265/2021
Rzeczywiście ciężko pracowaliśmy cały tydzień wliczając w to również po kilka godzin w weekend. Byłam zmęczona, dlatego dobrze, że pojechałam z Williamem na lotnisko, bo nie wiem czy bym dotarła do samolotu. Nie skarżyłam się jednak. Will też musiał być zmęczony, ale niestety ta fuzja zrobiła nam bardziej pod górę niż pomogła i musieliśmy sobie z tym poradzić.
-Liv.-Potrząsnął mną lekko. Otworzyłam oczy i zobaczyłam jak kuca przed fotelem, na którym siedziałam.-Zasnęłaś.
-Wybacz.-Zawstydziłam się.
-To nic złego, po prostu wylądowaliśmy.-Skinęłam głową i podniosłam się z miejsca. Po upewnieniu się w lustrze, że sen nie zepsuł mojego wyglądu, byłam gotowa żeby wysiąść. Will wsadził nasze walizki do samochodu, po czym odebrał klucze od jakiegoś mężczyzny.-Dziękuję.-Uśmiechnął się do niego otwierając mi drzwi od strony pasażera.
-Dziękuję.-Odpowiedziałam mu cicho i wsunęłam się do środka. Chwilę później usiadł na miejscu kierowcy i odjechał spod lotniska.-Bez kierowcy?-Spojrzałam na niego z uniesionymi brwiami.
-Znam drogę.-Uśmiechnął się.-Jeśli chcesz to się jeszcze prześpij, bo trochę będziemy jechać.
-Dziękuję, ale mam jeszcze parę rzeczy do zrobienia.-Wyciągnęłam tableta z torebki i zaczęłam szukać potrzebnego mi pliku.
-Mówiłem, że dam Ci odpocząć.-Wyciągnął urządzenie z mojej ręki i schował w swoje drzwi.-Jeśli nie jesteś śpiąca to nic, ale nie musisz pracować. Zasłużyłaś na odpoczynek.
-Może powinnam obserwować drogę. Zapamiętać punkty charakterystyczne gdybyś jednak mnie uprowadził.-Zażartowałam.
-Poszłaś ze mną dobrowolnie.-Uśmiechnął się szeroko, ale jego wzrok skupiony był na drodze. Droga rzeczywiście nie była krótka, ale widoki zapierały dech w piersiach. Liczne pola pokryte były teraz nienaruszoną warstwą śniegu. Podjechaliśmy pod śliczny dom z kamienia na wsi.-Jesteśmy.
-To nie wygląda na hotel.-Spojrzałam na niego podejrzliwie gdy wyciągał walizki z samochodu.
-Bo to nie hotel.
-Więc kto tu mieszka?-Zainteresowałam się.
-Teraz nikt. To mój dom.-Wyjaśnił po chwili.-Widzisz tamte pola?-Pokazał palcem ogromną powierzchnię rozciągającą się obok domu.-To winogrono. Gdy przychodzi sezon jest tu sporo ludzi. Pielęgnują owoce, robią wino, sprzedają je na własną korzyść. W zamian dbają o mój dom.-Otworzył drzwi i przepuścił mnie w wejściu. Dom był spory, ale przytulny.
-Więc jaki jest plan?
-Ty wypoczywasz. Ja idę do sklepu, później jemy obiad, dalej wypoczywasz i wieczorem spotykamy się z Riccim w restauracji.-Poinstruował.
-Nie mogę iść z tobą?
-Możesz.-Uśmiechnął się.-Myślałem jednak o spacerze i nie chcę Cię męczyć.
-Daj spokój.-Machnęłam na niego ręką.-Nie mam 60 lat.-Zaśmiał się i wniósł bagaże na górę.
-Twój pokój.-Otworzył jedne z drzwi.
-Tylko się przebiorę.-Skoro stawiał na razie na odpoczynek to uznałam, że koszula i spodnie od garnituru, w których przyleciałam są zbędne. Założyłam na siebie czarne spodnie skórzane, brązowy sweter i czarne botki za kostkę. Złapałam za swój płaszcz i torebkę i zeszłam na dół.-Co?-Zapytałam widząc jak mi się przygląda.
-Nic.-Pokręcił głową i odwrócił wzrok. Wzruszyłam ramionami i założyłam płaszcz.
-A mój tablet?
-Dostaniesz przed spotkaniem.-Uśmiechnął się przebiegle jakby właśnie zabrał coś małemu dziecku.
-Zamarznie w samochodzie.-Upomniałam go.
-Jest w moim pokoju.-Szłam za nim ulicą i obserwowałam spokojną okolicę. Wszystkie domy były utrzymane w podobnym stylu. Nadawało to ulicy ogromnego uroku.-Zapamiętujesz znaki rozpoznawcze?-Przyglądał mi się z uśmiechem.
-Po prostu jest tu bardzo ładnie.-Wzruszyłam ramionami.-Pewnie w ciepłe miesiące jak wszystko kwitnie jest jeszcze ładniej.
-Bo jest.-Przyznał.-Z przyjemnością Cię tu wtedy zabiorę.-Zastanowiłam się nad jego słowami, ale nie chciałam ich nadinterpretować. Na pewno chodziło o interesy. Wszedł do sklepu i zaczął pakować przeróżne artykuły do koszyka. Chodziłam za nim w ciszy. Sklep był dosyć mały, ale chyba było w nim wszystko czego Will potrzebował. Podziękował kasjerce, która uśmiechała się do niego zalotnie i przesunęła w jego stronę kartkę z numerem telefonu. Przez moment chciałam złapać go za rękę tak żeby to widziała, ale szybko skarciłam się za to w myślach. Zostawił karteczkę na blacie, złapał za torbę z zakupami i wyszliśmy na zewnątrz.
-Czemu jej nie wziąłeś?-Drążyłam.
-Czemu miałbym?-Spojrzał na mnie ze zmarszczonymi brwiami.
-Przydałoby Ci się odstresować.-Wzruszyłam ramionami.-Upuścić trochę testosteronu.
-Martwisz się o mój poziom testosteronu?-Zapytał z głupkowatym uśmiechem.
-Nie.-Zacisnęłam usta w wąską linię. Parsknął śmiechem.-Co?
-Pamiętam jak mówiłaś, że nie jesteś zazdrosna.-Całe szczęście, że moje policzki były już zaróżowione od temperatury.
-Nic się nie zmieniło.
-Oczywiście, że nie.-Powiedział z wyraźną ironią w głosie.-Zrobię obiad.-Powiedział odkładając zakupy na wyspę kuchenna.
-Ty zrobisz obiad?-Spojrzałam na niego z niedowierzaniem.
-Idź się zajmij sobą.-Machnął na mnie ręką.
-Za nic tego nie przegapię.-Rozsiadłam się na krzesełku i oparłam wygodnie. Spojrzał na mnie ostrzegawczo, więc tylko uniosłam ręce w obronnym geście.-Nie wydam z siebie nawet dźwięku.-Obserwowałam jak karmelizował cebulę na maśle i oleju z dodatkiem papryczki chili. Wyglądał jakby wiedział co robi. W między czasie wrzucił makaron do gotującej się wody. Gdy cebula była gotowa zalał ją śmietanką i dosypał soli, pieprzu i czosnku w proszku. Pokroił pietruszkę i wrzucił ją do sosu. Ugotowany makaron dorzucił do patelni i wszystko dokładnie wymieszał. Postawił przede mną kubek z herbatą, a później talerz z jedzeniem.
-Naplułem jak nie patrzyłaś.-Ostrzegł mnie.
-W takim razie na pewno jest pyszne.-Zaczęłam jeść i musiałam przyznać, że naprawdę takie było.-Umiesz gotować.-Bardziej stwierdziłam niż zapytałam.
-Mam wiele talentów.-Puścił mi oczko i wrócił do swojego talerza.
-Skromność jest tylko jednym z nich?-Nie uzyskałam odpowiedzi, ale widziałam, że się uśmiecha.-Gdzie jest twój pokój?-Zapytałam jak gdyby nigdy nic, gdy pakował naczynia do zmywarki.
-Jesteś pracoholikiem.-Usłyszałam w odpowiedzi.
-Może pytałam w innym celu?-Udawałam oburzoną, ale spojrzał na mnie z uniesionymi brwiami.-Jestem oddana swojej pracy, a ty jako mój szef powinieneś to doceniać.
-Doceniam Cię.-Miłe ciepło rozlało się po całym moim ciele na jego słowa.-Co nie zmienia faktu, że nie chcę żebyś się przepracowała. Nie przewracaj na mnie oczami.-Ubiegł mój gest nawet na mnie nie patrząc.
-Nie zamierzałam.-Wstałam z krzesełka i skierowałam się w stronę przestronnego salonu. Usiadłam na niesamowicie wygodnym fotelu i przyglądałam się widokowi za oknem. Na chwilę chyba nawet zasnęłam, bo na dworze zaczynało się ściemniać.
-Zamknęłaś się w sobie?-Usłyszałam za sobą rozbawiony głos.
-Kazałeś mi odpoczywać.
-I jestem niezmiernie szczęśliwy, że mnie posłuchałaś, ale nie ruszyłaś się z tego fotela od trzech godzin.-Odwróciłam się i spojrzałam na niego zaskoczona. Uśmiechnął się tylko leniwie.-Wychodzimy za półtorej godziny.
-Jak powinnam się ubrać?-Widziałam, że coś nie na miejscu przeszło mu przez myśl, ale ugryzł się w język.
-To jedna z lepszych restauracji.-Skinęłam głową i poszłam do swojego pokoju. Wzięłam prysznic, a następnie wysuszyłam włosy i pomogłam im falować się w schludny sposób. Założyłam na siebie obcisłą sukienkę, sięgającą mi za kolano w kolorze butelkowej zieleni. Z tyłu po całej długości ciągnął się suwak, który jednak dało się zasunąć tylko kawałek nad tyłek. Założyłam czarne szpilki i zeszłam na dół.-Mam wrażenie, że uwielbiasz mieć odkryte plecy.-Usłyszałam za sobą.
-Mam wrażenie, że uwielbiasz patrzeć na moje odkryte plecy.-Rzuciłam wyzywająco i sięgnęłam po mój płaszcz spoczywający na wieszaku.-Plecy mam wyżej.-Nie odpowiedział, więc odwróciłam się w jego stronę i zauważyłam jak zawzięcie przygryza wargę, aby ukryć uśmiech cisnący się na jego usta.
-Świetnie wyglądasz.-Pochwalił mnie.
-Wzajemnie. Wiesz co chce Ricci?-Zapytałam go już w drodze do restauracji.
-Nie mam pojęcia, ale jest bardzo niecierpliwy.-Weszliśmy do środka, a kelner zaprowadził nas do stolika, przy którym już siedział Włoch. Podał rękę Willowi, po czym pocałował mnie w policzek.
-Jedyna, która tak długo wytrzymała.-Zaśmiał się na mój widok.-Ile to już minęło?
-Osiem miesięcy.-Przyznałam i usiadłam obok Willa na przeciwko Ricciego.
-Więc co jest tak pilne?-Zaczął bez owijania w bawełnę.
-Wiesz, że Cię szanuję. Pracujemy razem od lat.-Niepokoiło mnie to co mówił.-Doceniam Cię Williamie i jestem lojalny, ale czy inni też są?
-Nie rozumiem.-Ściągnął brwi.
-Dostałem ostatnio telefon z bardzo hojną ofertą. Od samego Richarda Moore'a.-Ciśnienie uderzyło mi do głowy i miałam wrażenie jakbym resztę rozmowy słyszała zza ściany. Do rzeczywistości przyciągnął mnie uścisk, który poczułam na kolanie.-Chciał się dowiedzieć czy jestem skłonny przejść do niego gdy zerwie fuzję. Ja chciałbym się dowiedzieć czy zostaję na tonącym statku.
-Oczywiście, że nie-Powiedział ze spokojem, ale ja znałam go już na tyle dobrze, że wiedziałam, że w środku się gotuje.-Richard jest przebiegły, ale nie ma legalnego sposobu żeby zabrał mi klientów. O nic nie musisz się martwić. Nasza umowa jest ważna, będzie i na pewno nie przyniesie żadnemu z nas strat.
-Trzymam Cię za słowo.-Rzucił ostrzegawczo.
-Pozwól, że nasze spotkanie dzisiaj zakończymy dosyć szybko. Zajmiemy się Richardem.
-Zawsze miło was widzieć.-Gdy tylko wsiedliśmy do auta wyciągnęłam tableta i zaczęłam śledzić grafik.
-Co robisz?-Zapytał nie spuszczając wzroku z drogi.
-Jeśli jutro uda nam się dosyć wcześnie wylecieć to wieczorem damy radę się spotkać z Richardem.-Wyjaśniłam mu moje plany.
-Nie wracamy jutro. Mówiłem Ci, że dam Ci odpocząć i zamierzam to zrobić.-Jego głos był spokojny, ale nie byłam w stanie uwierzyć, że nie wychodził z siebie.
-Nie potrzebuję teraz odpoczynku. Mamy spory problem i odpoczynek nie pomoże go rozwiązać.
-Prowadzenie biznesu to jeden wielki problem, ale to nie znaczy, że mamy się zamęczyć. Richard nie może nic zrobić z naszymi klientami, a tym bardziej nie może zerwać fuzji gdy naszej dwójki nie ma. Za chwilę dojedziemy, usiądziemy zastanowimy się jakie możliwości ma Richard, a później odpoczniemy. Na pewno nie damy się sprowokować i nie wrócimy szybciej do domu.-Gdy tylko dotarliśmy weszłam pośpiesznie do swojego pokoju, założyłam skarpetki, spodenki dresowe i sweter. Spięłam niedbale włosy klamrą i wróciłam do salonu.-Trzymaj.-Podał mi kieliszek wina, który chyba wypiłam trochę za szybko.
-Punkt 15 mówi, że nie wolno wam zabierać klientów.
-Ale co dokładnie mówi punkt 15?-Podkreślił.
-W przypadku zerwania umowy żadna ze stron nie może zabrać ze sobą klienta wcześniej pozyskanego przez drugą stronę.-Wyrecytowałam.
-Czyli starzy klienci zostają, ale co z tymi, którzy przedłużają kontrakt?-Zamyśliłam się.
-Nie kojarzę żadnego zapisu.-To zdecydowanie nie była odpowiedź, której oczekiwał. Odpalił na laptopie kopię umowy, którą podpisał z Richardem i oboje zaczęliśmy dokładnie śledzić ją wzrokiem. Byłam zestresowana. W mojej głowie przewijało się teraz mnóstwo informacji i żadnej nie mogłam uznać za przydatną. Oparł swoje udo o moje i nagle wszystko ucichło. Tak nieznaczący gest, a ja w tamtym momencie miałam wrażenie, że znaczył wszystko.-Will.-Powiedziałam cicho co spowodowało, że odwrócił głowę w moją stronę. Złapałam go za policzki i złączyłam nasze usta. Na początku był zaskoczony, ale oddał pocałunek. Wsunęłam dłonie pod jego koszulkę i chyba zadziałało to na niego jak kubeł zimnej wody.
-Piłaś alkohol.-Stwierdził.
-Nie jestem pijana.-Oburzyłam się lekko.-Jeśli mi nie wierzysz zapytaj o cokolwiek i sprawdź jak trzeźwy jest mój umysł.-Spojrzał na mnie z uniesionymi brwiami i złapał za laptopa.
-265/2021.-Rzucił.
-Umowa o pracę numer 265/2021 zawarta w dniu 10.02.2021 na czas nieokreślony określony między Scott's International, 3096 5th avenue reprezentowaną przez Jasona Wilde'a, zwanym dalej pracodawcą, a Monicą Baker, 2016 142nd Street, zwaną dalej pracownikiem. Punkt pierwszy, strony ustalają następujące warunki zatrudnienia. Podpunkt "a" rodzaj pracy: programista, dbanie o cyberbezpieczeństwo firmy, podpunkt "b" miejsce wykonywania pracy: 3096 5th avenue, podpunkt "c" wymiar czasu pracy: system pracy ośmiogodzinny 22:00-6:00, podpunkt "d" wynagrodzenie: pięć tysięcy dwieście dolarów, słownie chyba nie muszę powtarzać. Punkt drugi, dniem rozpoczęcia pracy jest 15.02.2021r. Podpis pracownika, podpis pracodawcy. Jeśli nie masz dalszych pytań to pozwolę sobie odejść.-Podniosłam się z miejsca i chciałam zaszyć się wraz ze wstydem w pokoju, ale złapał mnie za rękę i przyciągnął mocno przez co opadłam prosto na jego kolana.
-Bardzo chciałbym się z tobą przespać, ale chcę żebyś bardzo dobrze przemyślała tą sytuację i niczego później nie żałowała.
-265.-Powiedziałam cicho sama do siebie.-26.5.-Tym razem powiedziałam trochę pewniej.-Nie zerwie fuzji. Spróbuje przegłosować stanowisko partnera zarządzającego i sprawdza czy nie straci przez to klientów.
-Twój umysł jest wspaniały.-Odetchnął z ulgą.
-Dziękuję.-Zawstydziłam się lekko.
-To ja dziękuję.-Pocałował mnie w czoło i zaczął sobie umawiać spotkania ze swoimi partnerami.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro