Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 15: Ciechocinek

— O cholera, Aniela. — Anna aż się zapowietrzyła z wrażenia i zaczęła machać rękoma tuż przed moją twarzą. — On był o ciebie zazdrosny!

— Zaraz zazdrosny — burknęłam, po czym pociągnęłam solidny łyk wina. Tak naprawdę nie było sensu zaprzeczać, ale jakże dorośle chciałam sobie ponarzekać. Wyciągnęłam nogi, opierając stopy o udo rozwalonego tuż obok kumpla.

Jakieś dwie godziny temu Radek wysłał nam smsa o następującej treści: Radosław wzywa pomocy. Odpowiedź mogła być tylko jedna: A Sabat odpowie. Krótko później wraz z Anną stawiłam się w mieszkaniu mojego wspólnika wraz z dwiema butelkami jego ulubionego wina. Brakowało tylko Konstancji, ale Aureliusz miał jutro kartkówkę z matematyki i ktoś musiał go odpytać, a Seweryn miał wychodne. 

— Też byłbym zazdrosny, gdyby do mojej kobiety dostawiał się taki typ — skomentował to Radosław, scrollując w najlepsze Google grafika, gdzie wyszukał sobie Javiera. W odpowiedzi znowu upiłam wina.

— Ty się nie liczysz, bo nie jesteś obiektywny — wytknęła mu Anna, zerkając przez ramię na ekran telefonu. — Wow. Jest na co popatrzeć.

— Zachowujecie się, jakbyście nigdzie nie widzieli Javiera na żywo — wytknęłam im. — Przypominam, chodziliście ze mną na mecze.

— Owszem, ale wtedy nie wiedziałem, że to brazylijskie ciasteczko gustuje w mężczyznach.

— A ja nie wiedziałam, że może zostać chłopakiem mojej najlepszej przyjaciółki.

— Jesteście niemożliwi — podsumowałam, przymykając powieki. Nieoczekiwanie zatęskniłam za siostrą. Chociaż nie, na jej warcie byłoby o wiele gorzej. — To brazylijskie ciasteczko to ponoć całkiem fajny facet, więc nie spłycaj go tylko do ładnej buzi. Poza tym to jeszcze nic pewnego, a jedynie moje przypuszczenia... Swoją drogą czy ty nie przeżywasz właśnie załamania z powodu rozstania?

— Już mi przeszło — odparł natychmiast Radosław. — Po co mi Piza, skoro mogę jeździć do Rio de Janeiro?

W odpowiedzi jedynie westchnęłam. Mógł mówić, co chciał, ale obie z Anną wiedziałyśmy, że prędko nie zapomni o swoim Włochu. Kręcił z nim od ładnego pół roku i momentami nadal wypierał się istnienia tego związku. Może i słusznie, biorąc pod uwagę, jak to się ostatecznie skończyło. Czasami chyba lepiej było nie nazywać tego, co się działo. Niech sobie po prostu będzie — bez analizowania, bez budowania dookoła tego oczekiwań.

— Wracając do tematu, zastanawiałaś się nad wami, Nela?

Wiedziałam, że Anna tak prędko mi nie odpuści. Nawet, jeśli spotkaliśmy się tutaj, by rozmawiać jedynie o Radku. A ten skubaniec, zamiast się nad sobą użalać, jak docelowo zapewniał, że będzie robił, podstępnie wyciągnął ze mną wszystko, co wydarzyło się między mną a Kamilem... pod pretekstem zajęcia myśli czymś innym! A ja się głupia dałam nabrać.

— Nie ma żadnych nas.

— I to jest błędne podejście — wytknął bezlitośnie przyjaciel, podnosząc się nieoczekiwanie z kanapy, przez co moje stopy wylądowały na podłodze. — Co, gdyby Kamil zagrał w otwarte karty i zapytał, czy chcesz z nim być?

Radek machnął gwałtownie butelką wina, rozkładając szeroko ramiona.

— Że niby mam wam odpowiedzieć? — upewniałam się, bo wpatrywali się we mnie jak sroka w gnat. Zgodnie pokiwali głową, jak te śmieszne odpustowe pieski na wybojach.

— Ale ja go nawet nie znam — zapiszczałam rozpaczliwie. — Nie wiem, czy ma rodzeństwo, jak się nazywają jego rodzice i skąd w ogóle pochodzi.

— Nic trudnego. — Anna już sięgała po leżący między nami telefon Radka.

— Ej, nie wykorzystujcie tego, że jest osobą publiczną. Powinnam się dowiedzieć tego od niego.

— Kamil Jarmużek pochodzący z Ciechocinka gracz Kozłów...

— Widzisz? — Radek wycelował we mnie szyjką butelki, którą chwilę temu odkorkował. — Już wiesz.

— Gdzie jest ten cały Ciechocinek w ogóle, co? — mamrotała Anna.

— To bardzo ładne miasto gdzieś na Kujawach — pospieszył jej z pomocą mężczyna. No proszę, jaki miły. — Tężnie, uzdrowiska, święty spokój. Czego chcieć więcej? — Zaczął rozlewać wino. — Moja mama bardzo lubi jeździć tam do sanatorium.

— O! — Anka podsunęła mi pod nos telefon. — Zobacz, jaka urocza fontanna. Już widzę, jak do niej podchodzicie, trzymając się za ręce i całujecie się na tle tego Jasia i Małgosi, czy kto tam jest pod tą parasolką. A potem pójdziesz z teściami na spacer wzdłuż tej dłuuugiej tężni. No dobra, może nie, trochę za długa, a jeszcze nie wiemy, czy pani Jarmużek jest dobrą kobietą i da się z nią wytrzymać.

— Kamil jest siatkarzem — wymamrotałam, przytykając palce do skroni. Po moich słowach w pokoju zapadła cisza. Nawet grający w tle telewizor ucichł, bo na youtube wyświetliło się pytanie, czy nadal chcieliśmy kontynuować korzystanie z aplikacji.

— No i co z tego? — zapytała Anna, sięgając po pilota, by zaznaczyć odpowiedź twierdzącą. Po minie Radka zdałam sobie sprawę, że przyjaciel domyślał się, o co mi chodziło.

— Zaczynają się klubowe roszady zawodników — powiedziałam cicho, podkurczając nogi. — Kamil nie przedłużył jeszcze kontraktu z Kozłami, nie wiem, czy zostanie tutaj na kolejny sezon czy nie wyfrunie gdzieś na drugi koniec Polski albo nie wróci za granicę. A ja...

Wzruszyłam ramionami. Anna miała rację — Kamil był o mnie ostatnio zazdrosny. Nie byłam głupia i zdawałam sobie z tego faktu sprawę, jednak, jak to z nami kobietami bywało, lubiłyśmy czasami tkwić bezpiecznie w bańce własnych kompleksów. I uparcie powtarzałam, że młodszy o cztery lata facet, któremu nie brakowało ani urody, ani uroku osobistego, nie interesowałby się taką nudną, przeciętną kobietą jak ja.

Zwłaszcza mężczyzna będący sportowcem. Może patrząc na to z szerszej perspektywy, uznać należałoby, że Kamil zbliża się do sportowej emerytury, jednak na pozycji rozgrywającego mógł spokojnie pograć jeszcze z dziesięć lat — czego najlepszym dowodem był kapitan naszej drużyny, Maks.

Kariera stała przed nim otworem, jeśli tylko ktoś da mu miejsce w wyjściowej szóstce.

— Och, Nelka... — Anna przytuliła się do mnie, a Radosław odstawił butelkę po winie na stoliku do kawy i oparł się o mój drugi bok.

Nie musiałam nic mówić, w końcu znali mnie lepiej niż ja sama. Wiedzieli, że tutaj było moje miejsce na świecie — to właśnie tu miałam rodziców, siostrę, siostrzeńca, a przede wszystkim ich, przyjaciół. I nie byłam gotowa na to, by stąd wyjeżdżać.

Można powiedzieć, że stałam na metaforycznej granicy i się wahałam. Nie znałam Kamila długo, bo w końcu, ile to minęło od naszego wspólnego obiadu? Miesiąc? A mimo tego czułam się tak, jakby był ze mną od zawsze. Przerażało mnie, jak szybko do niego przywykłam, jak prędko mu zaufałam oraz uznałam go za pewną stałą w swoim życiu.

— Myślisz, że nie traktuje cię poważnie? — zapytała cicho Anna.

— Nie starałby się tak bardzo, gdyby chciał ją tylko zaliczyć — odpowiedział od razu Radek, układając wygodniej policzek na moim ramieniu. — Poza tym, gdyby chodziło o seks, mało to małolat, które dałyby się pokroić, żeby mu obciągnąć?

— Skąd wiesz? — Anna wychyliła się zza mnie, by popatrzeć na Radosława. — Aniela do brzydkich nie należy, nie zdziwiłabym się, gdyby chciał się z nią przespać. Poza tym może to jakiś chory zakład albo inne gówno?

Też się nad tym zastanawiałam. Skłamałabym, gdybym powiedziała, że tak nie było. Prędko jednak tę opcję odrzuciłam.

— On taki nie jest — powiedziałam cicho, ale stanowczo. — Radek ma rację. Kamil jest na tyle bezpośredni, że gdyby chodziło mu tylko o seks, od razu postawiłby sprawę jasno. Nie sądzę, by zakład również wchodził w grę... z tego, co zauważyłam nikogo tutaj nie ma poza chłopakami z drużyny, a oni nie są takim typem ludzi.

— Cieszę się, że go bronisz Nela, ale mimo wszystko powinnaś być ostrożna. To, że nie ma tu żadnych znajomych, nie oznacza, że nie zostawił takich w innym mieście. Nie wiesz, jacy tamci są i czy nie podpowiedzieliby mu czegoś głupiego.

Mogła mieć rację — to wszystko było zbyt piękne, żeby było prawdziwe. Dobrze nam się rozmawiało, nie kłóciliśmy się, interesowaliśmy się sobą wzajemnie i o siebie dbaliśmy. Traktowałam to jako coś... normalnego, bo uznałam, że na tym etapie życia — bądź co bądź dorosłego — raczej nikomu nie chce czepiać się o byle pierdołę czy stroić fochów. Co, jeśli Kamil tak naprawdę celowo ustępował mi na każdym kroku i robił wszystko, bym poczuła się przez niego lubiana i zaopiekowana?

Nie. To nadal nie pasowało mi do mężczyzny, jakiego poznałam. Po prostu nie.

— A z drugiej strony czego ma się bać? — zapytał Radek. — Jeśli nie wyjdzie, bo Jarmużek wyjedzie na kontrakt za granicę czy tam do innego Pierdziszewa, to będzie świadczyć tylko o tym, jak wielkim jest durniem. A co Nela będzie traktowana przez jakiś czas jak księżniczka, w każdym aspekcie związku — tu obie z Anną na niego prychnęłyśmy — to będzie.

— Jeśli to zakład — zaczęła znowu swoje Anna.

— Nela nie jest osobą publiczną, a on tak, więc nie pozwoli sobie na żaden skandal — przerwał jej cierpliwie Radosław. — Poza tym nie sądzę, by Nela mogła zrobić cokolwiek, co pozwoliłoby mu na przyjęcie narracji pokrzywdzonego. A tylko to mogłoby mu jakoś pomóc zabłysnąć w mediach, inne rozwiązanie nie miałoby sensu.

Przymknęłam powieki, opierając głowę o zagłówek kanapy. Anka zasiała w moim sercu ziarno wątpliwości, ale argumentacja Radka była skuteczną łopatą. I co ja miałam teraz zrobić?

— Pogadajmy o czymś innym, proszę — wymamrotałam błagalnie.

—  Może o tym Włochu, który złamał komuś serce? — zaproponowała przyjaciółka, a ja ochoczo jej przytaknęłam.

— Zapomniałem wam powiedzieć, alarm nieaktualny. — Radek przyglądał się swoim paznokciom. — Zanim przyjechałyście zaczął wysyłać mi wiadomości z przeprosinami, ale postanowiłem je zignorować. Niech sobie czeka na odpowiedź. — Zerknął na zegarek. — Jeszcze z dwie godziny i może mu odpiszę.

— No chyba sobie żartujesz! — fuknęła na niego Kowalczewska. — To ja zostawiłam Matiego samego w niedzielne popołudnie, bo wysłałeś kod Gondoru, a ty teraz mówisz, że to tak dla jaj?

— Przecież tego kodu nie da się odwołać — uświadomił ją Radek. — Czy ty widziałaś, aby we Władcy Pierścieni biegali i gasili te ogniska? Nie? No właśnie. Poza tym Nela potrzebowała się wygadać o Kamilu, a ty, jeśli chcesz, możesz ponarzekać, jak twój narzeczony ma gdzieś przygotowania do ślubu.

— Radek — mruknęłam ostrzegawczo. Lepiej zapobiegać niż leczyć, jak mawiali, a ja nieszczególnie byłam w nastroju na odgrywanie roli rozjemcy między tą dwójką. Z niewiadomej przyczyny Radosław nie przepadał za Mateuszem — ze wzajemnością. Dlatego gdy tylko nadarzała się okazja — przyjaciel wbijał szpileczkę w plecy Matiego.

— Wszystko jest już załatwione — oświadczyła na to wyniośle Anna. — Prawie.

Korzystając z tego, że przyjaciele skupili się na sobie samych, podniosłam się z kanapy. Chwyciłam otwartą butelkę wina i podeszłam do stołu, by uzupełnić nasze kieliszki. Stuknęłam też w ekran telefonu, na którym wyświetliło się powiadomienie z Instagrama o nowych prośbach o obserwowanie. Uniosłam brew, orientując się, że pochodziły od Javiera od Lucasa, którzy dziwnym trafem odnaleźli moje konto.

Odwróciłam się do przyjaciół, postanawiając zająć się tym później. 

— Komuś wina? — zapytałam, unosząc butelkę.

Moi mili,

chyba wszyscy trochę tęskniliśmy za sportowymi emocjami, prawda?

Ja serwuję Ci rozdział, Ty zaserwuj mi tweeta z #ZaserwujęCiMiłość albo komentarz/gwiazdkę ;>

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro