Uderz mnie
Nagle..
do pokoju wkroczyła Lisa,a raczej diabeł wcielony.
-Zostaw go!-krzyknęła i szybkim krokiem podeszła do dziecka biorąc go na ręce.
Ja odruchowo odskoczyłam od łóżeczka i stałam wpatrując sie w chłopczyka na jej rękach,wtulonego w jej pierś.Łzy nadal spływały mu po małej gładziutkiej twarzyczce.
Próbowałam zdać sobie sprawę z tego co się przed chwilą wydarzyło.
Kompletnie nie rozumiałam jej zachowania,chciałam dobrze,a wyszło jak zwykle.
-Kto w ogóle pozwolił Ci brać go na ręce?!-kontynuowała lisa,mierząc mnie pogardliwie wzrokiem.
-Ja po prostu słyszałam jak płakał,chciałam sprawdzić co się stało ..to wszystko,nie chciałam mu nic..-nie dokończyłam,bo ona mi przerwała.
-Nie obchodzi mnie co ty chciałaś,a czego nie.-wtrąciła.
Jej oczy napełniony były złością.Zauważyłam,jak ręce zaczynają drżeć ręce,a jej blada cera nabiera buraczkowego koloru.
Psychiczna jakaś.
-Jeszcze raz tkniesz któreś z moich dzieci,to gorzko tego pożałujesz..i wiesz mi ja nie puszczam słów na wiatr..będziesz tego żałować.-dodała i pchnęła mnie na drzwi pokoju chłopca.
Kiedy to zrobiła...mocno mnie wkurzyła.
Nienawidzę,kiedy ktoś traktuję mnie w taki sposób.Nienawidzę.
Wybuchłam..
Podeszłam do kobiety i powiedziałam nastawiając jej pięść nad twarzą:
-Jeszcze raz mnie tkniesz,a twój śliczny wypudrowany nosek spotka się z moją ciężką pięścią zostawiając na nim słodkie pozdrowienia.
Powiedziałam to..
Może nie powinnam?
Boże co ja robię.
-Uderz mnie ..uderz,a będę miała pierwszy argument do tego,aby Michael już nigdy nie wpuścił Cię do tego domu mała szmato-powiedziała patrząc mi głęboko w oczy,jednocześnie pokazując swoje śnieżno białe zęby.
Dziewczyny?-zawołał Mike wbiegając po schodach na górę.
Kiedy Lisa usłyszała mężczyznę ..chwyciła mnie za rękę i mocno ścisnęła,następnie zbliżyła swoje umalowane czerwoną szminką usta do mojego ucha mówiąc:
-jeśli piśniesz chociaż słówko Mikowi..będzie po Tobie,widzę każdy Twój ruch i nie drażnij się ze mną bo i tak nie wygrasz.
Gwałtownie wyrwałam z jej dłoni swoją rękę i popatrzałam na nią z nienawiścią.
Naprawdę miałam jej już dość.
-Nie bądz tego taka pewna-dodałam.
Nie mam pojęcia za co tak bardzo mnie nienawidziła i dlaczego akurat ja..
W ostatnim momencie przyszedł Mike.
-coś się stało?-zapytał.-wydaje mi się,że coś słyszałem-dodał spoglądając raz na mnie raz na żonę swoimi pieknymi ciemnymi,jak gorzka czekolada oczami.
-Nie kochanie to zwykłe ,,małe'' nieporozumienie,już wszystko w porządku.-powiedziała.-prawda malutki?-dodała i ucałowała małego w czółko zostawiając na nim ślad szminki.
Kochanie..
Wszystko w porządku..
Zwykłe nieporozumienie..
DIABLICA..
i do tego jeszcze kłamie ..
Miałam ochotę wyrwać jej te ulizane kłaki z jej niezle zrytej główki.
Ale nie..
Jeszcze nie teraz..jeszcze będzie tyle okazji,aby to zrobić ..
Czuję to..
Seli?-zapytał Mike mając nadzieję,że dowie się ode mnie czegoś więcej.
Michael nie jest głupi od razu wiedział,że jednak coś jest nie tak.
-Tak..jest okay -odparłam.
Za dużo emocji..
Chcę wyjść.Teraz.
Odsunęłam lewy rękaw mojej bluzy i spojrzałam na zegarek.
Nie chciałam dłużej być w tym domu z ta kobietą,musiałam ochłonąć inaczej mogłabym ją znokautować.Nie zaprzeczam,że wcale nie chciałam tego zrobić,wręcz przeciwnie pragnęłam obić jej tą śliczną buzię..za ,,małą szmatę''.
Spotkanie z tą kobietą to jakaś pomyłka.Nigdy nie powinno było tego dojść.
-Michael ja już muszę iść,nie zbyt dobrze się czuję.-powiedziałam niepewnie poklepując go po ramieniu.Skłamałam.
-Zaczekaj odwiozę Cię -powiedział.
-Serio..nie ma takiej potrzeby-odpowiedziałam..
Tak naprawdę nie miałam tu nic do gadania..Mike zabrał kluczyki z samochodu leżące na komodzie na przed pokoju i wyszedł za mną,nie żegnając się nawet z żoną.
W czasie drogi do domu Michael kilkakrotnie próbował wyciągnąć ze mnie to co tak bardzo chciał wiedzieć.
-powiesz mi co sie stało?-zapytał.-Lisa jest trochę wybuchowa pewnie powiedziała Ci coś czego nie powinna była mówić,mam rację?-dodał.
Trochę wybuchowa?
To mało powiedziane..
Ta kobieta powinna się leczyć i to szybko..o ile już nie jest za pozno.
-To nic takiego,poszło o błachą sprawę-odpowiedziałam.-w jakimś stopniu twoja żona miała rację ,nie powinnam wchodzić do pokoju waszego dziecka i brać go na ręce bez pozwolenia,ale mały płakał i nie mogłam od tak przejść obok niego obojętnie.
Powiedziałam mu o tym..
Mam gdzieś grozby Lisy,nic nie może mi zrobić jedynie to pocałować mnie w tyłek.
Nie boję się jej.
-I tylko dlatego na Ciebie nakrzyczała?-powiedział-to niemożliwe..moim zdaniem dobrze zrobiłaś i dziękuję ci za to ..poza tym masz moje pozwolenie na spędzanie czasu z moimi dziećmi.-zapewnił.-a jeśli chodzi o Lisę ,kiedy wrócę do domu porozmawiam z nią.
-Nie ma potrzeby,wszystko sobie wyjaśniłyśmy.-powiedziałam.-także tą sprawę uważam za zamkniętą.-dodałam uśmiechając się do Mika..odwzajemnił mi tym samym.
-Na pewno?-zapytał spoglądając na mnie i zatrzymując się pod domem.
-tak,dziękuję za podwózkę-odparłam.-do zobaczenia.-dodałam i wyszłam z samochodu.
-cześć.-odpowiedział.
Michael czekał,aż wejdę do domu,a kiedy to zrobiłam dopiero wtedy odjechał.
To wspaniale mieć takiego przyjaciela.
Nieprawdopodobne,że to właśnie on nim jest.
______
Hej!
Przepraszam,że tak długo nie dodawałam żadnego rozdziału !
Mam nadzieję ,że ten wam się spodoba :)
Next=gwiazdeczki !! ;)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro