Jesteś zazdrosna?
Usiadłam przy swoim biurku i rozkoszowałam się spokojem, który jeszcze tu panował. Bez Williama, bez masy telefonów, bez potyczek z niezapowiedzianymi klientami. Posegregowałam stosik papierów, który pozostał w nieładzie tak jak wszystko co ostatnio robiliśmy.
-Wspaniale Cię widzieć.-Uśmiechał się szeroko.
-Widzę, że Ci nie przeszło.
-To zupełnie tak jak tobie.-Puścił mi oczko i zniknął za swoimi drzwiami. Po paru minutach wyszedł ze swojej twierdzy zapewne żeby dalej mnie dręczyć.-Chciałbym Ci coś pokazać.-Westchnęłam i poszłam za nim. Stał przed nowymi drzwiami, które pojawiły się na naszym piętrze. Drzwiami od mojego biura. Prawda była taka, że nie miałam pojęcia jak dokładnie wyglądało. Przez te wszystkie dni nie miałam czasu do niego zajrzeć. Widziałam je jedynie przelotnie przez szybę w biurze Williama. Otworzył masywne drzwi i wpuścił mnie do środka. Rozejrzałam się po wnętrzu. Wszystko było dokładnie tak jak tego chciałam. Można było powiedzieć, że nawet lepiej. Ogromne biurko, na którym wreszcie będę miała wystarczająco miejsca. Spora kanapa, na której będę mogła pracować do późna. Szafa, w której zostawię awaryjne ubrania na przebranie. Półka tylko czekająca, aż zapełnię ją książkami.-Mam nadzieję, że Ci się podoba.-Zaczął składać delikatne pocałunki na moim ramieniu i kierował się w stronę szyi. Nieświadomie lekko ją odchyliłam.
-Jest idealnie.-Wyszeptałam.-Dziękuję.
-Zasłużyłaś.-Przygryzł płatek mojego ucha, a po moim ciele przeszedł dreszcz.-Robiliśmy to w moim biurze, twoje nie powinno być gorsze.-Wyszeptał mi do ucha, a moje nogi niemal się pode mną ugięły. Odwróciłam się do niego przodem i zarzuciłam mu ręce na kark. Nie czekał nawet sekundy. Złapał mnie za biodra i przyciągnął do siebie.
-Przyprowadziłeś mnie tutaj tylko dlatego, że miałeś ochotę na seks?-Wyszeptałam prawie w jego usta.
-Przyprowadziłem Cię tutaj żeby zobaczyć twój uśmiech.-Pokręciłam przecząco głową. Teraz była moja kolej na dręczenie go.
-Ja myślę jednak, że śnisz o mnie po nocach i do szału doprowadza Cię to w jaki sposób ta sukienka opina mój tyłek.-Jak na zawołanie złączył nasze usta w wygłodniałym pocałunku i ścisnął jeden z moich pośladków. Przycisnął mnie do mojego nowego biurka, ale zwinnie nas obróciłam. Uśmiechnął się, ale nie oderwał swoich ust ode mnie. Sprawnie rozpięłam jego spodnie i zsunęłam je razem z bokserkami. Klęknęłam przed nim i zanim zdążył zareagować przejechałam językiem po jednym z jego jąder. Jęknął i zacisnął dłonie na blacie tak mocno, że pobielały mu kostki. Lizałam oba i lekko ssałam zdając sobie sprawę, że doprowadza go to do szału. Przejechałam językiem od samego dołu w górę, ale ku jego niezadowoleniu zatrzymałam się tuż przed samą główką, zatoczyłam kółko językiem i wróciłam na dół. Powtórzyłam to parę razy, a gdy byłam już pewna, że odwdzięczyłam mu się za wczoraj i nie spodziewa się, wzięłam główkę jego penisa do buzi, owinęłam wokół niej język, a później lekko zassałam. Z jego ust uciekł kolejny głośny jęk.-Panuj nad sobą.-Upomniałam go i wzięłam do buzi tyle ile byłam w stanie. Zacisnął dłonie na moich włosach, ale był cicho. Poruszałam głową w górę i w dół jednocześnie pieszcząc go językiem. Wiedziałam, że jest już blisko, więc część, która nie mieściła mi się do buzi, złapałam ręką i poruszałam nią rytmicznie razem z głową. Chwilę później doszedł i wypuścił głośno powietrze. Wstałam z podłogi i wytarłam kciukiem rozmazaną pomadkę.-Zmykaj.-Uśmiechnęłam się do niego z wyższością i podeszłam do szafy, na której znajdowało się wielkie lustro.
-Jesteś bezlitosna.-Zaśmiał się.-Ale też taka wspaniała.-Poczułam miły uścisk w brzuchu. Uśmiechnęłam się i zabrałam za poprawianie włosów przed lustrem. Zapiął swoje spodnie i poprawił koszulę, ale nie wyszedł.
-Czuję twój wzrok na sobie.-Spojrzałam na niego w lustrze, ale jedyne co to przejechał po mnie leniwie wzrokiem i uśmiechnął się.
-Myślę o zatrudnieniu Amandy. Co sądzisz?
-Na papierze wygląda dobrze, ale nie wzbudza mojego zaufania.-Wzruszyłam ramionami i podeszłam do niego, wciąż opartego o moje biurko. Złapał mnie za biodra i znowu przyciągnął do siebie.
-Jesteś zazdrosna?-Uśmiechnął się przebiegle.
-Wynoś się.-Rozkazałam mu, ale tylko się roześmiał i krótko mnie pocałował.-Nie Williamie, nie jestem o ciebie zazdrosna.
-Pewnie, że nie. W takim razie powiem jej, że może zacząć od poniedziałku.
-Nie krępuj się.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro