Rozdział 5
Zarra tego dnia czuła się okropnie. Od rana miała zawroty głowy i co chwilę wymiotowała. Zaniepokojona Narcyza wręczyła jej wiadro, po czym zaciągnęła ją do Skrzydła Szpitalnego.
-Co jej jest?-Zapytała Cyzia, po tym jak pielęgniarka zbadała jej przyjaciółkę.
-Zatruła się. Ktoś podał jej eliksir, który zadziałał na nią inaczej niż powinien-Odpowiedziała zmartwiona pielęgniarka.
-A jak miał działać?-Spytała Zarra, w trakcie przerwy od wymiotowania.
-Powinnaś mieć różową skórę i zielone włosy-Odpowiedziała pielęgniarka, która nie widziała w tym nic śmiesznego.
-BLACK!-Krzyknęła Cyzia i wściekła wybiegła ze skrzydła.
-Przygotuję dla niego łóżko-Powiedziała pielęgniarka, mając na myśli biednego Syriusza.
-Byle daleko ode mnie-Poprosiła załamana Zarra.
Cyzia wróciła do Skrzydła po 30 minutach, ciągnąc łańcuch, który był przypięty do nogi Syriusza. Za nimi biegli pozostali Huncwoci.
-Pomóżcie mi-Warknął leżący na ziemi, poturbowany Syriusz, patrząc na śmiejących się kumpli.
-Jakbyś widział swoją minę-Zaśmiał się James.
-Choć na schodach nie było zbyt wesoło-Dodał Remus, na co wszyscy parsknęli śmiechem.
-Mogę się w końcu dowiedzieć, o co chodzi?-Zapytał Syriusz, patrząc na swoją kuzynkę.
-Przez twój eliksir Zarra wylądowała tutaj!-Krzyknęła Cyzia.
-COO?!-Przerażony Syriusz szybko poderwał się i pobiegł w stronę Zarry. Na całe szczęście Cyzia pozbyła się już łańcucha.
-Przepraszam-Jęknął Black, patrząc na wyczerpaną Zarrę.
-Co to był za...-Zaczęła Zarra, lecz przerwały jej nadchodzące nudności.
-...beznadziejny eliksir-Dokończyła, po napełnieniu wiadra.
-Peter?-Zapytał zły Syriusz, patrząc na niskiego kolegę.
-No bo... chciałem jeszcze kupić ciastka, więc...-Mówił Peter.
-Szybciej-Warknął Syriusz.
-No... kupiłem trochę gorszy i tańszy egzemplarz-Powiedział, po czym zaczął uciekać przed wściekłym Black'iem.
Zawsze wiedziałam, że to idiota-Powiedziała Cyzia, siedząc obok swojej przyjaciółki.
-Możemy ci jakoś pomóc?-Zapytał Remus, a James przytaknął.
-Nie, dzięki-Odpowiedziała Zarra i zasnęła.
-Pani Black-Usłyszała Zarra, lecz nadal miała zamknięte oczy.
-Proszę pani-Usłyszała ponownie i niechętnie otworzyła oczy i spojrzała na starszego skrzata domowego, który próbował ją obudzić.
-Pan Black już wrócił i pyta czy zje pani z nim kolacje-Powiedział skrzat i czekał na odpowiedź.
-Pan Black?-Zapytała Zarra.
-Pani mąż-Odpowiedział zdziwiony skrzat.
-ŻE CO?!!!!-Krzyknęła.
-Kochanie?!!-Usłyszała krzyk zza drzwi, lecz znów zasnęła i obudziła się w Skrzydle Szpitalnym.
Zarra z początku myślała że jest sama, lecz zauważyła że po każdej stronie łóżka stoi krzesło i śpi na nim jedna osoba.
W Skrzydle Szpitalnym czuwali przy niej Cyzia i Regulus.
-Cześć-Uśmiechnął się Regulus, powoli otwierając oczy.
-Skąd wiedziałeś, że nie śpię?-Zapytała zdziwiona Zarra.
-Mamrotałaś przez sen, więc gdy skończyłaś, to przyjąłem że już wstałaś-Odpowiedział Reg i położył swoją dłoń na jej.
-Długo spałam?-Zapytała Zarra.
-Dwa dni-Odpowiedział.
-Ale chyba nie byliście tu cały czas?-Zapytała, na co on przytaknął.
-Wariaci-Powiedziała z uśmiechem.
-Zarra!-Ucieszyła się Cyzia, która od kilku sekund miała otwarte oczy.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro