Rozdział VI
Severin uśmiecha się na mój widok szczerze. Przytula mnie do siebie, zaczyna coś mówić, odpowiadam tylko uśmiechem.
- Bawcie się dobrze - mówi Kamil, kiedy wychodzimy.
Severin poprawia blond grzywkę i puszcza do niego oczko, mam ochotę go udusić.
- Andreas uważa, że to bez sensu, ale ja rozmawiałem ze związkiem już jakiś czas temu. Mógłbyś pracować w Niemczech. Przy siłowni. Nic wielkiego, sprzątanie, czyszczenie sprzętu, zrobiłbyś podstawowy kurs ratowniczy. Byłbyś niewidoczny - mówi - Andreas nie chciał poruszać tego tematu. Stwierdził, że po tym co zrobiłeś Kamilowi... Nie wiem i nie chcę wiedzieć, po prostu chciałbym, aby ktoś kiedyś to dla mnie zrobił.
- Dzięki - odpowiadam i przeczesuje włosy - Sev, tylko, że ja...
- Wcale nie wiesz czy chcesz tam iść, tak? - unosi jasną brew - tak myślałem, dlatego posiedzimy u mnie w pokoju.
Zadziwia mnie, jak bardzo mężczyzna mnie rozumie. Nie widzieliśmy się tyle czasu.
- Zniknąłeś na tak długo, że myślałem, że ze sobą skończyłeś - mówi - zawsze byłeś z nas najsłabszy. Kamil był doskonały, ja trochę zbyt arogancki, ale ty... Ciebie to wszystko zjadało.
Ma rację, ale nie podoba mi się w jaki sposób to wyciąga. Nie ma prawa tak do mnie mówić. Zagryzam wargi. Robię to dla Kamila nie dla siebie.
- Było blisko - odpowiadam tylko.
- Peter, czemu nie zwróciłeś się o pomoc? - pyta i przepuszcza mnie w drzwiach.
- Kiedy? Jak zacząłem się staczać, jak Kamil ze mną zerwał... - mnie samemu nie podoba się ten zirytowany głos, którym raczę swojego towarzysza.
- Hej, spokojnie Peter, naprawdę chcę ci tylko umilić wieczór. Też bym nie był szczęśliwy, gdyby chłopak, którego kocham, szukał mi niańki, ale to naprawdę nie moja wina, że tego potrzebujesz - mówi i zapala światło.
- Myślisz, że on... - zaczynam.
- Nie, Peter - przerywa mi - on tego nie robi z miłości, na to jest za późno. On po prostu... Nie chcę, aby to co z tobą przeżył poszło na marne. A poza tym, czy on dla wszystkich nie chce jak najlepiej?
Kiwam głową. Severin ma rację, a ja nadal myślę o tobie. O tym, kiedy było dobrze, kiedy zaczęło się źle i o tym wiecznym uśmiechu na twojej twarzy, który tylko ja byłem w stanie zmazać.
Severin podaje mi butelkę soku pomarańczowego, siada przede mną na podłodze.
- Co chcesz porobić? - pyta tak po prostu.
- Porozmawiać? - ryzykuję.
On kiwa głową, jakby się tego spodziewał i wpatruje się we mnie.
- Liczyłem, że ty zaczniesz coś mówić - wyznaję szczerze i odchylam głowę do tyłu.
- U mnie się aż tyle nie działo - uśmiecha się.
- Ale na pewno więcej pozytywnych rzeczy.
- Nie wątpię - mruży swoje niebieskie oczy - w coś ty się wpakował, Prevc?
- Ale wtedy? - pytam.
- No. Teraz po prostu jesteś nieszczęśliwie zakochany - Severin mówi o tym tak, jakby to była najzwyklejsza rzecz pod słońcem.
- Trudno jest przegrywać, kiedy zaledwie rok wcześniej tkwiłeś na szczycie - zaczynam - wali się tylko twój świat, bo twój partner nadal jest formie. Zwycięża. No, ale myślisz sobie, bywa, on dał radę to ja też. Ale tak się nie dzieje. Nudne miejsca, nic nie przynoszące treningi, ludzie, którzy dotąd trzymali za ciebie kciuki odwracają się. Jesteś sam, w tłumie ludzi, którzy mieli pomagać a przeszkadzają. W najlepszym razie traktują cię jak powietrze. Zawodowo pustka. A ukochany ma zobowiązania przez sukcesy. Jesteś sam. Sięgasz po alkohol. To nudne, bo znane. Dalej narkotyki. Znasz je. Przecież, w świecie show-biznesu łatwiej ich spróbować niż je ominąć.
Kończę swój wywód. Widzę wpatrzone we mnie, jego oczy. Przygryza wargę.
- Wiesz co, Prevc ?- zaczyna - jesteś strasznym egoistą.
Potem uśmiecha się. Patrzy jak piję i sięga do kieszeni spodni.
- Przeżywałem kryzys wtedy co ty. Kontuzja. Ty pojechałeś na igrzyska, ja walczyłem z kontuzją. Kolejna zmarnowana impreza, na którą czeka się całe życie. Ty tam przynajmniej byłeś, chociaż wielu ludzi wolałoby, aby było inaczej. Oglądałem was. Zazdrościłem - mówi cichym głosem - to było moje marzenie.
Nie wiem, jak mam na to odpowiedzieć. Szczere wyznanie zbija mnie z tropu. Severin uświadamia mi, w jak ogromnym stopniu moje życie, kręciło się wokół mnie samego. Przymykam oczy. Nie poznaję samego siebie. Czuję wstyd. Współczuję, komuś innemu niż sobie, czy tobie, Kamil.
- Ale oczywiście to ty miałeś najgorzej - kończy i zamyka oczy.
Wzdycham.
- Peter, może to przeważyło na tym, że ty i Kamil... A może po prostu do siebie nie pasowaliście - przyciąga kolana do brody.
Patrzę na niego. Zapomniałem o nim już parę lat temu. Od dawien dawna nie jesteśmy już trzema muszkieterami.
Willingen 2014
Patrzę na ciebie. Twoje włosy rozwiewa wiatr. Śmiejesz się, rozmawiasz, mimo że w środku płaczesz. Ewa umiera. Ale ty odpychasz od siebie tę myśl. Kiedy na ciebie patrzą śmiech, gdy na chwilę, ktoś spuszcza ciebie wzrok bruzda pojawia się na twoim czole, z oczu płyną łzy.
- Wszystko przemija - słyszę obok siebie znajomy, twardy głos.
Odwracam się. Severin z naciągniętą na głowie różową czapką.
- Myślę, że ten truizm jeszcze nikomu nie przyniósł otuchy - mówię.
- Bo patrzysz na to jedno wymiarowo. Tak jesteś nim zafascynowany, że go zdanie, zupełnie wyrwane z kontekstu, kojarzy ci się tylko z jednym - uzmysławia mi - przecież może przeminąć coś złego.
Przez chwilę myślę, że coś mi sugeruje, ale trudno coś wyczytać z jego spojrzenia.
- Ja po prostu chciałbym, aby był szczęśliwy - mówię cicho - aby nie cierpiał.
- Chciałbyś go pocieszyć? - Severin wyraźnie kpi, ale nie zamierzam się tym przejmować.
Milczę. Wkładam ręce do kieszeni.
- Prevc, rok temu zaczęła się niesamowita historia naszej trójki. Byliśmy piękni, młodzi i pełni życia. On przemija, przynajmniej ma powód, a ty... - urywa i unosi brew.
Jeszcze nie jestem gotowy na odpowiedź.
***
Dalej rozmowy toczy się spokojniej. Rozmawiamy o wszystkim i o niczym. Jest jak dawniej. Bardzo dawniej.
- Chyba się już sobą nacieszyli - stwierdza niespodziewanie Severin.
Wzdrygam się. Patrzę na zegarek. Ma rację. Parę godzin spędziliście sami. Ty i Andreas. Przygryzam wargę.
Blondyn wstaje. Otrzepuje niewidzialny pył z dresów. Robię to samo co on i razem wychodzimy. Idziemy tą samą drogą. Tylko tyle, że w ciszy.
Severin puka do drzwi pokoju Andreasa, chociaż ja chcę tam po prostu wpaść. Ku mojemu zaskoczeniu słyszę ciche:
- Proszę.
Przekraczam próg. Świeci się tylko biurowa lampka. Siedzisz na łóżku. Zupełnie biały. Twoja dłoń głaszcze lśniące włosy Andresa. Pewnie jeszcze przed chwilą rozmawialiście, teraz wpatrują się w mnie jego ogromne niebieskie oczy. Widziałeś kiedyś, Kamil, ciepłe, niebieskie oczy? On takie ma. Może ty też miałeś, a ja odebrałem im ciepło?
- Już czas? - pyta Andreas zaciskają palce na twoich spodniach.
- Wyruszamy rano - odpowiadasz i patrzysz na mnie, nie mogę oderwać wzroku od twoich kości policzkowych tak wyraźnie zarysowanych.
- W takim razie cię nie wypuszczę do tego czasu - Wellinger wygodnie układa się na twoich nogach.
- A co na to Stephan - śmiejesz się.
- Nie przyjdzie - Severin i Andi odpowiadają jednocześnie.
Milczysz przez chwilę. Przekrzywiasz głowę. Przyglądasz mi się. Czegoś we mnie szukasz. Czego? Na wszystko ci odpowiem.
- Nie piłem - mówię.
- Wiem - odpowiadasz, jakby wcale cię to nie interesowało.
Pochylasz się i całujesz policzek Andreasa. Zamykam oczy.
- Obiecaj, że nie widzimy się po raz ostatni - prosi chłopak.
Nie odpowiadasz. Uśmiechasz się tylko i kręcisz głową.
Mam ochotę zadać to samo pytanie, co wcześniej Andi.
- Już czas?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro