Rozdział 1: ale z was dzbaniary!
— Jeszcze raz, bo chyba czegoś nie rozumiem — mruknęłam, przysiadając z wrażenia na brzegu kanapy. Za mną podążała Pies, tak naprawdę zwierzak rasy kot, która uprzednio otarłszy się o moje łydki, wskoczyła na podłokietnik, miaucząc przy tym przeciągle i głośno.
Moja starsza siostra Konstancja westchnęła ciężko, a następnie w wyćwiczonym, pełnym gracji ruchu przechyliła głowę, by posłać mi pełne politowania spojrzenie. Mimo wczesnej pory — jeszcze nie było dziesiątej, w dodatku w niedzielę, wyglądała olśniewająco. Dzisiaj włożyła granatowy komplet, na jaki składały się luźne spodnie oraz marynarka z dużymi, złotymi guzikami. Blond włosy — w zeszłym roku poddane keratynowemu prostowaniu — lśniącą falą opadały na ramię kobiety. Wow, efekt był piorunujący, chyba też powinnam się na ten zabieg zapisać.
— Nela, nie udawaj głupszej niż jesteś.
— Właśnie — zawtórowała jej Anna, nawijając sobie na palec rudy lok.
Gdyby nie fakt, że jedna z nich była moją siostrą, a druga najlepszą przyjaciółką, najpewniej rzuciłabym w nie czymś ciężkim. Już otwierałam usta, by jakoś im się odgryźć, gdy wtem rozległ się dźwięk dzwonka charakterystyczny dla jednej marki.
— W samą porę! — Konstancja sięgnęła po telefon, jaki leżał na blacie stołu, a liczne zawieszki na jej Pandorze zagrzechotały cicho. — Cześć, Radziu! — zaświergotała, gdy na ekranie pojawiła się znajoma twarz czwartego z naszego sabatu czarownic — Radosława.
— Nie śmiejcie się, ale mam tak spaloną gębę od tego słońca — zaczął mamrotać. Nie kłamał. Cały nos i policzki miał krwiście czerwone, aż mimowolnie skrzywiłyśmy się wszystkie trzy, jak na zawołanie. Auć, to musiało boleć.
— Co ty tam mówisz? — Siostra sięgnęła do przycisków regulujących dźwięk, ale miała głośność ustawioną maksymalnie. — Mów głośniej!
— Albo nic nie mów i pokaż nam krzywą wieżę — zaproponowała Anna, puszczając mi oczko. Ona, podobnie jak Konstancja, również wyglądała jak milion dolarów. Może taki był efekt posiadania męża lub narzeczonego? Może też powinnam sobie takiego sprawić.
— Ewentualnie tego przystojnego Włocha, do którego poleciałeś.
— Żadnego Włocha tu nie mam — stwierdził z dezaprobatą, a jego czerwony nos na sekundę zajął cały ekran telefonu.
Westchnęłyśmy jak jeden mąż, wymieniając spojrzenia. Radosław w dalszym ciągu negował istnienie tego związku na odległość. Ale przecież bez powodu nie poleciał do Pizy, prawda?
— Już nie gadajcie głupot. Pokażcie mi lepiej Nelę.
Uśmiech, jaki pojawił się na moich ustach machinalnie zniknął. Natomiast rozważania dotyczące ewentualnego związku przyjaciela z przystojnym Włochem musiały poczekać.
— Nie mów, że ty też jesteś tego częścią — wymamrotałam, chowając twarz w dłoniach. Wszystkiego się spodziewałam po tych czarownicach, ale z pewnością nie tego, że kupią i dadzą mi prezent na trzydzieste urodziny jakieś trzy miesiące przed czasem.
— Mega przyspieszone wszystkiego najlepszego, Nela — zawołał Radek, potwierdzając moje przypuszczenia. — Mam nadzieję, że spędzisz miłe popołudnie z głównym bohaterem swoich snów dla dorosłych...
— ... a ten znowu swoje — przerwała mu Konstancja, wywracając przy tym oczami.
Pies podsunęła łepek, więc machinalnie podrapałam ją za uchem. Zastanawiałam się, czy powiedzieć im teraz, jak bardzo się pomylili, czy jeszcze chwilę poczekać. Najpewniej wybrałabym to drugie, ale nie miałam do tego serca, to raz. Po drugie żaden człowiek nie zasługiwał na to, by ktokolwiek robił z niego jakiś obiekt seksualnych westchnień. Wzdrygnęłam się.
— Tylko ja go nawet nie lubię — powiedziałam w końcu, dalej głaszcząc Pies. W zasadzie to głaskała się sama, przechodząc pod moją dłonią.
Dziewczyny zamarły, nawet Radosław przestał się kręcić po drugiej stronie ekranu. Zabrakło tylko odgłosu zatrzymywanej płyty w tle.
— Jak to nie lubisz Kamila? — wydukała w końcu Anna, a potem przesunęła pusty kubek po kawie, który wydał z siebie nieprzyjemny pisk. Pies postawiła uszy, po czym zeskoczyła z kanapy i zniknęła gdzieś pod stołem.
— Kamila?! — zagrzmiał Radek. Nie potrzebowaliśmy telefonu, jestem pewna, że jego krzyk doleciałby do nas z Pizy. — Przecież mówiłem wam, że ona lubi Maksa Szymańskiego. M-a-k-s-a — przeliterował, ponownie wsadzając nos w ekran. — Jak mogłyście nie zapamiętać, to tylko cztery litery! Ale z was dzbaniary! — wołał dalej, nawiazując do swojego ulubionego słowa młodzieży z 2018 roku, które dziwnie sobie upodobał.
— Już dobra, boomerze — ucięła Konstancja, a następnie rozłączyła się i wyciszyła telefon, nim mężczyzna wdał się z nią w dyskusję na temat stosowanych określeń. Wymowne.
Obserwowanie ich, jak się kłócili było nawet zabawne, nie powiem. Jeśli taki miałam dostać prezent na trzydziestkę, to nie zamierzałam wybrzydzać. Nie było wspanialszej komedii od tej trójki razem.
— Jak to nie lubisz Kamila? — zapytała spokojnie Anna, intensywnie stukając coś na swoim telefonie. Mimowolnie zwróciłam uwagę na perłowy lakier na paznokciach kobiety. Musiała testować kolejny wzór na ślub. — Tego Kamila nie lubisz? — naciskała, wyświetlając zdjęcie siatkarza. — Tego?
Kamil Jarmużek uśmiechał się do mnie ze zdjęcia, które zrobiono mu w klubowej koszulce. Nie był szalenie przystojny, ale nie nazwałabym go też brzydkim — po prostu był zwyczajny. Domyślałam się, że mógł się podobać — miał krótki, zadbany zarost, ładne, szaroniebieskie oczy, a włosy w odcieniu ciemnego blondu układał na Justina Biebera z ery Boyfriend.
Wyglądał trochę jak ten jeden aktor, co grał Billy'ego Stranger Things... Jak on się nazywał? Dacre? Dacre Jakiśtam, mniejsza.
— Dobra, nie wiem, czy lubię, czy nie — wyznałam szczerze, wzruszając ramionami. — W końcu go nie znam.
Kobiety popatrzyły po siebie, a ja wyciągnęłam dłoń, by Pies, która w tym czasie zrobiła jakieś pięć kółek dookoła stołu, wróciła do mnie z powrotem. Ołasiła się o palce, łaskawie pozwalając, bym musnęła opuszkami jej główkę, po czym odmaszerowała.
— To poznasz — stwierdziła siostra. — I to dzisiaj, dokładnie za — zerknęła na delikatny złoty zegarek zdobiący nadgarstek — trzy godziny.
— Nawet nie zaczynaj — weszła mi w słowo Anna. — To była aukcja na rzecz hospicjum, więc bezzwrotna. Poza tym... no popatrz tylko na niego. Nie możesz wystawić go do wiatru! Chłopak dał, co miał najlepsze, czyli siebie, a ty chcesz jednym pstryknięciem zniszczyć jego pewność.
— Brzmisz jak Radek — skomentowałam pod nosem, przejmując od przyjaciółki telefon. Kątem oka widziałam, że Konstancja przytaknęła mi skinieniem głowy.
Przesunęłam palcem po ekranie, pobieżnie zapoznając się z wyświetlanymi informacjami. Wszystko wskazywało, że nie żartowali i naprawdę wylicytowali mi obiad z rozgrywającym Białych Kozłów — naszej drużyny siatkówki, której namiętnie kibicowałam. Miałam nawet wykupiony karnet kibica, już drugi rok z rzędu.
— No nic, zbieraj się, trzeba cię zrobić na bóstwo.
— Nigdzie nie idę — zaprotestowałam, oddając telefon. — I mówię to całkiem poważnie — by podkreślić istotę wypowiadanych słów, postarałam się, by mój ton głosu pozostawał spokojny. Nikt nie traktuje poważnie ludzi, którzy krzyczą. — Gdzie ja na kolację z takim młodym, przebojowym chłopakiem? O czym będę z nim rozmawiać? O ostatniej aktualizacji Rewizora*?
Nie miałam problemu z relacjami interpersonalnymi, ale czym innym było spotkanie ze znajomym czy klientem, a czym innym wylicytowany obiad z konkretną, sławną osobą. To niejako stawiało mnie w złym świetle — oto ja, twoja psychofanka, która przez najbliższe dwie godziny będzie się na ciebie gapić. Skręcało mnie na samą myśl.
— Jeśli chcesz, możemy ten obiad przełożyć. — Anna zaczęła mięknąć. — Zadzwonię i powiem, że jesteś chora. Ochłoniesz, zastanowisz się... względnie znajdziemy kogoś na twoje zastępstwo — dokończyła pospiesznie.
— Żadnego odwoływania — niemalże warknęła siostra, krzyżując ramiona na piersi. — Pójdziesz tam i spędzisz miło popołudnie, rozmawiając o piłce, na punkcie której masz zdrowego pierdolca. — Wytknęła we mnie palec. — A jak nie, to chociaż zjesz dobry obiad.
Przez chwilę mierzyłyśmy się spojrzeniami. Mogłam się dalej upierać, wykłócać, nawet tupać nogą, tylko co by to dało? Już dawno skończyłam dwanaście lat, a chyba tylko w takim wieku mogłabym podobnym zachowaniem cokolwiek ugrać.
Poza tym... ja naprawdę byłam za stara na kłótnie, zwłaszcza z najlepszymi przyjaciółmi, którzy chcieli zrobić mi niespodziankę.
Rewizor — program księgowo-finansowy;
Moi mili,
w następnym rozdziale idziemy na wyczekiwany obiad! Wydarzenie oczywiście limitowane miejscami w lokalu, ale spokojnie, mam dla Was rezerwację ;>
Ja serwuję Ci rozdział, Ty zaserwuj mi tweeta z #ZaserwujęCiMiłość albo komentarz/gwiazdkę ;>
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro