Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Umowa 2/2 (18+ smut)


Jaskier przycisnął nos do zagłębienia szyi i zaciągnął się słodkim zapachem krwi, przebijającym przez skórę. Jako inkub miał do niej ogromną słabość, porównywalną z wampirzym pragnieniem. A zwłaszcza słodkiej, pełnej toksyn woni krwi wiedźmina.

Przesunął nosem, obwąchując skrawek za skrawkiem, ścięgno, mięsień, tętnicę. Zatrzymał się tam chwilę dłużej i Geralt już wiedział, że nasłuchuje przepływu krwi, a robiła to coraz szybciej. Serce pompowało jej za dużo, prawie, że rozrywała żyły. Zapewne uznał to za łaskę, by upuścić jej trochę z nabrzmiałego ciała i pozwolić wiedźminowi odpłynąć.

Jednak, czy aby na pewno Geralt na to zasłużył? To on uratował mu dzisiaj życie i oczekiwał zapłaty. Niekoniecznie w złocie, ale czymś o wiele bardziej podniecającym niż brzdęk moment. Jako demon nie odczuwał potrzeby bogactwa, za to ludzka postać generowała w nim niekończące się pokłady niezaspokojenia ciała. Czasami uznawali to za utrudnienie, podczas, gdy dużo częściej korzystali z młodzieńczych sił, napędzanych pożądaniem nie z tego świata.

Najpierw polizał miejsce, naznaczając je czułym gestem. Opuszkami palców popieścił pulsujący punkt. Geralt zawsze oczekiwał tej chwili z drżącym kołataniem serca. Oblizywał wargi, bo szybko stawały się suche, a nikłe, płytkie oddechy poruszały gorączkowo jego zaciśniętą w pancerzu klatką piersiową.

Jeszcze moment i zmusi go, aby to zrobił. Rozkaże mu, dokładnie tak jak robił to zawsze, kiedy Jaskier się nad nim litował. Tutaj akurat w niczym się od siebie nie rożnili.

Inkub również nienawidził litości. I nie znosił słuchać, że daje się wykorzystywać. To on korzystał z mięśni, ust i twardego kutasa Geralta, a sam ofiarował wszystko, co był w stanie w zamian. Nie bał się bólu, pod żadną postacią, w końcu jego moment zawsze przynosił ulgę, a chwilę zmiany porównywał z najsilniejszym orgazmem.

Jego ciało było niezniszczalne, siła, którą dysponował Geralt, to jedynie marny puch przy jego możliwościach. Mimo tego oddawał się bez pamięci i pozwalał dominować słabemu człowiekowi, bo powoli pokonywały go uczucia - największa słabość demona.

To dlatego kontrakty z ludźmi zawierały aneksy,dotyczące zerowego spoufalania. Oni nie wywiązali się z umowy, a za złamanie kontraktu płacili życiem w ciągłej ucieczce. Dopóki byli razem, za nic mieli brak stabilizacji. Za nic strach i wyższe niż oni materie oraz siły. Liczyły się tylko chwile, gdy parzyli sobie w oczy i wiedzieli, że podjęli słuszną decyzję.

- Długo mam jeszcze czekać? - zapytał ochrypłym głosem Geralt. Jego cierpliwość miała wąskie granice. Pozwalał na wiele, ale nie na testowanie. Niepewność nie rodziła w nim ognia, a frustrację.

- Tyle ile będzie trzeba.

No tak, zapomniał, że nie tylko on jest tutaj charakterny. Wiecznie toczyli niemą walkę na wytrzymałość, testowali się i doprowadzali do białej gorączki lecz wracali, bo jako jedyni znali swoje potrzeby za dobrze, a każde zbliżenie nie było powtórką ostatniego, ale odkrywaniem nowej talii kart i rozwiązywaniem kolejnej porcji zagadek. Nie przestawali fascynować się niewiadomą ciągle wisząca nad ich relacją, od pierwszego razu, kiedy obaj postanowili krok po kroku odsłaniać oblicza.

Nie wiadomo gdzie kończyła się granica poznania i czy w ogóle taka istniała. Nie mieli głowy, żeby myśleć o tym podczas porcji intensywnych doznań, bo racjonalne myślenie nie grało wtedy żadnej poważnej roli.

Język Jaskra ponownie zabłądził w innym miejscu, tworząc mokrą ścieżkę, przez szorstką skórę na grdyce, do napiętych mięśni na karku, po kości barków, które odkrył, odrywając część pancerza.

Świetnie, następna zbroja do naprawy.

Na wybranych fragmentach zasysał się na ułamek sekundy, a tyle wystarczyło, aby wytworzył się bordowy ślad, czasem przechodzący w granat. Nie miało to znaczenia, ciało wiedźmina i tak pokrywała niezliczona liczba blizn.

Skóra Geralta wydzielała silny zapach niepodobny do żadnego, z którym Jaskier wcześniej, by się spotkał. A był wyczulony na zapachy wszelkiej maści tak silnie, by z ogromnej odległości rozpoznać wybrane stworzenie, nie tylko człowieka.

Geralt nie był nieskalany. Jego ciało pokrywały bruzdy, zadrapania, znaki poświęcenia. A inkub ukochał każdą z nich, mógłby spędzić dni i godziny na powolnej wędrówce oddawania czci tymże znakom. Dla każdej z nich był gotów złożyć ofiarę krwi, sprzedać jedną, czystą duszę.

Wiedźmin nie ukrywał również, iż ludzkie ciało Jaskra, nie jest pierwszym, które posiadł. Wiele kobiet przewinęło się przez ramiona Geralta i o każdej z nich inkub musiał usłyszeć osobną historię, zapisaną w umyśle i przyrzeczoną jako ta ostatnia. Teraz pozostał on i tylko on.

Sam wiedźmin bałby się złamać daną obietnicę. Gniew Jaskra, choć rzadki, był niczym sztorm, wybuch wulkanu, gniew najdzikszego potwora.

Był jego, od początku do końca, od dnia poznania aż po ich kres, od narodzin, do wieczności. Nawet, gdy jeszcze ich drogi się nie skrzyżowały, byli sobie przyżeczeni przez los.

- Nie dostaniesz jeszcze tego, czego chcesz. Ja zdecyduję, kiedy to będzie - warknął Geralt, walcząc o swoją dominację.

Górna część kostiumu inkuba wylądowała na ziemi, tak samo jak kolejno dolna, a ostatecznie smukłe, blade ciało.

Jaskier prawie załkał z bezsilności, kiedy twardy chwyt ujął jego posiniaczony kark, by przeszyć skórę wzdłuż kręgosłupa długim, bolesnym cięciem paznokci. Przyjemny ból zmusił Jaskra do opadnięcia na świeżą, zieloną trawę. Przycisnął twarz do delikatnych źdźbeł. Opierał czoło, a unosił delikatnie brodę, żeby móc łapać oddechy.

Ślady po paznokciach piekły, ale i tak wygiął delikatnie plecy, gdy Geralt pogładził je po raz drugi, tym razem delikatnie.

- Podnieś się.

Nie czekał z wykonaniem rozkazu. Uniósł się odrobinę, a wiedźmin za jego plecami pozbył się pancerza z torsu. Ciało Jaskra, od barków, aż do pośladków pokrywały gojące się powoli zadrapania i kilka blaknących siników oraz śladów ugryzień. Blady odcień skóry mienił się kolorowymi odznaczeniami, tworząc mapę piękna.

Geralt palcami dotykał pojedynczych blizn, zapamiętując ich położenie, a nagi Jaskier drżał doświadczając zimna skóry wiedźmina. Jego penis bolał, przyciśnięty do miękkich traw. Jęknął głośno i boleśnie, bo wiedźmin zacisnął jego nadgarstek, aż zachrzęściło w kościach.

Niebieskie oczy zapłonęły w ciemnościach czerwonymi przebłyskami. Nagryzł wnętrze policzka ostrym kłem, a językiem przesunął po wargach, po czym złapał w płuca głęboki wdech.

Geralt przesunął się, siadając okrakiem na plecach inkuba, aż jego dłoń dostała do ust demona. Między uchylone wargi wsunął trzy palce, które mężczyzna posłusznie przyjął i zassał się na nich, pokrywając obficie śliną. Wycofał je dopiero, gdy zaczęła skapywać mu po brodzie.

- Wystarczy - Geralt wrócił na swoje miejsce, wcześniej usuwając nogi Jaskra na boki, aby mógł się pomiędzy nimi zmieścić. Zatrzymał się na wąskich biodrach, które uniósł odrobinę w górę, co demon zrozumiał jako niemy rozkaz. Ostrożnie wygiął plecy w łuk, a zabójca potworów nie bawiąc się w uprzejmości odchylił blade pośladki i wbił trzy palce w zaciśnięte mięśnie. Cholernie przeszywający ciało na wskroś ból, popłynął jak prąd i spiął mięśnie jeszcze mocniej w odruchu ucieczki przed niebezpieczeństwem, a dokładniej obcym ciałem wpychającym się tam, gdzie nie powinno.

Krzyk popłynął echem wśród niedalekich drzew i przerywanym tonem trwał, dopóki Jaskier nie przyzwyczaił się do chaotycznych, niecierpliwych ruchów. I tak, że mógł liczyć, choć na taką ulgę, bo z początku wiedźmin w ogóle nie chciał go przygotowywać.

Brał go drapieżnie i bez przerw na odpoczynek, bez wytchnienia, aż padał ze zmęczenia własną rozkoszą. Z zacięć na plecach musiało spływać kilka kropel krwi, bo co rusz przesuwał po smugach palcami następnie gubiąc je we własnych ustach, a smak napędzał go jeszcze bardziej.

Geralt wyciągnął palce i zwinną dłonią wymierzył palący cios w pośladek. Jaskier pisnął przerażony siłą, z jaką to zrobił.

- Piszczysz jak szczeniak - zaśmiał się ochryple.

- Za to ty warczysz jak bestia - odgryzł się Jaskier.

- Więc nie drażnij bestii, bo cię pożre.

- Tylko na to czekam.

Kark bolał, bo starał się trzymać głowę ku górze, by nie stracić oddechu. Otworzyły się niektóre ze starych ran, które nie zdążyły się jeszcze zaleczyć. Zielone źdźbła traw pokryły ślady krwi, pojąc brunatną ziemię.

Geralt na domiar złego pochylił się w przód i polizał miejsce, które miał zamiar pieprzyć, co inkub odebrał zaciśniętym między zębami jękiem.

Wiedział, że nie ma prawa się dotknąć. Powstrzymywał własne dłonie, jakby były mu nieposłusznymi, oddzielonymi od ciała narządami. I tylko na tym skupiał się do czasu, nim rzeźnik stając na za nim, nie zrzucił obcisłych spodni. Został w samej koszuli z głębokim wycięciem na piersi.

Nie musiał długo czekać na kolejną falę bólu. Tym razem było to znajome i pełne niezrozumiałego sentymentu cierpienie. Nie oczekiwał przyzwyczajania i obchodzenia się ze sobą jak z jajkiem. Dostał głębokie pchnięcie na zachętę. Bezmyślnie wypchnął biodra w tył, a dłonie zacisnął w trawie, aż pobielały od nadmiaru siły. Pierwsze łzy wypłynęły spod powiek Jaskra i natychmiast wsiąknęły w piach, tak jak i krew, nie zostawiwszy po sobie śladu. Przynajmniej tak mu się wydawało.

- Pokaż się, Jaskier. Nie słyszę cię - nakazał Geralt.

Z bólem w sercu i szyi zwrócił twarz w bok i palcami otarł łzy.

- Nie płacz, zaraz będzie ci dobrze - głos miał przez moment opiekuńczy ton, ale szybko został zastąpiony gardłowym warkotem, kiedy postanowił sprezentować kilka szybszych i jeszcze silniejszych pchnięć - O ile już nie jest.

Jeszcze nie było i wiedźmin doskonale o tym wiedział, ale lubił udawać, że tego nie widzi. W jakiś sposób przynosiło mu to satysfakcję, a i demon nie tęsknił za tą stroną wiedźmina, kiedy zdecydował się być wyjątkowo delikatny. Poddaństwo, to coś czego pragnął bardziej od słodkiej miłości. Być może to jego potęga sprawiała, że pragnął odmiany, a Geralt świetnie nadawał się do swojej roli. Odgłos odbijanych ciał, głębokie oddechy i pełny udręki lament niósł daleko wiatr.

Nie minęło dużo czasu, zanim znaleźli wygodniejszy dla nich obu rytm i położenie, a Jaskier rozpływał się w impulsach upojenia i diabelnej przyjemności, piękniejszej niż gorąco demonicznego płomienia, w którym spędził tysiące lat, zanim odnalazł swego pana.

- Jesteś już blisko? - zapytał Geralt.

- Bardzo - ledwo udało mu się wypowiedzieć jedno słowo.

- W takim razie czas na nagrodę - uśmiechnął się kącikiem ust.

Zimno i pustka którą pozostawił po sobie, wcale nie wydawała się nagrodą, dopóki nie przewrócono go na plecy, i mógł dostać się do twarzy zabójcy w lubieżnym, mokrym pocałunku. Nogi zacisnął mocno wokół bioder Geralta. Długo nie chcieli oderwać się od przygryzania warg, spotkania języków i bolesnego obijania o siebie zębów.

Jaskier zrobił to jako pierwszy. Używając swojej nadludzkiej siły, przewrócił kochanka na plecy i usiadł okrakiem na niego biodrach. Ustami pokonał drogę od warg do obojczyka, gdzie już wcześniej upatrzyła sobie doskonałe, kuszące miejsce.

Geralt szarpnął ukochanego za ciemne włosy, kiedy przegryzł miękką skórę i zacisnął ostrą szczękę. Natychmiast oblała go fala gorąca i uczucia, jakby jego ciało traciło na ciężkości, jakby rozpływał się w ramionach, a przez każdą z jego kończyn płynęło strumieniami odprężenie. Niedawny, zbliżający się orgazm stracił na znaczeniu, zastąpiony nieobliczalnie silniejszym uczuciem spełnienia. Wiedźmin otwierał kilka razy usta, ale żaden dźwięk nie chciał przez nie uciec. Potrafił tylko szeroko otwartymi oczyma wpatrywać się w gwieździste niebo i czekać, aż Jaskier zdecyduje się wypuścić jego ciało z niewidzialnego, żelaznego uścisku.

Stało się tak po kilku boleśnie długich sekundach. Po barkach i ramionach spływały strużki krwi, które chętnie zlizał.

- Nie zasypiaj - dmuchnął metalicznym oddechem w jego wargi, czując jak uścisk palców wiedźmina na jego biodrach robi się delikatny.

- Zmęczyłeś mnie - wymruczał białowłosy.

- Zawiodłem się na tobie, mój potworze - przewrócił oczami i nagi opadł na trawę, ściśle przylegające do boku Geralta. Oparł podródek na jego torsie i musnął palcami twarde mięśnie brzucha.

- Takie podziękowania nie wystarczą?

- Przecież wiesz, że jestem nienasycony - uśmiechał się chytrze.

- Hmm... - poprawił mokre kosmyki włosów demona - daj mi chwilę, podziękuję ci drugi raz.

- Mam taką nadzieję. Tym razem porządnie.

...

Mam nadzieję, że komuś się spodobało ^^

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro