Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 2.3

Siedzę już trzeci dzień u Agnieszki. Przyjaciółka odwołała wszystkie klientki w salonie piękności i haruje jako moja osobista lekarka od duszy. Ma co robić, bo moja dusza stoi po kolana w bagnie. Nie tonie cała tylko dzięki sercu, które podłożyła sobie pod nogi, żeby się zbytnio nie uwalać brudem. Tak więc Aga bardzo stara się włożyć mi do głowy wysokie, różowe kalosze dla duszy i siatkę na motyle, żeby wyłowić serce z dna. Póki co skutek jest taki, że mam stertę nowych ciuchów, zrobione paznokcie sztuk dwadzieścia, nową fryzurę, a do tego jestem wydepilowana i upiększona każdym możliwym zabiegiem, jaki da się wykonać w domu.

Szkoda tylko, że facet, który miałby to docenić, okazał się największym kapuścianym głąbem świata!

Konrad nie przyjechał.

A chcę, żeby się pojawił?

Może marzy mi się scena jak z romansu, gdzie główny bohater staje w drzwiach z ogromnym bukietem kwiatów i pada na kolana, przepraszając ze łzami w oczach, po czym deklaruje dozgonną miłość, a wszyscy żyją długo i szczęśliwie - przynajmniej, póki świeci się czerwone światełko w kamerze. Jest też możliwość, że chcę mieć po raz kolejny satysfakcję z trzaśnięcia mu drzwiami przed nosem. Albo potrzebuję okazji do trzaśnięcia go w twarz, żebym mogła odreagować. Cokolwiek.

Chociaż po wiadomości, jaką od niego dostałam, skłaniam się coraz bardziej do tej ostatniej opcji.

„Ido, w piątek jest gala charytatywna, na którą mieliśmy pójść razem. Przyjdź, proszę. Musimy porozmawiać. Będziesz na liście gości".

Aga musi zaryglować przede mną drzwi wejściowe, żebym nie poszła do sklepu po duże pudełko lodów. Mówi, że żaden dupek nie jest wart dwóch podbródków. Nie wierzy, że w moim wnętrzu pali się piekielny ogień zdradzonej kobiety, który strawi wszystko wokół, a nie tylko jakąś marną porcję lodów!

Rozsadzająca mnie adrenalina wspiera kreatywność, więc w głowie kiełkuje mi pewien plan. Trochę szatański, trochę szalony, ale skoro na niego wpadłam, to nie ma odwrotu - muszę go zrealizować. Dzielę się nim z przyjaciółką, bo musi zostać moim wspólnikiem.

- Nie wiedziałam, że masz to w sobie! Będę cię wspierać, jak tylko potrafię. - Zatarcie rąk przez Agę utwierdza mnie w przekonaniu, że plan zasługuje na realizację.

W efekcie stoję przy recepcji w apartamentowcu Konrada i oceniam, jakie są szanse, że mieszkanie jest puste. O tej porze Konrad i Tomek powinni być na rehabilitacji. Dzisiaj wtorek, więc Lucyna nie przyjdzie. Teren powinien być czysty. Idę do windy i staram się nie przemykać od cienia do cienia jak jakiś włamywacz, chociaż tak właśnie się czuję. Przed ochroną stojącą całą dobę na korytarzu idę z podniesioną głową.

Ja? Przecież tu mieszkam.

Pewnie doniosą Tomkowi, że się pojawiłam, chociaż to bez znaczenia. Trochę obawiam się, że Konrad kazał zmienić kod, ale kiedy przykładam swoją czarną kartę magnetyczną, skanuję odcisk palca i wprowadzam sekwencję liczb, drzwi klikają i wpuszczają mnie do środka. Jest dziwnie i nieswojo, gdy rozglądam się dookoła. Z jednej strony minęło dopiero parę dni, ale w mojej głowie ten czas ciągnął się jak miesiące.

Jak miesiące bezcelowego użalania się nad sobą, swoją głupotą i krzywdą. Teraz jest czas na działanie.

- Miau! - rozlega się pod moimi stopami.

- Cześć, kocie! - Głaszczę Pankracego za uchem, tak jak lubi. - Też za tobą tęskniłam, ale wiem, że chłopaki nie dadzą ci umrzeć z głodu. Aga nie lubi kotów, więc nie mogę cię zabrać ze sobą, przepraszam. Zresztą myślę, że bardziej byś tęsknił za Konradem niż za mną, co?

Nadal nawijając, biorę go na ręce i idę do swojego pokoju, w którym zastaję wszystko tak, jak to zostawiłam. Nawet wisior z ważką leży na łóżku nieruszony.

Konrad chyba nie zrozumiał przesłania.

Chowam ważkę do torebki. Wyciągam z szafy czarną sukienkę i małą torebkę z łańcuszkiem. W sumie tyle, po to przyszłam. Na zakupach z Agą kupiłam pasujące buty i bieliznę, więc rekwizyty do przedstawienia mam w komplecie.

Etap pierwszy planu zakończony.

Już w holu nie umiem się powstrzymać i wracam pod pokój Konrada. Biję się chwilę z myślami, ale nie potrafię zwalczyć chęci, żeby zobaczyć, co za nimi znajdę. Uchylam drzwi i zaglądam ukradkiem, jakbym spodziewała się, że zastanę Konrada nago. Pokój jest pusty. Wszędzie panuje porządek - oba nasze biurka są uprzątnięte, laptopy zamknięte, a łóżko zaścielone szarą narzutą. Zaciągam się głęboko, bo wnętrze pachnie Konradem. Mimowolnie na moich ustach pojawia się uśmiech, bo sam zapach budzi we mnie gamę uczuć, a moje ciało ma własne skojarzenia.

Skup się, Ida. To na tym łóżku zabawiał się z inną!

Odkąd zobaczyłam tę piękną kobietę wychodzącą nad ranem z pokoju Konrada, zbyt często używam słowa „zdrada". Nie podoba mi się ono. Nawet samo brzmienie jest odpychające, a co dopiero znaczenie. Nie jest to wprawdzie tak łatwe jak zmiana płyty w odtwarzaczu, ale postanawiam zmienić repertuar i zamiast na zdradzie skupić się na zemście. Gorącej, wrzącej od furii i poniżenia.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro