42.
Karolina
Momentalnie podbiegłam do nich i zobaczyłam, że dziewczyna ma podwinięta sukienkę. Bartek miał ręce w jej majtkach. Złapałam go gwałtownie za ramię i odwróciłam do siebie stanowczym ruchem uderzając go z całej siły z liścia. Dziewczyna psiknęła i schowała się za Bartkiem. Rzuciłam jej obrzydliwe spojrzenie, a później popatrzyłam na niego. Był cały czerwony, a jego wzrok wyrażał tylko jedno. Przerażenie.
- Jak mogłeś.. - zaczęłam.
- Kochanie, nie rozumiesz.
- Nie rozumiem? Co jest kurwa nie zrozumiałe w tym, że pieprzysz inną dziewczynę palcami?! Co jest tu nie zrozumiałe?!
- Karolcia.
- Zamknij się Bartek. Nie do wiary! Nie chciałam się z tobą pierdolić, a ty poszedłeś do pierwszej lepszej, żeby to zrobić?! - wokół nas zaczął się tworzyć lekki tłum, a muzyka ucichła. Nie obchodziło mnie ile osób mnie słyszy. Byłam tylko ja i on.
- Jak mogłeś?! Obiecałeś, że nie będziesz taki jak Kuba, a okazałeś się gorszy! On mnie nigdy nie zdradził, za to ty tak! I to w najobrzydliwszy sposób, jaki mogłeś. Byłam dosłownie za ścianą! Co gdybym tu nie wyszła i was nie przyłapała?! Nie powiedział byś mi i żył ze mną jak gdyby nigdy nic!
- Daj mi to wytłumaczyć - zaczął jąkając się.
- Co chcesz wytłumaczyć? Pytam się kurwa co!
- Bo ja myślałem wtedy o tobie.
- Ja pierdole! Niedość że skurwiel to jeszcze tępy. I co myślałeś że jak mi to powiesz to zmienię zdanie? Wpadnę ci w ramiona i powiem wybaczam? Wybaczam, że mnie zdradziłeś, ale przecież myślałeś o mnie?! Wiesz co, jesteś kurewsko obrzydliwy. Nie do wiary, że tego nie widziałam od razu. Chciałeś mnie tylko wykorzystać! Mam rację?
- Przecież się kochamy.
- My? Ja i ty? Czy ty i ta twoja dziwka! Nie bądź śmieszny. Każdej dziewczynie wciskasz taki kit, co? Czy wymyśliłeś go specjalnie dla mnie? Jak miło - syknęłam wściekła.
Podeszłam do niego i spoliczkowałam z całej siły. Patrzyłam jak pocierał czerwone miejsce. Patrzyłam na niego z nienawiścią, z niczym więcej. Patrzyłam na osobę, która jeszcze dziś rano mówiła że mnie kocha. Nie pomyślałabym wtedy, że to się tak potoczy. Widać świeży miał rację - potrzebujmy przerwy. Przerwy, która będzie trwała wieczność.
Olśniło mnie. Popatrzyłam na świeżego.
- O wszystkim wiedziałeś, nie? - zapytałam ale nie odpowiadał - Pytam się?!
- To nie tak..
- To wytłumacz mi proszę jak!
- Bartek porosił nas wszystkich, abyśmy nie pozwolili ci wyjść na dwór. Nie myśleliśmy o tym za dużo i się zgodziliśmy. Nie wiedziałem, że cię zdradza, słowo..
Nie słuchałam go już więcej. Za to w głowie cały czas słyszałam pierwsze zdanie. Poprosił nas. Poprosił wszystkich.
- Czyli wy wszyscy wiedzieliście. Wszyscy mnie pilnowaliście. Tacy z was przyjaciele. Nienawidzę was! - wykrzyczałam i wbiegłam do swojego pokoju. Zakluczyłam się i opadłam na podłogę. Pozwoliłam sobie na chwilę słabości.
Ktoś walił w moje drzwi, ale to ignorowałam. Rzuciłam dużą torbę na podłogę i zaczęłam wrzucać do niej część szafy. Do małej torebki schowałam paszport i inne podręczne rzeczy. Przebrałam się w pierwszy lepszy dres i zbiegłam na dół. Cały tłum przeniósł się do środka. Nikt się już nie bawił. Każdy patrzył na mnie.
- Karolina, daj mi to wszystko wytłumaczyć - zaczął Bartek.
- Już miałeś, kurwa, swoje pięć minut - wycedziłam z jadem.
Rzuciłam się w stronę wyjścia szybko zakładając pierwsze lepsze buty. Otworzyłam drzwi, ale ktoś za nimi stał. Faustyna. Jej mina momentalnie zmieniła się z wesołej na zmartwioną.
- Karolcia, matko - powiedziała tylko, a ja już po tym wiedziałam że wyglądam strasznie - Co się stało i gdzie się wybierasz? Gdzie Bartek.
- Huj mnie on obchodzi. Jest kurwą - obróciłam się słysząc za sobą głośny oddech.
- Błagam, myszko daj mi to wytłumaczyć.
- S p i e r d a l a j. Czego nie rozumiesz? Mam ci to jeszcze raz przeliterować? Zawiodłeś mnie. Cholernie zawiodłeś. I nie nawidzę cię za to! Lepiej będzie, jak zapomnimy o sobie.
- Ale jak..
- Faustyna skończ. Nie chcę o tym gadać. Napiszę jak się ogarnę. A wy - zwróciłam się do salonu - Jestescie równie okropni. Kryć zdradę? Obrzydliwe. Odpierdolcie się ode mnie wszyscy. Nie nawidzę was. Tacy z was kurwa przyjaciele! - wysyczałam w ich stronę i wybiegłam z domu.
W między czasie wybrałam numer Michała. Odebrał po trzecim sygnale.
- Kana, wła.. - zaczął, ale mu przerwałam.
- Michał nie pytaj o nic. Przyjedź po mnie. Wyślę ci adres, błagam szybko - wyjąkałam zapłakana.
- Już jadę.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro