Ślub tutaj będzie wspaniały
Dwa lata później
-Rzeczywiście latem jest tu jeszcze piękniej.-Zachwycałam się widokiem za szybą samochodu, gdy jechaliśmy do domu Williama we Francji.
-Cieszę się, że Ci się podoba.-Potarł dłonią moje udo drugą wciąż trzymając na kierownicy.
-A wy jak tam?-Odwróciłam się w stronę Michaela i Rose.-Zestresowani?
-Absolutnie nie.-Mike odpowiedział i pocałował Rose w wierzch jej dłoni. Postanowili się pobrać, a Will był niesamowicie zaszczycony gdy zapytali czy mogą to zrobić tu. Znali to miejsce z naszych zdjęć jednak jak do tej pory nie udało nam się tu wybrać poza jesienią i zimą. Dojechaliśmy do domu i od razu pobiegłam na taras przyjrzeć się polom winogron, które graniczyły z polami lawendy. Silne ramiona owinęły mnie w pasie, a chwilę później czuły pocałunek spoczął na moim ramieniu.
-Niesamowite.-Wyszeptałam.-Mam nadzieję, że Elijah to namaluje. Ślub tutaj będzie wspaniały.
-Ty będziesz mieć taki ślub jaki sobie wymarzysz.-Przygryzł płatek mojego ucha. Odwróciłam się do niego przodem i lustrowałam jego twarz.
-Czemu o tym mówisz?-Spojrzałam na niego podejrzliwie i przygryzłam wargę żeby się nie uśmiechnąć.
-Czasem gdy na ciebie patrzę widzę moją żonę.-Wzruszył ramionami i uśmiechnął się leniwie. Złączyłam nasze usta w krótkim pocałunku i skierowałam się na górę.
-Biorę prysznic i później idziemy do sklepu.-Poinstruowałam go w naszej sypialni.
-To propozycja?-Spojrzał na mnie łobuzersko.
-Tak, proponuję Ci spacer do sklepu.-Zniknęłam mu z oczu w naszej prywatnej łazience. Zmyłam makijaż, rozebrałam się i odkręciłam wodę. Wychyliłam się zza framugi, której wciąż się przyglądał.-Chodź.-Uśmiechnął się i bez chwili zawahania dołączył do mnie w łazience. Stanął za mną pod prysznicem, a jego ręce od razu zaczęły błądzić po moim ciele.-Naprawdę miałam na myśli prysznic.-Odwróciłam się do niego przodem.
-To nic.-Złączył nasze usta, uniósł mnie za pośladki i przyparł do ściany. Owinęłam nogi wokół jego tali, a moje dłonie spoczęły na jego policzkach.-Kocham Cię.-Wyszeptał i wszedł we mnie zwinnym ruchem. W odpowiedzi usłyszał tylko mój cichy jęk. Starałam się być jak najciszej, ale doprowadzał mnie do szaleństwa. Wyprężyłam się, a chwilę później moja głowa opadła w zagłębienie jego szyi. Kilka pchnięć później poczułam jak sam dochodzi we mnie. Wysunął się ze mnie i odstawił mnie na ziemię.
-Kocham Cię.-Odpowiedziałam mu. Pocałował mnie w czoło i dopiero teraz udało nam się zmyć ślady podróży. Nałożyłam delikatny makijaż, białe krótkie spodenki i beżową bluzkę na ramiączkach. Moim włosom pozwoliłam wyschnąć samoistnie dzięki temperaturze na dworze. Wsunęłam stopy w czarne sandałki i zabrałam okulary przeciwsłoneczne.-Możemy iść.-Spacerowaliśmy do sklepu, a ja nie mogłam napatrzeć się jak piękne i żywe to miasteczko było latem. Dzieci gromadziły się przed lodziarnią, sklepy wystawiały swoje towary na chodnik. Przede wszystkim nikt się nigdzie nie śpieszył. Gdy wróciliśmy usiadłam na stołku przy wyspie i obserwowałam jak Will robi lasagne. Podkradłam mu butelkę wina, której używał do sosu i wyciągnęłam sobie kieliszek z szafki. Wlałam sobie trochę i szybko się zorientował, że czegoś mu brakuje.
-Oddawaj.-Zabrał mi butelkę.
-Masz tu tyle wina, że możesz sobie wziąć drugą.-Upomniałam go.
-Wolałbym Cię mieć dzisiaj trzeźwą.-Odwrócił się do mnie tyłem i dalej kombinował przy sosie.
-A to z jakiego powodu?-Drążyłam.
-Wiesz gdyby coś poszło nie tak w związku z weselem, albo Rose zaczęła panikować.-Wzruszył ramionami.
-Tak, Will ma racje.-Wtrąciła się szybko kobieta wchodząca właśnie do kuchni.-Bardzo docenię.-Zabrała mi kieliszek i odstawiła na blat.-W zamian oferuję Ci sok na tarasie.
-Zgoda.-Zgarnęłam szklanki, a Rose karton z sokiem z lodówki.-Uważaj na siebie.
-Zawsze.-Pocałował mnie w policzek i wrócił do gotowania.
-Układa wam się.-Stwierdziła siadając w fotelu.-Jesteś szczęśliwa?
-Jak nigdy wcześniej.-Uśmiechnęłam się.
-Myślisz, że to już na zawsze?
-Mam nadzieję.-Przyznałam.-Czemu pytasz? Czy ty masz jakieś wątpliwości?
-Nie.-Zaśmiała się.-Po prostu cały ten nastrój wesela sprawia, że człowiek się zastanawia, więc byłam ciekawa jakie przemyślenia masz ty.
-William sprawia, że jestem szczęśliwa i sam w sobie jest dla mnie jak terapia. Nie mam ku niemu żadnych wątpliwości.-Powiedziałam zgodnie z prawdą.
-Cieszę się.-Uśmiechnęła się i wbiła wzrok w pola.-Kiedy przyjedzie Elijah?
-Z samego rana.-Wszyscy goście zatrzymywali się w pobliskim hotelu. W tym domu byliśmy tylko my i miał do nas dołączyć jeszcze mój młodszy brat. Obiad smakował wspaniale, jak z resztą zawsze gdy gotował Will. W środku i na zewnątrz kręciło się już mnóstwo ludzi szykujących jutrzejszą uroczystość. Cieszyłam się, że mimo wszystko Mike i Rose zdecydowali się to zorganizować w bliskim gronie. Rodzina i kilkoro znajomych. Spęd jaki widujemy na balach był nikomu niepotrzebny.
-Potrzebuję się czymś zająć.-Zaczepiła mnie Rose.-Wolę zaczekać na efekty niż patrzeć jak to wszystko robią.-Wyjaśniła.-Mogę Cię umalować i uczesać? Wiesz tak jak za dzieciaka bawiłaś się w pokaz mody.
-Wychowałam się z bratem.-Zaśmiałam się.-Ale w porządku. Jeśli tylko Ci to pomoże.-Zaciągnęła mnie do ich sypialni i zaczęła nakładać mnóstwo przeróżnych produktów na moją twarz.
-Ale zniewalająco wyglądasz, uśmiechnij się do kamery.-Mike, który leżał na łóżku nabijał się ze mnie. Pokazałam mu środkowy palec, a on głośno wciągnął powietrze.-Trochę kultury, zamierzam to później pokazać twoim dzieciom.
-Nie mam dzieci.-Przypomniałam mu.
-Kiedyś będziesz miała i gdy będą bawić się z moimi i będą niegrzeczne to będę to pokazywał jako dowód po kim to mają.
-Ciekawe w takim razie czy twoje dzieci będą grzeczne.-Odgryzłam się.
-Zaczekaj tu.-Klasnęła w dłonie i wybiegła z pokoju.
-Naprawdę wyglądasz świetnie.-Uśmiechnął się do mnie.
-Wszyscy jesteście dzisiaj dziwni.-Skrzywiłam się i spojrzałam w lustro. Rzeczywiście Rose się postarała. Na oczy nałożyła mi złoty cień, który delikatnie podkreśliła jasnym brązem. Policzki świetnie mi wykonturowała, a na usta nałożyła lekko brązowawo-różową szminkę. Włosy upięła mi z tyłu w koczka wypuszczając dwa pasma włosów z przodu. Wpadła z powrotem do sypialni z różową sukienką i moimi czarnymi sandałkami.-Skąd ją masz.-Zapytałam widząc tą sukienkę pierwszy raz na oczy.
-Była w szafie.-Wzruszyła ramionami.-Zakładaj.-Sukienka miała trójkątny dekolt sięgający mi do mostka. Rękawy wykonane były z cienkiej warstwy różowego tiulu i tym też była pokryta cała reszta sukienki. W pasie przewiązany był jedwabny pasek. Sukienka sięgała mi mniej więcej do połowy łydki.-Jeszcze buty.
-Mogłaś mnie tak jutro naszykować.-Zaśmiałam się.
-Na jutro mam inny pomysł.-Machnęła na mnie ręką. Złapała za mój palec wskazujący i zsunęła z niego pierścionek mojej babci. Nim zdążyłam zapytać zdjęła z moich rąk resztę biżuterii, zostawiając tylko bransoletkę, którą kiedyś dostałam od Williama na święta. Dosłownie wypchnęła mnie za drzwi nim zdążyłam się odezwać. Will stał oparty o framugę drzwi do naszej sypialni. Ubrany był w czarne spodnie od garnituru i tego samego koloru koszulę, której kilka górnych guzików pozostawił rozpiętych.
-Czy pójdziesz ze mną na spacer?-Ruszył w moją stronę i wyciągnął do mnie rękę.
-Oczywiście.-Splotłam nasze palce i wyszłam z nim na zewnątrz. Spacerowaliśmy chodnikiem wyłożonym między polami lawendy, a winogrona. Słońce powoli zaczynało zachodzić dodając jeszcze większego uroku scenerii.
-Liv.-Przyciągnął moją uwagę do siebie.
-Tak?
-Chciałbym żebyś wiedziała, że każdego dnia jestem wdzięczny, że Cię poznałem.-Zatrzymałam się i przyjrzałam dokładnie jego twarzy.
-Wszystko w porządku? Jesteś blady.
-Tak kochanie, wszystko jest w jak najlepszym porządku.-Złapał mnie za obie dłonie.-Chciałbym żebyś wiedziała, że to dla mnie ogromny zaszczyt być z tobą. Jesteś niesamowitą kobietą i jestem dumny, że Cię mam. Kocham Cię całym sercem i już zawsze będę.-Uklęknął przede mną, a ja pozwoliłam pierwszej łzie wypłynąć z moich oczu.-Wybacz, że robię to tak blisko ślubu Michaela, ale nie chcę czekać kolejnego roku. Zawsze chciałaś tu przyjechać w lato, a ja chciałem to zrobić w takich okolicznościach.
-Jeśli zaraz nie zapytasz to mogę nie być w stanie Ci odpowiedzieć.-Zaczęłam nerwowo ruszać nogami odganiając łzy.
-Wyjdziesz za mnie Liv?
-Oczywiście, że tak.-Kucnęłam obok niego i mocno go przytuliłam. Łzy płynęły ciurkiem po moich policzkach, a ja byłam najszczęśliwsza na świecie. Odsunęłam się od niego i złączyłam nasze usta. Wytarł moje policzki i wsunął prześliczny pierścionek na mój palec serdeczny.
-Pierścionek twojej babci będzie musiał zaczekać na następne pokolenie.-Uśmiechnął się do mnie szeroko.
-Mike i Rose wiedzieli.-Bardziej stwierdziłam niż zapytałam.
-Spójrz.-Pokazał mi palcem jeden rząd winogron. Zanim stała ukryta Rose z aparatem, a zza niej przyglądał się Mike. Parsknęłam śmiechem na ten widok.
-Kto jeszcze wiedział?
-Mia, Moi rodzice, doktor López...-Roześmiałam się i przerwałam mu.
-Poszedłeś do mojego terapeuty żeby się upewnić?
-Nic mi nie chciał i tak powiedzieć.-Uśmiechnął się i wzruszył ramionami.-Ale po jego minie wywnioskowałem, że to dobry moment. Elijah też wiedział. Uznałem, że kogo innego lepiej zapytać o twoją rękę niż twoich braci.
-Dobry wybór.-Przyznałam. Doszliśmy do pozostałej dwójki i dopiero zauważyłam, że jest ich trójka.-Miałeś być dopiero rano.-Przytuliłam Elijah.
-W życiu bym tego nie przegapił.-Uśmiechnął się szeroko.
-Olivia chciałaby taki obraz w naszym domu.-Will podał mu rękę i pokazał na pole za nami.
-To będzie dla mnie przyjemność.-Cały ranek był zabiegany. Nawet nie wiem kiedy zleciał i teraz stałam przed domem wyglądając podobnie jak wczoraj z tym, że moja sukienka była teraz prosta, na cienkich ramiączkach, sięgała mi lekko za kolano i miała kolor butelkowej zieleni. Na nogach miałam srebrne sandałki na szpilce. Witałam wszystkich gości i kierowałam ich do ogrodu.
-Olivia.-Stanęli przede mną moi dziadkowie.
-Uroczystość w ogrodzie, trzeba przejść tędy.-Pokazałam im ścieżkę.
-Też powinnaś wyjść za mąż. Patrick wciąż szuka żony.-Upomniała mnie.-Młodsza nie będziesz.
-Więc to dobrze, że niedługo zacznie planować swój ślub.-Will owinął swoje ramie wokół mojej tali.
-Wszystko jest już od dwóch lat zaplanowane.-Uśmiechnęłam się do niego.
-Nie wątpię.-Odwzajemnił mój gest i krótko mnie pocałował.-Rose Cię potrzebuje na górze. Zastąpię Cię tutaj.
-Dobrze wyglądam?-Zapytała mnie gdy weszłam do jej sypialni.
-Jesteś najpiękniejszą panną młodą na świecie.-Zapewniłam ją.-Mike padnie jak Cię zobaczy.
-Dziękuję.
-Jeśli jesteś gotowa to możemy schodzić.-Uśmiechnęłam się do niej widząc przez okno, że wszyscy już są. Pomogłam jej z sukienką na schodach i przed wejściem do ogrodu oddałam ją w ręce jej ojca. Złapałam dłoń Williama i poszłam z nim na nasze miejsca. Uroczystość była piękna, a wesele jeszcze lepsze.
-Zaszczycisz mnie tańcem?-Wyszeptał mi do ucha.
-Zawsze.-Uśmiechnęłam się i przyjęłam jego dłoń.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro