Akceptacja
Złocisty piasek ogrzewał moją skórę, wraz z różowym słońcem,
które zatapiało się w falującej wodzie.
Fale spokojnie nachodziły na miliardy małych kamieni,
zostawiając na nich skarby głębiny.
Wraz z nocą nadchodziło zimno, ale nie martwiłem się o to,
czarna bluza z rogami, opatulała mnie całego.
Wpatrywałem się w znikające słońce,
jedyne co przypominało mi o mieście w,
którym kiedyś pomieszkiwałem to ta płomienna plama.
Odkąd wyniosłem się z Los Santos w moim życiu nastał spokój.
Nie użerałem się już z sprawami, w które zostałem wplątany,
godziny spędzane na napadach zamieniły się w siłownię i
czas dla siebie. Wszystko zmierzało w dobrą stronę.
Czułem jak czarne włosy lekko falują, przez poruszony wiatr.
Przychodziłem tutaj zawsze po zakończonej pracy w
warsztacie samochodowym.
Nie przejmowałem się tym, iż moi "przyjaciele", od kilku
miesięcy nie postanowili się do mnie odezwać.
Miałem siebie, miałem nowych kolegów, miałem nowych przyjaciół.
Kochałem nowego siebie, nowe życie, nowe wspomnienia.
W końcu mogłem być tym kim chciałem i tym kogo kochałem.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro