Zatrute Wody
Znałem cię od zawsze.
Odkąd pierwszy raz wzięłaś oddech tymi swoimi słabymi, ludzkimi płucami, a z gardła wydobył się krzyk oznajmiający twoją obecność.
Nie śledziłem, jak z niemowlęcia zamieniasz się w nastolatkę. Miałem do upilnowania zbyt wiele istot podobnych tobie, aby przejmować się czymś tak pospolitym, jak zwyczajna rudowłosa dziewczyna. A jednak znałem cię na wylot, każde twoje marzenie i wszystkie pragnienia. Szczególnie te ostatnie.
W noc, kiedy postanowiłaś wybrać się na plażę, aby wspólnie z przyjaciółmi świętować rozpoczęcie tego, co na ziemi nazywacie wakacjami, nie miałaś pojęcia, że widzisz ich ostatni raz.
Że czarnowłosa dziewczyna dosypie ci czegoś do piwa, którego nie powinnaś była pić.
Zupełnie nieświadoma tego, że należała do grupy innowierców, pozwoliłaś się odurzyć, aby złożono cię w ofierze.
Zaufałaś jej swoim naiwnym sercem, że odprowadzi cię do domu. W końcu znałaś ją od dawna.
Byłaś zbyt słaba, żeby walczyć, gdy zamiast wzdłuż ścieżki, prowadziła cię wgłąb niewielkiego zalesienia. Ciągnęła cię za ręce ciemnymi, podziemnymi korytarzami, bo nie miała wystarczająco dużo siły, aby nieść w ramionach twój ciężar.
Gdy odzyskałaś świadomość, było już za późno. W bladoniebieskim blasku bijącym z lamp znajdujących się nad pojemnikami, w których dryfowały różnorakie rośliny, oddawałaś ostatnie tchnienie.
Krzyczałaś, lecz nikt nie zwracał na to uwagi. Nawet cię nie zakneblowali, tak przekonani o swojej nieuchwytności i sile.
Twoja zazwyczaj rumiana twarz, wyraźnie pobladła ze strachu, przez co rozsypane wszędzie piegi były jeszcze bardziej widoczne.
Przekrwione oczy nie panowały nad wylewającymi się łzami. Zaciskałaś mocno powieki, gdy dwusiecznym ostrzem wycinali na twojej gładkiej skórze wzór swoich fałszywych bóstw.
Spirale otoczoną księżycami w każdej fazie, które wraz z niewielkimi kropkami tworzyły idealny okrąg.
Symbol zakończony był mistetnie zaplataną strzałą skierowaną w twoje łono.
Krew kontrastowała z bladą skórą, a oni powtarzali inkantacje. W cokolwiek wierzyli, ich bóstwo się nie pojawiło.
Nie byłaś ich pierwszą, ani ostatnią ofiarą.
Miałem zamiar zbagatelizować twoją śmierć, tak jak robiłem to z poprzednimi i następnymi. Kiedy jednak w myślach błagałaś mnie nie o pomoc, a o szansę na zemstę, zainterweniowałem.
Byłem ciekaw, jak użyjesz mocy, którymi cię obdarzę.
Zaprowadziłem twoją duszę do Nawii i pozwoliłem zaczerpnąć siły z osi świata. Jego korzenie pulsowały przy waszym połączeniu. Szybko zaadaptowałaś potęgę mistycznego tworu. Nigdy nie byłaś zwyczajną rusałką. Stworzyłem cię na coś mroczniejszego i bardziej bezwzględnego.
Z zaciekawieniem obserwowałem, jak polowałaś na swoich oprawców.
Ich truchła po kolei lądowały i gniły na dnie Gopła i swoimi nic nieznaczącymi resztkami zatruwały tamtejsze wody.
Czułem strach twoich ofiar, kiedy uświadamiali sobie, że niedługo przestaną istnieć. Modlili się do swoich fałszywych bogów o łaskę. Ci, jak zwykle, pozostawali niewzruszeni.
Czarnowłosą zostawiłaś sobie na koniec.
Początkowo zaczaiłaś się między starym drewnianym molo a gęsto posadzoną trzciną. Brodziłaś gołymi stopami w wodzie i obserwowałaś powiększające się okręgi, zaburzające idealną taflę jeziora.
Wsłuchiwałaś się w szum wiatru i odległe śmiechy. Na pewno czułaś zapach młodych, jurnych ciał, alkoholu i aromatu palonego drewna.
Nie miałem fizycznej postaci, a jednak byłem pewien, że wyczuwałaś moją obecność. Zastanawiałem się, czy utknęłaś w którymś ze swoich wspomnień z poprzedniego życia, bo przez długi czas trwałaś na błotnistym brzegu bez ruchu.
Zew krwi i potrzeba zemsty jednak nie dały się stłamsić. Wkroczyłaś między drzewa i czujnie śledziłaś każdy ruch swojej ofiary, a potem obserwowałaś ją z wody. Byłaś drapieżna i bezwzględna. Kilka razy widziałem, jak niemal traciłaś nad sobą kontrolę. Byłaś taka niepozorna w tej swojej ludzko wyglądającej postaci, ale ja wiedziałem, co kryje się pod spodem i wręcz nie mogłem się doczekać, aż wypuścisz krwiożerczą bestię na zewnątrz. Uwielbiałem ten rodzaj tragicznego przedstawienia, jakie mi fundowałaś.
Zaczaiłaś się na czarnowłosą, która była zbyt pochłonięta zaciąganiem kolejnej ofiary, aby wyczuć zagrożenie. Śledzace każdy jej ruch oczy, pozbawione powiek i tęczówek, świeciły w ciemności, jak dwie gwiazdy na tle nocnego nieba.
Broniła się, gdy w końcu ją zaatakowałaś. Jej ciemne źrenice błyszczały strachem i niedowierzaniem. Nie potrafiła pojąć, jak takie drobne ciało, z łatwością ją obezwładniło.
Wśród nocnej ciszy chrzęst pękających kości rozniósł się echem, gdy połamałaś jej stawy nad stopami.
Wbijała paznokcie w glebę i w panice próbowała złapać się wystających po drodze korzeni, ale byłaś dla niej zbyt silna.
Niestrudzenie parłaś do przodu. Trzymając czarnowłosą za nogi, ciągnęłaś ją do brzegu Gopła. Tego samego, nad którym jeszcze niedawno biesiadowała.
Stary most zaskrzypiał pod waszym ciężarem. Próbowała uciekać, gdy tylko ją puściłaś.
Zaśmiałem się na widok jej żałosnego czołgania.
Wzdrygnęłaś się, bo czułaś, że wciąż jestem blisko, ale nie poprosiłaś o pomoc. Chyba nigdy nie miałaś tego w zwyczaju. A ja pozwoliłem tobie samodzielnie dopełnić zemsty.
Przywiązałaś ją do wystających belek przy użyciu cieni, które ci podarowałem.
Zanurzyłaś się w wodzie i pokazałaś jej potwora, którego stworzyła. Pokrytego łuskami, posiadającego ostre szpony i jeszcze ostrzejsze zębiska. Twoje włosy o barwie wodorostów dryfowały po powierzchni jeziora, tworząc zgniłozieloną aureole wokół głowy.
Wygladałaś jak diabelny zwiastun nieuchronnej, brutalnej śmierci. W niczym nie przypominałaś tej bezradnej, rudowłosej dziewczyny, która została poświęcona w imię nieistniejących bóstw.
To była twoja najpiękniejsza forma.
Jednym, zdecydowanym ruchem rozprułaś brzuch innowierczyni. Krew zabarwiła jezioro, wnętrzności wylały się z bezwładnego ciała. Życie uciekło z niej szybko, a ty stałaś i napawałaś się efektami swojej zemsty.
Cienie zniknęły, a ciało czarnowłosej z pluskiem wpadło do jeziora.
Sądziłem, że to koniec.
Wtedy wyszłaś na brzeg i skierowałaś się do ich kryjówki. Szłaś pewnie, świadoma, że jej towarzysze czekają na nową ofiarę.
Obejrzałaś się przez ramię, czekając aż do ciebie dołączę. I choć to ty byłaś moją sługą, to w tamtej chwili, ja kroczyłem za tobą.
Zanim zdążyłem przemierzyć labirynt korytarzy, usłyszałem agonalne krzyki. Byłaś szybsza ode mnie. W środku błękitne światło lamp kontrastowało z czerwienią posoki, barwiącą podłoże.
A potem zapadła cisza. Wyglądałaś pięknie pokryta krwią wrogów.
Podałaś mi ich księgę. Z tym samym symbolem, który wyryli na twoim ludzkim ciele. Nie przyjąłem jej. Kazałem ci rozpalić ogień.
To był mój kolejny prezent dla ciebie.
Twój szaleńczy śmiech odbijał się od betonowych ścian, gdy rwałaś kolejne kartki i wrzucałaś do płomieni.
Nie zostaliśmy, aby obserwować zmieniające się w popiół pomieszczenie, które bardziej przypominało laboratorium niż miejsce poświęcone bóstwom.
W drodze do Nawii zatrzymał nas widok leżącej na brzegu postaci. Miała kruczoczarne włosy i białą sukienkę, a twarz zwróconą ku ziemi.
Z nieba zaczął padać deszcz. Nie wiedziałem, czy był zimny, czy ciepły. Nie miałem przecież ciała.
Stanęliśmy ramię w ramię i zapytałem cię, jak miała na imię. Odparłaś, że Natalia.
Chwyciłaś w garść splątane kosmyki i zaciągnęłaś na dno jeziora.
Od tego czasu nie pojawiłaś się w krainie umarłych, a ja cię nie szukałem. Wiedziałem, gdzie jesteś i że gdy przyjdzie odpowiedni moment, wrócisz do swojego pana.
Już nigdy więcej nie stworzyłem istoty podobnej tobie. Byłaś jedyna w swoim rodzaju i być może dlatego tak często wracałem myślami do tamtej nocy. Byłaś moim najpiękniejszym tworem.
Twoje czyny stały się zalążkiem kolejnej z wielu legend o krwiożerczej bestii polującej na niewinnych ludzi, choć prawda była taka, że twoi oprawcy mieli duszę splamioną złem,ale tego nikt nigdy się nie dowie. Ludzie nigdy nie odkryją, że zło, które wypełzło z czeluści Nawii, jest tą samą istotą, która uratowała wiele nieświadomych niczego istnień.
Mówią, że krew twoich ofiar, po dziś dzień zatruwa spokojne wody Gopła, a ja czuję, że wciąż czekasz, aż pojawi się kolejny wyznawca. Wtedy wrócisz i przyprowadzisz mi jego duszę.
Moja ty przepiękna rusałko.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro