Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Tajemnicza Lilia

- A może tak? - zapytała Ciri, nawet odrobinę nie podirytowana czepialstwem Jaskra.

- Powinnaś je czymś ożywić. Może kwiat?

- I może jeszcze szminka? Mówisz, tak jakbyś mnie nie znał. 

- Wiem, że jesteś Wiedźminką i tak dalej, ale co ci szkodzi zadać trochę szyku?

- Czyli co, nie jestem kobieca? - oparła dłonie na biodrach. Czasami za bardzo przypominała Yennefer. Na samą myśl po ciele Jaskra przepłynął dreszcz. Znał Ciri od dziecka, właściwie przyczynił się w jakiejś części do jej wychowania. On, Geralt i Yen zastępowali rodziców młodej dziewczyny i każde z nich dołożyło swoją cegiełkę do charakteru dwudziestoletniej teraz kobiety. Właśnie dlatego wydawała się mieszanką ich trzech charakterów, swoich prawdziwych rodziców i jeszcze własnego pierwiastka, który stanowił chyba najtwardszy fundament światopoglądu, czyli oddanie dla sprawy i osób bliskich sercu. Dla rodziny była gotowa na każde poświęcenie, niezależnie czy jej samej przyniosłoby zgubę. Dlatego tak często obawiał się o bezpieczeństwo młodej Wiedźminki. Na przykład teraz, kiedy zjawiła się w jego domu, gdzie spędziła ostatni tydzień i poinformowała go, że niejaka Lilia, o której słyszał po raz pierwszy, poprosiła ją o prywatne spotkanie. 

Dwa słowa klucze natychmiast wzbudziły w nim podejrzenie, wiadomo w końcu jak w jego przypadku kończyły się wszystkie "prywatne spotkania", rzadko w miejscu innym niż łóżko. Z drugiej strony tej cechy Ciri akurat po nim nie przejęła, rozwiązła to ostatnie co byłyby w stanie o niej powiedzieć, jednocześnie nie znając na tyle jej spraw intymnych i nawet nie chcąc się w nie wtrącać. Dlatego stał teraz w największej izbie i razem ze swoją księżniczką wybierał odpowiedni strój, fryzurę i dodatki już drugą godzinę. Nawet nie podejrzewał, że Cirilla potrafi tak bardzo przejmować się wyglądem. 

Nie zauważył tego, kiedy wracała po zakończonym zleceniu, oblepiona od stóp do głów warstwą zaschniętego błota, krwi i substancji, których pochodzenia nie chciał nawet znać.  Potrafiła w takim stanie rzucić się na jego świeżą pościel i zasnąć w obojętnie jakiej pozycji. 

- Powiedziałem tylko, moja droga, że rzadko wpinasz we włosy kwiaty. Nie atakuj mnie od razu, ja tu tylko śpiewam - pokręcił nosem. 

- Przepraszam - opuściła powieki i pokiwała głową - po prostu zależy mi, by dobrze wypaść. Wiesz jak to jest, kiedy chcesz się pokazać z jak najlepszej strony. Sam stroisz się za każdym razem, gdy Geralt ma wrócić. 

Jaskier wytrzeszczył oczy i poczerwieniał jak polne goździki. 

- Pierwsze słyszę! Zawsze noszę się elegancko i dystyngowanie, może odrobinę ekstrawagancko, ale to część mojego nieodłącznego stylu, młoda damo. A Geralt nie ma z tym absolutnie nic wspólnego. 

- Tak, tak, pogadaj sobie - kiwnęła na niego dłonią - to jak? Przeplatać wstążkę na dekolcie, czy zostawić taki jak jest? - zapytała, a Jaskier dopiero w tej chwili zauważył jak bardzo się wyeksponowała. 

- Oczywiście, że przeplatać! - powiedział i zakrył bladą skórę ściągając do siebie kołnierze. 

Wyszła godzinę później, zapewniając, że nie wyjdzie poza miasto, nie wda się w bójkę, wróci zanim zacznie świtać i broń Melitele nie wypije tyle, by nie trafić do domu. 

Jaskier odprowadził ją wzrokiem, spoglądając zza drewnianych okiennic, przycupnąwszy, tak by nie mogła go zauważyć, nawet jeśli się odwróci. Z oddali było już słychać odgłos zaczynającej się zabawy, nawet do jego domu docierał dźwięk muzyki i zapach pyszności sprzedawanych na straganach. Jaskier poczuł się bardziej staro niż kiedykolwiek wcześniej. Pamiętał, kiedy to jeszcze jego matka wyprawiała go razem z kuzynostwem i dawała reprymendy, których nigdy nie przestrzegał, co więcej robiąc wszystko na odwrót, byle tylko pokazać jaki to nie jest dorosły. Miał nadzieję, że Ciri nie jest aż tak lekkomyślna. Z drugiej strony on był tylko chudym nastolatkiem o wyglądzie niewiasty, ona krzepą dorównywała dorosłym mężczyznom, a ostrością języka Zoltanowi. 

Usiadł przy stole i zaparzył sobie jaśminowej herbaty. Doprawdy brakowało mu tylko szydełka i kota na kolanach, żeby poczuł się jak staruszka. Zdążył zalać wrzątkiem liście i kwiaty, kiedy drzwi jego domu otworzyły się, a do środka jakby nigdy nic wszedł Geralt. Dobrze, że jeszcze nie zdążył napić się wywaru, bo teraz miałby poparzone usta i język. Czy naprawdę Geralt nigdy nie nauczy się sztuki pukania? 

Instynktownie poprawił na piersi ubranie, przypominając sobie słowa Ciri odnośnie jego fiksacji na punkcie ubioru, gdy na horyzoncie pojawia się Geralt. 

- Nie wiedziałem, że wracasz - wydukał zza naczynia z herbatą, bez przywitania, gdy Wiedźmin usiadł przy stole i rozprostował kości, które wydały przy tym okropny, łamiący dźwięk. Wcześniej odłożył oba miecze. 

- Muszę zabrać Ciri, cesarz chce ją widzieć. 

- Nie sądzę, żeby ona chciała go widzieć. Poza tym nie ma jej teraz.

- To czego chce, nie ma aktualnie znaczenia. Gdzie jest? 

- Poszła na spotkanie - odrzekł, upijając łyk naparu. 

- Jakie spotkanie? - Geralt zmarszczył brwi i zdjął rękawice. 

- Z dziewczyną, znam ją tylko z imienia - Lilia. Zapadło mi w pamięć, bo to przecież ukochane kwiaty Cirilli. Czy to nie fantastyczny zbieg okoliczności, że akurat kobieta o tak znamiennym imieniu stanęła na drodze życia naszej wojowniczki? Myślałem nawet, żeby...

- Jak to stanęła na drodze życia? - przerwał mu, a na jego obliczu zawitał grymas rozdrażnienia. 

- No wiesz, Geralt, czasem dwoje ludzi staje na swojej drodze niespodziewanie, a ich losy łączy niewidzialna nić przeznaczenia. Może to dotyczyć więzi rodzinnych, a czasem miłości romantycznej, pełnej wzlotów i upadków, zauroczenia, erotyczności i w zależności od tego jak trwała i mocna jest, tak...

- Wiem jak to działa - warknął.

- No to co się głupio pytasz? - upił kolejny łyk - a ja się tutaj produkuję swoim cennym głosem. Wiesz, że muszę go przecież oszczędzać na poczet przyszłych ballad...

- I wypuściłeś ją z obcą kobietą, bez orientacji kim w ogóle jest, ani jakie ma zamiary? 

- A co, miałem wysłać najpierw kogoś na przeszpiegi? Może zatrudnić Dijkstrę i jego ludzi, albo grupę doplerów? 

- Albo ruszyć dupę i sam za nią iść, zamiast popijać herbatę - powiedział Geralt i wstał, zakładając na powrót rękawice.

- No nie wiem, w końcu to jej prywatna sprawa. 

- Znasz Ciri od kilku lat, zrobiła kiedyś coś odpowiedzialnego?

- Ja jej ufam.

- Jej może i tak, ale ta cała Lilia. 

Jaskier zrobił głupią minę i ze zwątpieniem patrzył jak Geralt zbiera się do wyjścia. No przecież nie mógł pozwolić mu iść samemu, jeszcze zaszlachtuję Melitele winną, młodą dziewczynę przez swoje urojenia. Szybko odstawił jaśminowy napar i podbiegł do swoich nowych butów. Ciekawe, czy Wiedźmin zauważy. 

. . .

Jaskier przyglądał się kiermaszom i z zachwytem wypowiadał się o kiczowatych świecidełkach, mdłych słodkościach i zdecydowanie za słabych trunkach. Geralt za to odstraszał przechodniów groźnym wyglądem i żółcią tęczówek, skanujących mijające ich tłumy. Większość rozchodziła się na boki, albo w ogóle uciekała przed potężną posturą Wiedźmina, z lękiem spoglądając na jego miecze. W większości byli to młodzi ludzie, uczniowie, studenci wyższych uczelni, albo synowie bogatych mieszczan. Jaskier nie bez dumy uciekał spojrzeniami od młodych kobiet, które posyłały mu nieśmiałe uśmiechy, a te gasły, gdy tylko napotkało ich mordercze spojrzenie Geralta. 

Przeszli prawie cały plac, a Ciri i tajemniczej Lilii nie dostrzegł nawet niezawodny, wiedźmiński wzrok. 

- Wiedziałem - mruknął starszy.

- Mówiłem, żeby nie opuszczała miasta, na pewno gdzieś tu jest. 

- Co z tego, że mówiłeś, ona robi, to co jej się podoba. 

- Skąd ja to znam... - bąknął pod nosem, odbijając się od pleców Wiedźmina, gdy ten zatrzymał się na moment. 

- Masz coś, co do niej należy? 

- O nie, nie będziesz stosował na niej żadnych sztuczek!

- Chcesz, żeby coś jej się stało? - warknął Wiedźmin, grając na emocjach barda. 

Jaskier westchnął zawiedziony swoją uległością i podał mu mały kwiat, który miała dziś we włosach, a który włożył do kieszeni, gdy zdecydowała się z niego zrezygnować. 

W dłoni Geralta wydawał się taki niewielki jak stokrotka. Jaskier z początku udawał obrażonego, ale potem już z bijącym sercem, podążał za starszym, bo kierował się on w stronę murów miasta. Czyli jednak go oszukała, a tak bezgranicznie jej ufał. Zaczynał się trochę obawiać. Może jednak Geralt miał rację i ta cała Lilia była tylko przykrywką kogoś o wiele bardziej niebezpiecznego. Cirilla jak na człowieka o złotym sercu miała sporo wrogów. 

Wyszli poza miasto, ciągle kierując się dalej, w stronę niedalekiego lipowego lasku. Słońce prawie już zaszło, przez moment zapatrzył się w pomarańczowy nieboskłon i wielką tarczę słońca na linii horyzontu. 

- Jest niedaleko...

Serce barda znów przyspieszyło. Wewnętrznie już szykował się na próbę walki lub porządną, rodzicielską reprymendę i grożenie palcem, choć nie był pewny czy Geralt da mu dojść do słowa. Weszli wgłąb lasku, chrust za głośno trzaskał mu pod nogami, ale nie potrafił chodzić tak bezszelestnie jak Wiedźmin. Jak to możliwe, że ten byk nie wydawał praktycznie żadnych dźwięków? 

- Stój - odezwał się cicho starszy. Bard zatrzymał się za nim, nasłuchując ciszy lasu, zakłócanej czyimś niezbyt odległym głosem i śmiechem. Zmarszczył brwi, żeby lepiej się wsłuchać, ale Wiedźmin ruszył dalej, a on nieodłącznie za nim. 

Zatrzymali się dopiero na granicy końca lasku i niewielkiej polany, gdzie po jej drugiej stronie, pod rozłożystą wierzbą siedziały dwie kobiety. Towarzyszyło im światło kilku świec, coś co z tej odległości określiłby jako owoce, butelka trunku i kosz z wikliny. 

Geralt chciał iść dalej, ale bez namysłu chwycił go za łokieć i próbował pociągnąć w tył, między gęstwiny, ale z racji wagi Wiedźmina wylądował na jego plecach. 

- Co robisz? - warknął pod nosem zabójca potworów. 

- Nie przeszkadzajmy im, przecież widzisz, że tylko rozmawiają... 

W tym momencie usta obu kobiet połączyły się w krótkim, słodkim pocałunku, gdy obca dziewczyna zbliżyła się do siedzącej na trawie Ciri. Kobieta miała długie, blond włosy, powiewały niczym kłosy zboża na wietrze, a na sobie zwiewną sukienkę w kolorze pudrowego różu. Tyle bard był w stanie wywnioskować z dość dużej odległości. 

- I się całują...

Geralt warknął i ponownie podjął próbę wyjścia z kryjówki lecz Jaskier znając swój brak siły obiegł go dookoła i zastąpił drogę. 

- Z drogi.

- Nie.

- Jaskier.

- Zmuś mnie.

Geralt przekrzywił odrobinę głowę, to rzeczywiście zabrzmiało głupio. Mógłby przesunąć go małym palcem i przy okazji zrobić krzywdę. 

- No spójrz na nie - szepnął - przecież to tylko niewinne zauroczenie. Nic jej nie będzie. Geralt - bard położył dłoń na bladym policzku, żeby zwrócić na siebie uwagę, patrzących za jego plecy nienawistnych oczu. Od razu, gdy spotkały się z jego twarzą, złagodniały - wracajmy. Daj jej być zwyczajnym człowiekiem. 

- Hmm... - warknął agresywnie i na pięcie zwrócił się w drogę powrotną. Zadowolony Jaskier podążył za nim. 

Zbliżali się ponownie do miasta, a bard co jakiś czas spoglądał na twardą minę Wiedźmina i uśmiechał się pod nosem. 

- Z czego się tak szczerzysz? - nie wytrzymał w końcu. 

- Ależ z ciebie troskliwy tatuś. 

- Zamilcz. 

- Mówię tylko to co widzę. To miłe słowa, doceń je, Geralt. 

- Za to z ciebie nieodpowiedzialny "tatuś" - wysyczał z obrzydzeniem ostatnie słowo. 

- No cóż, jeden musi być rygorystyczny, żeby drugi mógł pobłażać. Uzupełniamy się. 

Wiedźmin prychnął, ale nie zaprzeczył, wzruszył tylko ramionami. 

- Geralt, zauważyłeś moje nowe buty? - zmienił temat. 

- Nie. 

- Spójrz, podobają ci się? 

- Nie. 

- Specjalnie z myślą o tobie wybierałem.

Jaskier nie dawał mu zapomnieć o jednej chwili zapomnienia, gdy kiedyś po pijaku przyznał się, że podoba mu się kolor bordowy. Od tamtej pory kupował praktycznie wszystko w tym kolorze. 

- Są idiotyczne. 

- Ooo, czyli ci się podobają! Wiedziałem - zaklaskał w dłonie - mam też bordowy kapelusz, pokaże ci w domu. 

- Za co... 

Gdy dotarli do domu Jaskra, Geralt przeżył agonię, musząc oglądać nowo zakupione ubrania barda, a także wysłuchać nowego wiersza, a później na odstresowanie wypić trzy kufle wina i zasnął w łóżku barda, wtulając się w jego poduszkę jak dziecko. Zmęczony Jaskier, nie bardzo wiedząc co zrobić, położył się obok, również lekko zamroczony alkoholem. Obudził go dopiero nad ranem cichy szept. Okleił się od umięśnionego ramienia Wiedźmina i odwrócił w stronę głosu. 

- Już jestem - przez mgłę zobaczył uśmiechniętą Ciri - dzięki, że go zatrzymałeś - złożyła na policzku barda szybkiego całusa i pobiegła zmyć z siebie całonocną przygodę i położyć się na zasłużony odpoczynek. 

- Nie ma sprawy - wymruczał Jaskier, nie zastanawiając się skąd Ciri wie o ich obecności w lesie i ponownie wtulił się w ramię Geralta. 

. . .

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro