Głupia bransoletka!
Zaczełam myśleś o planie ucieczki. Nie mam pomysłu. Tamten plan z portalem.. Nie. Na to się już nie nabiorą. Pustka. To słowo idealnie opisuje pomysły. Spróbuje coś wyczarować, bo jestem głodna. Odpowiednie ustawiłam ręke i ruszyłam palcami. Zaczełam mocno myśleć o tostach. Z podwójnym serem.. Mniam! Z moich rąk nie wyleciała mgła.
-Co do cholery?-spytałam wkurzona. Powtórzyłam czynność.
-Cholera!-krzyknełam. Poczułam że czegoś mi brakuje. A konkretnie to muzyki
-Loki? Brakuje mi muzyki.-powiedziałam. A ten wyjął mój telefon z kieszeni.
-Słuchawek nie zdąrzyłem zabrać.-powiedział.
-Kocham cię. Wiesz?-powiedziałam i żuciłam mu się na szyje i przytuliłam go. Odwzajemnił przytulaska. Oderwałam się od Lokiego i pocałowałam go w policzek.
-Też cię kocham księżniczko.- powiedział. Kochałam go. Ale tak po przyjacielsku. Rozumiecie? Może później wyjdzie coś z tego. Wziełam telefon i włączyłam muzyke. Ustawiłam na najcichszy dźwięk. Gdy znowu pomyślałam o tostach zaburczało mi w brzuchu. Ponownie ustawiłam ręce i ruszyłam palcami. Z mojej ręki zaczeła wydobywać się zielona mgła. Pomyślałam o tostach z podwójnym serem. Zaraz po tym pojawiły się 2 talerzyki a na każdym było po kilka tostów. Mgła znikła a ja podałam jeden tależ Lokiemu.
-Smacznego.-powiedziałam wziełam mój talerz i zaczełam jeść. Po 5 minutach wszystko zjedliśmy. Telefon schowałam do kieszonki bluzy. Położyłam na pryczy i wsłuchałam się w melodie z telefonu. Pomyślałam co u mamy. Jak się czuje i czy nic jej się nie stało? Szybko wyciągnełam telefon i wstukałam numer telefonu mamy.
Pierwszy sygnał.
-Cześć córciu co tam?-odezwała się moja mama.
-A nic ciekawego a u ciebie?-spytałam.
-Olivia i Andy są. Chcesz z nimi pogadać?-spytała.
-Tak. Podasz mi Andiego?-spytałam.
-Tak czekaj chwile.-odparła.
-Hej Cass. Co tam?-spytał.
-A nic ciekawego. Kiedy masz czas?-spytałam.
-Jutro. Tak gdzieś 11:00. A co?-spytał.
-Musisz uratować mi dupe. Jestem w Avengers Tower.-powiedziałam.
-W co się wpakowałaś?-spytał.
-Avengersi mnie przetrzymują. Tak jakby. Nic nie mów Olivii ani mamie. Rozumiesz?-spytałam.
-W coś ty się wpakowała? No dobra będe jutro w Avengers Tower o 11:30. Okej?-spytał.
-Kur*a. Dzięki ratujesz mi dupe.-powiedziałam i usłyszałam dźwięk otwieranej windy. Wychodził z niej Stark.
-Musze kończyć. Pa.-szybko zakończyłam połączenie widząc wkurzonego blaszaka.
-Z kim rozmawiałaś?-spytał zły.
-Z mamą.-powiedziałam.
-Oddaj telefon.-powiedział a ja oddałam mu to co chciał. Nie widze sensu stawiania się. Po chwili poszedł sobie. Próbowałam jeszcze coś wyczarować ale bez muzyki jestem bezsilna. Głupia bransoletka! Raczej cholerna. Położyłam się na pryczy i poszłam spać.
Cześć. Przepraszam za błędy.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro