Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Uderz mnie

Nagle..

do pokoju wkroczyła Lisa,a raczej diabeł wcielony.

-Zostaw go!-krzyknęła i szybkim krokiem podeszła do dziecka biorąc go na ręce.

Ja odruchowo odskoczyłam od łóżeczka i stałam wpatrując sie w chłopczyka na jej rękach,wtulonego w jej pierś.Łzy nadal spływały mu po małej gładziutkiej twarzyczce.

Próbowałam zdać sobie sprawę z tego co się przed chwilą wydarzyło.

Kompletnie nie rozumiałam jej zachowania,chciałam dobrze,a wyszło jak zwykle.


-Kto w ogóle pozwolił Ci brać go na ręce?!-kontynuowała lisa,mierząc mnie pogardliwie wzrokiem.

-Ja po prostu słyszałam jak płakał,chciałam sprawdzić co się stało ..to wszystko,nie chciałam mu nic..-nie dokończyłam,bo ona mi przerwała.

-Nie obchodzi mnie co ty chciałaś,a czego nie.-wtrąciła.

Jej oczy napełniony były złością.Zauważyłam,jak ręce zaczynają drżeć ręce,a jej blada cera nabiera buraczkowego koloru.


Psychiczna jakaś.

-Jeszcze raz tkniesz któreś z moich dzieci,to gorzko tego pożałujesz..i wiesz mi ja nie puszczam słów na wiatr..będziesz tego żałować.-dodała i pchnęła mnie na drzwi pokoju chłopca.

Kiedy to zrobiła...mocno mnie wkurzyła.

Nienawidzę,kiedy ktoś traktuję mnie w taki sposób.Nienawidzę.

Wybuchłam..

Podeszłam do kobiety i powiedziałam nastawiając jej pięść nad twarzą:

-Jeszcze raz mnie tkniesz,a twój śliczny wypudrowany nosek spotka się z moją ciężką pięścią zostawiając na nim słodkie pozdrowienia.

Powiedziałam to..

Może nie powinnam?

Boże co ja robię.


-Uderz mnie ..uderz,a będę miała pierwszy argument do tego,aby Michael już nigdy nie wpuścił Cię do tego domu mała szmato-powiedziała patrząc mi głęboko w oczy,jednocześnie pokazując swoje śnieżno białe zęby.

Dziewczyny?-zawołał Mike wbiegając po schodach na górę.

Kiedy Lisa usłyszała mężczyznę ..chwyciła mnie za rękę i mocno ścisnęła,następnie zbliżyła swoje umalowane czerwoną szminką usta do mojego ucha mówiąc:

-jeśli piśniesz chociaż słówko Mikowi..będzie po Tobie,widzę każdy Twój ruch i nie drażnij się ze mną bo i tak nie wygrasz.

Gwałtownie wyrwałam z jej dłoni swoją rękę i popatrzałam na nią z nienawiścią.

Naprawdę miałam jej już dość.

-Nie bądz tego taka pewna-dodałam.

Nie mam pojęcia za co tak bardzo mnie nienawidziła i dlaczego akurat ja..

W ostatnim momencie przyszedł Mike.

-coś się stało?-zapytał.-wydaje mi się,że coś słyszałem-dodał spoglądając raz na mnie raz na żonę swoimi pieknymi ciemnymi,jak gorzka czekolada oczami.

-Nie kochanie to zwykłe ,,małe'' nieporozumienie,już wszystko w porządku.-powiedziała.-prawda malutki?-dodała i ucałowała małego w czółko zostawiając na nim ślad szminki.

Kochanie..

Wszystko w porządku..

Zwykłe nieporozumienie..

DIABLICA..

i do tego jeszcze kłamie ..

Miałam ochotę wyrwać jej te ulizane kłaki z jej niezle zrytej główki.

Ale nie..

Jeszcze nie teraz..jeszcze będzie tyle okazji,aby to zrobić ..

Czuję to..

Seli?-zapytał Mike mając nadzieję,że dowie się ode mnie czegoś więcej.

  Michael nie jest głupi od razu wiedział,że jednak coś jest nie tak.  

-Tak..jest okay -odparłam.


Za dużo emocji..

Chcę wyjść.Teraz.

Odsunęłam lewy rękaw mojej bluzy i spojrzałam na zegarek.

Nie chciałam dłużej być w tym domu z ta kobietą,musiałam ochłonąć inaczej mogłabym ją znokautować.Nie zaprzeczam,że wcale nie chciałam tego zrobić,wręcz przeciwnie pragnęłam obić jej tą śliczną buzię..za ,,małą szmatę''.

Spotkanie z tą kobietą to jakaś pomyłka.Nigdy nie powinno było tego dojść.

-Michael ja już muszę iść,nie zbyt dobrze się czuję.-powiedziałam niepewnie poklepując go po ramieniu.Skłamałam.

-Zaczekaj odwiozę Cię -powiedział.

-Serio..nie ma takiej potrzeby-odpowiedziałam..

Tak naprawdę nie miałam tu nic do gadania..Mike zabrał kluczyki z samochodu leżące na komodzie na przed pokoju i wyszedł za mną,nie żegnając się nawet z żoną.


W czasie drogi do domu Michael kilkakrotnie próbował wyciągnąć ze mnie to co tak bardzo chciał wiedzieć.


-powiesz mi co sie stało?-zapytał.-Lisa jest trochę wybuchowa pewnie powiedziała Ci coś czego nie powinna była mówić,mam rację?-dodał.

Trochę wybuchowa?

To mało powiedziane..

Ta kobieta powinna się leczyć i to szybko..o ile już nie jest za pozno.


-To nic takiego,poszło o błachą sprawę-odpowiedziałam.-w jakimś stopniu twoja żona miała rację ,nie powinnam wchodzić do pokoju waszego dziecka i brać go na ręce bez pozwolenia,ale mały płakał i nie mogłam od tak przejść obok niego obojętnie.

Powiedziałam mu o tym..

Mam gdzieś grozby Lisy,nic nie może mi zrobić jedynie to pocałować mnie w tyłek.

Nie boję się jej.

-I tylko dlatego na Ciebie nakrzyczała?-powiedział-to niemożliwe..moim zdaniem dobrze zrobiłaś i dziękuję ci za to ..poza tym masz moje pozwolenie na spędzanie czasu z moimi dziećmi.-zapewnił.-a jeśli chodzi o Lisę ,kiedy wrócę do domu porozmawiam z nią.

-Nie ma potrzeby,wszystko sobie wyjaśniłyśmy.-powiedziałam.-także tą sprawę uważam za zamkniętą.-dodałam uśmiechając się do  Mika..odwzajemnił mi tym samym.

-Na pewno?-zapytał spoglądając na mnie i zatrzymując się pod domem.

-tak,dziękuję za podwózkę-odparłam.-do zobaczenia.-dodałam i wyszłam z samochodu.

-cześć.-odpowiedział.

Michael czekał,aż wejdę do domu,a kiedy to zrobiłam dopiero wtedy odjechał.

To wspaniale mieć takiego przyjaciela.

Nieprawdopodobne,że to właśnie on nim jest.

______

Hej!

Przepraszam,że tak długo nie dodawałam żadnego rozdziału !

Mam nadzieję ,że ten wam się spodoba :)

Next=gwiazdeczki !! ;)



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro