojnie, możesz zostać.-Podałam mu jego marynarkę i z powrotem skupiłam wzrok na drodze.-Wejdź do środka. Nie chcę żebyś się przeziębiła.

William


-Możemy podpisywać.-Richard usiadł naprzeciwko mnie.-Jednak pozostaje kwestia podatku.-Spodziewałem się, że poruszy ten temat.

-Zapłacę go za ciebie.-Powiedziałem stanowczo.

-Chyba sobie nie zdajesz sprawy jakie to koszty.-Zaśmiał się.

-Poniosę je.-Stałem twardo przy swoim.

-A Olivia?-Uniósł brew.

-Nie zmuszę jej do ślubu.

-Dopiero co mówiliście, że jesteście zaręczeni.-Prychnął, a ja z całych sił starałem się nie okazywać żadnej emocji.

-Ty sam znasz się najlepiej na robieniu czegoś pod publikę.-Widziałem, że działam mu na nerwy. Nie mogłem pozwolić żeby poczuł dominację.

-W takim razie ją zwolnisz.-Powiedział jak gdyby nigdy nic.

-Nie zrobię tego.-Powiedziałem twardo.

-Więc ja to zrobię, gdy tylko się połączymy.-Wzruszył ramionami.

-Nie możesz jej zwolnić, bo umowę ma podpisaną ze mną, nie z firmą.-Blefowałem z nadzieją, że się nie skapnie.

-Skoro tak Ci na niej zależy to i tak ją zwolnisz.-Powiedział z przekąsem.-Myślisz, że jak będzie się czuła wchodząc do budynku, na którym jest jej nazwisko, a ona jest tylko asystentką?

-Nie przeszło Ci nigdy przez myśl, że Olivia nie jest niczyją własnością? Ani moją, ani twoją. Jeśli będzie chciała odejść pozwolę jej na to, ale sam jej nie zwolnię.

-Już chce odejść, prawda?-Serce chciało wyskoczyć mi z piersi.

-Nie wiem skąd taki wniosek. Chcesz rozmawiać o biznesie, czy o twojej córce, bo ten drugi temat to nie moja sprawa.-Desperacko pragnąłem chociaż raz nie myśleć o Olivii.

-Oboje będziemy partnerami zarządzającymi, ale każdego z nas może odwołać głosowanie zarządu.

-Żaden członek zarządu nie może zostać odwołany.-Dodałem coś od siebie.

-Martwisz się, że zabiorę Olivii krzesło?-Uniósł wyzywająco brew.

-Olivia jest twoim partnerem, ja martwię się o swoich, ale wiedz, że jeśli wystąpisz przeciwko niej, to stanę za nią.-Ostrzegłem go.

-Jesteś strasznie upierdliwy.-Pokręcił głową.

-Przyzwyczaj się. Czekam na umowę.-Droga do biura minęła mi w ciszy.

-I Jak poszło?-Olivia weszła za mną do biura.

-Nie chcę żebyś musiała się z nim spotykać, ale oddałbym wszystko za twoją opinię.-Westchnąłem.

-Co powiedział.-Zmarszczyła brwi i czekała na moją odpowiedź.

-Oboje zarządzamy, ale może nas odwołać głosowanie. Zażądałem, żeby każdy partner pozostał na stanowisku. Zapytał czy martwię się, że zabierze Ci udziały.-Bawiłem się nerwowo palcami. Ostatnie czego chciałem to ją denerwować.

-Nie może tego zrobić. Tylko ja dobrowolnie mogę je oddać. Żadne głosowanie czy inny przekręt nic na to nie poradzi. Jedyne co to może zrobić głosowanie w celu zabrania mi prawa do głosu, ale udziały są moje.-Była taka spokojna i taka piękna. Musiałem wziąć się w garść i przestać o niej myśleć.

-Kazał mi cię zwolnić i zagroził, że najwyżej sam to zrobi.-Spojrzałem na nią niepewnie.-Powiedziałem, że umowę masz spisaną ze mną, nie z firmą, ale oboje wiemy, że to nieprawda. Domyśla się, że sama chcesz odejść.

-Powiedział Ci, że nie będę tu chciała pracować jako asystentka gdy moje nazwisko pojawi się na ścianie?-Uniosła brew.

-Skąd wiesz?

-Manipuluje tobą.-Wzruszyła ramionami.-Nie zdziw się jak niedługo sam zorganizuje to głosowanie i spróbuje się ciebie pozbyć.

-Nie wiem co mam zrobić.-Westchnąłem.

-To zależy czy chcesz ryzykować. Jeśli tak, podpisz, rozwiń się, później się rozdziel, ale musisz wtedy żyć ze świadomością, że w każdej chwili może cię wystawić. Możesz też odpuścić i dalej pracować na swoją firmę ciężką pracą.-Zawsze ma rozwiązanie każdej sytuacji. Zawsze wie co powiedzieć.

-Bardzo chcę zaryzykować, ale nie mam pojęcia jak potoczy się ewentualne głosowanie.

-Chcesz wiedzieć czy na ciebie zagłosuję.-Mogłem obserwować jak każdy centymetr jej ciała się napina.-Jeśli masz wątpliwość, to najwyraźniej jest dużo więcej powodów żebym odeszła. W końcu najważniejsza jest dla ciebie lojalność.

-Liv.-Westchnąłem. Nienawidziłem tej atmosfery między nami. Robiło się dobrze tylko po to, żeby zaraz wszystko legło w gruzach.

-Nie ma o czym rozmawiać.-Była zawiedziona. Odwróciła się na pięcie i chciała wyjść. Niewiele myśląc próbowałem ją zatrzymać.

-Potrzebuję Cię przy sobie.-Była to prawda, ale nie planowałem kiedykolwiek jej o tym mówić.

-Potrzebujesz mnie w jaki sposób?-Odwróciła się do mnie z powrotem, a rysy jej twarzy dalej były ostre.

-Czy to ważne?-Zakłopotałem się.

-W jaki sposób?-Wycedziła przez zęby.

-Nie każ mi tego mówić.-Spuściłem wzrok.

-Jest już 16.00. Mój czas pracy się skończył.-Drzwi trzasnęły z hukiem i zostałem sam.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro