Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 20: Tadeusz Frycał

Można powiedzieć, że wreszcie zaczęło się układać. Zagrałem dobry mecz — dzięki czemu mogłem liczyć się z szansą na chociaż krótką zmianę w tym jutrzejszym. Co prawda Szare Orły były zupełnie innym typem przeciwnika aniżeli Warszawskie Syreny... obecnie Orły wraz z Fosforanami walczyły o pierwsze miejsce w tabeli po fazie zasadniczej. Był więc to przeciwnik z górnej półki, pretendujący do zdobycia tytułu mistrza Polski w tym sezonie.

Sama klasa drużyny, z którą mieliśmy rywalizować — nam też zależało w końcu na punktach — sugerowała, że trener raczej wystawi jutro Maksa, niemniej głęboko wierzyłem, że wejdę chociaż na zadaniową zmianę.

Od tego drobnego sukcesu o wiele bardziej cieszyła mnie jednak relacja z Anielą. Co prawda nadal nie brałem tego jako coś pewnego — żeby nie stracić czujności i nie przestać się starać — w końcu Nela była kobietą, która zasługiwała na wszystko, co najlepsze, ale byłem pozytywnej myśli. Nasza znajomość rozwijała się cholernie szybko, ale z drugiej strony — nie mieliśmy już szesnastu lat, żadne z nas nie miało też ochoty na jakieś podchody i głupie gierki.

Zależało mi na niej. I na tym, co między nami było.

Odpisałem jeszcze Marcie na smsa i dopiero wtedy dołączyłem do kolegów w szatni. Sądząc po nastrojach — trafiłem w sam środek dyskusji. Marszcząc brwi, zająłem swoje miejsce na ławce, próbując nadążyć za wszystkimi wypowiedziami.

— ... słyszałem, że ma być transferowany do Warszawy — mówił Bogdan, pocierając brodę. — I to za całkiem niezłe pieniądze.

— Co tam pieniądze, teraz gra w drużynie, która przoduje w tabeli. Orły na pewno skończą w pierwszej trójce Ekstra Ligii i ponownie zagrają w Lidze Europy — odpowiedział Paweł. — Kto wie, może potem wykupią go do Włoch.

— O kim mówią? — zagadnąłem Kajetana.

— O Frycale.

Ach, no tak. Tadeusz Frycał — gwiazdor polskiej siatkówki — zawsze na językach, zawsze w świetle reflektorów. Tadeusz był przyjmującym w Szarych Orłach chyba od trzech sezonów, ale szczytową formę osiągnął dopiero rok temu i wówczas wywalczył sobie pewne miejsce w wyjściowej szóstce tej drużyny. Wszystko dzięki temu, jak zaprezentował się w barwach reprezentacji w trakcie międzynarodowego turnieju.

Chociaż nie przyznałem tego na głos — zgadzałem się z Pawłem. Wątpiłem, by Frycał porzucił drużynę z pierwszej trójki Ekstra Ligii, nawet gdyby ktoś zaoferował mu za to wielkie pieniądze. Nie, to nie był ten typ człowieka. Poza tym kasy raczej mu nie brakowało — nawet, jeśli klub nie płacił mu dużo, to nawiązał już kilka stałych współprac medialnych.

— Dla mnie to straszny buc — powiedział Nikodem, kontynuując temat. — Zachowuje się, jakby grał już co najmniej dziesięć lat i wygrał mistrzostwa świata albo medal olimpijski. Prawda jest taka, że więcej dookoła niego tego szumu niż umiejętności. — W głosie kolegi dosłyszałem rozgoryczenie.

Nie dziwiło mnie takie nastawienie. Dwa lata temu Frycał dostał powołanie do kadry, mimo iż większość czasu w Szarych Orłach spędzał w kwadracie. Nikodem rozegrał w tym roku świetny sezon — niezależnie od tego, na którym miejscu w tabeli wylądujemy jako drużyna — indywidualnie bardzo się rozwinął, trener reprezentacji nie pojawił się jednak na ani jednym naszym meczu. To samo dotyczyło w zasadzie Kajetana.

Powołania wisiały nad nami jak czarne chmury, mimo iż prawdopodobnie dopiero za miesiąc poznamy skład tzw. szerokiej reprezentacji*. Ja na swoje nie liczyłem.

— Kamil, a czy Frycał to nie jest czasem twój rocznik? — zainteresował się nieoczekiwanie Bogdan.

Lucas, który o tej pory pozostawał poza dyskusją, z uwagi na fakt, iż toczyła się ona w języku polskim — popatrzył w moim kierunku. Podobnie Javier.

— Mój — potwierdziłem, ściągając buty.

— Czy ty nie byłeś z nim na zgrupowaniu dwa lata temu? — kontynuował atakujący, podczas gdy ja koncentrowałem uparcie wzrok na sznurówkach.

— Byłem — przyznałem znowu. — Ale niewiele już z tego pamiętam — dodałem pospiesznie. — Poza tym Frycał też był wtedy inny, to było przed tym — wykonałem nieokreślony ruch dłonią — całym bum.

Temat mojego pierwszego i zarazem ostatniego zgrupowania, nie należał do moich ulubionych, podobnie jak osoba Tadeusza Frycała. Prawda była taka, że dwa lata temu byliśmy wielkimi durniami — z tym, że tylko jeden z nas miał szczęście... albo znajomości. I nie byłem to ja.

Kiedyś Frycał był inny. Gdy spotkałem go na zgrupowaniu, zobaczyłem w nim odbicie samego siebie — był tak samo niepewnym, zakompleksionym chłopakiem z drygiem do piłki. I też lubił BMW. Dzieliliśmy razem pokój, bo dobrze się dogadywaliśmy — wszystko wskazywało, że wreszcie znalazłem w gronie siatkarzy kogoś, kogo mogłem z czystym sumieniem nazwać kumplem.

Tylko... jak to z młodymi, po raz pierwszy powołanymi do kadry chłopakami bywa, sodówa uderzyła do głowy mocno. Zalaliśmy się w cztery dupy, a przecież bycie w reprezentacji nie polegało na imprezowaniu. Chodzi o sport, wyniki, dyspozycję i przede wszystkim dyscyplinę.

Początkowo mieliśmy wylecieć obaj. Tylko nazwisko Frycał nie pojawiło się wtedy w polskiej siatkówce po raz pierwszy, w odróżnieniu od Jarmużka. Łatwiej było zwalić winę na chłopaka z małej miejscowości, który dopiero to zaczynał i nikt o nim wcześniej nie słyszał.

— Bum — powtórzył za mną Kajetan. — Ładnie to ująłeś. — Uśmiechnął się pod nosem.

— Już jutro nas to czeka. Tadziooo, Tadziooo — zawołał Paweł, przechodząc z falsety. Nawet nie wiedziałam, że tak potrafił. Skupiłem się na zmianie stroju. Miałem żal do Tadeusza, prawda — w końcu nie piłem tej wódy sam, a on nie zrobił nic, by wziąć część odpowiedzialności na siebie. Miałem jednak wrażenie, że tego chłopaka zaczęło to wszystko przerastać — fanki, ukradkowo robione zdjęcia. A może jednak zasługiwał na krytykę ze strony innych siatkarzy? Nie wiedziałem i w sumie nie chciałem w to już wnikać.

— Najlepsze jest, jak Frycał zaczyna każdy wywiad — przypomniał nam Bogdan. Kątem oka zauważyłem, jak drzwi do szatni się uchyliły i do środka niezauważony wszedł Maks. Brew naszego kapitana drgnęła, a mężczyzna przystanął, dłonią przytrzymując drzwi.

— Nie będę odpowiadał na żadne prywatne pytania, zwłaszcza, czy mam dziewczynę — wtrącił pospiesznie Nikodem, idealnie parodiując ton głosu Frycała.

— Po czym zaledwie dwa zdania później, również Frycał: nie mam dziewczyny, ale to nie oznacza, że pójdę z jakąś na studniówkę.

— Tadzioo, dasz mi swoją koszulkę?

— Taaaadziooo....

Chłopacy zarechotali zgodnie. Zerknąłem w stronę wejścia, gdzie Maks chwycił za klamkę i mocno trzasnął drzwiami. W szatni zapadła cisza jak makiem zasiał.

Kapitan skrzyżował ramiona na piersi, po czym popatrzył po wszystkich zgromadzonych w szatni.

— Trening miał się zacząć o godzinie jedenastej — zaczął powoli Maks spokojnym tonem. — Minęły trzy minuty, więc poprosiłem trenera o chwilę cierpliwości. Upłynęły kolejne dwie, a mojej drużyny nadal nie widać. Po siedmiu postanowiłem sprawdzić, gdzie zgubili się zawodnicy Kozłów, i co? Znajduję ich w szatni, kompletnie nieprzygotowanych do treningu, w dodatku naśmiewających się z innego siatkarza. — Szymański nie podniósł głosu, ale jego jasne oczy ciskały gromy.

Nie musiał dodawać nic więcej — cały wręcz emanował rozczarowaniem. Nie tego po nas oczekiwał, to było oczywiste. I nie do tego przyzwyczaiły nas Kozły — wszyscy staliśmy zawsze po tej samej stronie, wzajemnie broniąc swoich pleców. Tadeusz Frycał nie był jednym z nas, ale tak samo jak my był siatkarzem. Dzisiaj on, jutro ktoś inny. W końcu jechaliśmy na tym samym wózku.

— Chcę was widzieć za dwie minuty na boisku. Skoncentrowanych i gotowych do gry.

Drzwi za Maksem zamknęły się z hukiem. Wymieniliśmy spojrzenia. Przez pierwsze trzydzieści sekund nikt nie odważył się odezwać, później zaczęły się szmery i pomruki. Nikt jednak nie wrócił do tematu gwiazdy polskiej siatkówki.

Zostawiłem wszystko za sobą, w szatni — przynajmniej tak mi się wydawało, dopóki nie podzieliliśmy się na boisku na dwie drużyny. Sądziłem, że gram dobrze — moje rozgrywanie nie odbiegało od tego, jakie zaprezentowałem na ostatnim meczu. To, że Bogdan albo Javier nie wykańczali ataków nie było przecież już moją winą, prawda? Robiłem to, co do mnie należało — rozgrywałem.

O rozgrywających mówiło się wiele, a z pewnością nie bez powodu określano ich mózgami każdej drużyny. Zawodnik na mojej pozycji powinien czuwać nad tym, co działo się po drugiej stronie siatki — reagować szybko, pozostawać elastycznym. Widzisz, że środek jest wolny — grasz właśnie tam. Przeciwnik uparł się na obstawianie jednego ze skrzydeł? Dajesz na drugie.

Zdawało mi się, że właśnie tak robiłem.

— Kamil, możesz na chwilę? — zawołał za mną Maks, gdy spoceni schodziliśmy do szatni po treningu. Machnąłem ręką do Lucasa, który posłał mi pytające spojrzenie i zawróciłem do kapitana oraz trenera drużyny. Mieli neutralne miny, ale czułem, całkowicie podświadomie, że nie czekało mnie nic dobrego.

— Zagrałeś ostatnio fajny mecz — pochwalił mnie trener. — Ale dzisiaj na boisku nie było śladu po tym Kamilu Jarmużku.

Zamrugałem. Nie było śladu? Wydawało mi się, że robiłem dokładnie to, co na meczu z Syrenami...

— Nie było cię na tym boisku — przytaknął cicho Maks, a w jego jasnych oczach dostrzegłem coś, czego tak bardzo nie lubiłem — zmartwienie.

— Dogrania miałeś niedokładne — zaczął wyliczać trener, stukając długopisem w podkładkę — dostrzegłem tam szereg ręcznie sporządzonych adnotacji. — I zdecydowanie za wysokie. To nie jest siatkówka plażowa. Jednak najważniejsze: nie kontrolowałeś tego, co działo się na boisku. Jesteś rozgrywającym, Kamil, to ty ciągniesz drużynę, ty nadajesz jej rytm. Co Bogdan ma wyczarować ze słabo dogranej piłki? Co ma zrobić, gdy po drugiej stronie siatki czeka już szczelny blok?

Zacisnąłem mocno wargi, powstrzymując się przed odpyskowaniem. Większość piłek, jakie dostałem, też było beznadziejnie dogranych, ale nikt nie wypominał tego naszemu drugiemu libero. Dlaczego po mnie oczekiwano, że będę naprawiał po kimś błędy, a innym dawano specjalne fory? Przecież Bogan równie dobrze mógł ten blok obić albo wcisnąć piłkę między zawodników.

Zwyczajnie w świecie poczułem się chujowo. I pomyśleć, że jakieś dwie godziny temu byłem przekonany, że wreszcie zaczęło się układać.

Trener poklepał mnie po ramieniu, a potem odszedł, zostawiając z Maksem.

— Masz potencjał — powiedział nieoczekiwanie kapitan drużyny. — Wiem, co potrafisz, widziałem to nieraz. Nie mam pojęcia, co się zadziało, ale musisz się skupić, Kamil — kontynuował. — Twoi koledzy na ciebie liczą i ufają twoim decyzjom, ale nawet najlepszy atakujący czy przyjmujący nie wykończy kiepskiej piłki. — Zacisnął palce na moim barku, zmuszając mnie, bym na niego spojrzał. — Kozły w ciebie wierzą. Ja w ciebie wierzę. Jedź do domu, odpocznij, wycisz się. Jutro mamy wielki dzień.

Skinąłem głową na potwierdzenie i nic nie powiedziałem, chociaż miałem ochotę wrzeszczeć. Nie zgadzałem się z tym, co usłyszałem, ale w głębi duszy wiedziałem, że mieli rację. Musiałem się skoncentrować.

*pierwsze trzy drużyny z tabeli Ekstra Ligii awansują do Ligi Europy

* szeroki skład reprezentacji — wszyscy powołani do składu reprezentacji zawodnicy, z których trener wyłoni później wyjściową szóstkę

Moi mili,

pora na ostatni mecz fazy zasadniczej tego sezonu Ekstra Ligi!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro