Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 14: od najlepszej strony

Ktosiola chciała bonusowy rozdział, a ja lubię spełniać życzenia ;>

Słysząc dzwonek do drzwi, przekręciłem się na drugi bok na kanapie, naciągając na głowę koc. Przymknąłem powieki, mając nadzieję, że ten ktoś, kimkolwiek był — a najpewniej Lucasem albo Javierem — zostawi mnie w spokoju i sobie pójdzie.

Minęła chwila i już zaczynałem się rozluźniać, kiedy znowu rozległ się ten upierdliwy dźwięk. Kogo niosło w sobotę w południe? Ludzie o tej porze odpoczywali. Zwłaszcza ci, którzy poprzedniej nocy trochę zabalowali — jakkolwiek zabalowaniem można było nazwać imprezę, która zakończyła się przed północą. Jednak dla kogoś, kto nie wyściubiał nosa z domu, to jednak wydarzenie.

— Nela? — zdziwiłem się tuż po tym, jak otworzyłem.

Miała na sobie dżinsy i czarną bluzeczkę z dekoltem w serek. Wciągnęła też puchową kurtkę sięgającą pasa, dzięki czemu mogłem zauważyć, jak materiał spodni opinał jej kształtne biodra. Włosy, ku mojemu rozczarowaniu upięła w kitkę.

Podobnie jak ja, Nela również taksowała mnie spojrzeniem, ale chyba w nieco innym celu.

— Jasne, nie śpiesz się — zaironizowałem. — Mam pokazać prawy czy lewy profil?

Niby przespałem się z faktem, że Anieli podobał się Javier, a także z tym, że ona prawdopodobnie podobała się jemu, ale cóż. Nadal nie potrafiłem zachować się jak duży chłopiec i przejść obok tego obojętnie.

— Mógłbyś się odrobinę schylić — powiedziała, otrząsając się z zamyślenia. — A poza tym spodziewałam się, że zastanę cię w gorszym stanie.

— Dzięki za komplement — mruknąłem ponuro, nieco się nachylając. Nela cmoknęła mnie w policzek, jak nigdy nic, po czym nie czekając na zaproszenie, weszła do mieszkania. Zamknąłem drzwi, tłumiąc chęć dotknięcia pulsującego miejsca palcami. To nic nie znaczyło, powtarzałem sobie. Nic nie znaczyło.

Gdy tylko się odwróciłem, omal nie wlazłem w suszarkę z suchym praniem, którego od wczoraj nie zdążyłem ściągnąć. Kurna.

— Nie wypiłem dużo... w odróżnieniu do niektórych.

Przynajmniej nie na tyle dużo, by ekshibicjonować się przy obcych kobietach oraz naruszać ich nietykalność cielesną — ale to już zachowałem dla siebie. Całe szczęście, że rano dokulałem się pod prysznic i wciągnąłem świeży dres. Co prawda zabrakło mi sił, by poświęcić trochę uwagi na ułożenie włosów czy golenie, ale... kogo by to obchodziło.

Aniela zignorowała mój przytyk, stawiając dwie torby na blacie w kuchni. Z tej większej wyjęła trzy duże słoiki z czymś, co prawdopodobnie było rosołem. A także pudełko, w którym chyba znajdowały się kanapki. I jeszcze kartonik z cukierni. Z tej mniejszej wyciągnęła doniczkę, w której znajdował się sukulent.

— To dla ciebie — powiedziała, podając mi przedmiot. — By uczynić te przestrzeń nieco bardziej spersonalizowaną. No i jest żywy, więc pamiętaj, żeby go podlewać.

Powoli nakryłem jej ręce swoimi, nie pozwalając ich cofnąć. Musnąłem kciukiem kostki prawej dłoni kobiety, przez co przestąpiła z nogi na nogę. Jednak jak to z Anielą bywało, naprawdę rzadko co potrafiło pozbawić ją animuszu. Już po chwili patrzyła mi prosto w oczy, jak nigdy nic.

— To bardzo miłe — przyznałem szczerze, bo ten drobny gest poprawił mu humor. Cholera, nawet jeśli chciałem się na nią gniewać, to zwyczajnie nie potrafiłem.

— Pamiętaj, żeby go podlewać — powtórzyła tylko, a oprócz tego uśmiechnęła się tak, że serce wywinęło mi w piersi koziołka. Tak rozproszyła mnie tym gestem, że swobodnie wyciągnęła dłonie. — Pod którym numerem mieszkają chłopaki?

I tyle, jeśli chodziło o dobry humor, pomyślałem z przekąsem, odstawiając sukulenta na komodę. Ugotowała rosół. Dla Javiera. A ja go dostałem tak przy okazji. No tak, pewnie, oczywiście.

— Ziemia do Kamila?

— Zapukaj do siódemki — mruknąłem niechętnie. — Lucas pewnie już nie śpi.

— Zaraz wracam. — Puściła mi oczko, co postanowiłem zignorować.

Drzwi trzasnęły za kobietą, która właśnie poszła piętro wyżej, by zanieść zupkę na kaca temu cholernemu Brazylijczykowi. Celowo podałem jej numer mieszkania libero — przyjmujący najpewniej jeszcze nie wstał, sądząc po tym, jak się wczoraj zachowywał. Poza tym nie chciałem, by go spotkała.

Może i byłem małostkowy, ale to naprawdę było niesprawiedliwe. Obiektywnie się starałem. Fakt, momentami mógłbym zachować się lepiej, ale te wszystkie romantyczne gesty zostawiłem na później, a ukonkretniając na czas, gdy upewnię się, że Aniela nie miałaby nic przeciwko. Czym innym w końcu była przyjaźń, a czym innym związek.

Tymczasem ten pajac po prostu poświecił sobie abesem... No dobra, prawie, bo wczoraj w porę zareagowałem. Jasne, wierzyłem, że w przypadku Neli mięśnie to za mało, by zasłużyć na jej uwagę. W końcu trochę ją poznałem i liczyło się dla niej coś więcej. Ale znałem też Javiera i jeśli chciałem być obiektywny, musiałem przyznać, że był zajebistym facetem też z charakteru. Tak też ich zejście pozostawało jedynie kwestią czasu.

Otwierając słoik z wciąż ciepłym rosołem, wydąłem wargi. Może i nie miałem prawa się dąsać, ale to naprawdę było silniejsze ode mnie.

— Myliłeś się — odezwała się Aniela, która nieoczekiwanie pojawiła się w kuchni. Posłałem jej pytające spojrzenie, unosząc brew. Policzki znowu miała lekko zaróżowione i z pewnością nie był to efekt wejścia po schodach na wyższe piętro. — Lucas jeszcze spał, ale Javier już nie.

— Mocnego ma kaca? — zapytałem pozornie obojętnie. Przelałem sobie trochę rosołu do wyjętej miski.

— Nie. Chyba nie. Był świeżo po prysznicu. — Aniela potrząsnęła gwałtownie głową, a potem przystanęła tuż obok. — Rany, samą wodę będziesz pić? Nałóż sobie trochę mięsa i makaronu. Gdzie masz jakąś chochlę?

— Jak to był świeżo po prysznicu? — zapytałem, odstawiając słoik na blat nieco mocniej niż zamierzałem.

— No... wyszedł spod prysznica, by otworzyć drzwi. — Wzruszyła ramionami, udając, że zainteresowała ją zawartość szafki. Tak naprawdę zwyczajnie chowała się za drzwiczkami.

— Ale chyba się ubrał?

— Mhm... założył ręcznik.

No tego to było za wiele.

Chwyciłem Anielę za biodra i odwróciłem ją do siebie. A potem, zasłaniając dłonią kant drzwiczek, powoli je zamknąłem, gdy kobieta odchyliła głowę.

Tak jak się spodziewałem — Nela się rumieniła — przy czym jeszcze nigdy, przenigdy nie widziałem na jej policzkach tak ciemnego odcieniu różu. Wyglądała uroczo i nie miałby nic przeciwko, żeby dokładnie tak wyglądała, gdyby to mnie zobaczyła półnagiego. Tylko jedyny ręcznik, jaki mogła zobaczyć w tym mieszkaniu, to nie związany na moich biodrach, ale wiszący na suszarce w asyście wypranych skarpet i gaci.

— Na pewno zapukałaś do siódemki? — zapytałem.

Skinęła głową, a ja zacząłem zataczać kciukiem okręgi dookoła wystającej kości biodrowej kobiety. Co, u diabła, się tam zadziało? Wysłałam Anielę do mieszkania Lucasa, a drzwi otworzył Javier. Javier, którego nie miała spotkać. Cholera. I że niby sam sobie byłem winny?

— Pewnie Lucas nie chciał szukać kluczy — odpowiedziałem własnym myślom. Tak, to miało sens.

— Myślę, że chodziło o coś innego. — Rumieńce Anieli znowu się pogłębiły, choć wydawało mi się, że nie mogą przybrać intensywniejszej barwy. Przygryzła dolną wargę, uciekając spojrzeniem w bok, a ja zmarszczyłem brwi.

— Myślisz, że Javier zgubił klucze?

Nie przypominałem sobie, by kolega miał jakąś torebkę. Sądziłem, że miał je w kieszeni spodni cargo.

— Dobry Boże, to ty nic nie wiesz? — Aniela odchyliła się na tyle, na ile pozwalał jej blat, a potem przysłoniła usta dłonią.

— Czego nie wiem? — Teraz chwyciłem ją oburącz za biodra, bo już próbowała mi się wyślizgnąć. — Nela? Mów. — Pokręciła głową. — No nie bądź taka! Jak już zaczęłaś, to mów! — Ponownie pokręciła jedynie głową.

— Bo zacznę cię łaskotać — ostrzegłem ją, przechylając głowę.

— Powinieneś sam ich zapytać... nie! Kamil! Nie! Jarmużek! Cholera! Nie!

W przerwach między obelgami, jakie rzucała, śmiała się głośno, szczerze. Próbowała uwolnić się z mojego uścisku, uciec przed dłońmi, ale skutecznie jej to uniemożliwiałem. Wierciła się niemiłosiernie, nieraz pakując mi przy tym łokieć w brzuch.

Nasze przepychanki przerwał plusk, a następnie dźwięk tłuczonego szkła. Zamarliśmy, jak na zawołanie, patrząc w kierunku źródła hałasu.

— Teraz już nie masz wyboru. Będziesz musiał zjeść gęste — skomentowała Aniela, łapiąc przy tym oddech. Wpatrywała się w resztki miski oraz jej zawartość, które wylądowały na podłodze.

— Poczekaj. — Przytrzymałem ją za nadgarstek, gdy chciała zabrać się za sprzątanie. Przytuliłem Nelę mocno do siebie, nawet nie pytając o zgodę. Oparłem policzek o skroń kobiety, przesuwając dłonią wzdłuż kręgosłupa. Była taka miękka, ciepła i tak ładnie pachniała.

— Kamil...

— Shhh — uciszyłem ją bez większych skrupułów. — Pozwól mi. Po raz pierwszy i ostatni. Później będę grzecznie patrzył, jak przytulasz się do Javiera.

— Dlaczego miałabym się przytulać do Javiera? — odpowiedziała niemal od razu, a w jej głosie pobrzmiewało oburzenie. Poczułem ciepłe dłonie Neli na wysokości swojego pasa. Ku mojej uldze zdecydowała się odwzajemnić uścisk.

— Nie jestem ślepy — mruknąłem, przymykając powieki. Myślałem tylko o tym, by się nie odsunęła, by ta chwila jeszcze trwała. — Widziałem, jak wczoraj na niego patrzyłaś. A po tym, jak się popisywał, twierdzę, że też nie jesteś mu obojętna.

— O Boże, Kamil — wymamrotała Aniela, nieoczekiwanie zanosząc się śmiechem. Śmiała się i śmiała, a ja wypuściłem ją spomiędzy ramion, cofając się o krok. Przyglądałem się kobiecie ze zmarszczonymi brwiami.

— Że niby ja i Javier? — powtórzyła, pokazując palcem najpierw na siebie, a potem na sufit. Pokiwałem głową, a ona zaniosła się jeszcze głośniejszym śmiechem.

No fajnie, że ją bawiłem. Przesunąłem palcami po krawędzi szczęki, wyczuwając pod opuszkami szorstki zarost.

— Kozły to moja ukochana drużyna — przypomniała, gdy w końcu złapała oddech. — Jak miałam się niby zachować, gdy podeszło do mnie dwóch zawodników? Wyszli z telewizora, byli blisko i to dłużej niż na pięć sekund, które trwa zwyczajowe przybicie piątki.

— Gapiłaś się na Javiera.

— Nie gapiłam się na Javiera — zaprotestowała, wywracając oczami. Uniosłem brwi w odpowiedzi. — Okej, spojrzałam. W końcu Bóg dał mi po coś oczy. Ale szczerze mówiąc, to było trochę niezręczne. Jakby... nie znam go zbyt dobrze i z całym szacunkiem do jego muskulatury, która swoją drogą była całkiem niezła... ale kto normalny najpierw chce się przed kimś obcym rozebrać albo otwiera drzwi na samym ręczniku? Zwłaszcza, że najpierw zerknął przez judasza!

Aniela wyglądała na zmieszaną. Nie udawała, bo i po co? Zachowanie Javiera ewidentnie ją peszyło, poza tym... może rzeczywiście wyolbrzymiałem? Prawdopodobnie, gdybym spotkał na ulicy chłopaków z drużyny koszykówki, zachowałbym się tak samo. W sensie też bym się cieszył jak głupi do sera.

— Może po prostu uznał, że pokaże ci się od najlepszej strony?

— Jesteś okrutny — stwierdziła, po czym pacnęła mnie w przedramię.

— Jedynie szczery. — Błysnąłem zębami w uśmiechu, a następnie klepnąłem ją w bok pośladka, na co na mnie prychnęła, ale posłusznie wyszła z aneksu.

Wciąż się głupio uśmiechając pod nosem, wyciągnąłem z szafki pod zlewem zmiotkę. Gwiżdżąc cicho pod nosem, zabrałem się za sprzątanie szkła. Nela już w tym czasie wytarła podłogę, pozostawiając przemokłe ręczniki papierowe do zgarnięcia. Całe szczęście, jeszcze by się skaleczyła i co wtedy? Nie wybaczyłbym sobie, że stała jej się krzywda, nawet tak drobna, gdy była w moim mieszkaniu.

— Nelka? — zacząłem miękko po tym, jak uporządkowałem ten cały bałagan.

— Oho — mruknęła, przekładając na talerz przygotowane w domu kanapki. — Ten ton sugeruje, że czegoś chcesz.

Chciałem ją pocałować z tego szczęścia, które wręcz rozsadzało mnie od środka, ale wiedziałem, że to nie był odpowiedni moment na taką propozycję.

— Powiesz mi w końcu, kto jest twoim ulubionym siatkarzem? — Przystanąłem obok, opierając się dłonią o blat. Brwi Anieli drgnęły, a ona wypuściła spomiędzy warg powietrze, przez co opadający jej na czoło kosmyk włosów zadrgał zabawnie. Głupi, mogłem poprosić, by rozpuściła włosy.

— Nie sądzę, byś był gotowy na odpowiedź — powiedziała tajemniczo, biorąc kartonik z narysowaną sową.

— Ej, to nadal nie jestem ja?

— Rozważę twoją kandydaturę, jeśli zrobisz mi kawę. I lepiej, żeby była dobra! 

Ja serwuję Ci rozdział, Ty zaserwuj mi tweeta z #ZaserwujęCiMiłość albo komentarz/gwiazdkę ;>

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro