Rozdział 2: mogę twojego steka na wynos?
Jako gospodarz spotkania poczuwałem się, by przyjechać na miejsce wcześniej. Nie chciałem kazać swojemu gościowi czekać. Długo zastanawiałem się nad wyborem lokalu, aż w końcu postawiłem na casualową knajpkę na Starym Rynku, w której każdy poczułby się swobodnie. Przynajmniej miałem nadzieję, że Aniela właśnie tak się będzie czuła.
— Dziękuję. — Uśmiechnąłem się do kelnerki, która przyniosła mi zamówioną kawę.
— Zrobimy parę fotek, a potem usiądziemy na drugim końcu, żeby dać wam trochę swobody. — Marek wskazał kciukiem za siebie na stolik, gdzie rozłożył się już Michał ze sprzętem — nasz człowiek orkiestra od mediów. — Gdyby się coś działo, daj znać.
Odprowadziłem Marka wzrokiem, poklepując dłońmi twarde uda. Zaczynałem się denerwować, co było do mnie niepodobne. To wszystko przez to, że chłopaki, zamiast zachować tę informację dla siebie, powiedzieli mi, że licytację wygrała kobieta o imieniu Aniela, która w tym roku kończyła trzydzieści lat. Nie mógł to być jakiś facet? Albo chociaż... wiem, że to było niegrzeczne, życzyć tak kobiecie, ale czy Aniela nie mogła być odrobinę starsza? Tak o jakieś piętnaście lat? Cztery lata różnicy między nami sprawiały, że czułem się dziwnie nieswojo.
Gdy zacząłem wystukiwać stopą rytm lecącej w radiu piosenki, drzwi do lokalu trzasnęły. Popatrzyłem w kierunku wejścia, gdzie stała kobieta, z którą miałem zjeść posiłek. Krótkie spojrzenie w kierunku chłopaków upewniło mnie w tym przekonaniu, bo kiwali szybko głowami.
Podczas gdy Aniela ściągała kurtkę, podniosłem się z krzesła, by się z nią przywitać.
— Cześć — powiedziała, odrobinę zadzierając głowę, gdy stanęła kilka kroków przede mną. Założyła dżinsy, które fajnie podkreślały jej zaokrąglone biodra. Do tego wciągnęła bluzeczkę w biało-granatowe paski, a na szyi zawiązała jedwabną, krótką apaszkę.
Nie rumieniła się, nie wodziła nerwowo wzrokiem po pomieszczeniu, nie. Jej ciemne oczy przyglądały mi się z lekkim zaciekawieniem zza szkieł czarnych oprawek okularów, podczas gdy podkreślone szminką usta wyginały się w lekkim, ale ostrożnym uśmiechu.
Przy oczach dostrzegłem pierwsze zmarszczki i to właśnie ich widok sprawił, że coś się we mnie przełamało. Miałem takie same. Aniela musiała się często śmiać, więc jednak, poza siatkówką, mogliśmy mieć coś wspólnego.
— Cześć — odpowiedziałem, a potem prędko odchrząknąłem, bo mój głos zabrzmiał nieco ochryple. Nie miałbym oporów, żeby ją podrywać, bo lubiłem ciemnookie szatynki, jednak dla dobra klubu i siebie, powinienem zachować się profesjonalnie. Zresztą nie musiałem zastanawiać się nad tym dwa razy, by zdawać sobie sprawę, jak zły byłby to pomysł.
— Aniela — przedstawiła się, wyciągając rękę.
— Kamil. — Krótko uścisnąłem jej ciepłą dłoń, a potem zaprosiłem gestem do stolika. — Domyślam się, że lubisz mięso? — zapytałem głupio, chociaż miałem świadomość, że skoro byliśmy w tej restauracji, musiała odpowiedzieć twierdząco na formularzu. I tyle, jeśli chodzi o myślenie nad tym, co się mówiło i robiło.
Aniela jednak nie zdawała się zrażona moim pytaniem. Wsunęła się na miejsce na kanapie, przekładając pasek torebki przez ramię, którą postawiła obok siebie.
— Lubię — potwierdziła. — Chociaż ostatni preferuję tofu i inne roślinne zamienniki. — Podziękowała cicho, gdy podałem jej kartę. Odgarnęła luźny kosmyk włosów za ucho, skupiając wzrok na wymienionych daniach.
— To kwestie światopoglądowe? — ciągnąłem dalej, zmuszając się do zaprzestania podrygiwania nogą. Naprawdę się denerwowałem. Niemożliwe, Jarmużek się stresował!
— I tak, i nie. — Podniosła wzrok i posłała mi oszczędny, krótki uśmiech. — Hodowla bydła, jak i produkcja mięsa, za bardzo przyczyniają się do pogorszenia klimatu, więc mając do wyboru rezygnację z mleka albo mięsa, wybrałam to drugie.
Z trudem zdusiłem jęk, jaki cisnął się na moje usta. Tylko ja mogłem trafić na jakąś szaloną aktywistkę...
— A tak naprawdę — Aniela odłożyła menu na blat stołu — nie tylko nie lubię przyrządzać mięsa, ale nie lubię też wynosić śmieci. A resztki i odpady szybko się psują. — Skrzywiła się, marszcząc przy tym nos.
Ta nieoczekiwana, rozbrajająca wręcz szczerość sprawiła, że parsknąłem śmiechem, opadając na oparcie krzesła. Czy ja naprawdę rozmawiałem z całkowicie obcą mi kobietą o tym, że mięso szybko zaczynało śmierdzieć?
Gdy chciałem coś powiedzieć, nieoczekiwanie ciszę przerwała głośna wibracja.
— Och, przepraszam. — Aniela sięgnęła do torebki, z której wygrzebała dzwoniący telefon. — To mój sabat i rodzina — dodała wyjaśniająco, przesuwając palcem po ekranie. — Wybacz... jeśli im nie odpiszę, będą bombardować mnie smsami przez najbliższą godzinę. — Posłała mi przepraszające spojrzenie, a ja jedynie wzruszyłem ramionami.
Znowu odchrząknąłem.
— Czym jest sabat? — zagadnąłem.
— Sabat czarownic — mruknęła, klikając coś zawzięcie. Mimowolnie zauważyłem, że nie miała obrączki ani pierścionka. — W jego skład wchodzi Konstancja, Anna oraz Radosław. Konstancja to moja starsza siostra, Anna jest przyjaciółką z liceum, a Radek to mój wspólnik i kolega z czasów studenckich. Właśnie napisał, że mu głupio przez tę całą sytuację... Konstancja z kolei domaga się zdjęcia, bo nie chce uwierzyć, że jednak tutaj przyszłam. Przy czym na zdjęciu ma być więcej jedzenia niż ciebie, ale ty też musisz się pojawić. — Brew kobiety drgnęła. — Natomiast Anna chce hot fotkę, cokolwiek to znaczy. — Aniela nie tylko mówiła z prędkością światła, ale również tak pisała.
— To... bardzo precyzyjne żądania — zauważyłem ostrożnie. Nim zdążyłem coś dodać, podeszła do nas kelnerka, by przyjąć zamówienie.
— Nie spodziewałabym się po nich innych — powiedziała, odkładając telefon. Nie umknęło mojej uwadze, że go wyłączyła.
— Żadnych zdjęć? — zapytałem, wskazując podbródkiem na przedmiot, który chowała do torebki.
— Żadnych zdjęć. — Uniosła dłonie, jakby w obronnym geście. — A poza tym... wiem, że jesteś zbyt grzeczny, by zadać to pytanie, ale na pewno zastanawiasz się nad odpowiedzią. Z kolei sam fakt, że się nad tym zastanawiasz, sprawia, że czuję się nieswojo. W konsekwencji oboje czujemy się niekomfortowo, a nie o to w tym wszystkim chodzi, więc... nie, nie jesteś moim ulubionym zawodnikiem Kozłów.
Przez kilka uderzeń serca siedziałem nieruchomo, wpatrując się w kobietę przede mną i, zastanawiając, o czym ona, do licha, mówiła. Mrugnięcie później dotarła do mnie brutalna szczerość płynąca z tej wypowiedzi. Sprawiła ona, że szczerze i głośno się zaśmiałem, zwracając na siebie uwagę wszystkich przebywających w restauracji.
— Powinienem się obrazić czy zapytać, co mam zrobić, aby się nim stać? — odparowałem na to, uśmiechając się przy tym w taki sposób, że kobietom miękły kolana.
— Co do pierwszego: rozumiem, że jeśli się obrazisz, to wyjdziesz. Mogę twojego steka na wynos? — Kącik jej ust zadrgał, a ciemne oczy rozbłysły. — A co do drugiego... waham się pomiędzy czymś głupim, jak na przykład obskoczenie ratusza na jednej nodze, a bardzo głupim. Jak się zdecyduję, dam znać.
Śmiałem się dalej, aż w końcu musiałem otrzeć łzy wzbierające w kącikach oczu. Nie mam pojęcia, jak na to wpadła, ale miała rację — przyznając, że nie jestem jej ulubionym zawodnikiem, przestałem odczuwać skrępowanie. Chociaż, nie powiem, odrobinę mnie to zakłuło.
— No dobra, skoro zaprzeczasz byciu moją fanką, jakim cudem tutaj trafiłaś? — zapytałem, bo w tamtym momencie właśnie to mnie nurtowało najbardziej. Wydać trzy tysiące, nawet na szczytny cel, aby zjeść obiad z kimś, za kim się nie przepada? Dziwna kobieta. Albo coś mi umykało.
— To proste. Jesteś moim prezentem urodzinowym.
Powiedziała to tak szczerze, że nie sposób było doszukiwać się w tym zdaniu jakiekolwiek podtekstu. O dziwo, nie poczułem się również potraktowany przedmiotowo, a może powinienem. Podrapałem się po karku.
— Sabat — wskazała dłonią na torebkę — chciał zrobić mi wyjątkowy prezent na trzydzieste urodziny. Spokojnie z życzeniami, te urodziny dopiero będą. Wracając do tematu, uznali, że skoro kibicuję Kozłom, to za punkt honoru wzięli sobie wygranie aukcji. Oto jestem.
No tak. A ja, zawodnik z kwadratu, naiwnie myślałem, że obiad ze mną wylicytuje jakiś mój wielki fan, który będzie wpatrywał się we mnie z uwielbieniem. Jednak paradoksalnie wcale nie czułem, by było źle. Aniela nie unikała nawiązywania kontaktu wzrokowego, nie wierciła się, była bezpośrednia i szczera, a także niezainteresowana mną romantycznie. Dostałem dokładnie to, czego chciałem.
— No dobra, skoro gramy w otwarte karty, to powiedz mi, dlaczego akurat Kozły. — Chwyciła widelec, ponieważ kelnerka postawiła przed nami przystawkę. — Ściemę, że podoba ci się to wiecznie rozkopane w remontach miasto, zostaw dla prasy.
— Zatęskniłem za Polską po sezonie w niemieckiej lidze — powiedziałem, nabijając na widelec sałatę. Aniela słuchała mnie w skupieniu. — Dostałem kilka propozycji od różnych klubów, w tym takich z południowej Polski, ale niższej ligi.
— A mimo wszystko wybrałeś Kozły, w których na pozycji rozgrywającego gra światowej klasy zawodnik. — Podparła podbródek na dłoni, przyglądając mi się uważnie, jakby chciała mnie rozgryźć. — Nie chciałeś być gdzieś pierwszymi skrzypcami?
Może nie powinienem tego mówić, w szczególności całkowicie obcej dziewczynie, ale czułem, że przy Anieli nie muszę nikogo udawać. Nie wiedziałem, skąd we mnie to zaufanie, uznałem jednak, że warto posłuchać intuicji.
— Wiesz, kieruję się zasadą — niczego nie żałuj. Dlatego nie rozpatruję niczego w kategoriach, że czegoś chciałem, ale przez to, że postanowiłem inaczej, się to nie udało.
— Niczego nie żałuj — powtórzyła za mną, wyraźnie zamyślona, skupiając wzrok na zawartości miski, w której grzebała widelcem. — Podoba mi się.
— Może i nie gram w Kozłach w wyjściowej szóstce, nie jestem tym pierwszym wyborem, ale nie żałuję. Maks jest świetnym rozgrywającym, a ja cieszę się, że mogę się od niego uczyć. Nie zamierzam go oczywiście naśladować, chcę wypracować jakiś własny, unikatowy styl gry. Więc jestem w tym miejscu, w jakim jestem i nie żałuję.
Mówiłem prawdę, częściowo. Podpisując kontrakt z Kozłami, liczyłem się z tym, że mój kontakt z piłką ograniczy się jedynie do treningów. Była też inna kwestia, ale o tej nie chciałem wspominać.
— Wiesz, ciekawi mnie jedna rzecz — zaczęła Aniela, ale umilkła, gdy kelnerka podeszła do nas, by zabrać miski po przystawce i zastąpić je podłużnymi kamieniami ze stekami. Aż zaciągnąłem się zapachem, wspaniały! — Urodziłam się tutaj, dorastałam i jeśli nie liczyć wyjazdów na wakacje, nie wyściubiłam nosa z tego miasta. Jak to jest co roku zmieniać środowisko? Nie wiem, nie przywiązujesz się do miejsc, ludzi? Nie wsiąkasz w to nowe miejsce? — Zmarszczyła brew, przyglądając mi się.
Spodziewałem się pytania o Kozły. O to, co myślę na temat decyzji trenera, o stanie w kwadracie, kolegów z drużyny, ale niekoniecznie o to, dlaczego się przeprowadzałem. Odchyliłem się na krześle, przestając jeść. Aniela nie miała takich oporów, właśnie kroiła swojego steka na mniejsze kawałki.
— To zależy od tego, kto i co mi zaproponuje. Do tej pory wszystkie kontrakty miałem krótkie i w żadnym miejscu nie zostałem na dłużej. — Zamyśliłem się. — W zasadzie to zmienił się model kontraktowania zawodników, już chyba nikt nie przywiązuje się do jednej drużyny na więcej sezonów.
— Poza tymi, którzy mają rodziny.
— Poza nimi — przytaknąłem. — Jaką kuchnię lubisz najbardziej? — postanowiłem zmienić temat, a jedzenie było pierwszym, co przyszło mi do głowy. Chciałem dowiedzieć się o Anieli nieco więcej, ale kompletnie nie miałem pojęcia, jak to zrobić.
— Szybką i dobrą — odparowała, a ja uśmiechnąłem się szeroko.
— Na wszystko masz odpowiedź?
— Tak. — Wzruszyła bezradnie ramionami. — Tak już jest, jak masz starszą o dziesięć lat siostrę. — Upiła łyk wody. — Swoją drogą, może się mylę, bo opis aukcji widziałam tylko przez chwilę i już po jej zakończeniu, ale czy czasem nie miałeś ugotować czegoś sam?
— Miałem — potaknąłem. — Ale to przywilej dla prawdziwych fanów. — Puściłem jej oko, na co ciemna brew kobiety drgnęła. Już chciała coś powiedzieć, ale nieoczekiwanie przy naszym stole pojawił się Michał z Markiem. Omal nie jęknąłem na ich widok... musieli akurat teraz?
— Co powiecie na to, byśmy zrobili jakieś zdjęcia na klubowego Instagrama?
Kobieta zassała lewy policzek, wpatrując się w mężczyzn. Nie wyglądała na szczególnie zachwyconą — wręcz przeciwnie, jakby wizja fotki ze mną napawała ją swego rodzaju niesmakiem. Ostatecznie jednak skinęła głową, nie dzieląc się z nami swoimi przemyśleniami.
Chciałbym powiedzieć, że krępowałem się, ustawiając się przy Anieli do zdjęcia, ale byłoby to chyba największe kłamstwo w moim życiu, a przynajmniej jedno z większych. Nawet nie zapytałem, sam pozwoliłem sobie ułożyć dłoń na plecach kobiety, żebyśmy wyglądali nieco bardziej naturalnie i swobodnie.
— Anna byłaby wniebowzięta — mruknęła półgębkiem Aniela na tyle cicho, by Michał tego nie usłyszał. Czyżby schlebiała mojemu ego, sugerując, że moja bliskość była hot?
— Uśmiechnijcie się, o, może być, jeszcze chwila, mam. Dzięki!
Wycofałem rękę z pleców szatynki, a ona stanęła do mnie przodem.
— Nie bierz tego do siebie, to po prostu kwestia wysokiego, umięśnionego faceta — dopowiedziała, unosząc niego brodę, by móc spojrzeć mi w oczy. Już gdy się witaliśmy, nie umknęło mojej uwadze, że miała z jakieś metr siedemdziesiąt wzrostu. Czubek jej głowy wypadał na wysokości końcówki mojego ucha.
Stłumiłem śmiech, obserwując, jak Aniela kiwała głową. W tym czasie kierownik drużyny tłumaczył, że prześlą jej zdjęcia po obróbce i poproszą o akceptację tych, które zostaną udostępnione na Instagramie.
Został nam jeszcze deser, a ja wcale nie byłem taki pewien, czy chcę ten obiad kończyć.
Moi mili,
w rozdziale czwartym, czyli już za tydzień, czeka nas topowe spotkanie: Białe Kozły vs. Fosforany! Tego nie możecie przegapić, więc lepiej zadbajcie o bilety już teraz!
Ja serwuję Ci rozdział, Ty zaserwuj mi tweeta z #ZaserwujęCiMiłość albo komentarz/gwiazdkę ;>
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro