16.
Bartek
Otworzyłem oczy i przeciągnąłem się. Dopiero po chwili uświadomiłem sobie, że byłem w mieszkaniu Karoliny. Rozglądnąłem się, a gdy jej nie zobaczyłem szybko wybiegłem z pokoju. Oddechnąłem z ulgą, gdy zobaczyłem ją siedzącą na balkonie. W rękach trzymała kubek z parującym napojem i grzała się od niego. Wziąłem z blatu kubek z czarną kawą, którą musiała mi zrobić dziewczyna. Przeszedłem do niej, a poranny rześki wiatr uderzył w moje ciało.
- Dzień dobry, jak się spało? - zapytałem.
- Ciężko, pół nocy nie spałam. Cały czas czułam, że za rogiem czai się Kuba.
- Mogłaś mnie obudzić, przecież bym z tobą porozmawiał, uspokoił.
- Spałeś tak słodko, że nie miałam serca cię obudzić - obróciła głowę w moją stronę, a na jej policzku zobaczyłem kilka łez. Wytarła je wierzchem dłoni i odwróciła ode mnie głowę. - Nie patrz na mnie, jestem bez makijażu.
- Bez niego jesteś piękniejsza. Ale za to te łzy mi się nie podobają, co się dzieje? - zapytałem i położyłem kubek na stoliku. Przykucnąłem przy jej nogach, położyłem dłonie na jej udach i lekko je gładziłem.
Syknęła i zrzuciła moje ręce. Popatrzyłem na nią zmieszany i dopiero po chwili zobaczyłem jej siniaki. Przypomniała mi się sytuacja na tarasie, gdzie pokazała swoje rany.
Ciche łkanie wyrwało się z jej gardła, a ja złapałem za jej rękę w uspokajającym geście. Nagle złapała się za klatkę piersiową i z trudem brała oddech. Wstałem i wziąłem ją na ręce, przeniosłem ją na swoje kolana, posadziłem ją na mnie okrakiem. Byłem pewien, że to atak paniki.
- Spokojnie, Karolcia oddychaj razem ze mną - głaskałem jej włosy - Wdech, wydech, wdech, wydech. Nie będę cię do niczego zmuszał, jeśli chcesz porozmawiaj ze mną.
- Boję się, boję. Jestem słaba. Nie daje rady Bartek, naprawdę. Nie chce tak żyć. Nie chce żyć! Powinnam już dawno ze sobą skończyć, żałuję że tamtej nocy Kuba mnie nie zabił. Jestem problemem, dla wszystkich jestem tylko problemem! - płakała w mój goły tors, a ja cały czas głaskałem ją po włosach.
- Nie jesteś problemem, jesteś najbardziej silną osobą jaką znam, radzisz sobie z tym wszystkim. Spokojnie.
- Powinnam ze sobą skończyć, miałeś rację, wtedy na tarasie, mogłam nie przyjeżdżać, mogłam dać sobą pomiatać do takiego stanu, aż bym umarła. Było by po problemie. - zaczęła mi się wyrywać - Puść mnie, chce ze sobą skończyć. Skoczę z balkonu! Bartek puszczaj!
Złapałem ją mocniej w talii, a ta cały czas się wierciła. Po kilku minutach walki ze mną, opadła na mój tors i zaczęła płakać. Przytuliłem ją mocno, czując że się uspokaja.
- Wtedy na tarasie, nie myślałem, obchodziła mnie tylko własna dupa. Nie zwracałem uwagi na traumę, jaką przeżyłaś. Nie powinienem tak mówić, nie wiem czemu tak powiedziałem, ja wcale tak nie uważałem. Chyba poprostu czułem się zagrożony, bałem się że kiedy do nas dołączysz, ja stanę się tylko tłem. Że każdy będzie tobą tak zachwycony, że zapomną o mnie. Teraz wiem, że takie myślenie to był błąd. Jesteś najlepszą decyzją tego projektu.
Popatrzyła na mnie, czerwonymi od łez oczami i się uśmiechnęła. Ułożyła się wygodnie na moim torsie, a ja oparłem się o jej głowę. Włosy dziewczyny pachniały karmelem, taki sam zapach czułem zasypiając i budząc się w jej łóżku.
- Chyba powinniśmy zadzwonić do reszty i powiedzieć co się stało - zadecydowała nagle. Przytaknąłem.
🤍531 słów
Szykuje się kolejny mocny rozdział, ale nic więcej nie zdradzam🫣
~OczytanaCara🫶🏻
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro