Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

42.

Karolina

Momentalnie podbiegłam do nich i zobaczyłam, że dziewczyna ma podwinięta sukienkę. Bartek miał ręce w jej majtkach. Złapałam go gwałtownie za ramię i odwróciłam do siebie stanowczym ruchem uderzając go z całej siły z liścia. Dziewczyna psiknęła i schowała się za Bartkiem. Rzuciłam jej obrzydliwe spojrzenie, a później popatrzyłam na niego. Był cały czerwony, a jego wzrok wyrażał tylko jedno. Przerażenie.

- Jak mogłeś.. - zaczęłam.

- Kochanie, nie rozumiesz.

- Nie rozumiem? Co jest kurwa nie zrozumiałe w tym, że pieprzysz inną dziewczynę palcami?! Co jest tu nie zrozumiałe?!

- Karolcia.

- Zamknij się Bartek. Nie do wiary! Nie chciałam się z tobą pierdolić, a ty poszedłeś do pierwszej lepszej, żeby to zrobić?! - wokół nas zaczął się tworzyć lekki tłum, a muzyka ucichła. Nie obchodziło mnie ile osób mnie słyszy. Byłam tylko ja i on.

- Jak mogłeś?! Obiecałeś, że nie będziesz taki jak Kuba, a okazałeś się gorszy! On mnie nigdy nie zdradził, za to ty tak! I to w najobrzydliwszy sposób, jaki mogłeś. Byłam dosłownie za ścianą! Co gdybym tu nie wyszła i was nie przyłapała?! Nie powiedział byś mi i żył ze mną jak gdyby nigdy nic!

- Daj mi to wytłumaczyć - zaczął jąkając się.

- Co chcesz wytłumaczyć? Pytam się kurwa co!

- Bo ja myślałem wtedy o tobie.

- Ja pierdole! Niedość że skurwiel to jeszcze tępy. I co myślałeś że jak mi to powiesz to zmienię zdanie? Wpadnę ci w ramiona i powiem wybaczam? Wybaczam, że mnie zdradziłeś, ale przecież myślałeś o mnie?! Wiesz co, jesteś kurewsko obrzydliwy. Nie do wiary, że tego nie widziałam od razu. Chciałeś mnie tylko wykorzystać! Mam rację?

- Przecież się kochamy.

- My? Ja i ty? Czy ty i ta twoja dziwka! Nie bądź śmieszny. Każdej dziewczynie wciskasz taki kit, co? Czy wymyśliłeś go specjalnie dla mnie? Jak miło - syknęłam wściekła.

Podeszłam do niego i spoliczkowałam z całej siły. Patrzyłam jak pocierał czerwone miejsce. Patrzyłam na niego z nienawiścią, z niczym więcej. Patrzyłam na osobę, która jeszcze dziś rano mówiła że mnie kocha. Nie pomyślałabym wtedy, że to się tak potoczy. Widać świeży miał rację - potrzebujmy przerwy. Przerwy, która będzie trwała wieczność.

Olśniło mnie. Popatrzyłam na świeżego.

- O wszystkim wiedziałeś, nie? - zapytałam ale nie odpowiadał - Pytam się?!

- To nie tak..

- To wytłumacz mi proszę jak!

- Bartek porosił nas wszystkich, abyśmy nie pozwolili ci wyjść na dwór. Nie myśleliśmy o tym za dużo i się zgodziliśmy. Nie wiedziałem, że cię zdradza, słowo..

Nie słuchałam go już więcej. Za to w głowie cały czas słyszałam pierwsze zdanie. Poprosił nas. Poprosił wszystkich.

- Czyli wy wszyscy wiedzieliście. Wszyscy mnie pilnowaliście. Tacy z was przyjaciele. Nienawidzę was! - wykrzyczałam i wbiegłam do swojego pokoju. Zakluczyłam się i opadłam na podłogę. Pozwoliłam sobie na chwilę słabości.

Ktoś walił w moje drzwi, ale to ignorowałam. Rzuciłam dużą torbę na podłogę i zaczęłam wrzucać do niej część szafy. Do małej torebki schowałam paszport i inne podręczne rzeczy. Przebrałam się w pierwszy lepszy dres i zbiegłam na dół. Cały tłum przeniósł się do środka. Nikt się już nie bawił. Każdy patrzył na mnie.

- Karolina, daj mi to wszystko wytłumaczyć - zaczął Bartek.

- Już miałeś, kurwa, swoje pięć minut - wycedziłam z jadem.

Rzuciłam się w stronę wyjścia szybko zakładając pierwsze lepsze buty. Otworzyłam drzwi, ale ktoś za nimi stał. Faustyna. Jej mina momentalnie zmieniła się z wesołej na zmartwioną.

- Karolcia, matko - powiedziała tylko, a ja już po tym wiedziałam że wyglądam strasznie - Co się stało i gdzie się wybierasz? Gdzie Bartek.

- Huj mnie on obchodzi. Jest kurwą - obróciłam się słysząc za sobą głośny oddech.

- Błagam, myszko daj mi to wytłumaczyć.

- S p i e r d a l a j. Czego nie rozumiesz? Mam ci to jeszcze raz przeliterować? Zawiodłeś mnie. Cholernie zawiodłeś. I nie nawidzę cię za to! Lepiej będzie, jak zapomnimy o sobie.

- Ale jak..

- Faustyna skończ. Nie chcę o tym gadać. Napiszę jak się ogarnę. A wy - zwróciłam się do salonu - Jestescie równie okropni. Kryć zdradę? Obrzydliwe. Odpierdolcie się ode mnie wszyscy. Nie nawidzę was. Tacy z was kurwa przyjaciele! - wysyczałam w ich stronę i wybiegłam z domu.

W między czasie wybrałam numer Michała. Odebrał po trzecim sygnale.

- Kana, wła.. - zaczął, ale mu przerwałam.

- Michał nie pytaj o nic. Przyjedź po mnie. Wyślę ci adres, błagam szybko - wyjąkałam zapłakana.

- Już jadę.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro