Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 12: po prostu się przyjaźnimy

Jeszcze raz otworzyłam okno konwersacji, prześlizgując się wzrokiem po wysłanych wiadomościach. Odkąd ostatnio tam zajrzałam — czyli jakieś dwadzieścia minut temu — nic się nie zmieniło. Ostatnia nadesłana wiadomość nadal pochodziła ode mnie.

Zablokowałam telefon i wrzuciłam go do torebki, wydymając przy tym wargi. Zerknęłam w lusterko i z zadowoleniem uznałam, że nie zdążyłam zjeść szminki. Wszystko wskazywało na to, że byłam gotowa.

Idąc do restauracji, mimowolnie zastanawiałam się nad tym, czy Kamil jednak miał mi za złe, że nie pojawiłam się na dzisiejszym meczu. Ta myśl, choć absurdalna, cały czas gdzieś tam kołatała się w mojej głowie. Tylko — jeśli rzeczywiście nic do tego nie miał — dlaczego nie odpisywał?

Dobra, Nela, skarciłam się, każde z nas miało swoje życie. Ja swoje, on swoje — a to, że czasami się widywaliśmy zaraz nie oznaczało, że byliśmy wielkimi psiapsiółami i musieliśmy dzielić się ze sobą wszystkim, czy zawsze sobie odpowiadać na wiadomości. Od tego miałam sabat.

Wyprostowałam się nieco, uważając, by nie wywrócić na stopniach prowadzących do lokalu, który Konstancja wybrała na urodzinową kolację Seweryna. Co roku i co okazję testowaliśmy inną knajpę — aż dziw, że jeszcze takowych nie zabrakło w mieście.

Po przekroczeniu progu powitał mnie intensywny zapach jedzenia, przez co zmarszczyłam nos. Ups, Konstancja nie będzie zadowolona, zdecydowanie nie. Restauracja została urządzona w eklektycznym stylu — podłogę pokrywała imitacja parkietu z płytek, stoły były spore, drewniane, a dostawione do nich krzesła nowoczesne, obite zamszem w odcieniu burgundu. Ściany pomalowano na ciemną, przygaszoną zieleń, tu i ówdzie wieszając szkic przedstawiający bardziej znane obiekty architektoniczne miasta.

— Dzień dobry, czy mogę jakoś pomóc?

Uśmiechnęłam się do kelnerki, a kiedy wyjaśniłam, dlaczego się tutaj pojawiłam, poprowadziła mnie w głąb lokalu.

— Nelaaa!

Na mój widok Aureliusz zeskoczył z krzesła, wyminął wędrującą do jego rodziców kelnerkę z menu, by bezceremonialnie na mnie naskoczyć. Oplótł mnie w pasie patykowatymi nogami, które to odziedziczył po ojcu. Stęknęłam, czując jego ciężar, ale jak na dobrą ciocię przystało, odwzajemniłam uścisk, zabezpieczając Młodego przed upadkiem.

Nie umknęło mojej uwadze, że aktualny ulubieniec mojego chrześniaka — pluszak stanowiący odwzorowanie brachiozaura o wdzięcznym imieniu Berni, wyleciał w powietrze. Byłby spadł na stół, przewracając przy tym filiżanki z herbata, gdyby nie refleks Konstancji. Siostra, nie odrywając wzroku od naszej mamy, chwyciła zabawkę i ułożyła na swoich kolanach.

— Co dzisiaj jemy? — zagadnęłam Aureliusza, poprawiając go w objęciach, by przenieść ciężar jego ciała na biodro. Całe szczęście, że ten dzieciak tak powoli rósł, inaczej w życiu bym go nie utrzymała. Już teraz było to kłopotliwe, ale dzielnie zaciskałam zęby, bo kochałam z całego serca tego małego manipulatora.

W związku z tym, że w naszej rodzinie Aureliusz był jedynym dzieckiem, szybko owinął sobie dookoła palca cały klan Trzaskowskich. Mój ojciec pozwalał mu niemalże na wszystko, mama go usprawiedliwiała, a Seweryn już dawno zrozumiał, że jako rodzic nie cieszył się zbyt wielkim posłuchem u swojej latorośli. Jedyną osobą, której jako tako Aureliusz się słuchał, była Konstancja.

— Steka! — stwierdził bez cienia wahania chłopiec. Wystawił dłoń, gotowy przybić piątkę, bo wiedział, że takiej odpowiedzi się spodziewałam. Matko, ten dzieciak nie miał jeszcze dziesięciu lat... w przyszłości złamie pewnie wiele serc.

— Aureliuszu. — Krótkie spojrzenie Konstancji i jej porażająco spokojny ton głosu sprawiły, że chrześniak posłusznie mnie puścił, stając na ziemi.

— Wszystkiego najlepszego dla mojego ulubionego szwagra — zawołałam wesoło, wymieniając uścisk z Sewerynem, który wstał, by się ze mną przywitać. Postawiłam na jego krześle dużą torbę z prezentem. Nie zdążyłam mrugnąć, a Aureliusz już do niej zaglądał.

— Jedynego szwagra — skwitowała pod nosem moja siostra, po czym upiła łyk herbaty. Oho, czyżby była na coś zła?

— Całe szczęście — odparłam, całując ją w policzek. — Nie wiem, czy wytrzymałabym z jeszcze jedną Konstancją.

Parsknęła cicho w odpowiedzi, po czym poklepała mnie po dłoni. Mama posłała nam pełne dezaprobaty spojrzenie, podczas gdy tata wyglądał, jakby w ogóle go to nie obeszło. W tej rodzinie zawsze okazywaliśmy sobie sympatię w ten sposób, można było się przyzwyczaić.

— Myślałam, że przyjdziesz z Kamilem.

O. Mama przypuściła atak, nim zdążyłam się wygodnie rozsiąść. Na całe szczęście z opresji wybawiło mnie pojawienie się reszty gości — rodziny ze strony solenizanta. Podniosłam się, by powitać Szymona — teścia mojej siostry, a także Stefana — brata Seweryna — i jego żonę Olgę.

— Aruuuuś! — zaszczebiotała kobieta, na co Konstancja wywróciła oczami. Nie musiała nic mówić, bo wiedziałam, co chodziło jej po głowie.

Nie po to nazywałam dziecko po rzymskim cesarzu, żeby używać kretyńskiego zdrobnienia!

Relacja Konstancji z Olgą była... trudna, podobnie jak z teściem. Zarzewiem tego, może nie konfliktu, to za mocne słowo — ale tej chłodnej, pełnej wymuszonej kurtuazji rezerwy — był oczywiście Aureliusz i sposób jego wychowywania.

— Mówiłam jej, by go tak nie nazywała — ograniczyła się jedynie do cichego mruknięcia siostra, po czym na jej ponurej twarzy nieoczekiwanie pojawił się uśmiech. — Olga, kochana, jak pięknie wyglądasz! Robiłaś jakiś zabieg na twarz? Nie? Och, to koniecznie musisz mi powiedzieć, jakiego kremu używasz...

Moje spojrzenie przykuł Aureliusz, który zdążył już wymknąć się z rąk wuja, ciotki oraz drugiego dziadka. Właśnie przesuwał otwartą dłonią przed twarzą, nawiązując w ten sposób do Aleksa z Madagaskaru. Raz wywrócił oczami, rozchylając wargi, identycznie jak matka, po czym uśmiechał się sztucznie. Ta mała cholera zdecydowanie zbyt wiele rozumiała, ale tak to już było z dziećmi wychowywanymi wśród dorosłych.

Nim ktokolwiek zauważył, co robił Młody, ułożyłam dłonie na jego ramionach i skierowałam do stołu, gdzie dopilnowałam, by zajął swoje miejsce — obok mnie, co oczywiście nie umknęło uwadze Olgi, która uparcie chciała być jego ulubioną ciocią. Cóż... nigdy nie powiedziałyśmy tego Sewerynowi, nie chciałyśmy, aby było mu przykro, ale mały był wykapanym Trzaskowskim. Nic dziwnego, skoro większość czasu spędzał u moich rodziców albo ze mną.

— Przeczytasz dziadkowi, co tutaj jest napisane? Nie wziąłem okularów. — Dziadek Trzaskowski podsunął Młodemu kartę z daniami, a Aureliusz, wietrząc okazję do popisu, ochoczo skinął głową. Uśmiechnęłam się pod nosem, uroczo wyglądał z tą fryzurką obciętą na garnek.

Wymieniłam z ojcem spojrzenia nad głową siostrzeńca. Nie powiem, to było sprytne. Tacie zwyczajnie nie chciało się rozmawiać z ojcem Seweryna i w ten sposób przed tą konwersacją uciekł. Przecież nikt nie będzie przerywał głośnego czytania jedynemu dziecku przy tym stole!

Prawie nikt.

— A gdzie Radosław? — Olga udawała, że się rozglądała, chociaż w tej części lokalu, może poza kątem za sporym fikusem, nie było miejsca do ukrycia.

— Pojechał z mamą na weekend do spa — powiedziałam, prostując się, bo do tej pory też nachylałam się nad Aureliuszem. Może mi też nie chciało się czytać, a już tym bardziej z nikim rozmawiać.

Zawsze byłam po stronie mojej siostry, bo doskonale rozumiałam, dlaczego darzyła niechęcią Olgę. Tak się złożyło, że nasz tata miął dwie córki, a ojciec Seweryna dwóch synów. I jak Trzaskowskiemu przypadł przywilej posiadania, w domyśle oczywiście, dwóch szwagrów, tak Szymon Kwiatkowski mógł pochwalić się dwoma synowymi. I jak to w polskich rodzinach bywało — jedna była tą bardziej lubianą i docenianą, a na drugiej nie pozostawiano suchej nitki. I mimo że Konstancja była niemalże idealna — wykształconą, wykonującą dobrze płatną pracę, wspaniałą matką i niesamowitą kobietą — tak jej teść zawsze widział w niej jedynie wady, a w Oldze zalety.

Dobrze, że Seweryn nie poszedł w ślady ojca, a to najważniejsze.

— Szkoda, że nie przyszedł — skwitowała Olga, na co ja wzruszyłam ramionami. Średnio co drugie spotkanie pytała mnie o Radosława i za każdym razem dziwiła się, że go nie ma. Uparcie nie chciała przyjąć do wiadomości, że Radek był tylko moim przyjacielem i to, co nas łączyło poza tą przyjaźń nie wykraczało.

Na chwilę przy stole zapadła cisza, nie licząc Aureliusza, który odczytywał na głos poszczególne pozycje w menu. Kelnerka, która przyszła odebrać od nas zamówienia, cierpliwie czekała, aż wszyscy namyślą się, co też chcieli zejść i wypić, po czym odeszła do kuchni.

Młody wdał się w pogawędkę z dziadkami Trzaskowskimi, ignorując wpatrującą się w niego ciotkę oraz wuja.

— Konstancjo, Olga pokazała mi ostatnio taki wynalazek jak szkoła w chmurze — odezwał się nieoczekiwanie Szymon. — Myślę, że warto byłoby to rozważyć, jeśli chodzi o Aureliusza... to takie zdolne dziecko, szkoda by marnował się w tradycyjnej szkole. Dzięki temu rozwiązaniu mógłby bardziej skupić się na swoich zainteresowaniach, których też ma niemało.

— Aureliusz chodzi do bardzo dobrej, prywatnej szkoły — zauważył Seweryn, chwytając Konstancję za dłoń. Trudno mi było ocenić, czy zrobił to w ramach wsparcia czy może chcąc uniknąć ewentualnego wylania na czyjąś twarz wina.

— Poza tym szkoła w chmurze zakłada obecność dziecka w domu — poparła go spokojnie Konstancja. — Abstrahując od problemu, jakim byłoby zapewnienie Aureliuszowi opieki, nie chciałabym, by tracił kontakt z rówieśnikami, w szczególności, że przez pandemię wyszło, jak wyszło.

— Ja mogłabym się zaopiekować Aureliuszem — zaoferowała Olga. — To nie byłby żaden kłopot.

Miałam ochotę prychnąć. Już widzę, jak Konstancja zostawia z nią Aureliusza...

Olga nie pracowała. Znaczy się niby pomagała Stefanowi w prowadzeniu firmy, ale de facto sprowadzało się to do nic nierobienia. I tak było praktycznie od zawsze — Stefan raz za razem wpadał na jakiś nowy pomysł na biznes, który równie szybko, jak zaczynał, tak upadał, a Stary Kwiatkowski cały czas łożył na to pieniądze. A swojemu starszemu synowi nie dał nawet grosza — nie dołożył się do wesela, do kupna samochodu, wyposażenia mieszkania, nie wspominając o tym, że odmówił bycia poręczycielem przy zawieraniu kredytu. I tak też moja siostra i jej mąż osiągnęli wszystko dzięki własnej, ciężkiej pracy i pomocy finansowej dziadków Trzaskowskich.

— Dziękujemy za pomoc — powiedziała Konstancja, zmuszając się do uśmiechu — ale Aureliusz zostanie w tej szkole, w której jest.

— Nie bądź taka uparta, Konstancjo — odezwał się Szymon. — Powinnaś kierować się dobrem dziecka, a nie myśleć tylko o sobie.

Atmosfera po tych słowach zrobiła się tak gęsta, że można było ją kroić.

— Tato — zaczął Seweryn, a mój ojciec odchrząknął głośno, poprawiając się nieco na krześle, gotowy wtrącić do dyskusji. Zwykle przysłuchiwał się wymianie zdań, pozwalając nam samodzielnie poradzić sobie z problemem, jednak, gdy przekraczana została granica... nie widział przeszkód, by interweniować.

— A wiecie, że Aniela spotyka się z siatkarzem? — wypaliła nieoczekiwanie mama, a wszyscy, jak jeden mąż, popatrzyli na nią, jakby z choinki się urwała.

Miałam ochotę uderzyć się z otwartej dłoni w twarz, ale ograniczyłam się do przymknięcia powiek na dwa uderzenia serca. Kątem oka zauważyłam, że Konstancja, korzystając z tego, że uwaga Kwiatkowskich skupiła się na mnie, pozwoliła sobie na chwilę słabości.

— Nie mówiłaś, że Kamil jest twoim chłopakiem — wypalił Aureliusz, krzyżując ramiona na piersi i udając obrażonego. No proszę. Właśnie obraził się na mnie ośmiolatek, bo nie powiedziałam mu, że mam faceta... którego tak naprawdę nie miałam.

— To może zbyt mocne określenie — pospieszyłam z wyjaśnieniami, bo oczy Olgi przypominały pięciozłotówki. Byłam pewna, że aż świerzbiły ją palce, by wyciągnąć telefon i napisać o tym do wszystkich koleżanek. — Po prostu się przyjaźnimy.

— Dokładnie, tylko się przyjaźnią — poparł mnie tata, posyłając mi nad głową Młodego surowe spojrzenie. Ale... tato? Przecież jestem dorosła?

— O matko, a ja cię pytałam o Radosława, a wy już... — Olga przyłożyła dłoń do piersi. — Przepraszam, gdybym tylko wiedziała...

Całe szczęście, że w tym momencie postanowili podać nam przystawki, bo teraz to ja straciłabym nad sobą panowanie. Ta kobieta miała niezwykły talent do wyprowadzania z równowagi Trzaskowskich. Może po prostu w jej osobowości zawierał się jakiś alergenny składnik? Kto ją tam wiedział.

Seweryn wdał się w rozmowę z bratem na temat jego kolejnego (prawdopodobnie) nieudanego biznesu, tata skutecznie skupiał na sobie uwagę Szymona Kwiatkowskiego, a mama grzecznie wsłuchiwała się w mądrości Olgi. Posłałam Konstancji pytające spojrzenie, ale pokręciła głową, dając mi tym samym do zrozumienia, że nie potrzebowała wyjścia SOS do toalety.

Reszta kolacji przebiegła już bez żadnych ekscesów. Wyszyński odpuścił, Olga łatwo dawała się wyprowadzić tematami w pole, chociaż widziałam, że korciło ją, by poznać więcej szczegółów. Na szczęście nie miała ku temu okazji.

— Wszystko w porządku? — zapytałam, gdy wszyscy zaproszeni na obiad już wyszli — rodzice co prawda z ociąganiem, w szczególności mama.

Aureliusz siedział na kolanach Konstancji, opierając się o jej ramię, podczas gdy kobieta przeczesywała palcami jego jasne włosy. Seweryn poszedł uregulować rachunek, a ja wzięłam nasz kurtki oraz płaszcze z wieszaka.

— W porządku — przyznała, a ja przysiadłam na brzegu siedziska krzesła znajdującego się tuż obok. Maska kobiety idealnej opadła, ukazując mi to rzadsze oblicze starszej siostry. — Przepraszam, że tak wyszło z Kamilem... mama nie powinna tego mówić.

— Myślę, że by zrozumiał. — Wzruszyłam ramionami, chociaż w żołądku poczułam nieprzyjemne ssanie na myśl, że mogłoby się to roznieść. A znając Olgę i jej długi język, prawdopodobnie się rozniesie. I nie martwiłam się o zdanie Kamila, wiedziałam, że podszedłby do tego na miękko, ale... co na to kierownik drużyny?

— Nie będzie miał przez to problemów? — Myśli Konstancji zdawały się krążyć dookoła tego samego wątku, co moje.

— Jest dorosłym mężczyzną, ma prawo się z kimś umawiać — zapewniłam. W końcu inni zawodnicy mieli żony, narzeczone czy dziewczyny i nie było z tym żadnego problemu. — Najwyżej w grę wejdzie jakieś fake dating.

— Jesteś pewna, że z twojej strony byłoby to udawane randkowanie?

W odpowiedzi, jakże dojrzale, wytknęłam jej język.

Moi mili,

w następnym rozdziale Kamil Jarmużek jakiego jeszcze nie znacie i jakiego raczej się nie spodziewacie!

A poza tym mam ambitny plan zamknąć Zaserwuję w 25 rozdziałach. Trzymajcie kciuki, aby się udało.

Ja serwuję Ci rozdział, Ty zaserwuj mi tweeta z #ZaserwujęCiMiłość albo komentarz/gwiazdkę ;>

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro