(Oszsz Tyy! Już Po Tobie,Zaraz Cię Złapię i Utopię !)
Istnieją takie momenty życia..w których
ludzie nie mogą wybierać własnych przystani,kochanków
i najlepszych przyjaciół.
Tak samo jak nie przysługuję im prawo
wyboru własnych rodziców.
Problem w tym,że ja nawet nie podlegam temu prawu,bo
wcale ich nie mam.Nawet nie miałam możliwości ich poznać.
Z mojego punktu widzenia..
Życie daje i zabiera to, co najważniejsze w najmniej
oczekiwanym momencie
,a największa trudność polega na tym
by umieć to życie zaakceptować.
Ja nie miałam wyjścia,musiałam to zrobić.
***
Obudziłam się około 5:30.
O tej porze było już jasno,w końcu był to środek upalnego lata.
Wstałam z zagrzanego łóżka i pomaszerowałam w stronę drzwi mojego pokoju.
Przeszłam dość szerokim korytarzem domu,kierując się w stronę łazienki.
Wykąpałam się i zadbałam o wszystko, co dotyczy higieny.
Zerknęłam na zegarek i stwierdziłam,że mam jeszcze mnóstwo czasu do wyjazdu.
Po rozczesaniu i ogarnięciu mojej burzy włosów,wróciłam do swojego pokoju.
Odsłoniłam rolety,trochę posprzątałam i zabrałam się za pakowanie potrzebnych rzeczy do walizki.
m.in..strój kąpielowy,sukienka,jeansy i kilka koszulek na zmianę gdyby przydarzyło mi się coś w
trakcie wycieczki.
Następnie chwyciłam za zamek walizki,szczelnie ją zamykając po czym odłożyłam ją na bok.
Mimo dużej ilości czasu..postanowiłam,że nie będę traciła czasu i przebiorę się w coś wygodniejszego niż satynowa czarna pidżama.
Rozpoczęłam poszukiwanie rzeczy,które będę mogła na siebie włożyć.
To nie..to też nie..może to..a nie ..jednak nie..-mówiłam do siebie.
W końcu znalazłam...
wybrałam czarną koszulkę w siatkę,czarne rurki z wycięciami na kolanach oraz trampki w tym
samym kolorze,no i jeszcze biały sweterek,który założę przy wyjściu.
Tak..tak..uwielbiam czarny.
Kiedy skończyłam się ubierać,usiadłam na łóżku z mokrymi włosami,rozmyślając o tym czy na pewno wszystko spakowałam.
W pewnej chwili..usłyszałam pukanie do okna, zasłoniętego cienką zasłonką.
Podeszłam do drzwi balkonu,lekko je uchylając.
Moim oczom ukazała się Megan -koleżanka z którą dość często chodziłam na imprezy.Niestety.
-Co tu robisz..i czego tu szukasz o tej porze?-powiedziałam z ciszonym głosem.
-No siema !dawno się nie widziałyśmy..wpuść mnie..-odpowiedziała .
Kiedy zbliżyła się do mojej twarzy,wyczułam z jej ust alkohol.
Wyglądała okropnie..miała tłuste włosy i rozmazany tusz pod oczami.
-Ciszej..Jak ty wyglądasz?skąd ty tu przyszłaś?-zapytałam..wpuszczając ją do środka.
-Z impry ..wracam z impry..-mówiła charakterystycznym podpitym głosem.
tak w ogóle -zaczęła..dzisiaj wieczorem jest druga imprezka idziesz ze mną?będzie piwko,trawka i ten teges-ciągnęła dalej, chwiejąc się na nogach.
-Wez skończ..nigdzie z tobą nie pójdę,mam ważniejsze sprawy na głowie..-odpowiedziałam.
-No ejj..nie pamiętasz..naszych wypadów? wtedy inaczej śpiewałaś..-dodała,po czym zaczęła się śmiać.
-Nie wracaj do przeszłości..już dość kłopotów mi narobiłaś razem z twoimi kumpelkami..do tej pory zmagam się z problem z którego przez ciebie teraz nie mogę wyjść.-wtrąciłam ze złością.
-Sama się do tego pchałaś..i teraz masz konsekwencje-mówiła wymachując mi palcem przed nosem.
-Proszę cię,wyjdź i tu więcej nie wracaj...wyjdź-krzyknęłam.
-Okay.Jak chcesz...
Megan odwróciła się,otworzyła drzwi i wyszła z mojego pokoju schodząc z balkonu po drabinkach.
-Tylko się nie zabij-krzyknęłam za nią...-nie chcę cię zbierać z trawnika.
Zamknęłam za nią drzwi i położyłam się na łóżku..
Musiałam zapomnieć o zaistniałej sytuacji ..więc włączyłam laptopa i pierwsze co wpisałam w wyszukiwarkę to Michael Jackson.
Chciałam dowiedzieć się o nim czegoś więcej,a szczególnie jakie zdanie mają o nim inni ludzie..
Co prawda mogłam zapytać go o to jego samego..ale co tam*
Przeczytałam pierwszą lepszą wypowiedz jakiejś dziewczyny..
Michael Jackson to wspaniały człowiek. Jak dla mnie to ma cudowną muzykę,teledyski, niesamowity taniec i kochane serce. Szkoda tylko, że ludzie nie potrafią go docenić. Media niszczą mu życie przez głupie plotki,mówią na niego Jacko,a on tego nie znosi.
Byłam ciekawa, co dokładnie miała na myśli ta dziewczyna..
Więc,zaczęłam czytać dalej...
Jestem jego fanką. Uważam, że jest to człowiek wspaniały. Ma niezwykły głos i świetnie tańczy. Robi coś wielkiego dla świata muzyki i tańca oczywiście. Z tego co wiem jest wrażliwy. Przykro mi jest słyszeć plotki m.in. o molestowaniu dzieci.
Zdziwiłam się,czytając te ostatnie zdanie napisane przez jedną z fanek Jacksona.
Poczytałam coś więcej na temat tego całego molestowania..
i jakoś nie mogłam w to uwierzyć..
Nie wygląda na takiego..fakt nie znam go dobrze..ale coś podpowiada mi,że te wszystkie idiotyczne media..kłamią i Michael jest dobrym człowiekiem.
Nie wierzę we wszystko co napiszą brukowce...oni tylko żerują na czyimś nieszczęściu..
dla nich liczy się tylko kasa.
Nie chciałam sobie psuć jeszcze bardziej humoru,który i tak już wcześniej popsuła mi Megan.. dlatego.. zamknęłam laptopa i odłożyłam go z powrotem na biurko.
***
Kilka godzin później,czekałam razem z dwunastoma dziećmi na parkingu przed sierocińcem.
Zastanawiałam się dlaczego akurat mnie Michael zapytał czy przyjadę do jego domu,a nie poprosił o to kogoś innego,przecież tyle osób pracuje w tym samym miejscu co ja.
Z resztą nie ważne..-pomyślałam..i rzuciłam zapalonego papierosa do kosza stojącego kilka metrów ode mnie.
Chwile potem..podeszła do mnie Anie..
-Selena..-zaczęła ,słodko..-mogę podsymać cię za ląckę?
Przykucnęłam..i pocałowałam ją w policzek..
-Oczywiście kochanie -odpowiedziałam i uśmiechnęłam się do niej.
Kilka chwil potem.. sierotki stojące obok mnie, zaczęły skakać jak poparzone z radości, widząc
nadjeżdżający po nich duży, niebieski samochód.
Uśmiechnęłam się wiedząc,że chociaż na te kilka chwil spędzone w Neverland.. będą naprawdę szczęśliwe.
***
Podróż trwała kilka godzin,wszyscy byliśmy w miarę zmęczeni..
a mnie z siedzenia zaczynał boleć tyłek..
Kiedy dojeżdżaliśmy na miejsce..
z daleka dojrzałam wielką złotą bramę ..za która znajdowała się posiadłość.
Samochód zatrzymał się prosto pod domem,w tym momencie otworzyły się drewniane
drzwi domu z których wyłonił się Michael.
Na sobie miał czerwoną koszulę,czarne spodnie,buty no i oczywiście nie mogło zabraknąć kapelusza.
Nie mam pojęcia dlaczego,ale kiedy zobaczyłam go..idącego w naszą stronę zrobiło mi się tak dziwnie,ale jednocześnie miło i ciepło na sercu.
Otworzyłam przesuwane drzwiczki pojazdu ..i chciałam wyjść jako pierwsza..aby ustawić całość dzieci w parach.
Nie udało mi się, ponieważ wszystkie jednocześnie wybiegły z samochodu prosto do Mika..
przytulając go i obcałowując.
Wyglądało to dość śmiesznie...
-Ej..Ej..powoli..!-krzyknęłam.
W sumie to cieszyłam się z przyjazdu tutaj..piękne widoki,dużo zieleni,przeróżnych kwiatów..wzięłam wielki oddech - no i świeże powietrze.
Czego chcieć więcej.-pomyślałam.
W jednej chwili kogoś mi brakowało..
No tak..Annie-zaczęłam wołać.
-Tu jeśtem-odpowiedziała.
Mała siedziała sama w samochodzie..
-Dlaczego tu siedzisz laleczko..chodz ze mną..pójdziemy się pobawić z Michaelem i twoimi kolegami dobrze?
Dziewczynka pokiwała tylko główką na znak,że się ze mną zgadza.
Traktowałam ją jak własną córeczkę,bardzo ją kochałam..może i nawet bardziej niż resztę dzieciaczków z sierocińca.
***
-Selena..-zaczęła niepewnie Annie.-ja nie chcie się bawić..mogę usiąść siobie na ławcie?
-Hmm no dobrze -powiedziałam..ale nigdzie się nie oddalaj.
Podczas gdy rozmawiałam z dziewczynką,podeszła do nas starsza pani w fartuchu...
to chyba służąca Mika-pomyślałam..
-Ja ją popilnuję kochaniutka..nie musisz się o nic martwić..
-oo naprawdę.? bardzo pani dziękuję i ucałowałam kobietę w policzek, następnie pobiegłam do białej szopki gdzie wszyscy mieliśmy tzw..,,zebranie''
-Trochę się zabawimy-powiedział Michael, wyjmując wielką broń ..z dwoma sporymi zbiornikami.
Po czym rozdał wszystkim pozostałe pistolety.
-Ej..to nie fair ..dlaczego ja dostałam najmniejszy -powiedziałam,stojąc z założonymi rękami lekko się uśmiechając.
-Upss..tak wyszło -odpowiedział Michael ..poruszając lekko brwiami..
-No dzięki..-dodałam, chichocząc .
-Dobra,liczę do dziesięciu..a wy musicie się rozejść,znalezc odpowiednie kryjówki,czekać i potem atakować..jaaasne?-zapytał.
-Taaaaaak!-odpowiedzieliśmy.
Kiedy Mike zaczął liczyć ,wszyscy rozbiegli po całym podwórku ..
Oprócz mnie..
Kiedy Mężczyzna skończył liczyć ..obrócił się a ja prysnęłam mu wodą prosto w twarz ..
-Ouu co za cel..To za ten mały pistolecik-powiedziałam śmiejąc się i zaczęłam biec ile sił w nogach.
-Oszszsz tyyy ! już po tobie!! -wykrzyczał Mike,głośno chichocząc.
I ruszył w pościg za mną.
Podczas mojej ucieczki,obracałam się co jakiś czas,aby
sprawdzić jak daleko jest ode mnie.
Był coraz bliżej..i niezle radził sobie z omijaniem balonów
z wodą,które były w niego rzucane.
Zaczęłam biec slalomem..
miałam nadzieję,że się zmęczy i odpuści ..
ale nic z tego...miałam twardy orzech do zgryzienia..
-Zaraz cię złapię i utopię!-krzyczał,będąc kilka metrów za mną.
-Niedoczekanie!-dodałam.
W pewnej chwili..potknęłam się o coś ,wystającego z trawy i
padłam jak kłoda w krzaki.
Z oddali słyszałam śmiejącego się do rozpuku Michaela.
Podbiegł do mnie i namierzył mnie swoją bronią.
-No proszę..kogo my tu mamy-zaczął ..nie przestając chichotać.
-Nie.. proszę..nie strzelaj..-błagałam..robiąc smutną minkę.
Mężczyzna opuścił pistolet z wodą i podał mi swoją dłoń.
Wyciągnęłam swoją rękę i powoli wstawałam z ziemi..-tak myślałam..właśnie na to liczyłam,taki był mój plan-pomyślałam ..,a drugą ręką
w której trzymałam swoją spluwę ..po raz kolejny wycelowałam i strzeliłam, prosto w Michaela.
-Okay,poddaje się! -zawołał tak, aby wszyscy usłyszeli.
-Jestem już za stary..już nie mogę-schylił się,próbując złapać oddech w piersiach.
-Wygrałam!!!-krzyknęłam,unosząc obie ręce w górę na znak zwycięstwa.
***
Po tak wyczerpującej zabawie musiałam trochę odpocząć.
Razem z Mikiem poszliśmy usiąść pod altankę,która stała obok domu.
Reszta ,,brzdąców'' dalej bawiła się bez żadnych oznak zmęczenia.
-Jesteś bardzo szybka-zaczął Michael.
-Dziękuję..ty też -przyznałam.
-Wiesz..nie miałam okazji..podziękować Ci za to,że nas tu zaprosiłeś.
-Ale..nie ma o czym mówić..to dla mnie czysta przyjemność,na co dzień nie mam z kim zaszaleć..-dodał.
-To ty nie masz dzieci?-zapytałam.
-Niestety nie..chciałbym..bardzo ale ..-odpowiedział ze smutkiem i poruszał ramionami.
-Rozumiem.
-Chciałbym się czegoś więcej o Tobie dowiedzieć..-zaczął ponownie ..chwytając mnie za ramię.
-Mianowicie?
-Wszystkiego..zaczynając od tego ile masz lat..chociaż nie wypada o to pytać kobiety...to zaryzykuję..kończąc na tym skąd jesteś i czy masz jakieś marzenia..-uśmiechnął się, poprawiając kapelusz.
-O kurde ..no to fajne przesłuchanie-zaśmiałam się,lekko uderzając Michaela z pięści w ramię.
-No to mam...16 lat..w sumie to za kilka miesięcy skończę 17..-zaczęłam,czekając na reakcję mężczyzny.
-Masz 16 lat?-zapytał zdziwiony.
-No tak..a to jakiś problem?
-Nie,nie ..tylko,że wyglądasz na o wiele więcej..nigdy nie przypuszczałbym,że jesteś taka młodziutka.
-A na ile wyglądam?
-Na moje oko..na co najmniej 20..
-Naprawdę?-zaśmiałam się.
-Dokończ ..mówić o sobie..bo ci przerwałem..-zaczął,gestykulując.
-No więc..nie mam rodziców,mieszkam ze starszą przyjaciółką...jest dla mnie jak siostra..
jesteśmy bardzo do siebie przywiązane..gdyby nie ona chyba bym zginęła.
Mężczyzna uważnie słuchał to co mówię.
-A co ze szkołą..uczysz się?
-Tak..ale teraz przerwałam naukę..sprawy prywatne itd..wiesz jak to jest..
-Pewnie,rozumiem Cię.
Nastała ciszy,nie wiedziałam czy mówić dalej..czy czekać aż on się odezwie..
-Jesteś naprawdę wspaniałą dziewczyną.Bardzo cię polubiłem..w głębi serca czuję,że mogę Ci
zaufać.
Słuchałam uważnie wszystkiego co mówi..
jego głos strasznie mnie hipnotyzował i do tego te słodkie ciemne oczy.
-Więc, proszę cię o spotkanie..porozmawiamy ale tak na spokojnie,lepiej się poznamy..-dodał,chwytając moją dłoń .
-Co ty na to, zgadzasz się Sel..?
-----------------------
(Dodam tylko,że zmieniłam wiek głównej bohaterki i teraz ma 22 lata,a nie 17)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro