Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 4: szyłeś te kurtki, czy jak?

— Co ty tam narobiłaś, że nie dodali z tobą zdjęcia?

Radek wcisnął mi swoją torebkę, a potem kubełek popcornu z karmelem — ktoś w ogóle taki jadał poza nim? Tylko maślany! Jakby to powiedziała młodzież? Popcorn maślany świat dominacja?

Zmarszczyłam nos, posyłając mu spojrzenie znad okularów. Zignorował je, jak to miał w zwyczaju, a potem zajął swoje miejsce i wyciągnął ręce, by odebrać rzeczy.

— Nic.

Podobnie brzmiące pytanie zadała mi już Konstancja, Anna, nawet narzeczony Anny — Mati — co w sumie mnie zaskoczyło, bo nie wiedziałam, że wiedział o całym przedsięwzięciu. Dziewczyn, podobnie jak Radka, nie zadowoliła lakoniczna odpowiedź, jakiej im wtedy udzieliłam.

— Jak to nic? — zapytał przyjaciel, marszcząc brwi. W ubiegłym tygodniu wrócił do kraju, a zaczerwienienia, jakie zaprezentował nam w trakcie wideo rozmowy przed pamiętnym obiadem, na całe szczęście już zeszły. — Na pewno coś zrobiłaś. — Szturchnął mnie kolanem w udo, kiedy usiadłam obok. — Wylałaś na niego kawę? Kopnęłaś pod stołem? — Zmrużył oczy i przyglądał mi się badawczo. — Nie mów, że go ugryzłaś.

— Nie, nie ugryzłam! — zawołałam wyraźnie sfrustrowana, przez co kobieta zajmująca miejsce przede mną aż się odwróciła. Posłałam jej uprzejmy uśmiech. — Skąd ci to w ogóle przyszło do głowy? — dodałam nico ciszej, ale nadal z wyraźnie słyszalnym wyrzutem.

— Tak tylko sobie powiedziałem — mruknął, a następnie wepchnął do ust całą garść popcornu, na co wywróciłam oczami.

Skupiłam się na tym, co działo się na boisku. Dzisiaj graliśmy z Fosforanami, które zajmowały zaszczytne pierwsze miejsce w tabeli. W ubiegłym roku wygrali Ekstra Ligę, a oprócz tego zostali Mistrzami Europy. Początek tego sezonu był dla nich trudny, z uwagi na utratę przyjmującego i kontuzję środkowego. Niby mieli kim zastępować braki kadrowe — klub wydał niemałą kasę na nowych zawodników, ale oglądając ich grę, czuło się czasami, że to nie ta sama drużyna, co kiedyś. Niezależnie jednak od tego — znowu zaczęli wygrywać i ponownie prowadzili w rozgrywkach.

Patrząc, jak zawodnicy się rozgrzewali, zasępiłam się. Czy mieliśmy w ogóle szanse wygrać dzisiejszy mecz? Raczej stawiałam na smutne trzy-zero, względnie trzy-jeden.

— Wciąż nie mogę uwierzyć w to, że pomyliły zawodników — skomentował nieoczekiwanie Radek. — Rozumiem, jakby pomyliły Szymańskich. — Posłał znaczące spojrzenie w kierunku boiska, gdzie rozgrzewały się obie drużyny, w tym Aleksander Szymański, kapitan Fosforanów, a także Maks Szymański — jego starszy brat i mój ulubiony zawodnik.

— Ale Kamil i Maks? Przecież oni kompletnie nie są do siebie podobni! — Pokręcił z niedowierzaniem głową, chrupiąc popcornem. — Złożysz mi klaskacza? — Podsunął mi czystą ręką kartonik, który posłusznie zaczęłam składać w harmonijkę.

— Może zmyliło je, że obaj grają na pozycji rozgrywającego? — podpowiedziałam, patrząc teraz na nasze Koziołki.

Gdybym była bohaterką jakiejś książki najpewniej chowałabym się za klaskaczem i udawała, że nie zauważam Kamila. Całe szczęście, że takową nie byłam! Swoją drogą, dlaczego niby miałabym się tak zachowywać? Spędziliśmy w miłej atmosferze dwie godziny, w trakcie których nie zrobiłam niczego głupiego, jak to zakładał Radek.

Fakt, nie wiedziałam, czemu na drużynowym Instagramie nie pojawiła się fotka Kamila ze mną, zwłaszcza, że dałam facetowi od mediów zielone światło.

Niewykluczone, że siatkarz zupełnie inaczej odebrał nasze wspólne spotkanie i nie chciał mieć ze mną niczego wspólnego. Nawet jeśli — nie miałam mu za złe. Miał prawo czuć rozczarowanie — nie dość, że na spotkanie przyszła starsza od niego o cztery lata nudna baba, to jeszcze wprost walnęła: nie jestem twoją fanką! Cóż, mogłam być bardziej delikatna. Jednak co się stało, to się nie odstanie, a ja niczego nie żałowałam. Nie widziałam powodu, by się hamować i udawać kogoś, kim nie jestem, tylko by się komuś przypodobać. Zwyczajnie mi się nie chciało.

Poza tym — naprawdę nie brałam tego do siebie. Kamil Jarmużek prawdopodobnie już zdążył zapomnieć o tym, że istnieję.

— Nela, nic ich nie usprawiedliwia. — Radek wyrwał się z zamyślenia. O ile się nie myliłam, zapatrzył się na nowego przyjmującego Fosforanów. — Wyraźnie im napisałem, że chodzi o rozgrywającego Kozłów o imieniu Maks. Podałem nawet numer koszulki!

— Zapamiętałeś numer koszulki Maksa? — zdziwiłam się, a potem mechanicznie i bez namysłu, podebrałam mu trochę popcornu. Prędko tego pożałowałam. Co za paskudztwo! — Jak ty możesz to jeść — wysepleniłam, krzywiąc się. Z bólem w oczach przełknęłam to cholerstwo.

— Nie mieli innego, a nie pozwoliłaś wziąć mi naczosów! — oburzył się, odsuwając ode mnie kubełek. — Poza tym nikt ci nie kazał tego jeść.

Wywróciłam tylko oczami, bo nie było sensu się spierać. Miał rację. Wyjęłam z saszetki Radka płyn do dezynfekcji i umyłam nim dłonie, by nie oblepić tłuszczem klaskacza. Nasz halowy wodzirej zaczął przedstawiać zawodników drużyny gości, a później przeszedł do gospodarzy.

— Czy mogę go wygwizdać? — zainteresował się Radek. — Uważam, że bardzo nieładnie się zachował, nie dodając na Instagrama zdjęcia z tobą. Nie za to zapłaciłem tyle pieniędzy.

Parsknęłam śmiechem, kręcąc głową. No tak — od samego początku sabatowi nie chodziło o to, co JA mogłam zrobić, by podpaść kierownikowi Kozłów, a o to, co zrobił Jarmużek. I czy czasem nie wcisnęłam im jakiegoś kitu, że doskonale się bawiłam, żeby nie było im przykro. Niby podświadomie zdawałam sobie sprawę, że się o mnie martwili i troszczyli, ale miło było usłyszeć coś, co jedynie mnie w tym przekonaniu utwierdziło.

— Nie mam pretensji — powiedziałam, przestając klaskać. — Też bym nie wrzuciła z sobą zdjęcia do sieci.

W odpowiedzi Radek posłał mi pełne politowania spojrzenie i ostentacyjnie wywrócił oczami. Znowu się uśmiechnęłam, szturchając go łokciem. Potem skupiłam się już na meczu.

Wcale nie zdziwiło mnie, że trener nie dokonał żadnych zmian w wyjściowej szóstce. Jeśli ktoś miał wyszarpać gościom chociaż seta, to jedynie nasz najsilniejszy skład. Chyba. Fosforany wystawiły mieszanych zawodników — zrezygnowali ze swojego najlepszego przyjmującego, kapitana drużyny, a także atakującego. To mówiło samo za siebie — mieli nas w poważaniu.

No nic, nie spodziewałam się po nich niczego innego. Podobnie jak pozostali widzowie zaczęłam zagrzewać Kozły do gry, klaszcząc w rytm wybijany przez klub kibica. Niezależnie od wyniku zawsze będę sercem przy nich. A dzisiejszy mecz? Niech będzie dobrym, sportowym widowiskiem.

Zgodnie z moimi obawami — nie zaczęliśmy najlepiej. Pierwsza zagrywka, mimo że cholernie mocna, zatrzymała się na siatce.

— Oddany punkt — burknął pod nosem Radek.

— Czyżby dostali zielone światło od trenera, by nie wstrzymywać ręki? — zastanowiłam się na głos.

Odpowiedz na pytanie dostałam jeszcze w trakcie pierwszego seta. Miałam rację. Prędkość zagrywanych piłek przekraczała sto kilometrów na godzinę — czyli tyle, ile mój samochód na autostradzie. Również mocno obijaliśmy blok czy kończyliśmy krótkimi atakami. Musiałabym być ślepa, by nie docenić w tym momencie doświadczenia naszego rozgrywającego. Maks nie tylko aktywował skrzydła, ale uruchomił również środek, którym dotychczas nieczęsto graliśmy.

— DAWAJ, DAWAJ! — wrzeszczał Aleksander Szymański, kapitan Fosforanów. Niespokojnie krążył od kwadratu do ławy, co chwilę kierując do swoich chłopaków jakieś uwagi. Gracza takiej klasy pewnie oszczędzano na trudniejszego przeciwnika niż my... na jego pozycji grał dzisiaj nowy przyjmujący. Nasi słusznie wyczuli w nim słabe ogniwo — prędko go sprawdzili — później większość zagrywek grali właśnie na niego.

— Kurde, Włodek ma dobrą serię — mruknęłam pod nosem, gdy atakujący Fosforanów wbił nam trzy piłki z rzędu, omijając nasz blok. Klaskacz pękł mi od tego, jak intensywnie uderzałam nim w udo.

— Ten, co wypina się, jakby robił wykopki na polu? — upewnił się Radek, zgniatając puste opakowanie po popcornie. Skinęłam głową.

— Szymański się zaraz tam zejdzie w kwadracie — dodałam, gdy trener gości zażądał przerwy. — Wiesz, chyba coś jest w tym, że spaja drużynę. Zobacz tylko, nie ma go dzisiaj na boisku i każdy sobie. Zupełnie jakby zapomnieli przyjechać na ten mecz.

— Przeszkadza ci to?

— Skądże — wyszczerzyłam się.

Wygraliśmy tego seta. I kolejnego też, ku mojemu zaskoczeniu. Nie pomógł nawet Olek Szymański wyciągnięty na boisko — chociaż nie powiem, to krótkie wejście utwierdziło mnie w przekonaniu, że gdyby grał od początku spotkania, potoczyłoby się ono całkowicie inaczej.

Miałam ochotę przecierać oczy ze zdumienia. To, co działo się na boisku było... niemożliwe, a jednak się działo! Miażdżyliśmy najlepszą drużynę w kraju, jakbyśmy grali z przeciwnikiem plasującym się na ostatnim miejscu w tabeli. Wychodziło nam po prostu wszystko — asy serwisowe, przyjęcie, nawet blok!

Przez ostatnie pięć punktów cała hala stała. Wrzało.

— Ile setów mają Kozły? — zapytał wodzirej.

— Trzy! — wrzasnęłam ze wszystkimi, podskakując w miejscu.

— A Fosforany?

— ZERO!

Rany, nawet nie zdawałam sobie sprawy, że krzyknięcie jednego wyrazu mogło być tak wyzwalające, uwalniające. Zwycięstwa zawsze smakowały dobrze, ale najlepsze były te w dobrym stylu, a nasi... nasi dzisiaj sięgnęli po sam szczyt!

— Rozumiem, że nie idziesz zbić piąteczek?

— Jak to nie? — Spojrzałam na przyjaciela, jakby na czole wyrosło mu trzecie oko. — Idę, nie ma opcji, że nie!

Postanowiłam zignorować znaczące spojrzenie, jakie mi posłał. Kamil Jarmużek? To ktoś taki w ogóle istniał? Kozły pokonały Fosforany. FOSFORANY! Jeszcze trzy-zero! Nie było opcji, abym odpuściła zbicie piątki z moją drużyną!

Dołączyłam do kibiców przy taśmie, podczas gdy Radek poszedł do łazienki. Uzgodniliśmy, że wracając odbierze kurtki z szatni i później posiedzimy jeszcze na trybunach, jak to miewaliśmy w zwyczaju. Przez pierwsze pół godziny nie było opcji, by swobodnie wyjechać z parkingu przy arenie.

Mimo iż sabat nieszczególnie przepadał za siatkówką — często ktoś towarzyszył mi na meczach. Konstancja lubiła te weekendowe — zabierałyśmy Aureliusza, mojego ośmioletniego, rezolutnego siostrzeńca. Z kolei Radosław chodził na te spotkania bezpośrednio po pracy — raczej traktując je jako dobrą wymówkę, by wcześniej wyjść z biura.

Gdy usiadłam na jednym z miejsc w pierwszym rzędzie, by poczekać na przyjaciela, zdałam sobie sprawę, że w tej fali uniesienia nawet nie zwróciłam uwagi czy Kamil przybił mi piątkę. Wzruszyłam ramionami, kto by się tam nim przejmował.

Hala pustoszała. Zawodnicy rozeszli się do rodzin nie umknęło mojej uwadze, jak Aleksander Szymański podszedł do Maksa, by uścisnąć mu rękę, a Maks, jak to Maks przyciągnął młodszego brata do siebie, poklepał go po plecach i jeszcze poczochrał mu włosy. Olek nawet się nie zarumienił, ale spojrzenie mu jakoś tak zmiękło.

Bracia, kapitanowie przeciwnych drużyn, rozmawiali jak nigdy nic. Z uśmiechem obserwowałam, jak Maks bierze na barana swojego małego synka. Rany, ale uwielbiałam tego faceta. Prawie jak nastolatki koreańskich idoli. No dobra, jednak nie, moja fascynacja pozostawała w granicach rozsądku. Paru kibiców robiło sobie zdjęcia z zawodnikami Fosforanów — bądź co bądź najpewniej i tak wygrają Ekstra Ligę. Utrata trzech punktów w dzisiejszym meczu kosztowała ich fotel lidera, ale mieli jeszcze sporo szans, by go odzyskać.

— No wreszcie — mruknęłam, blokując telefon, na którym bezmyślnie zaczęłam przeglądać Instagrama. — Szyłeś te kurtki, czy jak?

— Nigdy tego nie robiłem... ale umiem przyszyć sobie guzik, myślisz, że to wystarczy?

Stłumiłam przekleństwo cisnące się na usta.

— Cześć — przywitał się Kamil, gdy podniosłam głowę i na niego spojrzałam. Musiał mnie zauważyć, gdy przyszłam po piątkę... cholera, czy teraz będzie to wyglądało, jakbym zrobiła to specjalnie? Dobra, nawet jeśli, to nikt mu nie kazał mnie odszukiwać. 

— Cześć — odpowiedziałam, uśmiechając się kącikiem ust.

— Jak wrażenia po meczu? — zagadnął. Chyba zamierzał kontynuować rozmowę. Dziwne, ale nie zamierzałam narzekać.

— To chyba mówi samo za siebie. — Uniosłam mój połamany klaskacz. — Jestem tak cholernie dumna z Kozłów, że nawet sobie nie wyobrażasz. Będę to chyba przeżywać cały weekend — znowu zaczynałam mówić jak katarynka, ale miewałam tak, gdy ekscytowałam się sportem. Radość roznosiła mnie od środka i czułam, że jeśli z kimś się nią nie podzielę, to zaraz zacznę latać pod sufitem.

Kamil chyba rozumiał, co mam na myśli, przynajmniej coś w jego spojrzeniu pozwalało mi tak sądzić. Ogarnęłam go bezwstydnym spojrzeniem. Prezentował się dobrze — jakby w ogóle nie dotknęło go to, że nie wyszedł na boisko. Cieszył się zwycięstwem, które wywalczyli koledzy z drużyny. I powinien, bo niewątpliwie częściowo się do niego przyczynił — w końcu wyjściowa szóstka nie trenowała w oderwaniu od pozostałych zawodników.

— Aniela, jeśli chodzi o Instagrama...

— No co, jeśli chodzi o Instagrama, co?

Jak to w życiu bywało, Radosław pojawił się w najmniej oczekiwanym momencie, targając nasze kurtki. Chciał skrzyżować ramiona na piersi, ale okrycia wierzchnie były za grube, rzucił je więc we mnie. Następnie zrobił to, co planował. A oprócz tego spojrzał na siatkarza z góry, mimo iż był od niego niższy.

— Radek, poznaj Kamila. Kamil, poznaj Radka.

— Jeszcze nie wiem, czy chcę go poznać — powiedział przyjaciel, odwracając głowę w moją stronę. Spomiędzy moich warg wyrwało się ciche sapnięcie, które w domyśle miało być imieniem jedynego czarownika z sabatu.

Z zaskoczeniem zauważyłam, że Kamil nie wyglądał, jakby zachowanie Radosława w jakikolwiek sposób go uraziło. Wręcz przeciwnie... chyba mu zaimponowało?

— Chciałem przeprosić, a może wyjaśnić — zaczął, zerkając przelotnie na mojego kolegę. — Przypomniałem sobie, że w zasadzie to nie zapytaliśmy cię, co na ten temat myślisz. Odgórnie założyliśmy, że zgadzasz się na to, by twój wizerunek pojawił się na Instagramie klubu. Nie miałem numeru telefonu, więc poprosiłem Michała, by dodali zdjęcia tylko ze mną.

Pomysł, żeby moja twarz pojawiła się na profilu mającym kilkanaście tysięcy obserwujących trochę mnie zmroził. Nie przepadałam za zdjęciami, dosyć niechętnie do nich pozowałam, a jak już, to gdy miałam pewność, że pozostaną one między nami — sabatem. Nie oponowałam, ale miał rację — mogłam mieć ku temu pewne obiekcje i miałam.

Nie sądziłam tylko, że w tamtym momencie, w restauracji, moje zachowanie było dla niego tak czytelne.

— Radek jestem — wypalił nieoczekiwanie Radosław, wyciągając do Kamila rękę, na co parsknęłam śmiechem. Widząc, jak przyjaciel się rozluźnia, poczułam, jak schodzi ze mnie całe napięcie.

— Jest też jedna sprawa — zaczął siatkarz, patrząc teraz na mnie. — Mogę prosić cię o numer telefonu?

Rozchyliłam wargi, gotowa zaprotestować, ale zaraz je zamknęłam, widząc minę Kamila. Wyglądał, jakby naprawdę mu na tym zależało. Czemu?

— Aniela — wtrącił Radek. — Zgódź się.

— Okej, ale to ty podasz mi swój numer — postanowiłam. Chciałam mieć sytuację pod kontrolą — w znaczeniu, że chciałam móc zadecydować, czy z tego numeru skorzystam, czy postanowię o nim zapomnieć. Coś jednak w postawie Kamila mówiło mi, że nie odpuściłby tak łatwo.

Wyciągnął rękę i wiedziałam, dlaczego. W pobliżu czekały dwie dziewczyny, które najwidoczniej ośmielone jego obecnością na trybunach, zebrały się w sobie, by podejść i poprosić o zdjęcie. Rozumiałam je. Nadal nie miałam zdjęcia z moim ukochanym Maksem.

— Napisz, gdy będziesz miała chwilę — powiedział Kamil, a potem uśmiechnął się na pożegnanie, a nawet puścił mi oczko! Serce nastoletniej Anieli zabiło mocno w mojej piersi. O rany, już rozumiałam, dlaczego miał tyle obserwujących na Instagramie.

— Nelka, a pokaż mi ten telefon na chwilę — zaczął Radek, gdy tylko wyszliśmy z hali na to cholerne zimno.

— Żebyś zapamiętał numer telefonu do wschodzącej gwiazdy siatkówki i groził jego ujawnieniem? — odparłam z przekąsem, chociaż wiedziałam, że niczego podobnego by nie zrobił. Przynajmniej nie naprawdę — bo żartowanie to co innego.

Wyciągnęłam komórkę z kieszeni i mu podałam. Radek nie wziął jej jednak ode mnie, a potem mamrocząc coś o transparentności, wpisał kod blokady i kliknął na przypiętą u dołu ekranu ikonkę z słuchawką. Uśmiechnął się wesoło.

— Zuch chłopak — powiedział enigmatycznie, idąc w kierunku mojego samochodu.

Unosząc brew, popatrzyłam na ekran, na jakim wyświetlała się lista ostatnich połączeń.

Jakieś pięć minut temu dzwoniłam do Kamila Jarmużek, a raczej to on sam zadzwonił do siebie. A mój numer musiał wyświetlić się na jego komórce.

Cholera jasna.

I tyle z tej kontroli nad sytuacją.

Moi mili,

jesteśmy po pierwszym meczu, a także po paru rozdziałach tej krótkiej historii. Na wirtualnych stronach przewinęło się już kilku bohaterów, więc jak to bywa po każdym meczu, wybierzmy MVP ostatnich rozdziałów!

MVP skrót od most valuable player czyli najbardziej wartościowego gracza. Po meczu przyznawany jest najlepszemu zawodnikowi ze zwycięskiej drużyny.

To jak? Kto według Was zasługuje na tytuł MVP? Aniela, Kamil, Radosław, Konstancja, Anna, Maks, a może Mama Kamila?

Ja serwuję Ci rozdział, Ty zaserwuj mi tweeta z #ZaserwujęCiMiłość albo komentarz/gwiazdkę ;>

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro