Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 3: w domu, jak to w domu

— Cześć, synku, nie przeszkadzam?

— Cześć, mamo — przywitałem się pomrukiem. — Poczekaj sekundkę — dodałem, naciskając największy z przycisków. Następnie zamknąłem zmywarkę, która ze szmerem rozpoczęła jakiś ekologiczny program. Niby był długi, ale wcale nie wodochłonny czy prądożerny. Tak przynajmniej twierdzili w instrukcji.

— Już.

Z sapnięciem padłem na kanapę, wyciągając nogi. Uparcie postanowiłem ignorować wyrzuty sumienia, które narastały w mojej głowie. Cały czas obiecywałem sobie, że zmienię nawyki i trochę częściej będę kontaktował się z rodzicami. Przynajmniej na tyle często, by mama przestała czuć się intruzem nawet przy użyciu telefonu i nie pytała, czy ma zadzwonić, kiedy indziej, bo jestem zajęty.

Nigdy nie byłem zajęty na tyle, by z nią nie porozmawiać, czy do niej zadzwonić. O ile to pierwsze jakoś nam wychodziło — pod warunkiem, że ona wybrała numer — o tyle drugie nieszczególnie.

— Co tam u ciebie słychać? Wszystko w porządku?

— Wszystko dobrze, dlatego nie dzwoniłem.

Po prawdziwe, gdy wszystko było okej, nie miałem z czym do niej dzwonić. Moje życie składało się z treningów i stania w kwadracie. No i okazjonalnego wyjścia z chłopakami na miasto, ewentualnie z gotowania, uwielbiałem gotować. Mogłem spędzić po dwie godziny na Instagramie albo Tiktoku, szukając nowych przepisów albo zwyczajnie śliniąc się do prezentowanych tam dań.

— Ładnie ci poszło. — W jej głosie usłyszałem dumę. — Odbiłeś, jak przeleciała przez siatkę, a potem ją przebiłeś na drugą stronę. Albo skakałeś do tego muru.

Uśmiechnąłem się szeroko, zapadając głębiej w miękkie poduszki. Ta kobieta była absolutnie wspaniała — odkąd ukończyłem dwanaście lat woziła mnie na treningi, wysłuchiwała moich żali i opowieści, oglądała mecze reprezentacji oraz ligowe, a nadal nie przyswoiła żargonu siatkarskiego.

— Dziękuję, mamo.

— Zasłużyłeś na to, by w nadchodzącym meczu grać od samego początku, a nie tylko seta — kontynuowała, na co przytaknąłem jej skinieniem, czego nie mogła zobaczyć. — Trener coś mówił?

— Wiesz, że podejmuje decyzję w ostatnim momencie, żebyśmy wszyscy przykładali się do treningów — przypomniałem, nie mając serca pozbawiać jej nadziei, że w końcu trochę dłużej będzie mogła oglądać mnie na boisku.

Musiałby wydarzyć się cud, bym to ja rozgrywał w trakcie nadchodzącego meczu z liderem Ekstra Ligi i aktualnym mistrzem Europy. Raczej oczywistym było, że trener postawi na doświadczonego, niezawodnego Maksa. Sam bym tak zrobił.

— Ale dość o mnie. — Wykorzystałem chwilę ciszy, przeciągając się. — Jak w domu?

— O tobie nigdy dość, jesteś moim jedynym synem — zaprotestowała, a ja westchnąłem cicho.

— Poza którym masz jeszcze jedyną córkę — przypomniałem życzliwie. — Co u Marty?

Los pokarał moich wspaniałych rodziców dwójką wyjątkowo niepoważnych dzieciaków. Wiadomo, każdy marzy o tym, by jego córka bądź syn zostali lekarzami, prawnikami albo inżynierami — zawodami, które są w jakiś sposób użyteczne dla świata, a poza tym plasują się jako dochodowe. Tymczasem dostali syna siatkarza — i to takiego, który nie potrafił zagrzać nigdzie miejsca na dłużej, ba, nie został również powołany do szeroko rozumianej kadry reprezentacji Polski. A oprócz tego trafiła im się jeszcze Marta, która realizowała się w branży beauty. Jedno mieliśmy wspólne — oboje nie mogliśmy narzekać na zasięgi na Instagramie.

— Dobrze. Pojechała teraz na jakieś dwutygodniowe szkolenie dotyczące wykorzystania metod naturalnych w leczeniu chorób.

— Metod naturalnych w leczeniu chorób? — powtórzyłem powoli, marszcząc brwi.

— Och, coś takiego, nie pamiętam dokładnie — żachnęła się. — Jak chcesz się dowiedzieć, to sam do niej napisz. Powiedz mi lepiej, jak poszedł twój obiad charytatywny? Byłeś już na nim, czy dopiero się odbędzie?

No dobrze, skoro nie chciała o tym rozmawiać, to nie będę dociekał. Chociaż znając moją siostrę i jej pomysły, mogło to być coś dziwnego. Ciekawe co na to tata? Odnotowałem w pamięci, by napisać do Marty.

— Michał rano podesłał mi zdjęcia, z prośbą, bym wybrał jakieś na klubowego Instagrama.

— Cały czas nie mogę ci wybaczyć tego, że nie powiedziałeś mi o swoich planach. Może też chciałam wziąć udział w licytacji? — Zawiesiła głos, robiąc pełną dramatyzmu pauzę. — W każdym razie, jak było?

— Dobrze — odpowiedziałem bez sekundy namysłu, sięgając po jedną z poduszek, którą objąłem. Chwilę później przekręciłem się na brzuch.

— Wiesz, że zaczynam się martwić, gdy jesteś taki lakoniczny. Gdy byłeś mały zwykle oznaczało to kłopoty... chyba nie obraziłeś darczyńcy?

— Nie no, skąd! — obruszyłem się. — Etap kłócenia się ze wszystkimi mam już dawno za sobą, mamo. Po prostu... było dobrze.

Na obiedzie z Anielą było nawet lepiej niż dobrze. Mimo że od naszego spotkania minęło półtorej tygodnia, nie przestawałem o niej myśleć. To było niepokojące — czułem się trochę jak pieprzony obsesant, ale z drugiej strony... czy było coś złego w rozpamiętywaniu mile spędzonego razem czasu? Ostatecznie nie zniżyłem się również do poziomu dna — nie poprosiłem kierownika drużyny o numer dziewczyny — to byłoby nie tylko nieprofesjonalne — to po prostu przegięcie.

Wymowna cisza po drugiej stronie telefonu sprawiła, że sarknąłem głośno. Gwałtownie położyłem się na wznak, wlepiając spojrzenie w sufit.

— Trójka najlepszych przyjaciół Anieli wylicytowała dla niej obiad ze mną, bo uznali, że to doskonały prezent na trzydzieste urodziny dla fanki Kozłów. Okrągła cyfra, więc chcieli dać jej coś spektakularnego, niezapomnianego. — Przypominałem sobie, jak Aniela na moją prośbę dzieliła się ze mną szczegółami całego zajścia. — Udało im się, bo wyobraź sobie, że ja nawet nie jestem jej ulubionym zawodnikiem.

— To chyba niezbyt dobrzy z nich przyjaciele? — zasugerowała ostrożnie mama.

— To nieporozumienie. — Nie wiem, dlaczego, ale poczułem się w obowiązku, by bronić przyjaciół Anieli, których nawet nie znałem. — Kiedy kończyła się aukcja, Radek, który jako jedyny rozróżnia zawodników, nie był dostępny, a dziewczyny były święcie przekonane, że chodziło o mnie. Dopiero trzy godziny przed obiadem dowiedziały się, jak się pomyliły.

— Ale miło spędziłeś czas?

— Lepiej niż gdybym jadł ten obiad ze swoją fanką.

To krótkie zdanie nie oddawało tego, jak swobodnie i komfortowo czułem się w towarzystwie Anieli. W pewien sposób urzekła mnie jej szczerość — mówiła, co myślała i czuła, nie próbując przy tym wywrzeć na mnie wrażenia. A istnieli przecież na tym świecie ludzie, którzy potrafili tak kierować rozmową i udzielać odpowiedzi, by zaskarbić sobie sympatię innych, wspaniale mijając się przy tym z prawdą.

— Czy teraz powiesz mi, jak w domu? — Uznałem, że lepiej było skupić uwagę mamy na czymś innym, nim, jak każda matka, zacznie wyciągać z tego wszystkiego nieprawidłowe wnioski.

— A w domu, jak to w domu — odparła. — W małej miejscowości czas płynie inaczej, jakoś tak wolniej. Sam wiesz.

Wiedziałem, bo wiodłem dokładnie takie same, małomiasteczkowe życie w wielkim mieście. Taki był minus krótkich kontraktów — nigdzie nie zagrzałem miejsca na tyle długo, by zapuścić korzenie nieco głębiej i przywiązać się do kogokolwiek lub czegokolwiek.

— Będę kończyć, synku. Jak coś, to dzwoń.

— Jasne — przytaknąłem. — Mamo?

— Tak?

— Dzięki za telefon.

Jeszcze przez chwilę leżałem na kanapie. Napisałem smsa do Marty, ale nie odpowiadała, co w sumie było dziwne — zwykle miała telefon przyklejony do ręki.

Z nudów zacząłem rozważać przejście się na górę, do chłopaków, żeby trochę pozawracać im głowę. Piętro wyżej mieszkał nasz amerykański libero* oraz brazylijski przyjmujący*, którzy, podobnie jak ja, nie mieli rodziny i zamiast szukać jakiegoś lokum na własną rękę, jednocześnie negocjując wyższą stawkę na kontrakcie, zdali się na klub, jeśli chodziło o zapewnienie mieszkania.

I wtedy przypomniałem sobie o mailu od Michała. Podniosłem się po telefon, a chwilę później już przeglądałem zdjęcia opatrzone krótką notatką, że Aniela wyraziła zgodę na ich publikację na Instagramie.

Zdjęcia wyszły naprawdę ładnie i uznałbym je za takie nawet bez obróbki polegającej chociażby na nasyceniu kolorów. Oparłem się o blat w kuchni, włączając czajnik, żeby zagotować wodę na herbatę. Zaskoczyło mnie, jak na nich wyszliśmy — jasne, nie wyglądaliśmy, jak para, ale nie sprawialiśmy też wrażenia dwójki obcych, którzy poznali się czterdzieści minut wcześniej. Te fotki spokojnie mogły zostać zrobione na jakiejś imprezie, gdzie poszliśmy razem jako kumple.

Potarłem czoło, wracając myślami do naszego spotkania, a ukonkretniając do momentu, w którym Michał pojawił się przy nas z aparatem. Kobieta nie oponowała jakoś szczególnie, mało tego, wydawało mi się, że była nawet zadowolona z faktu, że uwieczniliśmy wspólne spotkanie, jednak...

Czajnik piknął, więc otworzyłem szafkę, by wyciągnąć kubek, w międzyczasie szukając kontaktu na liście. Jęknąłem, orientując się, że wszystkie kubki właśnie w najlepsze się prały. I tyle, jeśli chodzi o herbatę.

— Cześć — odezwałem się, gdy Michał odebrał po trzecim sygnale. — Mam do ciebie prośbę.


Libero — zawodnik, którego zadaniem jest przyjmowanie piłek przeciwnika, zawsze ubrany w koszulkę inną niż pozostali zawodnicy; nie może blokować, atakować, jedynie przyjmować i asekurować;

Przyjmujący — jego zadaniem jest przyjmowanie piłki i gra obronna, może również atakować

Moi mili,

łapcie bilet i bawcie się dobrze na topowym meczu w niedzielę ;>

Ja serwuję Ci rozdział, Ty zaserwuj mi tweeta z #ZaserwujęCiMiłość albo komentarz/gwiazdkę ;>

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro