Rozdział 13: też lubię Eda
— Halo?
Serce zabiło mi mocniej, gdy usłyszałem kobiecy głos. Wciągając kurtkę, wyszedłem na zewnątrz, pozwalając, by drzwi do pubu zatrzasnęły się za mną z hukiem.
— Nelka?
Nie wiedziałem, co więcej mógłbym powiedzieć, a już tym bardziej, dlaczego zawracałem jej głowę, kiedy miała rodzinną kolację. O ile nadal na niej była, w końcu było po dwudziestej drugiej. Chciałem, żeby do mnie mówiła. Opowiedziała, co zjadła, jak się bawiła. A ja bym słuchał i trzeźwiał... kurde, unikałem alkoholu, nie potrzebowałem więc wiele, żeby się wstawić. Ale jeszcze nie było ze mną źle. Chyba.
Opatuliłem się ciaśniej kurtką, wciskając w niewielką wnękę. W tym mieście zawsze wiało, do cholery.
— Wszystko w porządku? Jakoś dziwnie brzmisz.
Odchrząknąłem.
— Śpiewałem z Maksem I Want It That Way na karaoke — powiedziałem zgodnie z prawdą. I trochę za bardzo się wczułem, ale tego nie chciałem już przyznawać. — Wróciłaś już z kolacji?
— Uhm, tak, właśnie zajechałam pod dom — potwierdziła. — Szkoda, że tego nie słyszałam. — Mógłbym przysiąc, że właśnie się uśmiechnęła. — Jak mecz? Przepraszam, nie miałam, kiedy sprawdzić wyniku, ale...
— W porządku — przerwałem jej. Nie chciałem, by się tłumaczyła, a już tym bardziej czuła winna. Gdybyśmy się nie znali, najpewniej bez oporu by go zignorowała. — Rodzina jest ważniejsza. Poza tym zawsze możesz obejrzeć ze mną powtórkę. — Przygryzłem dolną wargę, przesuwając czubkiem buta kamień.
W odpowiedzi parsknęła w słuchawkę.
— Humor ci dopisuje, więc domyślam się, że wygraliście.
— Mhm. — Przytaknąłem. Nie tylko wygraliśmy, ale przez całe, calutkie dwa sety byłem na boisku. — Kajtek ma dzisiaj urodziny, więc wybraliśmy się wspólnie na małe piwo, pizzę i karaoke... przy okazji oblać też kolejne zwycięstwo.
— Do której zamierzacie imprezować?
— Maks już wyszedł, w końcu w domu ma małe dzieci. Po Bogdana lada moment przyjedzie Julka, Nikodem zabiera się razem z nim...
— Okej, wyślij mi adres.
— Nie no, Nela, nie przesadzaj. — Ożywiłem się, odsuwając od ściany, o którą do tej pory się opierałem. Resztki alkoholowego upojenia momentalnie ze mnie uleciały. — Jesteś zmęczona po całym tygodniu, w dodatku jest ciemno, ślisko i zimno. Masz położyć się spać, a ja już zamawiam sobie ubera.
— Samochód pokazuje mi, że są cztery stopnie na plusie, a poza tym jestem duża i silna, sama sobie wiąże buty i w ogóle. Więc... gdzie jesteś?
Może Aniela Trzaskowska była uparta, ale Kamil Jarmużek zdecydowanie bardziej.
— Nie zamierzam ci podawać adresu. Kładź się spać, pogadamy rano.
— Zaraz sobie sprawdzę na stories... — Usłyszałem jakiś szelest, a potem stukanie. — Któryś z was na pewno dodał coś na Instagrama.
Popatrzyłem w ciemne niebo, a potem westchnąłem ciężko.
— Tak bardzo się za mną stęskniłaś, co? — zapytałem, sięgając po ostatnią deskę ratunku. Nie miałem pojęcia, w jaki sposób przekonać ją do tego, by została w domu. Poza tym... chciałem ją o to zapytać, ale nie miałem odwagi. Bo ja tęskniłem. Znowu.
— Moja tęsknota sięga do Honolulu i z powrotem — odpowiedziała ironicznie, a ja uśmiechnąłem się smutno, czego na szczęście nie mogła zobaczyć.
Okej, może nie byłem aż tak uparty jak sądziłem. Skapitulowałem i podałem jej adres pubu, a potem się rozłączyłem. Wklepałem miejsce zamieszkania Anieli w nawigację. Potarłem brodę, gdy na ekranie wyświetliło mi się piętnaście minut. Mhm... Zajmie jej to maksymalnie dziesięć. Cofnąłem się do pubu, bo robiło się coraz zimniej. Chciałem też pożegnać się z Kajtasem i skoczyć do łazienki.
Gdy wychodziłem z toalety, wpadłem na Lucasa, który chwycił się kurczowo moich ramion, robiąc przy tym taką minę, jakbym spadł mu z nieba.
— Dobrze, że cię znalazłem! — Odetchnął z ulgą, puszczając moje barki, a ja zwalczyłem odruch, by je rozmasować. Nie wiedziałem, że nasz libero miał taki mocny chwyt. — Na Javiera już pora, zaczął się przy wszystkich rozbierać... — Brew zawodnika drgnęła.
— Właśnie wychodziłem? — wymamrotałem rozpaczliwie, wskazując kciukiem drzwi wyjściowe. Wizja przejażdżki z Anielą oddalała się w zastraszającym tempie.
— Świetnie, wyjdziemy razem. Przecież i tak jedziemy w to samo miejsce, po co więc zamawiać kolejnego ubera? — Mężczyzna poklepał mnie po ramieniu, a następnie zniknął w głębi sali, gdzie wciąż siedziało kilku chłopaków nad pustymi już kuflami piwa. Wszyscy mieliśmy swoje granice, których się trzymaliśmy. Ja na dziś miałem dość, zarówno alkoholu, jak i towarzystwa. Wyjątkiem była pewna szatynka.
Przez okno zauważyłem, jak na parking przed pubem zajechał znajomo wyglądający samochód. Zerknąłem na zegarek, gdzie właśnie wyświetlił mi się sms od Anieli. Wiedziałem, że będzie śmigała. Ta kobieta prosiła się o nieszczęście.
— Trzymaj go, żeby nie wyszedł na zewnątrz w taką pogodę. Poszukam jego kurtki.
Jakby ktokolwiek był w stanie utrzymać Javiera w miejscu.
Niemniej Lucasowi się to udało — dosłownie dostawił go do mnie. Mężczyzna zaczął podrygiwać w miejscu, marszcząc przy tym brew. Odwrócił się, by popatrzyć za Amerykaninem.
— Widziałeś go? — zapytał Brazylijczyk, wymachując gwałtownie ręką. — Myśli, że jestem tak pijany, że nie wiem, jak mam na imię. Zdziwiłby się. Mogę wyrecytować moje wszystkie trzy imiona, nazwisko oraz nazwisko panieńskie matki — kontynuował, a ja poklepałem go uspokajająco po ramieniu. — Zawsze tylko psuje zabawę — urwał nieoczekiwanie, a jego spojrzenie skupiło się na czymś za oknem.
Kimś, ukonkretniając.
Aniela chyba uznała, że nie zauważyłem wiadomości od niej i postanowiła wziąć sprawy w swoje ręce. Wysiadła z samochodu, a wiatr rozwiał jej długie włosy, bawiąc się również końcem jedwabnego szala. Miała na sobie ciemny płaszcz z paskiem, kończący się przed kolanem, który podkreślał kobiece kształty, a także odsłaniał zgrabne łydki.
— Cholera — mruknąłem, gdy zorientowałem się, że Javier wykorzystał mój moment rozkojarzenia i w najlepsze wyszedł na zewnątrz. Jeśli go owieje — to nie tylko Lucasa będę miał na głowie, ale również naszego trenera.
— Cześć, słodka — zaczął swoją gadkę Brazylijczyk, sprężystym krokiem zmierzając w stronę Anieli.
Przystanąłem, zbyt zszokowany, by cokolwiek zrobić. Patrzyłem, jak kolega z drużyny podchodzi do Neli, która odgarnęła powolnym ruchem włosy za ucho, a potem spojrzeniem ogarnia sylwetkę Javiera. Wyglądał imponująco, nawet jeśli miał na sobie zwykłe spodnie cargo i jasną bluzę. Z autopsji wiedziałem, że pod materiałem kryły się umięśnione nogi i niezła klata... obiektywnie lepiej zarysowana niż moja, ale do tego akurat nie zamierzałem się przyznawać.
Aniela coś odpowiedziała, a Javier wybuchnął głośnym śmiechem. W przeciągu kilku sekund, odkąd nawiązał z nią kontakt, zmniejszył dystans między nimi do minimum. A teraz... układał dłoń na jej ramieniu! No nie, tego to już było za wiele, po prostu...
— Miałeś go pilnować, przecież cię prosiłem. — Lucas właśnie wyszedł z pubu dokładnie opatulony swoją kurtką, a w dłoniach dostrzegłem czarny materiał tej należącej do naszego przyjmującego. — Nie mówiłeś, że Aniela po ciebie przyjeżdża — dodał, dostrzegając kobietę, na której widok serce biło mi mocniej.
— Próbowałem — mruknąłem, ale kolega mnie nie słuchał.
On również podszedł do mojej Neli i już zaczął się z nią witać, przytulając do siebie?! Czy oni obaj poszaleli?! Okej, może Lucas dodał dwa do dwóch i miałem do niego na tyle zaufania, że nie będzie próbował poderwać mi dziewczyny, ale Javier? Javier i ten jego czarujący uśmiech to coś zupełnie innego!
— Kamil! — zawołał libero, wyrywając mnie z zamyślenia. — Pospiesz się, Anieli jest zimno.
Popatrzyłem na nich — na Nelę stojącą przy dwóch, nawet niebrzydkich facetach i zacisnąłem szczękę tak mocno, że zazgrzytały mi zęby. Cała radość wynikająca z oczekiwania na jej przyjazd gdzieś wyparowała.
— Zimno ci? — Zbliżyłem się na tyle, by usłyszeć Javiera. — Zaraz coś na to poradzimy.
No nie, nie... to się nie działo naprawdę! Czy on właśnie...
Doskoczyłem do Mini niemal w dwa kroki i objąłem Nelę ramieniem, gwałtownie przyciągając do siebie. Opadła na mnie, tracąc równowagę, bo najwidoczniej nie spodziewała się takiego ruchu. Wolną ręką szarpnąłem za klamkę, by otworzyć samochód. Javier musiał się cofnąć, co zrobił w ostatniej chwili, inaczej zarobiłby drzwiami.
— Gotowi do drogi? — zapytałem, uśmiechając się niewinnie.
Koledzy z drużyny wpatrywali się we mnie szerokimi oczami. Co do Anieli... bałem się na nią spojrzeć, tkwiła nieruchomo w moim uścisku. Lucas otrząsnął się jako pierwszy.
— Anielo, nie masz nic przeciwko, byśmy zabrali się z wami? — zapytał.
— Nie, nie mam — wymamrotała niewyraźnie kobieta w moją szyję.
— Świetnie. Javier, wsiadaj, pora do domu. — Lucas obszedł samochód, by otworzyć drzwi od strony pasażera i położyć przednie siedzenie. Brazylijczyk uśmiechnął się w odpowiedzi szeroko, po czym ani drgnął. Co było dziwne, bo ten człowiek nieustannie pozostawał w ruchu. Pewnie nawet kiedy spał, przebierał nogami.
— Złap mnie, jeśli potrafisz — rzucił mu wyzwanie przyjmujący. Amerykanin miał rację — Javier był zalany w cztery dupy i lepiej będzie dla nas wszystkich, jak odstawimy go do domu.
— Kamil? — Aniela chrząknęła, skupiając na sobie moje spojrzenie. — Czy mógłbyś mnie, uhm, puścić?
— Och, wybacz. — Momentalnie wycofałem ramię, odstępując również od niej o krok. Kobieta poprawiła zmierzwione przez wiatr włosy, odgarniając je z twarzy i posłała mi lekki uśmiech. Policzki miała zarumienione, najpewniej od zimna. Uśmiechnęła się lekko, a na ustach dostrzegłem szminkę.
Nie chciała, bym ją dotykał... a jednocześnie nie miała nic przeciwko, by Javier trzymał ją za ramię, a potem prawie objął. Zabolało.
— Wsiadaj do auta, bo naprawdę zmarzniesz — powiedziałem, zmuszając się do słabego uśmiechu. — A ja... pomogę Lucasowi.
Wyjątkowo się nie targowała, zniknęła we wnętrzu Mini, zatrzaskując za sobą drzwi, które chwilę temu zamaszyście otwierałem. Poszukałem wzrokiem kolegów z drużyny i z zaskoczeniem zauważyłem, że Javier nie żartował — naprawdę biegał dookoła, a Lucas za nim, próbując go złapać.
Na całe szczęście Brazylijczyk koncentrował się jedynie na Amerykaninie, zapominając o mojej obecności. Tak też, gdy przebiegał tuż obok, chwyciłem go za kaptur bluzy i zatrzymałem.
— Dzięki — sapnął wyraźnie zmachany Lucas, który uwiesił się na ramieniu naszego kolegi. — Wsiadaj, Jav — rzucił miękko, popychając go w kierunku drzwi. — Nie dyskutuj — dodał po chwili tak stanowczo i ostro, że aż zamrugałem. Nie spodziewałem się po nim takiego tonu.
Dobre pięć minut minęło, nim zapakowaliśmy się do Mini. Javier nieustannie się wiercił i Lucas miał problem z zapięciem mu pasa. Poza tym trochę musieliśmy pokombinować z fotelami, bo żaden projektant chyba nigdy nie założył, że właściciel pojazdu będzie przewoził na tylnym siedzeniu dwóch siatkarzy.
— Wszyscy gotowi? — zagadnęła Aniela. Zerknęła w lusterko, a gdy koledzy odpowiedzieli twierdząco, powoli ruszyła z parkingu.
Wydawała mi się dziwnie cicha. Nie narzekała na to, że ma obciążony samochód ani, że Javier pokopał jej fotele. Nic nie powiedziała, gdy Lucas wyrżnął głową w podsufitkę, a potem zaczął marudzić na ciasnotę. Czy ona... nadal się rumieniła?
Upewniłem się, gdy wjechaliśmy na ulicę, którą oświetlały latarnie miejskie. Tak, policzki Neli pozostawały zaróżowione. Kobieta wyglądała na... onieśmieloną.
Normalnie przyznałbym, że to uroczy widok, ale jakoś nie potrafiłem go docenić. Nie, kiedy w mojej głowie nieoczekiwanie pojawiły się jej słowa z naszego pierwszego spotkania. Nie byłem jej ulubionym siatkarzem. Co, jeśli był nim Javier? Javier, który był nią bardziej niż zainteresowany?!
—- Kocham Eda Sheerana! — zawołał nieoczekiwanie Javier, gdy w radiu puścili Shape of you.
— Byłam na jego koncercie — przyznała cicho Aniela, zerkając znowu w lusterko.
— Też byłem — wypalił Javier, a jego głowa pojawiła się pomiędzy fotelami, na co Lucas burknął coś o tym, że się pchał. — Która piosenka jest twoją ulubioną?
— Też lubię Eda — mamrotałem pod nosem, wyglądając przez okno — w końcu kto nie lubi Eda Sheerana.
Ja chyba miałem pecha. Jebanego pecha. No inaczej wytłumaczyć się tego nie dało.
Nawet nie wsłuchiwałem się w prowadzoną w samochodzie konwersację, zbytnio obawiając się, że Aniela w najlepsze flirtowała sobie z Javierem. Bo co do niego nie miałem wątpliwości — wplatał portugalskie wstawki w swoje wypowiedzi, by jej zaimponować, patrzył w lusterko, by nawiązać z nią kontakt wzrokowy... a sama Aniela dalej się rumieniła i uśmiechała kącikiem ust, tak jakby zalotnie.
Z ulgą odpiąłem pas, gdy dotarliśmy na miejsce. Wysiadłem, umożliwiając to również kolegom. Lucas pożegnał się z Nelą, dziękując jej wylewnie za podwózkę i przepraszając za Brazylijczyka — chociaż ktoś miał przyzwoitość. Sam Javier powiedział coś do kobiety, ale tego nie usłyszałem.
Gdy zajrzałem do Mini, by poprawić fotel, Aniela popatrzyła na mnie chyba pierwszy raz tego wieczora. Zapomniałem, co doprowadziło nas do tego miejsca i dlaczego w zasadzie pojawiła się pod pubem.
— Wszystko okej? — zagadnęła cicho.
Nic nie było okej.
— Okej — przyznałem, zmuszając się do uśmiechu. — Dzięki za podwózkę. Śpij dobrze, Nela.
Tak naprawdę chciałem dla niej wszystkiego, conajlepsze. Nawet, jeśli sam nie mogłem jej tego dać.
Moi mili,
wspominałam coś o Kamilu, którego jeszcze nie znacie? Wspominałam. Jak myślicie, ile będzie się tak dąsał? Ciekawe, czy zachowywałby się tak, gdyby wiedział, kto jest ulubionym zawodnikiem Anieli ;>
I tak. Jesteśmy w połowie tej historii. Powiem Wam, że to była... szybka akcja. Jeden sen, a później już tylko działanie - powtarzałam to na twitterze i powtórzę również tutaj - Aniela i Kamil są w zasadzie samoobsługowi, wystarczy otworzyć plik i piszą się sami.
No nic, przede mną ostatnia prosta - w nadchodzącym tygodniu zamierzam skończyć pisanie Zaserwuję Ci miłość. Strasznie się przy tym ociągam, bo naprawdę polubiłam tę dwójkę... ale kolejne przygody czekają!
Ja serwuję Ci rozdział, Ty zaserwuj mi tweeta z #ZaserwujęCiMiłość albo komentarz/gwiazdkę ;>
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro