Kłótnia
Później,gdy już wszystkie moje rzeczy trafiły na swoje miejsce usiadłam na łóżku i zaczęłam myśleć o Michaelu i o jego słowach typu:
- ,,jesteś warta mojej uwagi''
- ,,chyba znalazłem miłość swego życia''
- ,,jesteś piękna''
Przypomniała mi się nawet sytuacja,gdy zaczął mnie podglądać..(może nie specjalnie,chociaż mogłabym się kłócić,bo nie wierze,że to był przypadek) -to byłam całkiem nago no ludziee...Fakt,wydarzyło sie to jakiś czas temu,ale do teraz jest mi wstyd,gdy wracam do tego myślami.Zastanawia mnie,czy on coś do mnie czuje,czy robi i mówi to wszystko na żarty.Nie sądze,aby pokochał tak zwykłą dziewczynę jak ja.To głupie,bo mogę źle odbierać to wszystko i wyjdę na idiotkę,która ubzdurała sobie,że Król Popu się w niej buja.To absurd.Jeżeli nawet coś by zaiskrzyło,to nie pozwoliłabym na nic więcej,niż przyjaźń.Dlaczego?-ponieważ naprawdę nie chce go stracić,jest dla mnie ważną osobą,jest moim przyjacielem.Wówczas,gdy rozmyślałam o różnych sprawach usłyszałam krzyki dochodzące z dołu.Wstałam i poszłam sprawdzić co się dzieje.Stanęłam przy schodach i ujrzałam tą wredną kwokę kłócącą się z Mikiem.
-Dlaczego ta mała zołza jest w naszym domu?!-krzyczała bez zahamowań.-Powiedziałam ci,że nie chce jej tu więcej widzieć!-Ma się stąd natychmiast wynieść!
Nie.-powiedział stanowczo Mike.-Po pierwsze:nie jest zołzą,po drugie:ja tu o wszystkim decyduję i informuję,że Selena od dziś mieszka u nas.-dodał wchodząc po schodach do góry.
Ma do niej anielską cierpliwość.-pomyślałam.-Gdybym była na jego miejscu już dawno zrobiłabym z nią porządek.
-Nie cierpię tej cholernej przybłędy!-zaczęła.-Jeżeli jej stąd nie wyrzucisz,to ja stąd odejdę!
-Będziesz mnie szantażować?-zapytał.
-Nie pozwolę,aby ta dziwka tutaj została,zrozumiałeś?!-dodała.
Michael zatrzymał się i odwrócił ..
-Nie masz prawa tak o niej mówić,obrażasz wszystkich dookoła,a sama wcale nie jesteś lepsza.
Był wściekły sądząc po jego gestach i twarzy,ale nadal próbował utrzymać normalny ton głosu.Natomiast ja miałam dość tych wszystkich obraźliwych słów wypowiedzianych z jej ust i skierowanych do mnie ,postanowiłam coś z tym zrobić.Podeszłam jeszcze bliżej schodów ..i powiedziałam to co myślę.
-Wszystko słyszałam.-powiedziałam patrząc na Lise i uśmiechnęłam się.-powiedz,dlaczego i za co tak mnie nienawidzisz co?-nie znasz mnie,nie próbujesz mnie nawet poznać i obrażasz,a twoje słowa w zupełności nie opisują mnie.-Jakim trzeba być człowiekiem ,aby mówić takie rzeczy?-zapytałam.-Wyglądasz na mądrą,inteligentną i opanowaną kobietę,a okazuje się,że jesteś zawistna,wulgarna i kompletnie pusta.-Próbujesz udawać,że jesteś idealna,dojrzała,a zachowujesz się jak nastolatka,która nie potrafi zapanować nad swoimi emocjami.Twoje zachowanie świadczy o tym,jak cię wychowano i sądzę,że jesteś rozkapryszoną,rozbestwioną idiotką,która nie potrafi docenić tego co ma.-mówiłam dalej schodząc schodek po schodku..
-Jak śmiesz..-zaczęła.
-Nie przerywaj jak do ciebie mówię.!-uniosłam się lekko.-Jeśli nie potrafisz zachować się jak na kobietę przystało to przynajmniej się nie odzywaj i wysłuchaj to co mam do powiedzenia.-Będziesz traktowana przeze mnie tak samo,jak jak ty traktujesz mnie,nie wejdziesz mi na głowę,tylko dlatego bo jesteś damusią,która pochodzi z bogatej rodziny.-W niczym nie jestem od ciebie gorsza,wszyscy jesteśmy ludzmi i każdy zasługuje na odrobinę szacunku ,ale jesli ty nie potrafisz mi go okazać,to nie licz ,że ja okażę go Tobie.
Michael stał i słuchał.Pewnie nie chciał,abym usłyszała ich rozmowy.
Cóż wyszło jak wyszło.
Wracając..
Lisa po tym co powiedziałam..zrobiła się straaasznie malutka i jedyne co powiedziała to..
-Jeśli ona już musi tu zostać,to niech lepiej nie wchodzi mi w drogę..bo zabiję.-wyszeptała patrząc na mnie i odeszła oburzona szturchając mnie ramieniem.
----
Co będzie dalej? ;)
Do następnego!~Ali.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro