Co chcesz ode mnie usłyszeć Liv?
Weszłam do biura później niż zwykle. Od czasu gdy zostałam w domu Williama na noc minęły dwa tygodnie. Nie rozmawialiśmy o tym. Chyba oboje uznaliśmy, że nie mamy o czym. Spojrzałam na nowo powstały napis na ścianie. "Scott & Moore".
-Dzień dobry, Pani Moore.-Mia rzuciła żartobliwie i skłoniła się do samej podłogi. Pozostając w tej pozycji kontynuowała.-O wielka współpracownico legendarnego Pana Scotta.-Wyprostowała się i momentalnie zbladła.
-Witaj, Mio.-Usłyszałam za sobą ten chrapliwy głos, a na moim ciele pojawiła się gęsia skórka.
-Dzień dobry, Panie Scott.-Widziałam, że już miała zamiar zacząć się tłumaczyć, ale on tylko się uśmiechnął i ruszył w stronę windy.
-Jesteś niemożliwa.-Zaśmiałam się cicho.
-Każesz mi na siebie czekać?-Usłyszałam głos dochodzący z windy.
-Jeszcze rozważam.-Odpyskowałam mu i dołączyłam do niego. Mieliśmy istne urwanie głowy. Mnóstwo papierów związanych z fuzją. Mnóstwo klientów chcących się upewnić, że nic w związku z nimi się nie zmienia. Robiłam sobie herbatę w kuchni ciesząc się chwilą wytchnienia.
-Dlaczego nie ma Cię przy twoim biurku gdy tego potrzebuję!-Krzyknął na mnie, a ja omal nie oblałam się wrzątkiem z czajnika.
-Robię sobie herbatę.-Powiedziałam najspokojniej jak potrafiłam.
-Nie ma czasu na takie rzeczy.-Warknął.-Masz mi nie znikać z oczu.
-Nie jestem twoim niewolnikiem Will!-Uniosłam się.-Nie przelewaj na mnie swojego zdenerwowania fuzją, którą sam wymyśliłeś! Jeśli to jednak ja Cię tak drażnię to może właśnie powinnam zniknąć Ci z oczu.-Nie powinnam była tego mówić, ale zdenerwowałam się, że na mnie naskoczył. Jego rysy złagodniały. Zmniejszył odległość między nami, złapał mnie za oba policzki i złączył nasze usta. Nie mogłam mu się oprzeć. Oddałam pocałunek. Oderwał się ode mnie i oparł swoje czoło o moje.
-Przepraszam. Nie mogłem znaleźć kontraktu z Johnsonem.
-W porządku.-Powiedziałam cicho.-Wiem, gdzie jest.-Weszłam do jego biura i wygrzebałam odpowiednią teczkę.
-Dziękuję.-Złożył jeszcze jeden delikatny pocałunek na moich ustach.
-Już wracam do swojego biurka.-Moje biurko wciąż było przy stanowisku sekretarki. Na razie żadnej nie mieliśmy, a moje nowe biuro potrzebowało jeszcze posprzątania.
-Przepraszam, Liv.-Widziałam skruchę na jego twarzy.-Zrób sobie herbatę.-Skinęłam głową i opuściłam pomieszczenie. Wypuściłam głośno powietrze. Mieliśmy ciężkie dni za sobą i wciąż przed sobą. Pod koniec dnia udało nam się przeprowadzić kilka rozmów z potencjalnymi kandydatkami.-Co sądzisz?-Zapytał gdy z kilkoma zdążyliśmy już porozmawiać.
-Nie wiem.-Westchnęłam.-Koniec końców to będzie twoja asystentka. Ja byłam po drugiej stronie i wiem, że to co słyszymy tutaj to nie to samo, co słyszy się tam za drzwiami.
-Podziel się doświadczeniami.-Zachęcił mnie.-Będę wiedział na co zwracać uwagę.
-Gdy ja czekałam za tymi drzwiami miałam przyjemność wysłuchać od jednej z kobiet jak to przyjmiesz ją do pracy, później będziesz miał z nią romans, bo to logiczne, że każdy szef ma romans ze swoją asystentką.-Podkreśliłam.-Owinie Cię sobie wokół palca i nazwisko na ścianie będzie jej.-Zamyślił się, ale widziałam rozbawiony uśmiech na jego twarzy.
-Istotnie miałem romans z moją asystentką, a teraz jej nazwisko jest na ścianie.-Ścisnął mnie za udo, a ja trzepnęłam go w ramie starając się odwrócić jego uwagę od rumieńca wpływającego na moją twarz.-Zapanuj nad sobą kochanie, chciałbym zaprosić kolejną kandydatkę.
-Nie żartuj sobie ze mnie.-Ostrzegłam go i rzeczywiście postarałam się okiełznać swoje ciało.-Amanda O'Connor.-Zawołałam, a z jednego z ustawionych krzeseł wstała ładna dziewczyna o ślicznych rudych włosach. Will zadawał jej pytania, a ja notowałam. Gdy udało nam się przebrnąć przez wszystkich oparłam się wygodniej na krześle i odetchnęłam z ulgą.
-Udało nam się skończyć pracę o zaskakującej godzinie.-Rzeczywiście zegar na jego monitorze pokazywał parę minut po 18:00. Rzadko kiedy udawało nam się wyjść tak wcześnie.
-Nikogo nie zapytałeś o to czy ma dzieci, albo partnera.-Ściągnęłam brwi w zamyśleniu.-Ani w tej rekrutacji, ani w poprzedniej.-Uśmiechnął się niewinnie.
-Co chcesz ode mnie usłyszeć Liv?-Nie przestawał się uśmiechać.
-Zmażę Ci ten głupkowaty uśmieszek z twarzy draniu.-Zagroziłam na co tylko się roześmiał.
-Czekam niecierpliwie.-Wciąż się ze mnie nabijał.
-Życzę Ci koszmarnej nocy Williamie.-Wyszłam z jego gabinetu i zaczęłam zbierać swoje rzeczy z biurka.
-Każda noc bez ciebie taka jest.-Opierał się o framugę drzwi i dalej mnie prowokował.
-Byłeś wtedy z Alison.-Słusznie zauważyłam.
-Wiesz, że jej nie kochałem, ani ona mnie. Nie zdradziłbym jej, ale to nie znaczyło, że nie zastanawiałem się nad rozstaniem.-Wiedział, że jego głupi uśmiech doprowadzał mnie do szału.-Jeśli jesteś zdenerwowana to z chęcią pomogę Ci rozładować to napięcie Liv.-W odpowiedzi jedynie pokazałam mu środkowy palec, gdy drzwi windy zaczęły się zasuwać. Wciąż mogłam usłyszeć jego śmiech gdy się zamknęły. Przygryzłam wargę nie wiedząc co mam o tym wszystkim myśleć. Nie byliśmy w stanie wrócić do relacji czysto biznesowej, a ja sama nie byłam pewna czy tego chciałam.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro