21.
Karolina
Przebudziłam się. Jak to możliwe? Przecież mnie już nie było, skończyłam ze sobą i tym durnym życiem tamtej nocy. Moje ręce były ciężkie.
Z trudem obróciłam głowę, a wtedy zauważyłam Faustynę i Bartka. Opierała się o jego ramię. Chyba spała. Poczułam dziwne uczucie w sercu. Byłam zazdrosna? Ale tak naprawdę nie miałam powodu aby być.
Podniosłam się lekko. Bartek to zauważył. Obudził Faustynę i razem z nią podeszli do mojego łóżka. Ona miała łzy w oczach, a on? Bartek miał jakiś dziwny błysk w oku, którego nie umiałam zdefiniować.
- O nie, czyli mi się nie udało, ja pierdole - wypaliłam.
Faustyna wybuchnęła szlochem, a ja odwróciłam głowę. To co powiedziałam było prawdą - wolałabym nie żyć, niż żyć tak popierdolenie.
- Nie mów tak Karolcia - ostatnie słowo połaskotało moje ucho - Bardzo się cieszymy że żyjesz, narobiłaś nam stracha malutka. Ale już jest wszystko okej i nigdy nie dopuścimy do kolejnej takiej sytuacji. Ja nie dopuszczę - powiedział dobitnie Bartek.
- Faustyna - zwrócił się do mojej siostry - idź może powiedz lekarzowi, że Karolcia się obudziła. Pewnie będą chcieli ją zbadać, czy coś.
Dziewczyna wytarła łzy i pokiwała głową. Ubrała bluzę i zniknęła za drzwiami. W pokoju zawisła cisza.
- Jesteś z Faustyną? - wypaliłam, zaskakując samą siebie.
- Co? Nie! Jak ci to przyszło w ogóle do głowy? Coś nie tak zrobiłem? - popatrzył na mnie z zmieszaniem - Dlaczego tak myślisz? - powiedział ciszej.
- Widzę z wami pełno editów na tik toku. Nie wiem, chyba po czasie w nie uwierzyłam. A dziwnie było by spać w domu siostry swojej dziewczyny - zaśmiałam się nerwowo.
Nagle poczułam straszny ból. To głowa. Byłam przyzwyczajona do jej bólu, ale teraz uderzył z potrójną siłą. Jękłam i wcisnęłam głowę w poduszkę.
- Co się dzieje, perełko? Dzwonić po lekarza?
- Nie. Głowa. Tylko. - wycedziłam. Po chwili ból jednak minął. Może to była reakcja mojego organizmu na to, że tyle co wybudziłam się ze śpiączki? Nie wiedziałam, ale wiedziałam że już jest dobrze.
Popatrzyłam kątem oka na Bartka, patrzył na mnie pustym wzrokiem. Wydawał się zamyślony. Miałam dziwne przeczucie, że to z mojego powodu.
- Mów o co chodzi.
- On.. - o dziwo moje przeczucia się sprawdziły. Naprawdę go coś trapiło - On naprawdę złamał ci nos, za to że nie wyrzuciłaś śmieci?
Pokiwałam tylko głową. Patrzyłam w jeden punkt, czując jak wspomnienia znów ożywają. Znów wchodzi do naszego mieszkania, jest pijany. Bierze zamach i uderza mnie w nos.
- Ty głupia suko! - krzyczy - Miałaś jedno pierdolone zadanie! Wyrzuć śmieci. Czego nie zrozumiałaś? Pizdo, do niczego się nie nadajesz. Jesteś tylko dobra lalką do ruchania, niczego więcej. Gdybyś nie była taka ciasna, dawno bym cię wyrzucił na zbity pysk! - kolejny raz dostaje w nos i kolejny. Krew. Czuję ją w ustach. Widzę ją na rękach. Wszędzie krew.
Zaciąga mnie do pokoju i zdejmuje mi spodnie. Przywiązuje nadgarstki. Zdejmuje swoje bokserki. I mnie pieprzy. Boleśnie i bez opamiętania. Zaciska ręce na mojej szyi. Dusi mnie. Jęczę z bólu, a jego to podnieca. Dochodzi, a jego nasienie ląduje na mojej twarzy. Miesza się z krwią i moimi łzami, które płyną strumieniami.
Teraz też je poczułam. Mokre krople spływające po mojej twarzy. Nie mogłam oddychać. On znów mnie dusił, znów przywiązał moje nadgarstki do łóżka. Gwałtownie się podnoszę. Obraz mi się rozmazuje.
- Nie proszę! Przestań! - znów widzę jego wściekłą twarz - Proszę to boli! Pomocy!
- Karolcia, wszystko jest dobrze. Jesteś bezpieczna! Go tu nie ma, rozumiesz? - już prawie nie widzę nic na oczy - Nie zamykaj oczy. Boże mała, przestań mi to robić! Nie mogę cię znowu stracić!
Czarna plama. Nic już nie widzę. Może to była śmierć? Ta na którą tak długo czekałam. Może w końcu przyszła. Zamknęła mnie w mojej okropnej przeszłości na zawsze i żywiła się moim strachem. Może taki był mój los?
🤍609 słów
Jeden z mocniejszych rozdziałów w tej książce. Mam nadzieję, że wam się podoba. Buziaki!
~OczytanaCara
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro