x wódka x
przeglądałam sobie dzisiaj moje prace i znalazłam tą latbele, której nie miałam odwagi opublikować
ale teraz, kiedy po raz kolejny powiedziałam sobie 'cholera, to bez sensu, rzucam pisanie' przeczytanie tego było odświeżające
więc proszę, jeśli ktoś tu trafi, miłej zabawy
może nie jest najpiękniejsze, ale w tym momencie mi się podoba
Raivis przesiadywał w barze powolnie popijając podaną mu przez uroczą barmankę wódkę. Całą swoją uwagę skupił na obkręcaniu pierścienia, który przed kilkoma minutami zsunął z serdecznego palca. Napój przykładał do ust automatycznym, wyuczonym już po tylu wizytach w tym miejscu odruchem. Początkowo nie zauważył (a raczej nie chciał zauważyć) platynowo-włosej dziewczyny, która z godnym podziwu wdziękiem usiadła w rozkroku na krześle. Jej palące spojrzenie niemiłosiernie go irytowało, postanowił ją jednak ignorować, przygotowany na głupi wykład o tym, że nie zasługuje na to, by umażać smutki wódką.
— Poproszę czystą, do rachunku pana obok — mruknęła do tej samej uroczej barmanki, która podała alkohol Raivisowi. Wskazała na niego głową, by nie było wątpliwości o kogo chodzi.
Blondyn westchnął głęboko, szacując ile wyniesie go ta wizyta w barze.
Zdecydowanie za dużo niż powinna, pomyślał, uwzględniając i rachunek pieniężny, i ten emocjonalny.
Barmanka postawiła drinka przed Natalyą, na co ta lekko skinęła głową, jakby w geście podziękowania, po czym wypiła alkohol jednym haustem. Z hukiem odstawiła szklankę.
— Jeszcze jedną, jeśli łaska. — Uśmiechnęła się rozbrajająco, powodując rumieniec na twarzy kobiety.
Kolejne westchnięcie ze strony Raivisa sprawiło, że skierowała na niego swoją uwagę.
— Powinnieneś się cieszyć, że przyszłam ja, nie Ivan. Kocham mojego braciszka najbardziej na świecie, ale marny z niego kompan do picia.
Słowa te sprawiły, że skrzywił się na myśl o ogromnym, pijanym Bragińskim zgniatającym jego głowę. Nie odezwał się, wciąż bawiąc się pierścieniem.
— Kolejną kolejkę — powiedział do barmanki, nawet nie podnosząc głowy.
— I takie podejście rozumiem. — Po raz pierwszy Natalya uśmiechnęła się do niego. Nie zrobiła tego przez cały czas, gdy mieszkali w jednym domu, nie zrobiła tego gdy spotykali się poza tym przeklętym budynkiem, nie zrobiła tego nigdy, nawet gdy sytuacja byłaby odpowiednia, ale uśmiechnęła się teraz, gdy siedzieli w barze z tanim alkoholem.
***
Nóż przemknął przez pokój, w locie wykonując piruety niczym najlepsza rosyjska prima balerina. Uderzył idealnie w środek tarczy oryginalnie przeznaczonej do gry w rzutki. Zebrani wokół mężczyźni gwizdnęli z podziwem. Dopiero ten dźwięk sprawił, że Raivis wypuścił wstrzymywane powietrze. Szczęśliwie Natalya nie przegrała jego pieniędzy.
— Widzisz, mówiłam ci, że sobie poradzę — zaśmiała się, uderzając go w udo.
Uśmiechnął się krzywo, przekonany, że skoro udało jej się trafić, to zaraz posypią się kolejne zakłady, na coraz większe sumy, a dziewczyna zrobi z niego swojego sponsora i kiedy w końcu omsknie jej się ręka zostanie zadłużonym młodzieńcem, odbiorą mu mieszkanie i będzie musiał wrócić do ogromnego rosyjskiego domu, w którym wpadł w nałóg.
Ale ona wstała, ruszyła przez pomieszczenie, utrzymując kamienną twarz i wyciągnęła swoją własność z tarczy. Odwróciła się na pięcie, a nóż poszybował w stronę skamieniałego Raivisa.
Wizja śmierci była jeszcze bardziej przerażająca niż powrót do rezydencji Braginskich, zacisnął więc powieki i wyciągnął przed siebie ręce z nadzieją na uratowanie życia. Ale uderzenie nie nadeszło. Otworzył oczy i zamrugał kilkakrotnie. Przed nim stała Natalya, z czystą radością na twarzy i nożem w ręce.
— Zdążyłam! — krzyknęła, zaśmiewając się głośno. Nóż uniosła nad głowę, niczym największe trofeum.
Twarz Raivisa powoli odzyskiwała kolory. Tego już było za wiele. Mógł tolerować inne zachowania dziewczyny, ale nie zmach na swoje życie. Podniósł się i zgarnął płaszcz z kanapy.
— Moje życie nie jest twoją pierdoloną zabawką — wysyczał, tupnął na odchodne i odszedł.
Gdy tylko przeszklone drzwi zatrzasnęły się za jego plecami oparł się o ścianę i osunął na zimny chodnik. Natalya splątała wszystkie jego myśli. Taka dziewczyna jak ona nie jest odpowiednią towarzyszką dla chłopca jak on. Nawet jeśli ten chłopiec świetnie bawił się dzisiejszego wieczoru.
Parsknął śmiechem. Nie bardzo wiedział dlaczego, ale śmieszyła go ta sytuacja.
Drzwi uchyliły się lekko, czego w pierwszym momencie nie zajerestrował. Platynowo-włosa usiadła obok niego i podciągnęła kolana pod brodę.
— Nie przeproszę — zapewniła od razu.
— Wiem. Byłbym zaskoczony, gdyby przez twoje usta kiedykolwiek przeszło przepraszam, proszę czy dziękuję.
— Dobrze mnie znasz. — Z uśmiechem trzepnęła go w ramię.
Chciał jej odpowiedzieć, że wcale nie; że nic o niej nie wie, bo nigdy tak na prawdę szczerze nie rozmawiali. Znał tylko tą Natalyę, jaką dziewczyna pokazywała wszystkim. Ale nie potrafił się zmusić by zepsuć ten moment. Był szczęśliwy, ona chyba też, więc dlaczego rozmyślać? Po co analizować?
W przypływie nagłej odwagi przybliżył swoją twarz do jej. Na chwilę ich spojrzenia się spotkały; poczuł się jak tonący w jej oczach. Nigdy jeszcze nie był z kimś tak blisko.
— Cholera, całujesz mnie czy sama mam się tym zająć?
Otworzył usta, nie pewny jak zareagować. Czy na prawdę może? Natalya nie czekając na odpowiedź przycisnęła swoje wargi do tych należacych do Łotysza. Wystarczył ostry pocałunek o smaku wódki, by Raivis poczuł się jak w niebie. Żadne z nich nie zaprzątało sobie głowy tym, jak długo znajdowali się w tej pozycji. Pewne było, że gdy wreszcie odsunęli się od siebie Galante wciągał powietrze tak łapczywie, iż wydawać by się mogło, że zaraz pękną mu płuca.
— Jak na prawiczka świetnie się całujesz! — zaśmiała się dziewczyna, przyprawiając pratnera o rumieniec zarówno z zakłopotania jak i ze złości.
— Udam, że nie słyszałem twojego przezabawnego komentarza.
Znów chichot. Raivis nie potrafił się powstrzymać i dołączył do zwijającej się ze śmiechu Białorusinki. Gdy wreszcie się uspokoiła otarła łzy z oczu i podiosła się z ziemi.
— To był na prawdę zabawny wieczór — stwierdziła, podając blondynowi rękę. Przyjął pomoc i również stanął na równe nogi. — Muszę częściej z tobą pić, Raivisie - dodała i odwróciła się, gotowa odejść.
— Czekaj!
Odwróciła się przez ramię, wciąż widocznie rozbawiona.
— Dziękuję za dzisiejszy wieczór. Też dobrze się bawiłem — wymamrotał Łotysz z zawstydzeniem.
— Zawsze do usług! — Zasalutowała i odbiegła w swoją stronę.
Pokiwał głową w geście zaprzeczenia i wsadził ręce do kieszeni. Z zaskoczeniem stwierdził, że w żadnej z nich nie ma portwela.
— Co do... Natalya! — Ale Białorusinka była już daleko, nie było więc szans na dogonienie jej. Raivis westchnął tylko po raz kolejny tego wieczoru i ruszył w kieruknku swojego mieszkania.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro