Rozdział 5: wpadliśmy, bo jesteśmy głodni
Zjadłbym hot doga. Najlepiej takiego dużego, z kiełbaską z szynki w sosie BBQ. Cholera, aż jęknąłem na samą myśl. Nie zjadłbym tego świństwa, a mało elegancko bym je wpierdolił.
Usiadłem gwałtownie na kanapie, na której zaległem po treningu i popatrzyłem na telefon leżący na blacie stolika. Od meczu minęły trzy dni i nic nie wskazywało na to, że Aniela zamierzała się do mnie odezwać. Nic nie stało na przeszkodzie, bym zrobił to pierwszy — w zasadzie to nawet powinienem, w końcu to ja nalegałem, by dała mi swój numer. Tylko zwyczajnie nie wiedziałem, co niby miałbym napisać.
Jestem głodny, może masz ochotę zjeść ze mną obiad?
Skrzywiłem się. Może brzmiało szczerze, ale jednocześnie infantylnie i mało subtelnie. Znając życie, można by dopatrzeć się w tym jakiejś dwuznaczności, z której nawet nie zdawałem sobie sprawy.
Podszedłem do lodówki i zajrzałem do środka, szukając czegoś, czym mógłbym zaspokoić głód. Powinienem zabrać się za przygotowywanie obiadu i tym zająć myśli. Albo zadzwonić do mamy.
Zrezygnowany trzasnąłem drzwiczkami i sięgnąłem po telefon. Wciągnięcie butów i kurtki później, szedłem do pobliskiej Żabki. A po upływie kolejnych dwóch minut z powrotem wspinałem się na drugie piętro z gotowym ciastem francuskim, jakimiś parówkami dla dzieci i musztardą.
Czekając na tę budżetową wersję hot dogów — chciałem sypnąć sezamem, ale niestety, postanowił zniknąć z szuflady, gdzie ostatnio go widziałem — znowu chwyciłem telefon. W przypływie odwagi założyłem konwersację z Anielą. Chciałem ponownie z nią porozmawiać — może i wspólnie obejrzeć powtórkę meczu z Fosforanami oraz powymieniać się uwagami. Ciekawe, czy klęła w trakcie gry, czy może zachowywała się w pełni kulturalnie? Przechyliłem głowę, zastanawiając się, co bardziej by do niej pasowało. Nie wiedziałem — w końcu nie znałem jej na tyle dobrze.
Dobra, Jarmużek, bierz się w garść, zagrzałem się w duchu do walki, uderzając przy tym otwartą dłonią w kuchenny blat. Zachowywałem się jakbym znowu był w gimnazjum, a przecież skończyłem w tym roku dwadzieścia sześć lat. Jeśli Aniela nie będzie chciała utrzymywać ze mną kontaktu, to mi to powie, brutalnie mnie spławi, ewentualnie zghostuje.
Nim jednak zdążyłem wyklikać chociaż hej, panującą w mieszkaniu ciszę przerwał dzwonek do drzwi.
— Hey, bro — przywitał się ze mną Lucas, nasz amerykański libero. — O, co tak pachnie? — Nie czekając na odpowiedź, podszedł do piekarnika, gdzie piekłem właśnie swoją kulinarną zachciankę.
Zostawiłem uchylone drzwi, bo z piętra wyżej dobiegło trzaśnięcie. Później po klatce niosły się już tylko ciężkie kroki. No tak, Lucas i Javier zawsze występowali w pakiecie. Byli trochę jak Flip i Flap.
Wracając jednak do budżetowej przekąski — mama najpewniej by mnie wyśmiała, a tata by się skrzywił, rezygnując z komentarza. Ja sam nie byłem z siebie jakoś wybitnie dumny, przecież potrafiłem całkiem nieźle gotować. Jednak koledze z drużyny chyba nie przeszkadzał fakt, że szykowałem coś tak prozaicznego, bo uśmiechnął się szeroko i zajął miejsce przy stole.
— Widzę, że przyszliśmy w odpowiednim momencie! — zawołał od drzwi Javier, nasz przyjmujący.
Można powiedzieć, że trzymaliśmy się we trójkę, bo mieliśmy trochę wspólnego. Chłopacy podobnie jak ja dołączyli do Kozłów dopiero w tym sezonie, byliśmy niemalże równolatkami, no i żaden z nas nie miał swojej drugiej połówki, dlatego zamieszkaliśmy w lokalach koło siebie, które wynajął dla nas klub.
— Dziwnym trafem zawsze wpadacie, gdy coś gotuję — zauważyłem, przechodząc na angielski. — To tylko przystawka, jeszcze nie zdecydowałem, co zjem na obiad — dodałem, gdy Javier przyglądał się zawartości piekarnika.
— Nikt nie zamierza wybrzydzać. — Javier wzruszył ramionami i usiadł na drugim krześle. Wyglądali co najmniej śmiesznie przy niewielkim, okrągłym stoliku z Ikei, a przecież żaden z nich nie miał więcej niż metr dziewięćdziesiąt.
— Wpadliśmy, bo — zaczął Lucas, zerkając znacząco na Javiera.
— Bo jesteśmy głodni.
— Bo zauważyliśmy, że jesteś jakoś dziwnie przybity — powiedział pospiesznie Amerykanin, wywracając przy tym oczami.
— Lucasowi chodzi o to, że w ciągu ostatnich dwóch dni ani razu nie śpiewałeś niczego w szatni, przez co musieliśmy słuchać, jak Bogdan maltretuje niemiecki rap. Jeśli mam być szczery, wolę twoje lata osiemdziesiąte. Maks też.
Przywołanie imienia naszego kapitana uświadomiło mi, że jego czujnemu oku nic nie umykało. Tylko czy naprawdę zachowywałem się jakoś nietypowo? Może byłem zamyślony, ale bez przesady.
— No co wy — żachnąłem się, wyciągając blaszkę z piekarnika, bo właśnie zaczął pikać. Przechyliłem ją, pozwalając by hot dogi zsunęły się na przygotowaną uprzednio deseczkę. Odłożyłem wciąż gorący przedmiot na miejsce, a potem postawiłem przed chłopakami parującą przekąskę.
— Jeśli po prostu masz jakieś ciche dni i chciałbyś pobyć trochę sam, to nie ma problemu — mówił dalej Lucas, wracając do tematu. — Tylko powiedz, a się stąd zmyjemy.
Javier podciągnął głośno nosem, jakby na potwierdzenie słów kolegi. Zaczął wystukiwać palcami jakiś rytm na udzie.
— Tylko zabierzemy ze sobą kilka hot dogów — zastrzegł, unosząc palec. Teraz podrygiwał z kolei nogą.
Wyciągnąłem talerze z szafki. To właśnie było to, czego brakowało mi w poprzednich drużynach, a co wreszcie znalazłem w Kozłach. Byłem zawodnikiem z drugiego składu, a mimo tego kapitan, a także pozostali, interesowali się moim samopoczuciem i tym, co się ze mną działo. Bo chyba na tym polegała prawdziwa drużyna, prawda? Nieważne, czy zawodnik z wyjściowej szóstki, czy rezerwa, każdy był ogniwem w tym łańcuchu — a żeby spełniał swoje zadanie, wszystkie musiały działać sprawnie.
— Dostałeś wiadomość. — Javier zerknął na ekran telefonu. — Od A... Anela? Dobrze to wymawiam?
Nie zwróciłem uwagi na pytające spojrzenie, jakie mi posłał. Cisnąłem talerze w kierunku Lucasa. Libero złapał je co do sztuki, dzięki szybkiemu refleksowi. Poza tym — nie bez powodu jego statystyki w przyjęciu od początku sezonu kształtowały się na poziomie ponad sześćdziesięciu procent.
Aniela: Jak tam po meczu? Nadal upojeni zwycięstwem?
— Ostygły na tyle, że możemy zacząć jeść — mówił w tle Javier, a Lucas coś tam na niego syczał. Machnąłem im ręką w odpowiedzi, żeby przestali zawracać mi głowę.
Sam uśmiechałem się jak głupi do telefonu. Napisała, chociaż nie musiała. I na pewno było to lepsze od mojego pomysłu z żarciem.
— Jeśli Anela to twoja sympatia — zaczął Javier, a następnie wgryzł się w przekąskę, wymachując przy tym wolną ręką — to odczekaj chwilę, żeby nie pomyślała, że warowałeś przy telefonie na wiadomość od niej.
— Czemu miałby nie odpisać od razu? — zdziwił się Lucas, marszcząc brwi. — Przecież widać, że czekał na tę wiadomość.
Słuchałem ich jednym uchem, wgapiając się w migający kursor. Ułatwiła mi zadanie, napisała jako pierwsza, teraz musiałem tylko wykorzystać szansę.
Kamil: Trener nie dał nam się cieszyć za długo.
Kamil: Ale właśnie znowu wygrałem, więc mam czym upajać się przez kolejne parę dni.
Przytknąłem kciuk do warg, czekając z niecierpliwością na odpowiedź. Przegiąłem?
Aniela: Wygrałeś 3:0 z Fosforanami w jakiejś Fifie dla siatkarzy?
Parsknąłem cicho, kręcąc głową. Sama wizja takiej gry była ciekawa. Szkoda, że siatkówka nie była na tyle popularna, by ktoś pokusił się o skonstruowanie czegoś na podobnej zasadzie.
Kamil: Odezwałaś się. Uczucie jest takie samo, jak po wygranej z Fosforanami.
Zablokowałem telefon i odłożyłem go na blat stołu, przy którym nadal siedzieli chłopacy, wcinając w najlepsze hot dogi. Wciąż miałem na nie cholerną ochotę, ale chwilowo zeszły na drugi plan. Nagle przestałem być głodny. Mogłem żywić się szczęściem, jakie niemalże czułem w powietrzu.
— Napisała do mnie... to prawie tak, jakbyśmy znowu wygrali z Fosforanami — powiedziałem, napotykając pytające spojrzenie Javiera. Sięgnąłem po przekąskę i odgryzłem niemal połowę za jednym zamachem.
— Nie mów, że właśnie to jej napisałeś. — Brazylijczyk spojrzał na mnie z trwogą i wyjątkowo, jak na niego, zamarł.
— Napisałem — przytaknąłem, wzruszając ramionami. Wepchnąłem sobie do ust resztkę przekąski.
Kolega palnął sobie z otwartej dłoni w czoło, na co ja wyszczerzyłem się głupio w odpowiedzi. Lucas zareagował bardziej zapobiegawczo, odchylając się na krześle i mamrocząc coś o reakcji kobiety na moje słowa. Chyba wątpił w wiedzę Anieli na temat siatkówki. Dupek.
W każdym razie beztrosko przeżuwałem sobie drugiego hot doga, święcie przekonany o swojej nieomylności. Zupełnie, jakbym dostał Nobla za dobry tekst na podryw.
— Sprawdź, co napisała, bo aż jestem ciekawy.
Javier podał mi telefon, a ja wytarłem dłoń w spodnie. Uśmiechając się głupkowato pod nosem, otworzyłem wiadomość.
Aniela: Wiesz, jeśli chciałeś ze mną nawiązać kontakt, wystarczyło napisać. To nic trudnego 😉
— I co? — Lucas zajrzał mi przez ramię, chociaż doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że nie zrozumie nic po polsku. Nie chcąc ich dłużej trzymać w niepewności, przetłumaczyłem, co napisała Aniela. Wydąłem wargi. Lekki przytyk? Czy może jedna z wielu tych odpowiedzi, które zawsze miała pod ręką?
— Właśnie to spaliłeś — zauważył Javier, częstując się serwetką. Kiedy otarł usta, odrzucił ją na talerz i znowu zaczął wystukiwać palcami rytm na udzie.
— A skąd ty to możesz niby wiedzieć? — stanął w mojej obronie Lucas. — To nic złego, co? — dodał nieco mniej pewnie, posyłając mi pytające spojrzenie.
Już chciałem odpowiedzieć, że szczerze mówiąc, nie mam pojęcia, gdy nadeszła kolejna wiadomość.
Aniela: Doceniam komplement.
Uśmiechnąłem się triumfalnie, dzieląc się dobrymi wieściami z kolegami. Ha! Tak to się robiło! Postanowiłem kuć żelazo, póki gorące. Może nie obiad, w końcu to mieliśmy za sobą. Spacer w lutym był nieco zbyt ryzykowny, zwłaszcza w godzinach wieczornych. Kolacja? Mogłaby się speszyć — ewentualnie ja mogłem się speszyć, bo Anieli chyba nic nie wytrącało z równowagi. Potrzebowałem czegoś neutralnego, ale też niebanalnego.
Spojrzałem na kolegów, mając nadzieję, że w jakiś sposób mi pomogą i podrzucą jakąś fajną miejscówkę, ale jedynie ciężko westchnąłem. Ta dwójka nie spotykała się z kobietami, spędzali większość czasu w swoim towarzystwie, łażąc po knajpach z tłustym, polskim żarciem, którym byli zachwyceni. Może powinienem napisać do środkowego, Kajetana? W końcu się tu urodził.
Kamil: Korzystając z okazji, co powiesz na spotkanie w palmiarni?
Kamil: Piątek? Po południu?
— Ogród botaniczny? — Javier się skrzywił, wyraźnie rozczarowany. — Mogłeś się bardziej postarać.
— Cicho, to nawet romantyczne!
Aniela: Ach, stąd ten komplement przed chwilą. Sprytne, nie powiem.
— Czy ty przestaniesz stukać? — syknął Lucas.
— Nie znasz tej piosenki? Gra mi w głowie od rana i nie mogę sobie przypomnieć tytułu.
Kamil: Staram się wypaść przekonująco.
Kamil: Widzę, że przez telefon średnio mi idzie, więc musisz dać mi szansę się zrehabilitować.
Lucas wpatrywał się w telefon, obserwując migające kropki. Po drgającej brwi domyśliłem się, że był na skraju cierpliwości, jeśli chodzi o Javiera. Aniela pisała odpowiedź, a ja potrzebowałem wszystkich sił, by wyglądać na spokojnego. Miałem mieszane uczucia. Byłem wręcz przekonany, że gdybym zapuścił podobny tekst kobiecie, która jako tako orientowała się w rozgrywkach ligowych, natychmiast zgodziłaby się na spotkanie. Jednakże... z Anielą nic nie było takie oczywiste. I może dlatego tak bardzo zależało mi na tym, by się z nią ponownie zobaczyć?
— Odpisała! — zawołał Lucas, podsuwając mi komórkę. — No, już, tłumacz.
Miałem wrażenie, że libero przeżywał moją konwersację o wiele bardziej niż ja sam... albo chociaż nie miał oporów, by okazywać swoje emocje, w odróżnieniu do mnie.
Aniela: Mam nadzieję, że dobrze wykorzystasz tę szansę ;>
Moi mili,
wszystko wskazuje na to, że idziemy na randkę! Standardowo mam dla Was bilet, ale tym razem odrobinę bardziej romantyczny ;>
A oprócz tego zadecydowaliście! MVP dotychczasowych rozdziałów zostaje nie kto inny jak:
Serdecznie dziękuję wszystkim za udział w zabawie 🏐 Za jakiś czas na pewno ją powtórzymy.
Ja serwuję Ci rozdział, Ty zaserwuj mi tweeta z #ZaserwujęCiMiłość albo komentarz/gwiazdkę ;>
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro